Po doświadczeniach z tak stronniczym polskim Trybunałem Konstytucyjnym pod egidą A. Rzeplińskiego obawiałem się, że austriacki Trybunał Konstytucyjny nie zdobędzie się na werdykt unieważniający wynik drugiej tury wyborów parlamentarnych w Austrii, pomimo rozlicznych oznak fałszów. Na szczęście okazało .się, że się myliłem. Sędziowie austriackiego Trybunału Konstytucyjnego okazali się ludźmi sprawiedliwymi. Wynik drugiej tury wyborów unieważniono. I być może w wyniku powtórzenia wyborów Grupa Wyszehradzka zyska nowego sojusznika w UE – Austrię. Brawo Austria!
Dorota Kania-
skandalistka i kalumniatorka
Przez dziesięciolecia służalczo
satelickiego PRL-u i patologicznej III
RP nagromadziło się nam w mediach wiele ciemnych
figur, wyspecjalizowanych w intrygach, kłamstwach i oszczerstwach. Niestety nie
brak tego typu osób także na prawicy, osób pozbawionych godności i honoru w
swych nikczemnych działaniach dla
oczernienia innych i faktycznego ciągłego dzielenia prawicy. Do swego rodzaju „prymusek” pod tym
względem należy osławiona Dorota Kania. Już na pierwszym moim blogu w tekście pod tytułem „Jak Dorota Kania zafałszowała
wymowę moich zeznań w IPN”, drukowanym w
„Warszawskiej Gazecie” z 10 lutego 2014 r. wyliczyłem rozliczne przykłady kalumniatorskich
oszczerstw Kani, która posunęła się do zarzucenia mi współpracę z MSW. Znamienne, ze przez
tak długi czas, (ponad dwa lata),jaki upłynął od publikacji mego tekstu Kania
nie zdobyła się nawet na jedno zdaniową próbę podważenia moich oskarżeń na temat jej nikczemnej roli. Przypomnijmy, o co poszło. W 2007 roku Kania pracowała we „Wprost” jako podwładna
ówczesnego naczelnego redaktora tego tygodnika Stanisława Janeckiego. W tym właśnie
tygodniku na początku lipca 2007 r opublikowano oszczercze taśmy Rydzyka”, przedstawiając jako rzekome fragmenty wykładów Dyrektora Radia
Maryja odpowiednio wyselekcjonowane i
spreparowane stwierdzenia z różnych wieczornych uwag O. Rydzyka do studentów
podczas spacerów na uczelni. Na portalu
„Fronda pl.” ukazał się później ciekawy tekst na temat całej sprawy pt. „Taśmy
ojca Rydzyka”-„Wprost” przekupił studentów”. Autor tekstu pisał m.in.: „Jak się okazuje,
tygodnik „Wprost” przekupił dwójkę studentów, którym za donos na o. Rydzyka
zapłacił posadą w redakcji (…) Prawdopodobnie cała sprawa nie ujrzałaby światła dziennego gdyby nie to
że przez przypadek odwiedziłem portal społecznościowy goldeline.pl.Na tym
portalu D’Souza jak i Andrzejewski mają swoje profile i chwalą się tym że
zbierali materiały na o. Rydzyka. Uważam, że „Wprost” dopuścił się korupcji, no
bo przecież jak inaczej nazwać zatrudnienie byłych studentów w tejże redakcji w
zamian za zbieranie haków na o. Rydzyka?!
Bezpośrednio po napaści „Wprost” na o. Rydzyka
opublikowałem na łamach ‘Naszego Dziennika” siedem artykułów demaskujących
antypolską i antykatolicką rolę
tygodnika ‘Wprost”, gęsto ilustrując swoje artykuły fragmentami tego
typu tekstów samego naczelnego redaktora
Stanisława
Janeckiego. (Przydaje się dobre
prywatne archiwum! ) Pisałem m.in. o najobrzydliwszym antypolskim tekście tego jegomościa (S. Janeckiego)
pt. „Nasza wina - przepraszamy Żydów i prosimy o przebaczenie” pióra Stanisława
Janeckiego i Jerzego Sławomira Maca („Wprost”
z 25 marca 2003 r.. Ten niebywale podły tekst napisany w parę lat po publikacji „Sąsiadów” J.T.Grossa był klinicznym wręcz przykładem obrzucania błotem
całego narodu polskiego za jego stosunek do Żydów. Jakże warto nawet dziś
zajrzeć do tego klasycznego wręcz przykładu
krajowego antypolonizmu. (Dlatego przytaczam w całości pod koniec tego tekstu drukowaną w „Naszym Dzienniku”.
moją polemikę ze wspomnianym paszkwilem).
W odpowiedzi na moje teksty obnażające
prawdziwą rolę „Wprost’ Janeckiego w walce z Narodem i Kościołem Dorota Kania,
przypuszczalnie na zlecenie Janeckiego, wysmażyła
haniebny paszkwil przeciw mnie, oskarżając mnie ni mniej ni więcej , ale
o współprace z MSW. Ciekawe jak wielkie honorarium dostała Kania, tak znana ze swej pazerności,
za brutalny oszczerczy atak przeciw mnie w obronie naczelnego redaktora tygodnika, z którym współpracowała. Natychmiast
przygwoździłem kłamstwa Kani w „Naszym
Dzienniku”, ale fałsze na mój temat były dalej powielane w różnych lewackich periodykach, u L.Bubla i w części prawicowych mediów ( m.in. u późniejszego
wspólnika Kani, członka PZPR w latach 1974-1979 Jerzego Targalskiego),.etc. Cała sprawa znów odżyła w związku z publikacją
„Resortowych Dzieci” D.Kani et consortes, w której to książce Kania „zapożyczyła” wiele wątków, opisanych
dużo wcześniej przeze mnie w paru tomowej książce "Czerwone Dynastie”, a
później chwaliła się swa rzekomą
pionierską rolą. W odpowiedzi na moje protesty w tej sprawie nagle dowiedziałem
się, że znowu pantoflową pocztą
upowszechnia się stare oszczerstwa Kani przeciw mnie. W tej sytuacji
opublikowałem wspomniany dłuższy tekst na
łamach „Warszawskiej Gazety”, gruntownie obalając i ośmieszając kłamstwa Kani.
Zdemaskowanie niegodziwości Doroty Kani
w „Najwyższym Czasie”
W najnowszym
numerze świetnego tygodnika „Najwyższy Czas” nr z 1 lipca br.) znany
dziennikarz śledczy Leszek Szymowski
opublikował dłuższy tekst : „Meandry
dziennikarstwa resortowego”, demaskujący
metody i powiązania Doroty Kani. Redaktor Szymowski przedstawia Kanię jako pazerną cwaniaczkę, która starała
się pozyskiwać pieniądze z pomocą nieuczciwych praktyk. Szymowski oskarża Kanię
wprost, że w swoim czasie aż do 2004 r współpracowała z kierowanym przez SLD
ABW, pisząc: „W 2003 roku Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego wszczęła tajną sprawę operacyjnego rozpracowania, której
„figurantem” (tak w żargonie służb nazywa się sprawdzaną osobę) był lobbysta Marek Dochnal. Miało to związek z jego
działalnością, w tym ze skandalami korupcyjnymi (m.in. wręczenie łapówki posłowi
SLD Andrzejowi Pęczakowi). Dochnal lobbował
wówczas na rzecz gospodarczych potentatów, za którymi, według ABW, stali ludzie
związani z rosyjskimi służbami specjalnymi.
Do tej sprawy
wykorzystano jako źródło informacji
dziennikarkę Dorotę Kanię. W zamian Kania otrzymywała od służb informacje na
temat Dochnala, które publikowała w prasie. W dokumentach tej sprawy zachowało się
nawet nazwisko oficera odpowiedzialnego za kontakty z Kanią (tzw. oficera
prowadzącego). Nie podajemy jego nazwiska, by nie narażać się na zarzut
ujawnienia tajemnicy państwowej. Napiszemy tylko, że to bardzo wysoki rangą oficer związany z
opcją lewicową (w tym okresie służbami kierowali ludzie namaszczeni przez rząd
SLD).Według naszych ustaleń współpraca
trwała aż do 2004 roku i została
przerwana, gdy ABW straciło zaufanie do Kani. - Kania brała od nas materiały, a
później nas atakowała- powiedział mi
były wysoki rangą oficer ABW”.
Według
Szymowskiego: „Z 2004 roku pochodzi również notatka stołecznego oddziału
Zarządu III Wojskowych Służb Informacyjnych. Wynika z niej, że Kania brała pieniądze
za publikowanie na temat określonych osób informacji stawiających je w
korzystnym świetle, czyli za tzw. dobry PR. Takie zachowanie jest oczywiście
sprzeczne z etyka dziennikarska. Dziennikarz nie ma prawa uzależniać sposobu
przedstawiania swojego bohatera od korzyści majątkowej. W omawianej notatce jej
autor – oficer WSI- zwrócił uwagę, że Kania ma duży dom (powierzchnia ok.459
metrów kwadratowych) oraz działki na Mazurach.
W 2007 roku nazwisko Doroty Kani
znalazło się na specjalnej liście nazwisk sporządzonej przez szefa ABW dla
premiera. Była to lista dziennikarzy zarejestrowanych w ewidencji operacyjnej
ABW jako współpracownicy. Oczywiście ABW jest legalnie działającą organizacją państwową, a
współpraca z nią jest jak najbardziej zgodna z prawem (pozostają wątpliwości
natury etycznej). Jednak naszym zdaniem
w świetle tych wydarzeń redaktor Kania
nie do końca jest wiarygodna, gdy innym zarzuca powiązania ze służbami specjalnymi, sama
wstydliwie ukrywając ten epizod ze
swojego życia”. Czekam jak zareaguje sama Kania na rewelacje red. Szymowskiego?!
D. Kania i teściowa Dochnala
Red. Szymowski
poruszył również sprawę związków między D. Kanią a teściową lobbysty Dochnala,
a zwłaszcza kwestię wielkiej pożyczki,
jaką Kania uzyskała od tejże teściowej. Jak pisał Szymowski : „Wokół Doroty Kani głośno zrobiło się w 2008 roku. W
programie „Teraz my” w TVN Tomasz
Sekielski i Andrzej Morozowski gościli lobbystę Marka Dochnala, który niedługo
wcześniej wyszedł na wolność po rekordowo długim okresie tymczasowego
aresztowania. Dochnal opowiedział dziennikarzom, że w czasie, gdy przebywał w
odosobnieniu, Dorota Kania pożyczyła od jego teściowej ponad 200 tysięcy
złotych, za co obiecała mu kontakty z
politykami PiS i „załatwienie” przeniesienia
do Katowic śledztwa w jego sprawie. Wersję
tę potwierdził później Janusz Kaczmarek (…)
Po wystąpieniu Dochnala rozpoczęła się medialna awantura. Ówczesny szef dziennikarki – Stanisław Janecki (Kania pracowała wówczas
we „Wprost”- zawiesił ją w obowiązkach, a w opublikowanym oświadczeniu stwierdził, że wynika to jego
dbałości o najwyższe standardy etyczne dziennikarstwa”. Jak z tego wynika
Janecki okazał czarną niewdzięczność wobec
Kani, która rok przedtem w jego
interesie tak mocno splamiła się brudną robotą- oszczerczym atakiem na mnie. Ciekawe,
że Dorota Kania twierdziła, że nie wiedziała, że pożyczająca jej tak dużą sumę
pieniędzy ( wg. Dochnala na 270 tysięcy złotych) kobieta jest teściową Dochnala. Nie wydaje się rzeczą zbyt prawdopodobną,
żeby ktoś bez powodu udzielał tak wysoką nie oprocentowaną pożyczkę Kani „na
piękne oczy”
Powróćmy
znów do tekstu Szymowskiego, który pisze:. „Gdy historia wyszła na jaw, sprawą
zajęła się prokuratura. Ustaliła ona, że kilka dni po tym jak śledztwo w
sprawie Marka Dochnala trafiło do Katowic, Dorota Kania przyjęła od żony
lobbysty nie oprocentowaną pożyczkę na 10-0 tys.zł, a potem kolejne, łącznie
około 270 tys.zł. Znamienne są zeznania Barbary
Pietrzyk (teściowej Dochnala ) w tym śledztwie: „Pani Kania otrzymała od
córki pieniądze gotówką, większość w
banknotach po 100 zł (…) Ponieważ jej
działania zdaniem córki były bardzo energiczne, a pani Kania wydawała się jedną
z niewielu osób, która może nam bardzo pomóc, bo ma bardzo duże możliwości.
Później okazało się, że pani Kania ma kolejne potrzeby. A to 30 tys. zł na
spłatę jakiejś raty kredytu, a to kolejne 30 lub 40 tys. na spłatę rat kredytu.
Mówiła, że w związku z tym jej sytuacja
w banku się wyprostuje i będzie mogła oddać córce pieniądze”. W rezultacie
Kania usłyszała zarzuty. Pierwszy proces zakończył się wyrokiem skazujący. Sąd
wyższej instancji wyrok jednak uchylił, a Kanię uniewinnił”.
„Resortowe dzieci” jako pomysł zerżnięty z
moich „Czerwonych Dynastii”.
W końcu 2013
r. stara wyrafinowana kłamczucha Dorota
Kania „popisała się” publicznym zbyt
łatwym do zdemaskowania kłamstwem.
Występując w „TV Republika”, starała się za wszelka cenę, choćby za cenę fałszów,
wypromować swoją książkę „Resortowe dzieci” kosztem mojej wcześniejszej o 9
lat, wydanej w 2004 r. ksiązki „Czerwone dynastie”. W ramach nachalnej samoreklamy
akcentowała, że jej książka jest prawdziwie pionierska. Co więcej 31 grudnia
2013 r. w obecności naczelnego dyrektora TV Republika Bronisława Wildsteina
powiedziała kłamliwie wysławiając swą książkę: „przez 24 lata nie powstała taka
ksiązka’. Ten ordynarny fałsz Kani zyskał zaprzeczenie w wypowiedziach całego szeregu znanych osób,
m.in. red. Cezarego Gmyza, red. Leszka Szymowskiego, red. Stanisława
Michalkiewicza, prof. Zbigniewa Żmigrodzkiego, a w końcu nawet w wypowiedzi
prezesa wydawnictwa „Fronda”, które wydało książkę Kani. Wszyscy oni
stwierdzili, że moja ksiązka była pierwszą książką o tematyce „czerwonych
dynastii” czy „resortowych dzieci” na długo przed książką Kani. Redaktor Gmyz
jeszcze w 2013 r. wspomniał o pionierskiej roli moich „Czerwonych dynastii”,
sugerując, że książkę tę starano się przemilczeć ze względu na moje
związki z Radiem Maryja.
Profesor
Zbigniew Żmigrodzki stanowczo sprostował
fałsz Kani o rzekomym
pierwszeństwie jej „Resortowych dzieci”,
pisząc o mnie, że J.R.Nowak „opublikował już dawno temu książkę „Czerwone
dynastie”, będąca znacznie szerszym i głębszym (od „Resortowych dzieci- J.R.N) ujęciem
tematu, przedstawieniem, jak potomstwo rodowe i duchowe komunistycznych dygnitarzy z lat 1945-1989
opanowało Polskę współczesną, jak nadaje ton w najważniejszych dziedzinach
życia, dominuje i wpływa na fakt, że nie
możemy się „wybić” na autentyczna niepodległość oraz żyć w wolności i
prawdzie”. (Por. Z. Żmigrodzki: Świadek prawdy ,Nasza Polska” z 11 lutego 2014
r.).
Niestety w całej sprawie nie popisał się skądinąd bardzo ceniony przeze
mnie Bronisław Wildstein, sprawujący wówczas funkcje redaktora naczelnego „TV
Republika”. Już 7 stycznia 2014 r. wystosowałem do niego „List otwarty”,
wskazujący na wypowiedziane przez Kanię
w „TV Republika” fałszerstwa na temat rzekomego wyjątkowego
pionierskiego charakteru jej książki. ( Por. fragmenty mego „Listu otwartego” do red. B. Wildsteina w trzecim tomie moich „Czerwonych Dynastii”
(Warszawa 2014 r.,ss.197-202.) W odpowiedzi wysłanej do mnie mailem już 9
stycznia 2014 r. red. Wildstein napisał: „ Dziękuję za wyczerpujący list. Niestety
w telewizji nie ma obyczaju publikować korespondencji, zresztą trudno sobie
wyobrazić, w jakiej formie miałoby się to robić. Tak więc list pozostawiam
sobie jako informację, aby nie zapominać o prekursorach”.
Był to zaprawdę niegodny red. Wildsteina
unik. Nie chodziło o publikowanie korespondencji w telewizji, ale o
przeproszenie mnie za fałsz sugerujący, że książka Kani była pionierska kosztem
mojej książki. Można było też udzielić
mi możliwość krótkiej telewizyjnej
wypowiedzi na ten temat. Dodam, że w
audycji TV Republika” z 31 grudnia 2013 r. dopuszczono się innego dość
ordynarnego kłamstwa, stwierdzając jakoby opublikowanie takiej książki (Kani)
dziś wymagało ogromnej odwagi. Zapytajmy, jakiej że to odwagi wymagało
opublikowanie takiej książki pod koniec roku 2013 r. w warunkach mocno
rosnących wpływów PiS. Jakże inaczej wyglądała sytuacją mojej książki „Czerwone Dynastie”, której
pierwszy tom ukazał się za rządów SLD w
2004 r. Przypomnę, że redaktor Stanisław
Michalkiewicz opisał jak to grupy radnych SLD łaziły po warszawskich
księgarniach i skutecznie domagały
się wycofania moich „Czerwonych Dynastii” ze sprzedaży, grożąc podwyższeniem
czynszu za lokale. Warto dodać., że książka Kani i jej paru współautorów była
głównie skupiona na wyliczaniu wielkiej liczby nazwisk, opatrzonych w oparciu o akta informacjami o powiązaniu z
bezpieką.. Było to łączone częstokroć z informacjami o blokowaniu przez te
osoby dekomunizacji i lustracji. Zabrakło niemal całkowicie natomiast informacji o walce tychże osób z
patriotyzmem i religią, co ja tak mocno akcentowałem w oparciu o wymowne cytaty
w moich „Czerwonych Dynastiach”. Dość
przyjrzeć się jakże żałośnie ubogim pod
tym względem „portretom” A. Michnika
czy D. Warszawskiego w „Resortowych
dzieciach” D. Kani et consortes. Jak widać takie sprawy jak Naród czy Kościół w
niewielkim stopniu rajcują D. Kanię. Podobnie
zrobiła w artykule o ambasadorze Ryszardzie
Schnepfie w „Gazecie Polskiej”, w którym całkowicie pominęła jego rolę w
próbach przepchania roszczeń żydowskich wobec
Polski, próbach tak mocno
wychwalanych przez Światowy Kongres Żydów. Ostatnio Kania
wyróżniła się za to przypisywaniem różnym
mediom rzekomo antysemickich treści. To też dobrze charakteryzuję tę
panią.
Red. Szymowski pisze, że Kania w „Resortowych
dzieciach” pozwoliła sobie na załatwianie rozrachunków z niektórymi ludźmi prawicy, niby przypadkowo wrzucając ich do kotła z
różnymi osobami spośród lewactwa. Jest to metoda już dobrze znana skądinąd -
od jej prekursora Leszka Bubla, który chcąc skompromitować różne osoby z prawicy dorzucał
do swych list Żydów obok Michnika czy Geremka również licznych czołowych polityków nurtu patriotycznego.
Podobnie zrobiła Kania w imię jakichś swoich porachunków osobistych. Jak pisze
red. Leszek Szymowski: „Na stronie 241 książki "Resortowe dzieci. Media”
znalazła się informacja na temat Polskiej Korporacji Handlowej –spółki
należącej do Rudolfa Skowrońskiego i
Grzegorza Żemka, znanego z afery
FOZZ. Wśród udziałowców tej spółki
autorzy książki wymienili m.in. Romualda
Szeremietiewa – byłego ministra obrony. „Żadnej akcji tej spółki
nigdy nie kupiłem, ani nie brałem
udziału w zapisach na akcje” – napisał w specjalnym oświadczeniu Szeremietiew.
I dodał, że autorzy ksiązki nawet się z nim
nie skontaktowali, aby zapytać, czy to prawda. Innym rzekomym
udziałowcem PKH miał być Piotr Bachurski
– wydawca i redaktor naczelny „Warszawskiej Gazety”. Na sali sądowej okazało
się, że na poparcie tych zarzutów Dorota Kania nie ma… absolutnie nic. Wyszło
jedynie na jaw, że nie kontaktowała się z Piotrem Bachurskim, aby dać mu szansę odpowiedzi na zarzuty. Tak samo jak
wcześniej nie kontaktowała się z innymi osobami, którym stawiała nieprawdziwe
zarzuty. Czy taką kalumniatorkę nie
powinno jak najszybciej potępić Stowarzyszenie Dziennikarz Polskich, i czy nie
powinna wreszcie jak najszybciej wylądować na dłużej w kryminale - jako
notoryczna recydywistka w rozsiewaniu szkodliwych oszczerstw?
Przy okazji przypomniała mi się jakaś głupawa gąska z zebrania Klubu „Gazety
Polskiej:” w Mińsku <Mazowieckim.
Przeciwniczka ówczesnej prezeski Klubu, dziś posłanki, postanowiła zaatakować ją pośrednio poprzez
oszczerczy atak na jej gościa, czyli mnie, z powołaniem się na oszczerstwa autorstwa Kani. Głupawa gąska
twierdziła na ukoronowanie swych wywodów, że Kania przecież jest „autorytetem”.
Rzeczywiście jest bardzo szemranym
autorytetem! Dość zabawnie brzmi w przypadku „lustratorki „ Doroty Kani
informacja, że jej macocha należała do PZPR. Nie bardzo wierzę natomiast w
podaną w tekście red. Szymowskiego informację, że pierwszy mąż Kani był jakoby synem sekretarza
KC PZPR Stanisława Kani. Przypuszczam, że informacje tego typu powstały w
oparciu o „dociekania” tak niewiarygodnej osoby jak Monika Olejnik, która kiedyś sugerowała, że Kania może pochodzić z
rodziny sekretarza KC S. Kani. (Por. natemat.pl/22227,kania-to-rodzina-i-sekretarza-pzpr-olejnik-corka-funkcjonariusza-s)..
(Polecam przypomniany poniżej mój artykuł z „Naszego Dziennika” na temat
polakożerczych tekstów S. Janeckiego jako swego rodzaju nieodzowne
kompendium do historii stosunków
polsko-żydowskich).
Jerzy Robert Nowak
Jak „Wprost” oczerniało” Polaków
Kościół katolicki w Polsce był od stuleci szczególnie silnie, wręcz nierozerwalnie
związany z Narodem. Parafrazując słowa Juliusza Słowackiego, gdy polski okręt tonął, Kościół wraz z nim szedł pod
wodę. PO dziś dzień dla polskiego patriotyzmu szczególnie wielkie znaczenie
ma spuścizna Prymasa Tysiąclecia Stefana
kardynała Wyszyńskiego, który po
tylekroć stanowczo występował przeciwko podważaniu miłości do Ojczyzny i
szkalowaniu Polski. Nieprzypadkowy na tym tle wydaje się fakt, że tak
usilnie walczący z Kościołem redaktorzy „Wprost” z równą pasją atakowali Naród,
patriotyzm, polskie tradycje narodowe i polskich bohaterów narodowych.
Ciekawym, choć wcale nie zaskakującym faktem w tej
sytuacji była wyjątkowo wydatna rola odgrywana w polakożerczych atakach przez
Stanisława Janeckiego, obecnego redaktora naczelnego „Wprost”. Janecki, jak już
wcześniej pisałem, „wyróżniał się” systematycznymi, nader agresywnymi
napaściami na Kościół, skrajnie deformującymi jego obraz (por. np. jego tekst „Kościół
niezgody” z 1995 r.). Tenże sam red. Janecki wyraźnie aspirował do miana
czołowego polakożercy we „Wprost” w bardzo silnej rywalizacji ze Stanisławem
Jerzym Macem i Wiesławem Kotem.
Opisując prowadzoną na łamach „Wprost” walkę z Narodem, warto zwrócić uwagę na
charakterystyczną prawidłowość. Początkowo redaktorzy „Wprost” skupiali się
głównie na całościowym oczernianiu Narodu Polskiego, karykaturalnym
przedstawianiu polskich cech narodowych, dążeniu do maksymalnego zaniżania
samooceny Polaków. W późniejszych latach, zwłaszcza od początków obecnego
stulecia, redaktorzy „Wprost” przeszli do kolejnego typu antynarodowych ataków.
Zaczęli się koncentrować głównie na szkalowaniu konkretnych postaci z narodowej
przeszłości. Kierowali kolejne salwy oszczerstw przeciw najsłynniejszym
bohaterom narodowej historii, od króla Bolesława Chrobrego poprzez księdza
Augustyna Kordeckiego, poprzez hetmanów Stefana Czarnieckiego, Karola
Chodkiewicza i Stanisława Żółkiewskiego do Tadeusza Kościuszki, profesorów UJ w
czasie drugiej wojny światowej i Władysława Sikorskiego.
Dość typowe były liczne teksty we „Wprost”
przedstawiające alarmujący wręcz stopień niechęci do Polaków w różnych stronach
świata. Na przykład w numerze z 26 marca 1995 r. pisano, że „87 proc. młodych
Niemców ankietowanych przez Emnid-Institut uważa, że Polacy jako naród są gorsi
od nich. Zdecydowanie lepiej od nas wypadają Rosjanie i Turcy. Na skali
sympatii Niemców - według najnowszych badań Fundacji Friedricha Naumanna i
amerykańskiego RAND-Institut - Polacy znaleźli się na ostatnim, jedenastym
miejscu”. Autor tego wyliczenia równocześnie starannie zatroszczył się o
pominięcie krajów, w których Polacy cieszą się dużo lepszymi notowaniami, jak i
o przyczernienie faktycznego obrazu Polski w niektórych z wymienionych przez
siebie państw.
Inny tekst „Wprost”, pióra Doroty
Modelskiej, już w podtytule akcentował: „Dla Czecha Polak jest pokątnym
handlarzem, dla Węgra leniem, a dla Rosjanina i Niemca nie istnieje wcale”
(por. D. Modelska: Umowa pierwotna, „Wprost” z 4 lutego 1996 r.). Podobną
wymowę miały bardzo liczne teksty „Wprost” malujące Polaków z użyciem jak
najostrzejszej czerni. Przodował pod tym względem Stanisław Janecki, który już
w tytułach swych artykułów o Polakach zapowiadał wszystko, co najgorsze, np. „Czarny
charakter Europy. Polacy jako nacja biją rekordy niepopularności”. Inny swój
tekst Janecki zatytułował: „Czarne owce. Dlaczego nas nie lubią” („Wprost” z 20
sierpnia 1995 r.). Polacy byli tam przedstawieni w maksymalnie negatywnej
tonacji jako odstraszający od siebie w różnych krajach ilością elementów
przestępczych etc. Autor powoływał się m.in. na uogólnienia popularnych
czasopism niemieckich, według których „przybysz znad Wisły i Odry to wprawdzie
katolik, ale zaraz potem bałaganiarz, złodziej, oszust i hochsztapler”.
Polemizując z uogólnieniami Janeckiego, czytelnik „Janusz K. z Rzymu”
stwierdził w liście do „Wprost” z 10 września 1995 r.: „Stanisław Janecki pisze
w artykule "Czarne owce" (nr 34) o wielu istotnych szczegółach zachowań
polskiej emigracji, oceniając nas bardzo surowo. Uważam, że uwagi te
odzwierciedlają realny obraz bardzo wąskiej grupy Polonii, ale nie większości
(...)”.
Bardzo podobne w
tonacji do tekstów Janeckiego były artykuły Wiesława Kota, najskrajniejszego w
całej redakcji „Wprost” tropiciela „polskiego nacjonalizmu” i „antysemityzmu”.
Na przykład w artykule o Boyu-Żeleńskim Kot pisał między innymi: „Na długo
przed Gombrowiczem zrozumiał, że rodacy mają mózgi impregnowane przez matryce
romantyczne i obracają się w zamkniętym kręgu schematów myślowych (...)” (W.
Kot: Pobojowisko, „Wprost” z 2 sierpnia 1992 r.).
Trzeba przyznać, że „Wprost” było
niebywale konsekwentne w obsmarowywaniu Polaków na czarno i nie zaniedbywało
żadnych wysiłków w tym względzie. Świadczyły o tym kolejno pełne antypolskiej
żółci artykuły z wiosny 1997 roku. Już na okładce numeru z 6 kwietnia 1997 r.
widzieliśmy skrzydło Orła Białego z wbitymi w nie gwoździami i odpowiedni
tytuł: „Dlaczego Polacy są mało twórczy”. A potem znajdujemy w numerze
odpowiedni artykuł pod wspomnianym tytułem, wychodzący spod pióra omawianego
już przyczerniacza polskości Stanisława Janeckiego. Autor tekstu wysilił się
jak mógł, aby dowieść skrajnego braku innowacyjności i kreatywności u Polaków w
XX w., ich „wtórności”, technicznego i organizacyjnego zapóźnienia. Kiedy zaś
nawet przyznał, że Polak był autorem świetnego technicznego rozwiązania, to
wnet próbuje to pomniejszać, autorytatywnie dowodząc: „Stefan Kudelski, twórca
i producent najlepszych na świecie profesjonalnych magnetofonów Nagra, należy
bardziej do kultury technicznej Zachodu niż Polski”. Dla Janeckiego oczywiście
zupełnie nieważny był fakt, że sam Kudelski czuje się Polakiem, jest wręcz
namiętnym polskim patriotą, w przeciwieństwie do różnych krajowych
prozachodnich snobów, i stanowczo ostrzegał przed wyprzedażą polskiego
przemysłu zachodnim przedsiębiorcom (por.: Te opinie warto znać, „Tygodnik
Solidarność”, 31 maja 1991 r.).
Tak starannie pomniejszający zdolności twórcze Polaków jako Narodu redaktor „Wprost”
nie doczytał, jak widać, nawet opublikowanego półtora roku wcześniej w jego
tygodniku tekstu Olgierda Budrewicza, dowodzącego na podstawie faktów rosnącego
wkładu osób z Polski w różne sfery życia w świecie. Jak pisał Budrewicz we „Wprost”
z 23 lipca 1995 r.: „Stale wydłuża się na świecie lista Polaków zajmujących
poważną zawodową i społeczną pozycję w państwach osiedlenia. Coraz głośniej o
wybitnych uczonych, biznesmenach, menedżerach, artystach polskiego pochodzenia
(...)”.
Poniżanie i zakompleksianie Polaków
Poniżanie i zakompleksianie Polaków
Można „podziwiać” niezwykle pracowite wysiłki
redaktorów „Wprost” w celu poniżenia i zakompleksienia Polaków. Nader typowy
pod tym względem był tekst jednego z czołowych stachanowców antypolonizmu we „Wprost”
Wiesława Kota: „Co to jest polska
tożsamość narodowa? Duma z niczego”. („Wprost” z 4 maja 1997 r.). Według Kota,
Polacy nie mają żadnych, ale to żadnych powodów do jakiejkolwiek dumy narodowej
z polskości. Koronnym argumentem w tekście Kota było powołanie się na
stwierdzenie socjologa Pawła Śpiewaka
(obecnego posła Platformy Obywatelskiej), iż: „Połączenie dumy z niczym to
istota narodowej tożsamości”. Przypomnijmy, że P. Śpiewak, znany z eksponowania
fanatycznych żydowskich racji przeciw Polsce, „wsławił się” szkalowaniem
największych postaci, m.in. nazywając Romana
Dmowskiego „łobuzem ideologicznym”. Znamienna była data opublikowania
tekstu Kota próbującego upokorzyć dumnych z polskości Polaków. Numer ukazał się
z datą 4 maja 1997 r., a więc w okolicach tak drogiego nam 3-Majowego święta.
Przypomnijmy, że 3 maja 1991 r. „Wprost” wydrukowało tekst Aleksandry Jakubowskiej wyrażającej radość z tego, że takie „przeżytki”,
jak Naród, Ojczyzna nie odrodziły się w Trzeciej Rzeczypospolitej. Warto dodać,
że „Wprost” z 4 maja 2003 r. zamieściło oczerniający historię narodową tekst
Jana Wróbla „Mitologia Najpierwszej Rzeczpospolitej”. Wróbel najpierw starał
się podważyć znaczenie Konstytucji 3 Maja, a później zabrał się za „odbrązawianie”
innych rzekomych polskich mitów, m.in. nazwał króla Bolesława Chrobrego „awanturnikiem”.
Ta dziwna skłonność „Wprost” do ataków na patriotyczne tradycje w Polsce przy
okazji święta 3 Maja nie wydaje się przypadkowa. Uznajmy raczej - w tym
szaleństwie była metoda!
Postawę „Wprost” wobec polskości dobrze ilustrują „odpowiednio” dobierane tytuły artykułów - np. „Głupi jak Polak?” („Wprost” z 22 marca 1992 r.).
Postawę „Wprost” wobec polskości dobrze ilustrują „odpowiednio” dobierane tytuły artykułów - np. „Głupi jak Polak?” („Wprost” z 22 marca 1992 r.).
Trzeba przyznać, że autorzy „Wprost” byli
konsekwentni w deformowaniu obrazu Polaków. Niecałe 9 lat po tekście „Głupi jak
Polak?” - we „Wprost” z 26 stycznia 2003 r. Maciej Rybiński „poczęstował” nas skrajnie przyczernionym obrazem
Polaków, godnym najgorszych zagranicznych karykatur antypolskich. W podtytule
tekstu zatytułowanego „Kolorowe bąbelki” Rybiński anonsował: „Polacy wchodzą do
Europy w brudnych butach i z bałaganem w głowach”. Obrazom rzekomych
arcysilnych w Polsce skłonności do ksenofobii, antysemityzmu i wszelkiego
rodzaju ciemnoty towarzyszyło upowszechnianie obrazu Polski jako kraju
powszechnego złodziejstwa (por. eksponowany we „Wprost” z 6 maja 2001 r. już na
okładce tekst „Nie kradnij” pióra Stanisława Janeckiego i Rafała Pleśniaka.
Nie znoszący wszystkiego, co patriotyczne redaktorzy „Wprost” zrobili również wiele dla zohydzenia przywódców Polonii świata, a nawet Wspólnoty Polskiej kierowanej przez prof. Andrzeja Stelmachowskiego, tak zasłużonego dla współpracy z Polonią. Niejednokrotnie atakowano na łamach „Wprost” prezesa Kongresu Polonii Amerykańskiej Edwarda Moskala jako rzekomego „antysemitę”. Tomasz Wróblewski zrobił to w chamski sposób nawet w czasie wywiadu dla „Wprost” z prezesem E. Moskalem. Szczególnie nikczemny atak na przywódców Polonii znalazł ujście w tekście Jerzego Sławomira Maca: „Druga Polonia”. („Wprost” z 6 maja 2001 r.). Mac najwięcej żółci wylał na postać prezesa E. Moskala, oskarżając, że „wszystkie jego publiczne wypowiedzi są przepojone antysemityzmem”. Szczególnie nikczemne były stwierdzenia Maca: „[...] niepotrzebne są zmurszałe kamaryle Edwarda Moskala i Jana Kobylańskiego (lidera Polonii w Ameryce Łacińskiej) na uchodźstwie oraz prof. Andrzeja Stelmachowskiego, prezesa stowarzyszenia Wspólna Polska, w kraju [...] prof. Stelmachowski szkodzi również organizacji, którą kieruje od przeszło dziesięciu lat”.
Nie znoszący wszystkiego, co patriotyczne redaktorzy „Wprost” zrobili również wiele dla zohydzenia przywódców Polonii świata, a nawet Wspólnoty Polskiej kierowanej przez prof. Andrzeja Stelmachowskiego, tak zasłużonego dla współpracy z Polonią. Niejednokrotnie atakowano na łamach „Wprost” prezesa Kongresu Polonii Amerykańskiej Edwarda Moskala jako rzekomego „antysemitę”. Tomasz Wróblewski zrobił to w chamski sposób nawet w czasie wywiadu dla „Wprost” z prezesem E. Moskalem. Szczególnie nikczemny atak na przywódców Polonii znalazł ujście w tekście Jerzego Sławomira Maca: „Druga Polonia”. („Wprost” z 6 maja 2001 r.). Mac najwięcej żółci wylał na postać prezesa E. Moskala, oskarżając, że „wszystkie jego publiczne wypowiedzi są przepojone antysemityzmem”. Szczególnie nikczemne były stwierdzenia Maca: „[...] niepotrzebne są zmurszałe kamaryle Edwarda Moskala i Jana Kobylańskiego (lidera Polonii w Ameryce Łacińskiej) na uchodźstwie oraz prof. Andrzeja Stelmachowskiego, prezesa stowarzyszenia Wspólna Polska, w kraju [...] prof. Stelmachowski szkodzi również organizacji, którą kieruje od przeszło dziesięciu lat”.
Trudno się dziwić, że postkomunistom
z „Wprost”, podobnie jak i innym środowiskom postkomunistycznym ogromnie
przeszkadzało zacieśnianie więzów między krajem a Polonią. Zbyt dobrze
wiedzieli bowiem, że ludzie z Polonii są najczęściej dużo bardziej gorliwymi
katolikami i patriotami, i co najgorsze - antykomunistami, niż starannie indoktrynowani
przez media III RP przeciętni Polacy w kraju. Robili więc wszystko, co tylko
było możliwe, by zapobiec mocniejszym oddziaływaniom tego typu
antykomunistycznej polonijnej „zarazy”.
Tropiciele „polskiego antysemityzmu”
Tropiciele „polskiego antysemityzmu”
Antypolonizm we „Wprost” ściśle łączył się
ze skrajnie tendencyjną prożydowskością, patologicznym wręcz filosemityzmem.
Redaktor naczelny „Wprost” Marek Król
z werwą deklarował już w tytule swego wstępniaka (nr z 21 kwietnia 2002 r.): „Jestem
Izraelczykiem”. Dalej wyjaśniał, że „wstyd mu za polityków
zachodnioeuropejskich, grożących Izraelowi sankcjami gospodarczymi”, „wstyd mu
za Parlament Europejski, zajmujący stanowisko propalestyńskie, grożące
zawieszeniem umowy stowarzyszeniowej z Izraelem”. To wszystko według M. Króla
jest „hipokryzją”. A mnie jako Polakowi prawdziwie wstyd za naczelnego
redaktora wpływowego polskiego (!) tygodnika, który jest po stronie
ciemiężycieli narodu . W Polsce, która tradycyjnie wyrażała sympatię dla
słabszych, dla ofiar napaści, trudno pogodzić się z wychwalaniem kraju, który
wygnał na tułaczkę setki tysięcy Arabów, który wykorzystuje swą ogromną
przewagę militarną do sprawowania roli brutalnego żandarma Bliskiego Wschodu,
barbarzyńskich nalotów na ludność cywilną etc. Redaktor M. Król miał oczywiście
prawo do deklarowania swych sympatii proizraelskich i donośnego akcentowania: „Jestem
Izraelczykiem”. Trudno pogodzić się jednak z tym, że jego deklarowana „izraelskość”
wyrażała się we „Wprost” w ciągłym oczernianiu roli Polaków w stosunkach z Żydami,
powtarzających się oszczerczych uogólnieniach, jak rzekomo odgrywaliśmy wobec
Żydów rolę „katów”, wyliczaniu różnych domniemanych polskich „zbrodni” wobec
Żydów.
Sztandarowym
wręcz tekstem „Wprost” tego typu był ogromny artykuł „Nasza wina - przepraszamy
Żydów i prosimy o przebaczenie” pióra Stanisława Janeckiego i Jerzego Sławomira
Maca („Wprost” z 25 marca 2003 r.). Tekst ten roił się od tak wielkiej ilości
potwornych oszczerczych oskarżeń pod adresem Polaków, że mogliby się nim
chlubić nawet najzajadlejsi zagraniczni polakożercy. Artykuł zawierał pełen
kłamstw i pomówień rejestr polskich „win”, a nawet „zbrodni” wobec Żydów jakoby
popełnionych przez Polaków. W tym zafałszowanym bilansie wzajemnych stosunków
całkowicie zabrakło nawet jednego zdania przypominającego, że to właśnie w
Polsce, jedynie w Polsce, znaleźli schronienie Żydzi prześladowani we
wszystkich pozostałych krajach Europy. Nie ma mowy o tym, iż słynny żydowski
myśliciel, rabin krakowski Mojżesz Isserless, już w XVI w. pisał, że gdyby
Polska nie istniała, los Żydów byłby nie do zniesienia. O tym, że świetny
żydowski historyk Burnett Litvinoff
pisał w wydanej w Londynie w 1988 r. monumentalnej książce „Antisemitism and
Modern History” (s. 90), że gdyby nie schronienie w Polsce, w czasach
średniowiecza i odrodzenia, Żydzi przestaliby w ogóle istnieć jako naród,
zniknęliby z powierzchni ziemi. O tym, że dzięki schronieniu w Polsce, kraju
wyjątkowej tolerancji, Żydzi na ziemiach polskich w XVIII w. stanowili 4/5
ogółu Żydów świata (jak pisał prof. Norman
Davies). O tym, że Polskę w dawnych stuleciach dość powszechnie nazywano „paradisus
Judeorum” (raj dla Żydów); m.in. tak pisano o Polsce w słynnej XVIII-wiecznej
Wielkiej Encyklopedii Francuskiej. Pominięto we „Wprost” te wszystkie fakty,
które sprawiły, że Polskę bez reszty pokochały takie postaci żydowskiego
pochodzenia, jak prof. Szymon Askenazy,
Marian Hemar, doktor Janusz Korczak
czy prof. Ludwik Hirszfeld.
Prezentując jednostronny
paszkwilancki wykaz rzekomych win polskich wobec Żydów, Stanisław Janecki i
Jerzy Sławomir Mac całkowicie pominęli wykaz jakichkolwiek żydowskich win wobec
Polaków. Całkowicie przemilczeli rolę Żydów w eksploatacji polskich chłopów,
tak drastycznie opisaną m.in. przez ks. Stanisława
Staszica. Pominęli jakże liczne niestety przykłady zdradzieckiego
wysługiwania się niektórych Żydów zaborcom Polski, m.in. fakt wydania
bohaterskiego Romualda Traugutta w
ręce Rosjan przez Artura Goldmana.
Pominęli sprawy antypolskiego zachowania rzesz przybyłych z Rosji Żydów -
litwaków, tak mocno piętnowanego przez uczciwych Żydów polskich, od prof. Wilhelma Feldmana po Juliana Unszlichta. Pominęli tak
niebezpieczne dla Polski projekty stworzenia zdominowanego przez Żydów
buforowego państewka Judeo-Polonia, wysuwane przez Żydów rosyjskich (m.in.Włodzimierza Żabotyńskiego), Żydów
niemieckich (m.in. M. Bubera) i
niektórych Żydów polskich. Pominęli jakże drastyczne przykłady poparcia
wielkiej części Żydów polskich dla narodów walczących z nami o granice w latach
1918-1920 (Niemców, Rosjan, Ukraińców, Litwinów). Piszę o tym konkretnie w „Nowych
kłamstwach Grossa”. Pominęli sprawę jakże groźnego dla Polski poparcia
bolszewików i komunizmu przez dużą część polskich Żydów w czasie II RP,
zdominowania przez nich KPP - partii zdrady narodowej. Pominęli sprawę
kolaboracji dużej części Żydów na Kresach Wschodnich z Sowietami w latach
1939-1941. Pominęli zdradziecką rolę policji żydowskiej, która bijąc,
maltretując i rabując, zapędziła setki tysięcy współrodaków do transportów
kierowanych do przygotowanych przez Niemców obozów zagłady. Pominęli jakże
haniebną rolę wielkiej części Żydów w sowietyzowaniu Polski, opisaną z tak
ostrym potępieniem przez najwybitniejszego polskiego twórcę pochodzenia
żydowskiego, który zadebiutował po wojnie - Leopolda Tyrmanda. Pominęli wreszcie tak haniebną rolę Żydów -
katów, którzy zdominowali bezpiekę w dobie stalinowskiej: Jakuba Bermana, Jacka Różańskiego (Goldberga), Anatola Fejgina, Luny
Bristigierowej, Józefa Światły, Salomona Morela, Heleny Wolińskiej, Stefana
Michnika etc., etc. Dodajmy do tego jakże fatalną rolę Bronisława Geremka i
Adama Michnika w zdeformowaniu polskich przemian po czerwcu 1989 roku. O tym
wszystkim nie ma u dwóch dobranych autorów paszkwilantów nawet jednego,
jedynego zdania!
Antypolskie oszczerstwa Janeckiego i Maca
Antypolskie oszczerstwa Janeckiego i Maca
Znajdujemy za to w paszkwilu „Wprost” przerażające swą podłością i małością
dziesiątki antypolskich pomówień. Czytamy m.in., że „Rozbiory, wymazujące
Polskę z mapy Europy przyniosły Żydom ulgę. W zaborach pruskim i austriackim aż
do końca, a w rosyjskim prawie przez sto lat cieszyli się równością praw i
wolności obywatelskich. Zaborcy ukrócili też antysemickie wystąpienia księży”.
Cały ten fragment tekstu Janeckiego i Maca wygląda jak żywcem przepisany z
najgorszych antypolskich książek zaborców. W rzeczywistości było całkowicie
odmiennie, niż piszą obaj paszkwilanci. Zaborcy błyskawicznie ukrócili ogromne,
nadmierne przywileje nadane Żydom zbyt wielkodusznie przez polskich królów. O
tym, że były to nadmierne przywileje, mogliby bez trudu przekonać się obaj
ignoranci z „Wprost”, sięgając do książek rzetelnych historyków żydowskich typu N. Schippera „Dzieje Żydów Polsce
oraz przegląd ich kultury duchowej” (Warszawa 1926). Schipper pisał np., że „Przyznanie
Żydom przywilejów własnego sądownictwa (...) odosobniło ich jeszcze bardziej od
reszty społeczeństwa i oddało ich pod wyłączną władzę rabinów (...). Żydzi byli
zupełnie zależni od rabinów, którzy nie pozwolili Żydom obcować z innowiercami”.
Wcześniej inny historyk żydowski, a także poeta i publicysta, Aleksander Kraushar, ubolewał w książce
„Historia Żydów w Polsce” (Warszawa 1885, t. I, s. 87-88, 92), że „przyznanie
nadmiernych przywilejów Żydom w Polsce doprowadziło do nadmiernego odosobnienia
się społecznego” Żydów od innych mieszkańców, które przybrało „zatrważające
rozmiary”. Zaborcy szybko skasowali te nieuzasadnione, nadmierne przywileje.
Władze carskie zniosły np. zasadę nie powoływania Żydów do wojska, zmuszając
ich do „pójścia w sołdaty”. Car Mikołaj
I szybko ukrócił samowolę sądową rabinów, którzy chcieli kontynuować
pochodzące z czasów Rzeczypospolitej Obojga Narodów prawo do sprawowania
wyłącznego sądownictwa nad Żydami, łącznie z wydawaniem wyroków śmierci.
Najczęściej wykorzystywano je do potajemnego zabijania - z wyroków rabinów -
Żydów, którzy przeszli na wiarę chrześcijańską. Było to coś przerażającego - w
Rzeczypospolitej Obojga Narodów, słynącej przez stulecia z wyjątkowej
tolerancji, istniały potworne enklawy nietolerancji zarządzane przez rabinów, którzy
bezkarnie mogli mordować przechodzących na chrześcijaństwo Żydów - neofitów.
Jakże piętnował ten fakt znakomity autor żydowski, niestety zmarły przed kilku
laty izraelski profesor Izrael Shahak
w książce „Żydzi i goje”.
W paszkwilu „Wprost” czytamy również, jak Janecki i Mac oskarżają Polaków, że są „rzekomo” współodpowiedzialni za los polskich Żydów podczas holocaustu. Czytamy stwierdzenia: „Przepraszamy za „milczenie owiec”, czyli bierność polskiej większości, za „biednych Polaków patrzących na getto, za patrzących na pociągi jadące do Treblinki”. Przypomnijmy jeszcze raz wyniki badań znanego historyka IPN dr. hab. Jana Żaryna, który pisał, że około miliona Polaków uczestniczyło w potajemnej pomocy dla Żydów. Uczestniczyło, choć groziło to zamordowaniem nie tylko ich, ale też ich rodzin. Zapytajmy, ilu Żydów pomagało śmiertelnie zagrożonym Polakom na Kresach Wschodnich pod okupacją sowiecką w latach 1939-1941, choć pomoc Polakom nie groziła takimi represjami jak niemieckie za pomoc Żydom? Zapytajmy, ilu Żydów pomagało Polakom w najcięższym okresie stalinowskiej nocy w Polsce? Niestety, bardzo niewielu było tych „sprawiedliwych”. Tym bardziej powinniśmy przypominać ich dokonania, tak jak to robiłem w „Nowych kłamstwach Grossa”.
W paszkwilu „Wprost” czytamy również, jak Janecki i Mac oskarżają Polaków, że są „rzekomo” współodpowiedzialni za los polskich Żydów podczas holocaustu. Czytamy stwierdzenia: „Przepraszamy za „milczenie owiec”, czyli bierność polskiej większości, za „biednych Polaków patrzących na getto, za patrzących na pociągi jadące do Treblinki”. Przypomnijmy jeszcze raz wyniki badań znanego historyka IPN dr. hab. Jana Żaryna, który pisał, że około miliona Polaków uczestniczyło w potajemnej pomocy dla Żydów. Uczestniczyło, choć groziło to zamordowaniem nie tylko ich, ale też ich rodzin. Zapytajmy, ilu Żydów pomagało śmiertelnie zagrożonym Polakom na Kresach Wschodnich pod okupacją sowiecką w latach 1939-1941, choć pomoc Polakom nie groziła takimi represjami jak niemieckie za pomoc Żydom? Zapytajmy, ilu Żydów pomagało Polakom w najcięższym okresie stalinowskiej nocy w Polsce? Niestety, bardzo niewielu było tych „sprawiedliwych”. Tym bardziej powinniśmy przypominać ich dokonania, tak jak to robiłem w „Nowych kłamstwach Grossa”.
Piszą Janecki i Mac: „Przepraszamy Żydów
za obojętność wobec Zagłady. Za to, gdy płonęło warszawskie getto, po stronie
aryjskiej kręciły się karuzele (...)”. Przedtem pisano o jednej karuzeli,
oszczercy z „Wprost” napisali o nich w liczbie mnogiej. W rzeczywistości żadna karuzela
nie była czynna w czasie pacyfikowania getta - jak w swoim czasie przyznawał
nawet Władysław Bartoszewski, dziś
tchórzliwie milczący w tej sprawie. Przypomnijmy, że Władysław Bartoszewski
jako świadek wydarzeń pisał w 1983 r. w paryskich „Zeszytach Historycznych”, że
„karuzela była nieczynna od początku walk” (por. tekst W. Bartoszewskiego:
Wierny krajowi, „Zeszyty Historyczne”, zeszyt 71, 1983 r., s. 229). Autorzy „Wprost”
całkowicie milczą o tym, że ówczesne czasy były nie tylko czasami żydowskiego
holokaustu, ale okresem ludobójczego wymordowania trzech milionów Polaków.
Janecki i Mac powielają również sławetne oszczerstwa Michała Cichego na łamach „Wyborczej” o rzekomym wymordowaniu
kilkudziesięciu Żydów przez AK-owskich powstańców i... oczywiście skrzętnie
milczą o uwolnieniu przez powstańców kilkuset Żydów z obozu na Gęsiówce.
Dobrana para paszkwilantów z „Wprost” zaatakowała m.in. wielkiego patriotę
polskiego Eugeniusza Kwiatkowskiego,
pisząc: „Powinniśmy się wstydzić, że wicepremier Eugeniusz Kwiatkowski miał
pretensje do USA, że nie przyjmują dostatecznie wielu polskich Żydów, bo „w
Polsce jest ich przecież dużo”. Przypomnijmy więc, że bardzo wielu
zagranicznych obserwatorów, w tym tak wnikliwych jak francuski ambasador w
Polsce Leon Noel, pisał o tym, jak
ogromnym problemem dla Polski jest wielka, ponad trzymilionowa rzesza Żydów, w
przeważającej części nie czujących żadnych więzi z Polską. Obaj paszkwilanci z „Wprost”
zdają się nie wiedzieć, że nawet przywódca żydowskiej frakcji w Sejmie w latach
20. Icchak Grünbaum na początku lat
30. wystąpił z postulatem emigracji części Żydów z Polski, bo ich jest „o
milion za dużo”!
Skrajnym oszczerstwem antypolskim było
twierdzenie Janeckiego i Maca, jakoby w Polsce w latach 1935-1937 było aż 150 pogromów
Żydów. Nie było ani jednego pogromu, tylko rozliczne zajścia, głównie na tle
konfliktów społeczno-gospodarczych. Zajścia, w których, jak pisałem już w „Naszym
Dzienniku”, zginęło więcej Polaków niż Żydów. Autorzy z „Wprost” „przepraszali”
za to, że „antysemickie hasła” głosili członkowie rządu Rzeczypospolitej, na
przykład Roman Rybarski,
wiceminister skarbu, który twierdził: „Rola Żydów w naszych dziejach gospodarczych
była bezwzględnie ujemna”. Otóż można by wyliczać dziesiątki zagranicznych obserwatorów
sytuacji Rzeczpospolitej Obojga Narodów, którzy rozpisywali się na temat
fatalnej roli gospodarczej Żydów w Polsce, zwłaszcza w eksploatowaniu chłopów i
blokowaniu rozwoju polskiego mieszczaństwa. Jak było zaś w Polsce XX w.,
najlepiej świadczy opinia trudnego do oskarżenia o antysemityzm „Żyda
Piłsudskiego” - Anatola Mühlsteina,
po 1926 r. dyplomaty polskiego w Brukseli i Paryżu, który ożenił się z córką Rothschilda. W wydanej w 1913 r. w
Warszawie książeczce „Asymilacja, postęp i polityka” (s. 33-34) Mühlstein
pisał: „Niebezpieczeństwem zagraża Polsce nie tylko fakt istnienia wielkiej
rzeszy nie zasymilowanych Żydów - nieszczęściem jeszcze jest to, że Żydzi ci w
większej części są ekonomicznie bardzo zacofani, że skupieni w handlu i kilku
zaledwie rzemiosłach żyją w atmosferze niesłychanej nędzy i ciemnoty,
niezmiernie dla kraju dokuczliwej”.
Kolejnym kłamstwem paszkwilantów Janeckiego i Maca było stwierdzenie, jakoby w bezpiece i w ogóle w aparacie przemocy w Polsce po 1945 r. były tylko „nieliczne osoby pochodzenia żydowskiego”. Rzeczywiście „nieliczne” - ogromna część „wierchuszki” bezpieki z Jakubem Bermanem na czele, wszyscy dyrektorzy departamentów w Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego, 105 naczelników etc., etc. (por. szerzej odpowiednie rozdziały moich „Nowych kłamstw Grossa”).
I kto tu był niewdzięczny?
Kolejnym kłamstwem paszkwilantów Janeckiego i Maca było stwierdzenie, jakoby w bezpiece i w ogóle w aparacie przemocy w Polsce po 1945 r. były tylko „nieliczne osoby pochodzenia żydowskiego”. Rzeczywiście „nieliczne” - ogromna część „wierchuszki” bezpieki z Jakubem Bermanem na czele, wszyscy dyrektorzy departamentów w Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego, 105 naczelników etc., etc. (por. szerzej odpowiednie rozdziały moich „Nowych kłamstw Grossa”).
I kto tu był niewdzięczny?
Obaj dobrani paszkwilanci z „Wprost” oskarżali również generalnie Polaków o
różne ciężkie „grzechy” wobec Żydów, w tym m.in. o „chciwość”, „tchórzostwo”, „nieczyste
sumienie” i „niewdzięczność” (!). Szkoda, że Janecki i Mac, tak uskarżający się
na rzekomą „niewdzięczność” Polaków wobec Żydów, nie przeczytali nigdy książki
setki razy uczciwszego od nich intelektualnie żydowskiego autora Leona Holenderskiego: „Les Israelites
en Pologne”. Holenderski, Żyd, polski patriota i emigracyjny działacz
polityczny, ostro strofował swych żydowskich współrodaków właśnie za
niewdzięczność wobec Polaków. Pisał we wspomnianej, około 200-stronicowej
książce, wydanej w Paryżu w 1846 r. i niestety nie przypominanej przez nikogo
poza mną: „Możemy śmiało powiedzieć, że dzieci Izraela mają tysiąc razy więcej
powodów, by się skarżyć na Niemców, Hiszpanów i nawet Francuzów, niż na Polaków”.
Trudno zrozumieć fakt, że nie było w swoim czasie szerszej, negatywnej reakcji
na tak patologiczny przykład antypolonizmu, jakim był tekst S. Janeckiego i
J.S. Maca. Warto przyjrzeć się późniejszym losom obu autorów polakożerczego
paszkwilu. Jerzy Sławomir Mac „wsławił się” różnymi skandalami i awanturami,
m.in. jakimś niby-porwaniem i związkiem ze specjalistką od bicia rekordów
seksualnych, a potem zaszył się w jakiejś mysiej dziurze i nikt nie słyszy o
jego „pisarstwie”. Wręcz przeciwnie stało się ze Stanisławem Janeckim. Ten
skrajny polakożerca rok temu awansował dzięki protekcji byłego sekretarza KC
PZPR Marka Króla na stanowisko naczelnego redaktora „Wprost” i... dalej jątrzy.
Nawet spotkała go jakże niefortunna pochwała w radiu ze strony nie znającego,
jak widać, jego obrzydliwej poprzedniej „twórczości” premiera Jarosława Kaczyńskiego. Czemu premier
nie ma dotąd doradcy znającego dobrze media i ludzi mediów? A swoją drogą
chętnie wyzywam paszkwilanta Janeckiego na pojedynek intelektualny w sprawie
historii stosunków polsko-żydowskich przed szerszym audytorium (np. na UW czy
UJ). Niech to będzie dyskusja o faktach, a nie wyssane z palca Janeckiego
pomówienia! Skończmy z nieodpowiedzialnymi oskarżeniami ze strony różnych
anty-Polaków!
(”Nasz Dziennik” 11.08.2007r.).
Solidna dawka prawdy - DZIĘKUJĘ !
OdpowiedzUsuń