))Zapraszamy na Oficjalną Stronę internetowa Jerzego Roberta Nowaka((

środa, 13 lipca 2016

Czy PiS pragnie stracić poparcie 6 milionów Polaków z Kresów? (II)

Bezmyślna nominacja J.Piekło na ambasadora do Kijowa

Pisałem już na tym blogu .o tym jak powszechnie krytycznie jest oceniana jak dotąd najgłupsza decyzja personalna ministra Witolda Waszczykowskiego, mianująca skrajnego wybielacza Ukraińców Jana Piekło na ambasadora do Kijowa. Nominacja tego jegomościa była wręcz prowokacją. wobec milionów Kresowian. Posunięcie Waszczykowskiego w tej sprawie bardzo mocno przypomina mi pewien epizod z mojej młodości. Uczyłem się dopiero gry w brydża, byłem wówczas pod tym względem kompletnym neptkiem. Od razu w jednym z pierwszych rozdań dałem straszliwa plamę. Byłem rozgrywającym i miałem znakomite karty, faktycznie 99 posunięć na 100 dawało dla naszej dwójki pewnego robra. Stawka była wielka, a ja długo deliberowałem i w końcu w żałosny sposób wyszedłem z jedyną możliwą kartą na sto, która spowodowała klęskę naszej pary. Niestety takim beznadziejnie nieudolnym graczem jest teraz minister Waszczykowski. Nie można było wystąpić z głupszym posunięciem, niż nominacja Piekło z misją do Kijowa. Ciekawe, że nawet w tak skrajnie proukraińskim tygodniku jak „Gazeta Polska” odezwał się wreszcie bardzo rzeczowy głos w tej sprawie ze strony zastępcy redaktora naczelnego tego czasopisma Katarzyny Gójskiej Hejke. W tekście zatytułowanym „Ambasador musi się wiele nauczyć” („Gazeta Polska” z 8 czerwca 2016 r) Katarzyna Gójska-Hejke pisała m.in.: „Ambasador bez wątpienia rozumie znaczenie wyrwania Kijewa spod wpływu Moskwy. Pojmuje wartość tego przedsięwzięcia dla bezpieczeństwa Polski. Brakuje mu jednak wrażliwości na historie Kresów. Nawet więcej, mówiąc o niej, zachowuje się jak ślepy słoń w składzie porcelany (…) Swoimi kompromitującymi wypowiedziami na temat ludobójstwa Polaków na Wołyniu, będącymi w rzeczy samej prymitywna próba stłumienia emocjoi bliskich ofiar, pokazuje jednocześnie, iż musi się jeszcze wiele nauczyć, by sprostać powierzonemu zadani.u.(Podkr.- J.R.N.)Od wysłannika Rzeczypospolitej do innego państwa obywatele mają prawo oczekiwać nie tylko działań na rzecz poprawy relacji gospodarczych czy politycznych, lecz także- w przypadku Ukrainy to szczególnie ważne - zdecydowanych działań na rzec przywracania prawdy historycznej i dbałości o szacunek dla polskich ofiar ludobójstwa. Pan Piekło zdaje się kompletnie nie dostrzegać, a wręcz nie rozumieć tej części swej misji. Czekającym na sprawiedliwość i prawdę od ponad 70 lat rodzinom ofiar radzi „zostawić sprawę politykom” i „nie rozdrapywać ran”. .Jednym słowem: mają zapomnieć, a najlepiej darować sobie dramatyczne okoliczności śmierci swych bliskich. Tylko pogratulować!
 
Co takimi wypowiedziami uzyska nowy ambasador? Na pewno szczerą i zrozumiałą niechęć środowisk kresowych do władzy RP, poczucie (również uzasadnione ) opuszczenia i lekceważenia męczeństwa ich przodków. (Podkr.- J,.R.N.). 

A co uzyska rosyjska propaganda? Jeszcze większą możliwość manipulowania emocjami ludzi, którzy będą mieli poczucie głębokiego i kolejnego opuszczenia ich sprawy przez instytucje Rzeczypospolitej.. Trudno komentować wszystkie niedorzeczności, którymi nowy ambasador uraczył przez kilka dni opinię publiczną. Można wspomnieć jeszcze o dywagacjach na temat różnej wrażliwości historycznej Polaków i Ukraińców. Ciekawe, czy zaserwowałby te złote myśli więźniom obozów koncentracyjnych, tłumacząc fascynacje wielu młodych Niemców formacją SS. Na odnotowanie zasługuje także przekonanie pana ambasadora, iż w Polsce nie powinny powstawać filmy historyczne, bo są zbyt emocjonalnym przekazem, który burzy spokojną debatę historyków. Bo jak inaczej zrozumieć jego wypowiedzi na temat obrazu „Wołyń”. (Podkr.- J.R.N.)
 
Jan Piekło najwyraźniej nie ma pomysłu, jak wywalczyć choćby upamiętnienie Polaków w miejscach ich kaźni, nic o tym nie słyszymy. W wywiadzie dla „GP” zachęca do wzorowania się na doświadczeniach Izraela w upowszechnianiu prawdy historycznej. Mówi o honorowaniu tych, którzy potrafili chronić ofiary i przeciwstawić się mordercom. Zdaje się jednak nie rozumieć, że Żydzi nie pozostawili rozliczenia II wojny światowej historykom. Na prawdę, napiętnowanie i rozliczenie katów (nazwanych z imienia i nazwiska) pracowało całe państwo. .A walka o sprawiedliwość nie uniemożliwiła poprawnych relacji z Niemcami”.
Gorąco dziękuję p. redaktor K. Gójskiej – Hejke za uświadomienie mnie i innym czytelnikom, że nowy ambasador do Kijowa Jan Piekło jest aż tak głupi! W kontekście zachowań i umysłowości takiego ambasadora jak J. Piekło i jego zwierzchnika trzeba z goryczą powtórzyć piękne słowa Jana Pietrzaka : „Gdzie nasza godność starej daty?” Nie można powierzać takiemu analfabecie spraw kresowych jak Piekło ambasadorstwa w Kijowie z nadzieją, że w końcu czegoś się nauczy. On niczego nie pojmie swym ciasnym doktrynerskim rozumkiem i powinien być jak najszybciej odwołanym, podobnie jak jego zwierzchnik minister W.Waszczykowski. Nie rozumiem, dlaczego szef PiS Jarosław Kaczyński i premier Beata Szydło tak długo tolerują tego szkodnika na czele MSZ!.
 
W kontekście bezmyślnej nominacji J. Piekło na ambasadora do Kijowa przez ministra W.Waszczykowskiego warto przytoczyć bardzo krytyczną opinię posła PSL Piotra Zgorzelskiego w tej sprawie. W publikowanym na łamach „Rzeczpospolitej” z 10 czerwca 2016 r. artykule : „Prawo do pamięci o Wołyniu” Zgorzelski pisał m.in. :”Rząd PiS prowadzi bardzo dziwną politykę związaną z Ukrainą. Na ambasadora w tym kraju mianował człowieka, którego wypowiedzi dyskwalifikują go jako kandydata na tak poważne stanowisko. Jan Piekło, bo o nim mowa, dyskredytował środowiska kresowe. (Podkr.- J.R.N.).Takie ataki, często personalne, nie mogą być dobrą rekomendacją dla kogoś, kto musi dbać o polskie interesy, także historyczne. Czy za chwilę się dowiemy, że ambasador kwestionuje ludobójstwo Polaków w imię tak zwanej racji stanu? Nic dziwnego, że do premier Beaty Szydło trafiają liczne protesty w sprawie tej nominacji. List otwarty wystosowali przedstawiciele Rodzin Kresowych”.
 
Wszystko wskazuje na to, że ambasador J. Pieklo będzie reprezentował głównie interesy Kijowa wobec Warszawy, a nie Warszawy wobec Kijowa. Bardzo ubolewam z tego powodu, że głupia decyzja ministra Waszczykowskiego w sprawie J. Piekło została wykorzystana przez posła PSL do krytyki „dziwnej polityki” całego rządu. Dlaczego jednak premier B.Szydło toleruje tak powszechnie krytykowane wybryki swego ministra? Czas usunąć tego zawalidrogę i psuja!

Leszek Miller wypunktował PiS w sprawie Wołynia

W poprzednim tekście na blogu pisałem,, że PiS przez swoje kluczenie w sprawie rzezi wołyńskiej niepotrzebnie traci punkty wobec Ruchu Kukiz 15 i PSL. Okazuje się, że może tracić na tym także wobec SLD Właśnie dziś w dniu 13 lipca w „SuperExpressie” ukazał się, obiektywnie pisząc, na prawdę świetny tekst Leszka Millera „Mord założycielski”. Polityk SLD napisał w nim m.in.: „Andrzej Duda zamierza wziąć udział w obchodach ukraińskiego Dnia Niepodległości. W Kijowie nasz prezydent będzie mógł latem przespacerować się po reprezentacyjnym prospekcie imienia Stepana Bandery. We Lwowie będzie mógł spojrzeć na pomnik Romana Szuchewycza, który rozkazał uśmiercenie tysięcy Polaków: „Konieczne jest przyśpieszenie likwidowania Polaków. Musza zostać zgładzeni całkowicie, ich wioski spalone do gruntu samego (…) Ludność polską należy absolutnie zniszczyć. Śmierć każdego Lacha to metr wolnej Ukrainy. Albo będzie lechicka krew po kolana- albo Ukrainy nie będzie. Musimy zatem Polaków w pień wyciąć”. (Podkr.- J.R.N.). Polski prezydent będzie mógł zapoznać się z uchwałą upamiętniającą czyn bojowy kawalera hitlerowskiego Krzyża Żelaznego płk Petra Diaczenki, który na czele swoich żołnierzy mordował powstańców warszawskich. A następnie pacyfikował polskie wsie na Lubelszczyźnie. Zobaczy też świętujących kombatantów z dywizji SS-Galizien, którzy mogą pochwalić się wieloma dokonaniami, w tym zbiorowym morderstwem na Polakach- mieszkańcach Huty Pieniackiej. Gdyby pan prezydent lub ktoś z jego świty zamierzał wyrazić niechęć wobec gloryfikowania banderowskich zbrodniarzy, powinien pamiętać, że specjalna ustawa zakłada karanie więzieniem wszystkich, którzy okazywaliby lekceważenie dla weteranów lub negowali celowość ich walki.
 
Wielokrotny rozmówca Dudy prezydent Poroszenko oświadczył, że : „Uznając za bohaterów narodowych UPA i Banderę, Ukraina nie powinna brać pod uwagę krytycznych opinii innych państw, w tym nawet ich oficjalnych protestów i negatywnych reakcji (…) Co na to polskie władze? Nic. Zapowiedziane specjalne posiedzenie Sejmu i uchwałę w rocznicę rzezi wołyńskiej marszałek Kuchciński skreślił z kalendarza prac Wysokiej Izby (…)”.

I po co to PiS-owi było? Czy nie lepiej było pozostać jednoznacznymi w tak ważnej dla milionów Polaków sprawie? Jeśli PiS będzie ustępował wobec Ukraińców, nie licząc się z wymogami prawdy historycznej i nastrojami Narodu w tej sprawie, będzie ponosił coraz większe straty polityczne. I Po co to PiS-owi? Niech jak najszybciej pozbędzie się spychających go na fatalną drogę złych podpowiadaczy, różnych Waszczykowskich i Zurawskich vel Grajewskich i zabierze głos zgodnie z pragnieniami milionów Kresowian.

Czy rządowi i liderom PiS na prawdę nie przeszkadzają nachalne wręcz przykłady upokarzania narodowej wrażliwości Polaków na Ukrainie? Podam dwa przykłady. Opowiadano mi, że na murze jakiejś szkoły polskiej na Ukrainie (zdaje się, że w Lwowie) umieszczono tablicę poświęconą chwalbie głównego ludobójcy Polaków R. Szuchewycza. Wczoraj od jednego z profesorów, znawców historii stosunków polsko-ukraińskich usłyszałem przejmującą opowieść, wołającą o pomstę do nieba. Naukowiec z Wrocławia opowiadał mi, że na Ukrainie, w okolicy Sarn wymordowano okrutnie mieszkańców czterech wsi polskich. Banderowcy zabronili grzebania ciał zamordowanych i okrutny fetor roznosił się po okolicy. W końcu jednak żyjący w pobliżu ocaleli Polacy zaczęli znosić ziemię, by przykryć ciała .Powstał w ten sposób mały kopczyk, który Polacy taktowali jak relikwię. I oto w ostatnim czasie Ukraińcy postawili na tym kopczyku pomnik Szuchewycza, by jeszcze bardziej utrwalić swój triumf i upokorzenie Polaków. Dlaczego to znosimy? Dlaczego nie reagujemy równie mocno jak Węgrzy, którzy natychmiast protestują przy każdej próbie profanowania pomnika na przełęczy Verecke, postawionego przed laty dla uczczenia wejścia tam plemion węgierskich w 1896 r. Mały naród węgierski nie daje sobą pomiatać. A my, choć dajemy tyle pomocy materialnej i wsparcia politycznego Ukraińcom, pozwalamy na takie naigrawanie się z Polaków.

Historyk T. Płużański o nie rozliczonych ukraińskich okrucieństwach

Bezmyślnym polskim wybielaczom zbrodni ukraińskich na Wołyniu zalecałbym wpisanie sobie do sztambucha niezwykle przejmującego tekstu znanego historyka, a zarazem szefa działu Opinie „SuperExpressu Tadeusza Płużańskiego: „Znów nikt nie wstawił się za 5-letnią Stasią” („SuperExpress” z 8 lipca 2016 r.) . Red. Płużański pisał m.in.: „Jeden z nich mocno mnie chwycił za małe rączki, po czym wyłamał mi je. Jak bardzo mnie to bolało? Krzyczałam i płakałam. Drugi chwycił mnie za nóżki i połamał je. Trzeci, chyba ten najodważniejszy, wbił bagnet w mój mały brzuszek i rozpruł go. To, co było moim wnętrzem, znalazło się na zewnątrz. Mój wygląd musiał ich chyba bardzo śmieszyć, bo zaczęli rechotać, wołając jednocześnie: „Tak trzeba robyty z lachami!” Dlaczego walczyli ze mną, dzieckiem? Przecież ja nie byłem żołnierzem ? Czy to byli naprawdę żołnierze?”.
 
To fragment opowiadania o śp. Stefanii Stefaniak, zamordowanej w 1943 r. na Wołyniu. Dalsza część odnosi się do czasów współczesnych. ”Patrzę z góry i martwię się, bo w Polsce wszyscy o nas zapomnieli. A 140 tysięcy przesiedlonych Ukraińców, w dużej części rodzin tych „żołnierzy”, dla naszych polskich przywódców to maja być ofiary LUDOBÓJSTWA. A ja? NIE JESTEM OFIARA tego słowa na „l”, którego tak się boją używać w stosunku do nas? Jest mi smutno, płakać mi się chce. Bo może znów Sejm naszej ukochanej Ojczyzny zdradzi pamięć o mnie i moich kolegach z podwórka i tysiącach, dziesiątkach tysięcy innych, zakatowanych w tamtych latach – i odrzuci lub zniekształci prawdę”
 
W tym roku – w 73 rocznicę ludobójstwa dokonanego na Polakach przez UPA na Wołyniu – Sejm RP znów zdradził pamięć Stasi i dziesiątków tysięcy innych ofiar ukraińskich nacjonalistów (…) Gdzie jest ta dobra zmiana w polsko-ukraińskiej historii? W kwestii ludobójstwa wołyńskiego? Bo na pewno nie jest nią przełożenie uchwały upamiętniającej te tragiczne wydarzenia na później - po szczycie NATO. To złożenie zamordowanych polskich obywateli na ołtarzu bieżącej polityki.(Podkr.-J.R.N) Dobrą zmianą nie są też wypowiedzi Jarosława Sellina i Ryszarda Terleckiego, że 11 lipca powinniśmy obchodzić … 17 września, bo ludobójstwa wołyńskiego by nie było, gdyby Polski nie rozebrali Niemcy i Sowieci (…) W kwestii Wołynia efekt jest taki, że znów polski Sejm nie wstawił się za 5-letnią Stasią”.

P. Skwieciński : „Rozpaskudziliśmy Ukraińców” 

25 czerwca 2016 r. na portalu: ”w Polityce.pl” ukazał się ważny, godny przemyśleń i dyskusji artykuł znanego publicysty, zastępcy naczelnego redaktora tygodnika „w Sieci” Piotra Skwiecińskiego: „Wołyń jak Kuryle, czyli jaki wyciągnąć wniosek z faktu, że historyczny dialog z Ukrainą znalazł się w ślepym zaułku”. Artykuł Skwiecińskiego jest tym ciekawszy, że sam autor parę lat temu był skłonny do przymykania oczu na probanderowskie tendencje na Ukrainie, ze względu na „zagrożenie rosyjskie” dla jej bytu. Teraz jednak, gdy Ukraina wyraźnie okrzepła jest zaszokowany rozmiarami wybielania Bandery na Ukrainie i zastanawia się, co Polacy powinni robić w warunkach tak niekorzystnego dla nas kultu banderyzmu na Ukrainie. Jego opinie bardzo znacząco różnią się od typowych wybielaczy postawy Ukrainy w stylu Pawła Kowala, czy Agnieszki Romaszewskiej-Guzy. Red. Skwieciński pisał m.in.:„Gdy kończył się Majdan, separatystyczna awantura na wschodzie Ukrainy zaczynała nabrzmiewać i nikt jeszcze nie wiedział, jaki przyjmie zasięg, a otwarte i pełnoskalowe wkroczenie do tego kraju wojsk rosyjskich było ewentualnością realną, w artykule zatytułowanym „Byle nie Małorosja” pisałem, że „lepsza Ukraina banderowska niż moskiewska”. Bo „w Kijowie mogliby sobie rządzić nie tylko banderowcy, ale wręcz sam zmartwychwstały Bandera – i tak w polskim interesie leżałoby umacnianie Ukrainy”(…)

 W pełni podtrzymuję te tezy. Ale minęło dwa i pół roku. Ukraiński patriotyzm przeszedł ogniową próbę. Zajętych przez separatystów i armię rosyjską terenów nie udało się odzyskać. Ale zarazem widać, że na reszcie obszaru Ukrainy rosyjskie wpływy niepomiernie zmalały. Że ani objęcie Kijowa jakąś formą moskiewskiego protektoratu, ani rozpad kraju na kontrolowane przez Rosję quasipaństewka już nie grozi. Sytuacja uległa więc diametralnej i pozytywnej zmianie. Ale w związku z tym konieczność „chuchania i dmuchania” na Ukrainę, aby w żaden sposób nie dopomóc rosyjskiemu imperializmowi, zmalała. Natomiast pewność siebie partnerów znad Dniepru – wzrosła (…)” .
Tym ciekawsze są dalsze refleksje red. Skwiecińskiego, który pisze m.in.:
Niestety, ów wzrost pewności siebie Ukraińców, w połączeniu z małym ciężarem gatunkowym Polski i brakiem z jej strony realnych (czyli nie politycznych, a związanych z wydatkowaniem prawdziwych pieniędzy) zaangażowań w tym kraju spowodował niekorzystne skutki w dziedzinie historyczno – symbolicznej. Krótko rzecz ujmując, można by to oddać tak: strona ukraińska nie tylko nie wykonała pod adresem polskiej wrażliwości gestów, których oczekiwaliśmy. Proces poszedł dalej. W dniu, w którym w Kijowie gościł ówczesny prezydent Rzeczpospolitej, ukraiński parlament przyjął ustawę gloryfikującą członków UPA, co doprawdy jedynie ktoś naiwny mógłby uznać za coś innego niż świadomą demonstrację. A kijowska machina państwowa zaczyna prowadzić politykę historyczną, opartą o wizję OUN-UPA jako duchowej podstawy ukraińskiej niepodległości. (Podkr.- J.R.N.)(…)
Wielu Ukraińców nie tylko nie przejawia otwartości wobec polskich postulatów, ale reaguje na nie nerwowo. Bardzo znana polska dziennikarka, żadna tam nacjonalistka, tylko sprawdzona i wieloletnia bojowniczka o przyjaźń z Ukraińcami, gdy tylko zaczęła wypowiadać jakiekolwiek życzenia pod ich adresem, została nagle zbanowana na facebooku przez iluś jej dotychczasowych internetowych „przyjaciół”. A ukraińskie media, na terenie Polski związane ze środowiskami wrogimi obecnemu polskiemu rządowi, lubią sugerować iż ów rząd jest, w odróżnieniu od poprzedniego, antyukraiński.
Wszystko to jest efektem między innymi tego, że - użyję ostrego języka - oni (tj. ci Ukraińcy, którzy mają kontakty z nami, czyli polską giedroyciowską inteligencją) są przez nas rozpaskudzeni.* I sami pracowaliśmy nad tym długo. Przez dekady nosiliśmy ich na rękach, chuchaliśmy i dmuchaliśmy na ich samopoczucie. Żeby tylko sobie o nas źle nie pomyśleli. Omijaliśmy wszelkie tematy, które mogłyby być dla nich przykre (wiem, bo sam tak instynktownie robiłem). W efekcie oni są przyzwyczajeni do takiego właśnie traktowania. Do tego, że Polacy na wyścigi krzyczą „sława Ukrainie!”. I kiedy nagle oprócz krzyczenia „sława Ukrainie” ci Polacy czegoś chcą, to ci zepsuci (przez nas zepsuci) Ukraińcy mają wrażenie, że spotyka ich straszna krzywda. Powtórzę - sami na to ciężko zapracowaliśmy. (…)
Nigdy dość podkreślania – ja nie kwestionuję, że w tych (i późniejszych) latach Polacy (czyli akowcy, polskie samoobrony, po wojnie antykomunistyczna partyzantka, a także LWP) również popełniali zbrodnie wobec Ukraińców. Popełniali; i często straszne. Tylko że z banderowskimi porównać ich nie sposób. Nie tylko ze względu na skalę. I nie tylko ze względu na to, że zbrodnie ukraińskie były chronologicznie pierwsze - to one uruchomiły po polskiej stronie spiralę odwetu, a także polskie działania prewencyjne, których elementem bywały masowe mordy cywili (Hrubieszowszczyzna w ‘44 roku). Przede wszystkim dlatego, że to zbrodnie ukraińskie były celowym i na zimno pomyślanym wykonaniem planu obejmujących ogromne obszary masowych czystek etnicznych. A masowe mordowanie ludności cywilnej nie było przypadkiem, tylko było z góry założonym elementem tego planu. I to właśnie przede wszystkim różni je jakościowo od zbrodni Polaków.
Strona ukraińska (a także najbardziej sprzyjający jej publicyści polscy) przyznać tego wszystkiego nie chce. Woli rozmywać sprawę w ogólnym chaosie. W wizjach, w myśl których działy się wprawdzie rzeczy straszne, ale „wiadomo – wojna, zdziczenie i chaos”. Posuwa się czasem do określenia kresowych Polaków (nawet nie władz II Rzeczpospolitej, tylko miejscowych, cywilnych Polaków…) mianem „okupantów”. Czy też do klasowej interpretacji sytuacji, w myśl których ukraińscy chłopi mieli pomścić wiekowe społeczne krzywdy. Co – łagodnie mówiąc – nie w pełni pasuje do sytuacji, w której ofiarą masowych zbrodni stało się nie polskie ziemiaństwo (już przedtem wywiezione przez Rosjan), tylko polscy chłopi, w sensie społecznym zajmujący tę samą pozycję co ich ukraińscy sąsiedzi. (…)
Co więc czynić w tej sytuacji? Odpowiedzmy daleką analogią. Przywoływana tu często Rosja trzyma od ‘45 roku japońskie Kuryle. Japonia nigdy nie wyrzekła się tych wysp, podkreśla to, i zmierza do ich odzyskania. Trwa więc przewlekły konflikt, który nie przeszkadza jednak obu państwom współdziałać ze sobą – ku obopólnemu interesowi – na wielu innych polach. Po prostu Tokio zdecydowało w pewnym momencie, że sprawę Kuryli można i  trzeba niejako wyjąć z całokształtu stosunków japońsko-rosyjskich. Spór o wyspy sobie, a cała reszta – sobie.
Otóż realistyczne, jak sądzę, byłoby założenie że konflikt o prawdę na temat Wołynia – to w relacjach polsko-ukraińskich mogłyby być takie Kuryle. Nie wyrzekamy się tu niczego. Odwrotnie: twardo i jednoznacznie mówimy swoje. Nie idziemy tu na fałszywe kompromisy z nieprawdą. Jeśli strona ukraińska nadal będzie odmawiać uznania oczywistego a kluczowego faktu, iż kierownictwo OUN podjęło w ‘43 roku decyzję o masowej eksterminacji Polaków – to trudno, zawieszamy dialog historyczny, a w każdym razie państwowy patronat nad nim. (Podkr.- J.R.N.) (…) Prowadzimy swoją, jednoznaczną politykę historyczną. Nie rozdzieramy szat, gdy okazuje się że nie można jej uzgodnić z ukraińską. W końcu jesteśmy dwoma państwami, tak jest i pozostanie. (…) Ale też ograniczamy ten historyczny konflikt do tej jednej sfery. Nie dopuszczamy do tego, aby wpływał on w jakimkolwiek stopniu na cokolwiek w relacjach polsko-ukraińskich, co nie jest z nim bezpośrednio związane. Jednym słowem, Kuryle konsekwentnie ograniczamy do Kuryli. 
Moje refleksje po lekturze tekstu Skwiecińskiego.
Warto przytaczać jego tekst jako różniący się ogromnie na korzyść swym realizmem od typowych, żałosnych wręcz wybielaczy postawy Ukrainy w stylu P. Kowala. Artykuł Skwiecińskiego jest dla mnie jednak trochę zbyt defetystyczny swą sugestią zawieszenia dialogu historycznego z Ukraińcami, bo i tak ich nie przekonamy. Odwrotnie uważam, że ciągle, twardo i konsekwentnie musimy domagać się od nich uznania prawdy o ludobójstwie na Wołyniu. Natomiast polecałbym liderom PiS z tego tekstu Skwiecińskiego jedno zasadnicze przesłanie – nie zważając na obiekcje Ukraińców róbmy swoje, „twardo i jednoznacznie mówmy swoje”. Czego zdają się nie rozumieć niektórzy wpływowi działacze PiS typu Przemysława Żurawskiego vel Grajewskiego, gotowi do poświęcania racji polskich w imię dogadywania się z Ukraińcami na ich warunków. Ludzie ci poświęcają nie tylko racje polskie, ale i szanse PiS na wzrost jego popularności wśród Kresowian, a nawet grożą ich odepchnięciem od PiS. Trzeba mocno alarmować w tej sprawie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz