(Niżej
zamieszczam znacząco rozszerzony tekst mego artykułu dla
„Warszawskiej Gazety” z 8-14 lipca 2016 r.)
Komunistyczni
sprawcy prowokacji kieleckiej z 4 lipca 1946 r. usiłowali zrobić
wszystko co możliwe dla zatarcia śladów popełnionej zbrodni.
Przede wszystkim starali się o systematyczne zlikwidowanie
wszystkich tych ważnych świadków zajść, którzy mogli „wygadać
się” i ujawnić komunistycznych mocodawców rzekomego „pogromu”.
I właśnie to likwidowanie kolejnych niewygodnych świadków wydaje
się być bardzo mocnym potwierdzeniem tezy o tym, że rzekomy
„pogrom kielecki” był starannie zaplanowaną bezpieczniacką
zbrodnią. Pierwszą ofiarą ówczesnych Nieznanych Sprawców był
nader znaczący świadek wydarzeń- zastępca szefa Powiatowego
Urzędu Bezpieczeństwa w Kielcach ppor. Albert (Fajwisz Alter)
Grynbaum. Warto przypomnieć, że właśnie on już w dwa dni po
„pogromie”- 6 lipca 1946 w sprawozdaniu z przebiegu zajść
bardzo krytycznie oceniał głównego ich sprawcę ze strony polskiej
bezpieki, agenta NKWD, majora Władysława Sobczyńskiego i
krytykował brak zdecydowanej postawy wojska (Por. uwagi dr R.
Śmietanki- Kruszelnickiego z IPN w drugim tomie IPN-owskiego
wydawnictwa „Wokół pogromu kieleckiego, Warszawa 2008,s.112). W
czasie zajść Grynbaum na próżno błagał mjr Sobczyńskiego o
użycie kampanii ze szkoły UB w Zgórsku, co Sobczyński wciąż
odwlekał. Przypuszczalnie organizatorzy zbrodni mogli się obawiać,
że ppor Grynbaum może okazać się zbyt dociekliwy w tropieniu
sprawców mordu na jego żydowskich rodakach, bo nie zdawał sobie
sprawy, że zbrodnia była zaplanowana z góry przy udziale takich
czołowych żydowskich komunistów jak Jakub Berman.
Tajemnicza
śmierć A. Grynbauma
Grynbaum
zginął w nader podejrzanych okolicznościach już 10 sierpnia 1946
r. Dr R. Śmietanka – Kruszelnicki pisał na ten temat:
„Zaskakujące (…) są okoliczności jego śmierci. Jest rzeczą
niezrozumiałą, że tak ważnego świadka wydarzeń pogromowych
(przebywającego prawie od samego początku obok lub w środku
obleganego .przez tłum budynku, usiłującego bronić znajdujących
się tam Żydów, interweniującego w WUBP (Wojewódzkim Urzędzie
Bezpieczeństwa Publicznego- J.R.N). i będącego świadkiem
zachowania się wielu wyższych oficerów sił represji w czasie
pogromu, wysyła się służbowo taksówką, bez ochrony, przez
tereny powiatu radomskiego, należące wówczas do najbardziej
zagrożonych działaniami oddziałów partyzanckich w województwie
kieleckim”.(Por, tekst R. Śmietanki- Kruszelnickiego w pierwszym
tomie „Wokół pogromu…op.cit.s,70). Samochód z Grynbaumem i
towarzyszącym mu H. Ochinem z KW PZPR został zatrzymany
przez partyzantów, a następnego dnia obaj zostali zastrzeleni. Dr
Śmietanko- Kruszelnicki wskazuje przy tym. że oddział ppor
„Dołęgi”, który zastrzelił Grynbauma i Ochina „podlegał
nie rozpoznanej bliżej Komendzie Okręgu Narodowego Związku
Zbrojnego” (…) Wątpliwości co do zakwalifikowania tej
struktury podziemnej do autentycznego nurtu niepodległościowego
sprawiają, że można postawić pytanie, czy śmierć ppor
Grynbauma była przypadkowym i niefortunnym zbiegiem okoliczności,
czy też został on „wystawiony” partyzantom Jego śmierć bardzo
ograniczyła możliwości rekonstrukcji przebiegu antyżydowskich
zajść w Kielcach”.(Podkr.- J,.R.N.) (Por.tamże,s.71).
Warto
w tym momencie przypomnieć, co pisał na temat śmierci Grynbauma
prawdziwie uczciwy autor żydowski, b .oficer Informacji Wojskowej WP
Michał Chęciński. To on w wydanej w 1982 roku książce
„Poland: Communism- Nationaliśm- Antisemitism , oskarżając NKWD
o przygotowanie zbrodni kieleckiej, jako pierwszy wskazał na jej
głównego sprawcę oficera sowieckiego wywiadu –Michaila
Aleksandrowicza Diomina. Pisząc o tak tajemniczym, a tak
wygodnym dla sprawców zbrodni kieleckiej zabójstwie Grynbauma,
Chęciński stwierdził m.in.: „ Nie ulega wątpliwości, że
Grynbaum wiedział wiele, jeśli nie za wiele, o kulisach pogromu.
Miał liczną agenturę wśród mieszkańców Kielc i zapewne
próbował po pogromie ustalić wiele zagadkowych szczegółów, co
należało zresztą do jego obowiązków służbowych”.
Inne
tajemnicze zgony świadków „pogromu”
Chęciński
pisał w cytowanej książce również o dalszych nader tajemniczych
zgonach ważnych świadków kieleckiej zbrodni: „W dziwnych
okolicznościach zginęli też inni wtajemniczeni świadkowie
pogromu. Wkrótce po tych tragicznych wydarzeniach ginie, otruty w
szpitalu, kierowniczy pracownik WUBP Kielce, Majewski,
przedwojenny komunista, znany z uczciwości i bezkompromisowości.
Pielęgniarz, który otruł Majewskiego, umiera tego samego dnia, gdy
nadchodzi ekspertyza potwierdzająca, że Majewski został otruty.
Ten splot dziwnych okoliczności nie został do dziś wyjaśniony”
Wiele
mówiącym o postępowaniu władz komunistycznych był fakt, że
uniknął jakiejkolwiek kary, pomimo przejściowego aresztowania,
szef WUBP major Władysław Sobczyński główny wspólnik ze
strony kieleckiej bezpieki dla sowieckiego majora Diomina, jako
organizatora prowokacji kieleckiej. Co więcej Sobczyński został
później nawet ambasadorem PRL –u w Sofii. Na tle całej
późniejszej kariery mjr Sobczyńskiego, tym bardziej dają do
myślenia represje, które uderzyły w ówczesnego komendanta MO,
ppłk Wiktora Kuźnickiego. Podobnie ,jak jego zastępca mjr
Kazimierz Gwiazdowicz i mjr Sobczyński, ppłk Kuźnicki był
oskarżony o zaniedbanie obowiązków dniu zajść, ale
przesiedział od nich znacznie dłużej. Jak pisał M. Chęciński:
Sobczyńskiego i Gwiazdowicza uniewinniono, i widać było w czasie
rozprawy w grudniu 1946 roku „zniekształcanie faktów w celu
wybielenia Sobczyńskiego i Gwiazdowicza”. Zdaniem Chęcińskiego
,o nieporównanie dużo surowszym potraktowaniu ppłk. Kuźnickiego
zadecydowało jego niezastosowanie się do dyktowanych odgórnie
reguł gry. Otóż- jak pisał Chęciński : „Kuźnicki (…)
domagał się, aby jego proces odbył się jawnie i żeby powołano
świadków, którzy mogliby dowieść jego niewinności. Zwracał
się w tej sprawie do wszystkich możliwych instancji i przełożonych.
Ponieważ nikt na jego prośby nie reagował, zaczął w więzieniu
głodówkę. Wypuszczono go z więzienia w stanie agonalnym. W domu
kontynuował głodówkę. Po kilku tygodniach zmarł”..
Red.
Krzysztof Kąkolewski pisał w swej podstawowej książce
demaskatorskiej o rzekomym „pogromie kieleckim” : „Umarły
cmentarz” (Warszawa 1996, s.134), iż: „Wiktor Kuźnicki zaczął
mówić nieostrożnie, że to, co się zdarzyło w Kielcach, było
absolutną prowokacją”. Mówił o tym współwięźniem.
Kąkolewski nie wykluczał, że w odpowiedzi na tego typu „wyznania”
UB poddało Kuźnickiego torturom, tak że z więzienia „powrócił
w stanie ruiny fizycznej i psychicznej”. Zmarł w wieku zaledwie 44
lat.
Dość
nieoczekiwany tragiczny los spotkał jednak również i b. zastępcę
ppłk Kuźnickiego majora K. Gwiazdowicza. Po latach utonął –
według jednej wersji – w Wietnamie, według innej – w Laosie./
Kąkolewski pisał (op.cit.,s.136) : „Powierzono mu (…)ważną
misję, ale czy przypadkiem nie po, by jako nosiciela tajemnicy
zgładzić potajemnie na obszarze bardzo dalekim od Polski”.
Jak
zastraszano rzekomo porwanego chłopca –H. Błaszczyka
Przez
wiele lat blokowano wyświetlenie w którejkolwiek z telewizji
nakręconego w 1996 r. filmu-dokumentu brata Czesława
Miłosza-
Andrzeja
Milosza
„Henio”. Było to wyznanie chłopca, którego rzekome porwanie
przez Żydów posłużyło bezpiece do sprowokowania zajść
kieleckich. Chłopiec Henryk
Błaszczyk
przez 50 lat bał się wyznać prawdę, z obawy przed zamordowaniem
przez ludzi z bezpieki. To, co powiedział było niesamowite.
Okazało się, że jego własny ojciec był ubekiem i w towarzystwie
innych zaprzyjaźnionych ubeków wspierali prowokację kielecką, a
zastraszony Henio był ich narzędziem Znamienne, że tak ważny,
odsłaniający prawdę film pokazano dopiero w 18 lat po nakręceniu
– w 2014 r. - w posiadającym bardzo małą oglądalność kanale
„Historia” Pikanterii całej sprawie nadaje fakt, ze autor
filmów blokowanych przez „nową cenzurę” Andrzej Miłosz był
wyróżniony tytułem „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata” za
ratowanie Żydów.
Nader
ciekawe były szczegóły ujawnionych przez Andrzeja Miłosza na
przesłuchaniu w Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko
Narodowi Polskiemu w Kielcach w dniu 3 grudnia 2001 r. rozmów z
Henrykiem Blaszczykiem: „Na przełomie lat sześćdziesiątych i
siedemdziesiątych mój kolega ze Związku Literatów Bogdan
Wojdowski,
zajmujący się tematyką żydowską, będąc na spotkaniu podczas
wieczorów autorskich w Kielcach, dowiedział się, gdzie mieszka
Henryk Błaszczyk, wtedy już dorosły mężczyzna. Doszło do
spotkania pomiędzy nimi, chociaż Błaszczyk unikał wszelkich
kontaktów z ludźmi pióra. Bał się czegoś, ale nie wiadomo
czego. Jak Wojdowski mi potem opowiadał, podczas pierwszego ich
spotkania poprosił Błaszczyka o prawdziwą relację, jaka była
jego rola w pogromie . Użył słów: „niech Pan to nareszcie
ujawni”. Błaszczyk wtedy powiedział Wojdowskiemu, że musi
poradzić się swojej matki, do której miał wielkie zaufanie i
która wiedziała wszystko o okolicznościach pogromu. Następnego
dnia ponownie się spotkali i wtedy Błaszczyk oświadczył
Wojdowskiemu, co następuje: „Matka powiedziała: synu, ty tej
prawdy nie ujawniaj, bo te ubowce jeszcze żyją i będzie koniec z
nami”(…)
W
tym momencie przypomina mi się, że gdy już Błaszczyk zaczął
mówić prawdę, to powiedział też, że ojciec, jak żył, często
przypominał mu, że nie wolno z nikim rozmawiać o pogromie, bo
może to być tak – tu pokazując ręką podcinanie gardła – dla
całej rodziny. Film złożony z dwóch części pod tytułem
„Pogrom” skończyłem na początku lata 1996 r. Został on
skolaudowany przez program II TVP i wstawiony do programu na
rocznicę pogromu. Na kilka dni przed oddaniem filmu do telewizji
pojechałem z operatorem do Kielc (…) Na ulicy Sienkiewicza
spotkałem przypadkowo Henryka Błaszczyka, który na mój widok
bardzo się ucieszył i powiedział : „Panie Miłoszu, chyba Bóg
tak chciał, że ja pana spotykam, bo byłem u spowiedzi i ksiądz
kazał mi całą prawdę o pogromie powiedzieć”. Dodał przy tym
jeszcze od siebie Błaszczyk: „Człowiek nigdy nie wie, kiedy
stanie przed Sądem Boskim i powinien
być zawsze na to przygotowany, a sprawa tego pogromu to był ciężar,
który nie dawał mi spokoju. Bałem się o tym mówić. Pan Bóg
może mi to wybaczy,, ale dłużej milczeć nie będę i powiem
wszystko, niech pan nakręci o tym film”. Słysząc takie słowa
Błaszczyka, od razu umówiłem się z nim na spotkanie i
nakręciliśmy film „Henio” ze spowiedzi Błaszczyka.
Po
powrocie do Warszawy w ciągu kilku dni i nocy zmontowaliśmy film
dokumentalny „Henio” i dostarczyliśmy do telewizji jako trzecia
część filmu o pogromie. W programie było na to miejsce, bo po
pierwszej i drugiej części filmu zarezerwowano około pół godziny
na ewentualną dyskusję. Po kilku dniach dowiedzieliśmy się, że
telewizja filmu „Henio” nie pokaże. Zamiast podziękowania za
dobrą robotę dokumentalną dowiedzieliśmy się, że film nie,
będzie –pokazany. Jeden z głównych decydentów miał powiedzieć:
„Film oskarża władze bezpieczeństwa, ale oprócz oświadczenia
Błaszczyka nie ma żadnych dowodów na piśmie”. Dodać chcę, ze
film leżał na półce w TV do 2001 roku (Od 1996 r.- JRN). Po
notatkach prasowych atakujących telewizję za nie pokazanie tak
ważnego filmu, telewizja film pokazała po północy, bez
zapowiedzi, że to film związany z pogromem i z krótką informacją
– film dokumentalny. Nic więcej. Dziwne, bo TV zwykle informuje,
na jaki temat jest film” (Cyt. za przygotowanym przez Jacka Żurka
wykazem dokumentów , publikowanym w pierwszym tomie „Wokół
pogromu…op.cit.,ss.433-434).
Oto
jak telewizja publiczna broniła stalinowskie UB jeszcze w 2001r. ,
by nie ujawniano o nim prawdy o jego zbrodniach !
Podczas
przesłuchania A. Milosz dodał jeszcze jeden interesujący szczegół:
„W tym miejscu chciałbym jeszcze podzielić się moimi wnioskami,
w jaki sposób Błaszczyk, ojciec Henia, mógł zostać wciągnięty
do współpracy z UB. Henryk Błaszczyk opowiadał, że ojciec, który
był szewcem, reperował, nocami buty partyzantom. W tych okolicach
były silne oddziały NSZ. Wizyty partyzantów. u szewca Błaszczyka
mogły wystarczyć już ubowcom do oskarżenia później Walentego
Błaszczyka o przynależność do NSZ, za co groziła śmierć.
Ratując swoje życie Błaszczyk mógł zgodzić się na współpracę
z UB”. (Por.tamże,s.434)
Henio
Błaszczyk ciężko zapłacił za to, że był tak niebezpiecznym
dla bezpieki świadkiem jej poczynań. W latach 90-tych doszło do
tajemniczego wypadku samochodowego, w którym o mało co nie zginął.
Wyszedł z tego wypadku ze wstrząsem mózgu, złamaną ręka,
uszkodzeniem kręgosłupa. Sprawczyni wypadku, jakoby pracownik
ambasady polskiej w RFN. zniknęła. Na listy poszukujące jej nie
otrzymano odpowiedzi.(Por. szerzej .K. Kąkolewski : „Umarły
cmentarz”,op.cit. ,s. 90).
„Kielecki
Rejtan” – prokurator Jan Wrzeszcz
Szczególnie
obrzydliwą formą rozprawy z człowiekiem w niewygodny dla władz
sposób drążącym sprawę zbrodni kieleckiej było zaszczucie i
doprowadzenie do przedwczesnej śmierci prokuratora wojewódzkiego
Jana
Wrzeszcza.
Prokurator ten na wieść o oblężeniu żydowskiego domu na
Plantach natychmiast udał się na miejsce, chcąc, zgodnie z
obowiązującym wówczas jeszcze prawem przedwojennej RP, przejąć
władzę nad aparatem policyjnym i wojskiem zgromadzonym wokół
budynku i przywrócić porządek.. Na próżno domagał się od
wojska rozproszenia tłumu albo przynamniej „wywiezienia
wszystkich, oblężonych Żydów samochodami pod eskortą”.
Oficerowie wprost stwierdzili, że nie wydadzą takiego rozkazu. W
dokumencie o wydarzeniach, sporządzonym po tragedii lipcowej 1946
r. i przechowywanym w Kurii Diecezjalnej w Kielcach zapisano m. in. o
wypadkach po przybyciu prokuratora J. Wrzeszcza: „Całą akcja
kierowało UB (…) prokuratorowi powiedziano, że jest niepotrzebny,
gdyż akcją kieruje UB. Po tym fakcie prokurator złożył oficjalny
raport do Województwa i Ministerstwa, zaznaczając, że
odpowiedzialność za wypadki kieleckie spada wyłącznie na Urząd
Bezpieczeństwa”.(Wg. ks. J. Śledzianowski:: „Pytania nad
pogromem kieleckim”, Kielce 1998,s.76),.
Dzień
później prokurator J. Wrzeszcz uczestniczył w Łodzi w Zjeździe
Delegatów Związku Zawodowego pracowników Sądowych i
Prokuratorskich RP jako prezes Okręgu Kieleckiego tego związku.
Pisał o tym później m.in. :”Zgłoszona została rezolucja
potępiająca mord kielecki, dokonany „przez czynniki reakcyjne”
oraz zawierająca stwierdzenie, że mord ten okrywa hańbą cały
naród polski ( (…) W dyskusji zabrałem głos, mówiąc, że nie
należy w rezolucji przesądzać, kto dokonał mordu, gdyż jeszcze
dochodzenie nie ustaliło tego, a my jako sędziowie i prokuratorzy
jesteśmy przyzwyczajeni do wydawania wyroku po dokładnym zbadaniu
dowodów (…) Następnie powiedziałem, że hańba, jaka spada na
nas, jest niezawiniona przez ten naród. Stoję bowiem na stanowisku
odpowiedzialności indywidualnej, zgodnie z nowoczesną teorią prawa
karnego i obowiązującym u nas kodeksem karnym. Zbiorowa
odpowiedzialność była bronią hitleryzmu i nasz naród oraz naród
żydowski najbardziej odczuli skutki tej odpowiedzialności na sobie.
Za zbrodnię chuliganów oraz niedołęstwo pewnych czynników nie
może spadać odpowiedzialność na cały naród. Przemówienie moje
spotkało się z gorącym przyjęciem całej sali .”.(Cyt. za: K.
Kąkolewski :op. cit.,s. 125 ).
Już
w kilka dni później prokuratora Wrzeszcza gwałtownie zaatakowano
w organie KW PZPTR „Głos Robotniczy” w artykule pt. „Łajdactwo”
nazywając go prokuratorem – obrońcą czarnej sotni (a więc grup
antysemicko-szowinistycznych w stylu tych inspirowanych niegdyś
przez carską Ochranę). Jeden z najgorszych politruków pochodzenia
żydowskiego, stalinizator wymiaru sprawiedliwości, były agent
NKWD, a 1946 r. wiceminister sprawiedliwości, Leon
Chajn
zaatakował prokuratora Wrzeszcza, insynuując jakoby bronił on
morderców z Kielc. Wrzeszcza natychmiast zawieszono w pełnieniu
funkcji prokuratorskich, Zapowiedziano wytoczenie mu postępowania
dyscyplinarnego, ale nic takiego się nie stało. Prokurator Wrzeszcz
zdecydował się na odejście z aparatu sprawiedliwości i przejście
do adwokatury. Został radcą prawnym kurii kieleckiej i osobiście
biskupa kieleckiego Czesława
Kaczmarka.
Bezpieka nie zapomniała jednak o nim. Wraz z rozpoczętą później
akcją przeciwko ks. bp. Kaczmarkowi aresztowano również i byłego
niepokornego prokuratora. Przesiedział dwa lata na Mokotowie, gdzie
przeszedł niezwykle brutalne śledztwo. Według relacji jego syna,
zmarł przedwcześnie, świadomie zarażony gruźlicą (zamknięto
go w więzieniu wraz z umierającym na gruźlicę więźniem Niemcem,
który miał otwartą gruźlicę, jej ostatnią fazę). Według
relacji syna prokuratora Wrzeszcza, w momencie przyjmowania jego ojca
po przywiezieniu go z Kielc na Mokotów oficer bezpieki powiedział
mu od razu „na przywitanie” :„ty już stąd nie
wyjdziesz”.(Por. K. Kąkolewski : op.cit.,s.128). Tak traktowano w
stalinizowanej Polsce polskich patriotów !
Prokurator
Jan Wrzeszcz był prawdziwym bohaterem ówczesnych ponurych
stalinowskich czasów. Za swój uparty opór w obronie prawdy i
dobrego imienia Polski i Polaków prokurator ten powinien być
nazwany „kieleckim Rejtanem”. Apeluję do władz miasta Kielce
o jak najszybsze uhonorowanie bohaterskiego prokuratora przez
nadanie jego nazwiska nowej ulicy. Bardzo mocno na to zasłużył!
Myślę też, że pięknym gestem ze strony prezydenta Andrzeja Dudy
byłoby jak najszybsze pośmiertne uhonorowanie prokuratora J.
Wrzeszcza jednym z najwyższych polskich odznaczeń.
PS.
Warto dodać, że we
wrześniu 1988 roku miał miejsce niewyjaśniony pożar w archiwum
Wojewódzkiego Urzędu Spraw Wewnętrznych w Kielcach., mający
prawdopodobnie utrudnić szukanie świadectw o ubeckiej zbrodni w
Kielcach.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Mój
apel o uhonorowanie tak zasłużonego dla Kielc i dla obrony prawdy
o Polsce prokuratora Jana Wrzeszcza szybko przyniósł bardzo ważny
efekt. Znana patriotyczna działaczka kielecka (b prezes kieleckiego
Kik-u, a obecnie wiceprezes
Stowarzyszenia
Ruch Społeczny im. Lecha Kaczyńskiego w Kielcach) Małgorzata
Sołtysiak wystąpiła
do prezydenta Kielc Wojciecha Lubawskiego o
pośmiertne uhonorowanie Prokuratora Wojewódzkiego Jana Wrzeszcza
poprzez nadanie Jego nazwiska nowej ulicy/skweru w Kielcach, za
niezłomną postawę w czasie reżimu stalinowskiego w Polsce i
odważne dążenie do podjęcia śledztwa i ujawnienia faktycznego
przebiegu, inspiratorów i sprawców tragicznych wydarzeń w Kielcach
4 lipca 1946 roku. Jej wniosek podpisali również czwórka innych
znanych kieleckich działaczy patriotycznych: Wojciech
Zapała – prezes Grupy Rekonstrukcji Historycznej im. Por. Stanisława
Grabdy ps. Bem,
Michał
Sadko – prezes zarządu Fundacji „Odzyskajmy Naszą Historię”,
Karolina
Lebiedowicz – Stowarzyszenie „Głos Bohatera”,
Karol
Michalski
– prezes Stowarzyszenia Kieleccy Patrioci.
Na
końcu wniosku do prezydenta W. Lubawskiego stwierdzano, że:
„Historyczne uzasadnienie naszego wniosku przygotował prof. Jerzy
Robert Nowak
(za „Warszawską Gazetą” 8-14 lipca 2016 roku”.).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz