Hochsztapler Jan Tomasz Gross powielał w swojej książce sławetne antypolskie
oszczerstwo, że Polacy radośnie bawili się na karuzeli pod murami płonącego
getta. Przypomnijmy, że nie kto inny, lecz sam Władysław Bartoszewski w 1985 roku uczciwie stwierdził na łamach
„Zeszytów Historycznych” paryskiej „Kultury” (zesz. 71, s.229), że „Karuzela
była nieczynna od chwili wybuchu walk w getcie”. Potwierdzał w ten sposób
informację zawartą we wspomnieniach słynnego kuriera z czasów okupacji – Jerzego Lerskiego – „Jura” o „wózkach
zastygłej w bezruchu karuzeli” (por. J. Lerski: „Emisariusz „Jur”, Londyn
1984,s. 107). Świadectwo Bartoszewskiego i Lerskiego było tym istotniejsze, że
już wtedy upowszechniano antypolską brechtę o Polakach radośnie bawiących się
na karuzeli w czasie, gdy tuż obok płonęli mordowani przez Niemców mieszkańcy
getta.
Na tle inwazji antypolskich kłamstw tym
bardziej warto przypomnieć zapomniane autentyczne fakty o tym, fakty, jak to spora
część Żydów radośnie bawiła się w getcie i pławiła w luksusach w tym samym
czasie, gdy ich ubożsi ziomkowie umierali z głodu. Z licznych zapisków na
te tematy możemy dowiedzieć się, że w czasach potwornej nędzy przeważającej
części mieszkańców getta warszawskiego inni Żydzi, głównie agenci gestapo,
urzędnicy Judenratów, członkowie żydowskiej policji, bogaci kupcy, robiący
biznesy z Niemcami czy szmuglerzy, wesoło bawili się w najdroższych
restauracjach. Był to dość szczególny przejaw ówczesnej żydowskiej „hańby
domowej”, całkowitego zdeptania jakichkolwiek namiastek żydowskiej narodowej
solidarności, przez współdziałającą z Niemcami nowobogacką „elitę”.
Bernard Goldstein: trupy nędzarzy obok miejsc nocnych hulanek w getcie ( rel.).
Jak opisywał b. działacz Bundu i członek żydowskiego
ruchu oporu w dobie wojny: „Na tych samych ulicach, gdzie za dnia
obserwowało się sceny horroru, wśród mrowia dzieci chorych na gruźlicę i
wymierających jak muchy, wzdłuż ciał czekających na wózki zamiataczy ulic
natrafiało się na sklepy pełne najwspanialszych dań, restauracje i kawiarnie, w
których serwowano najkosztowniejsze dania i trunki. (….) Klientela tych lokali
składała się głównie z żydowskich agentów gestapo, żydowskich oficerów policji,
bogatych kupców, którzy robili interesy Niemcami, szmuglerów, handlarzy obcą
walutą i tym podobnych ludzi. Najgorszym gniazdem pijaństwa i rozpusty była
Britannia. Godzina policyjna nie była przestrzegana wobec klientów tego lokalu.
Oni mieli wesołe całe noce. Ucztowaniu, pijaństwu i hulankom towarzyszyły rytmy
jazz-bandu. O świcie, gdy rewelersi odchodzili, ulice były już pełne nagich
ciał przykrytych gazetami. Pijacy niemal nie zwracali na nie uwagi, potykając
się o tego typu przeszkody na swej drodze. Wokół restauracji i kawiarni krążyły
ludzkie cienie, obrzmiałe z głodu, które czołgały się za przesyconymi jadłem
pijakami, żebrząc o jakiś skrawek. Tamci zwykle odsuwali je gniewnie na bok, za
zakłócanie im miraży luksusu i dobrobytu. Naziści nakręcali filmy z takich
biesiadnych orgii, aby pokazać „światu”, jak dobrze żyli Żydzi w getcie „.
(Tł. JR Nowak; Por. Bernard Goldstein : op. cit., s. 91).
Ruth Altbeker Cyprys o Żydach umierających z głodu
obok luksusowych restauracji (rel.)
Podobne ponure relacje o skrajnych kontrastach
bogactwa i nędzy w getcie powtarzają się w rozlicznych relacjach żydowskich.
Np. we wspomnieniach Ruth Altbeker
Cyprys czytamy m.in. : „Może się to wydawać czymś dziwnym, ale w tym
straszliwym, przeludnionym getcie były restauracje, w których można było
otrzymać najbardziej poszukiwane przysmaki (…) Widziało się skrajności
kontrastów bogactwa obok nędzy.(…). Restauracja w Lesznie przyciągała wzrok
widokiem pieczonej gęsi, podczas gdy tuż przy drzwiach lokalu chłopak umierał z
głodu. Ludzie wychodzący z teatru na ulicy Leszno mijali biedne dziecko,
wycieńczone z głodu, drżące z zimna i żebrzące przy drzwiach. (…) Gdy ktoś
umierał z wyczerpania na ulicy, przechodzący przykrywali ciało gazetami, kładli
parę kamieni na nim, a życie toczyło się dalej. Jedni się śmiali, inni
płakali”. (Tł. JR Nowak; por. Ruth Altbeker Cyprys : „ A Jump for Life. A Survivor ‘s
Journal from Nazi- Occupied Poland ”,
ed. By Elaine Potter, London
1998,.ss. 34-35 .
Rabin Szymon Hurberband o „Tańcu wśród trupów” w
warszawskim getcie
Do najbardziej wstrząsających dokumentów na
temat straszliwych kontrastów społecznych w getcie warszawskim należała pisana
pod wpływem bieżących obserwacji relacja rabina Szymona Huberbanda, zamordowanego później przez Niemców. Rabin
Huberband pisał:
„Podczas ostrej, mroźnej zimy 1941-1942 na każdym
kroku oglądałem pół nagie dzieci leżące na ulicach dzielnicy żydowskiej.
Tysiące żydowskich kobiet, elegancko ubranych i wyperfumowanych, spacerowało
koło nich z obojętnością (...) rzadko Żydzi otwierają swoje portfele dla innego
Żyda, który przymiera z głodu.
Przy tym opiszę – a nie jest to wcale zmyślona horror
story wymierzona przeciwko wszystkim Żydówkom- to, czego sam byłem świadkiem.
Tuż przy wielkiej witrynie sklepowej, zapełnionej cistami, winami, winogronami
i innymi smakołykami. dostrzegłem ciało 30-letniego mężczyzny, zmarłego z
głodu. Ciało mężczyzny było kompletnie nagie. Czyż nie było swego rodzaju
ironią losu, że eleganckie kobiety musiały przechodzić przez to ciało, wchodząc
do sklepu i potem wychodząc z torbami pełnymi dobrych rzeczy. Jeśliby tylko
cząstkę z nich dali głodującemu, ten Żyd nie umarłby przy progu do drzwi sklepu
(...)
Na dodatek, sam widziałem własnymi oczami, spacerując
ulicą, szesnastoletniego chłopca, leżącego na ziemi , przy skrzyżowaniu ulic
Karmelickiej i Nowolipki, w straszliwym zimnie, pod koniec grudnia 1941 r. Trzy
mali chłopcy leżeli koło niego, jeden mniejszy od drugiego. Byli niemal
kompletnie nadzy. Mnóstwo ludzi mijało ich, zarówno mężczyzn jak i kobiet, ale
rzadko ktoś rzuci im jakąś jałmużnę. Moja uwagę przyciągnął jakiś młody
człowiek, spacerujący ramię w ramię z dwoma dziewczynami. Wszyscy troje byli
elegancko ubrani w wytworne futra i piękne buty.
Stałem i obserwowałem ich z pewnego dystansu. Trójka
młodych ludzi stanęła przy nieszczęśliwych dzieciach żydowskich. Byłem pewny,
że otworzą swoje sakiewki i torby z produktami, które trzymali w swych rękach,
aby coś dać dla dzieci. Młodzi ludzie przystanęli na chwilę. Jedna z dziewczyn
szarpnęła młodego mężczyznę. Potem wybuchli śmiechem i odeszli.
Nie wiem czemu, wszystko to przypomniało mi scenę ,jaką
oglądałem kilka dni wcześniej. Jakiś Żyd prowadził krowę w dół ulica
Zamenhoffa, a obok przebiegała grupa dzieci. Słyszałem jak pięciolatkowie (…)
spierali się, czy to był koń lub coś innego. W międzyczasie dzieci biegły za
krową, pełne zaciekawienia. A ja zauważyłem ten sam typ zaciekawienia wśród
trójki młodych ludzi obserwujących biedne, nagie dzieci(…)
Gdy w czasach takich jak dziś żydowskie kobiety
marnotrawią setki i tysiące złotych w nocnych klubach, nigdy nie dając ani
centa na dobroczynność, to dowodzi najniższego upadku moralnego kobiet
żydowskich. .A przy tym, te nocne kluby i mnóstwo tanecznych konkursów, tak jak
za starych dobrych dni, gdzie żydowskie kobiety i dziewczyny, żydowscy
mężczyźni, tańczą w konkursach i nawet zdobywają nagrody W nielegalnej narodowo
demokratycznej publikacji ukazał się artykuł pod tytułem „ Taniec wśród
trupów”. Wśród innych rzeczy, autor pisał: „Sytuacja w getcie żydowskim jest
fatalna. Na każdym rogu leży ciało Żyda, który zmarł z głodu i zimna. Każdego
miesiąca odbywa się blisko 7OOO pogrzebów. A w tym samym czasie żydowskie
kabarety i nocne lokale urządzają konkursy taneczne z ogromnymi nagrodami. W
tych nocnych klubach trwoni się co noc tysiące złotych. To jest naprawdę taniec
wśród trupów”. I tak oto zniszczony zostaje mit „żydowskiej jedności” i
„żydowskiego miłosierdzia” (…) To jest bolesne i haniebne; wstydzę się (…)
upadku żydowskich kobiet”.
(Tł. J.R. Nowak; por. Rabin Shimon Huberband :
„Kiddush Hashem. Jewish Religious and Cultural Life in Poland During the Holocaust”: Chapter Three: The
Moral Decline of the Jewish Women During the War”, Hoboren ,
New Jersey , New York 1987, ss. 240-241).
Nasuwa się pytanie, dlaczego tak ważnej książki
rabina Huberbanda nie przełożono na polski i nie wydano w Polsce przez tyle dziesięcioleci od zakończenia wojny.
Odpowiedź wydaje się aż nadto prosta. Przecież książka rabina Huberbanda
przynosi rozliczne niewygodne prawdy, bardzo „niepoprawne politycznie”. Czytamy
w niej o okrucieństwach policji żydowskiej, o rabunku Żydów przez Żydów, o
strasznej sile egoizmu bogatych Żydów wobec umierających z głodu tysięcy
nędzarzy żydowskich. A na dodatek pisze to słynny rabin żydowski, jeden z
niewielu prawdziwych autorytetów żydowskich w ówczesnym getcie. Znamienne, że w ogromniastym, ponad 1000-stronnicowym
wydawnictwie IPN z 2006 r. pod red. Andrzeja
Żbikowskiego o stosunkach Polaków i Żydów w dobie wojny nie zamieszczono
najmniejszej nawet wzmianki o tak krytycznych osądach rabina Huberbanda na
temat wielkiej części środowisk żydowskich. Jego tak ważnej książki w ogóle nie
wymieniono we wspomnianym opracowaniu. Nota bene w Bibliotece Narodowej książka
rabina Huberbanda nie została w ogóle wymieniona w katalogu obejmującym setki
publikacji na temat losu Żydów w czasie drugiej wojny światowej. Na szczęście,
odnalazłem ją pod nazwiskiem autora. To i tak było szczęściem, bo omawiany w
drugim rozdziale mojej książki wspaniały dziennik Abrahama Lewina „dziwnie” został pominięty w alfabetycznym katalogu
BN i znalazłem go tylko w zbiorowym haśle katalogu rzeczowego. A chodzi o
niebywale ważną książkę.
Mały komentarz do postawy J.T. Grossa i niektórych innych żydowskich „historyków”.
Cóż, czasem, bardzo, ale to bardzo wygodnie, jest przemilczać okrutne prawdy o
brutalnym egoizmie części ludzi z własnej nacji i oskarżać Polaków o wymyślone
zabawy na karuzeli na tle płonącego getta ! A przecież już starzy Rzymianie
radzili : „Medice, cura te ipsum! „
Emanuel Ringelblum: „Szał zabaw
przechodzi wszelkie granice”
Emanuel
Ringelblum wielokrotnie piętnował w swej kronice swoiste „uczty w czas
pomoru” jak niekiedy określano wesołe zabawy bogaczy w getcie w czasie, gdy
wokół tysiące biednych Żydów umierało w nędzy. Oto kilka jakże wstrząsających
zapisów z jego kroniki. Pod datą 31 grudnia 1940 Ringelblum zapisał w swej
kronice: „Szał zabaw przechodzi wszelkie granice. Opowiadają mi, że codziennie
o godzinie szóstej, siódmej z rana widzi się ludzi powracających z sal
tanecznych, z balów, z balonikami w rękach na wpół pijanych, śpiewających na
ulicy jak za dobrych przedwojennych czasów”. (Por. Emanuel Ringelblum : :”Kronika
getta warszawskiego wrzesień 1939-styczeń 1943” . Tł. A. Rutkowski, Warszawa 1988ss.
228-229) .Pod datą 19 lutego 1941 Ringelblum zapisał : „W „Melody Palace „
odbyła się zabawa karnawałowa z konkursem na najpiękniejsze nogi. Getto
tańczy”. (Por. tamże, s. 233) . Nieco dalej ( zapis z lutego 1941 czytamy: „Po
tamtej stronie mówią: „bawi się jak w getcie”. Getto tańczy. Mnoży się
bezustannie ilość nowych nocnych lokali. Na Żelaznej – „Palermo” z gabinetami,
na ul. Nowolipie 18- „Casanova” (patrz bractwo z Leszna 13) „. (Por.
tamże,s.243).
Kolejny zapis w kronice Ringelbluma na ten sam temat
(z 23 marca 1941 r.) : „Policjanci żydowscy ( nie otrzymujący poborów )
wypełniają najelegantsze lokale (w towarzystwie) pięknych kobiet. Oni nadają
ton wszystkim imprezom. (Podkr.- JRN). Ich eleganckie, lśniące, wysokie buty
oficerskie imponują- jak widać – kobietom”. (Por. tamże,s.254). Pod koniec 1941
r w tej samej kronice czytamy: „ W getcie trwa zabawa nie tylko w lokalach
publicznych, których liczba stale wzrasta, lecz również w klubach karcianych,
które mnożą się i prosperują prawie w każdym domuj. Straszne , po prostu
niesamowite wrażenie robią – lament dzieci, które stoją na ulicach - - i proszą
o jałmużnę, lub skarżą się, że nie mają gdzie przenocować”. (Por. tamże,
s.347). Ringelblum z oburzeniem pisze o nasilających się kontrastach
społecznych w getcie, stwierdzając w zapisie z maja 1942: „Demoralizacja w
getcie zatacza coraz szersze kręgi. W tym samym czasie, gdy biedacy stają się
nędzarzami, okrytymi strzępami łachmanów, widać dziewczęta ubierające się coraz
wykwintniej, jakby w ogóle na świecie nie było wojny. Było dużo wypadków
okradania rodziców przez córki; wynoszą z domu różne rzeczy, sprzedają je od
ręki, żeby mieć pieniądze na blichtr, na ondulację, jednym słowem, na
luksus.(...)” . (Por. tamże, s. 387 ). .
Pianista Władysław Szpilman o luksusie w getcie
Jakże wymownym oskarżeniem zobojętnienia zamożnych
warstw żydowskich na losy umierających obok nich w getcie w nędzy ich rodaków
są wspomnieniowe zapiski znanego pianisty i kompozytora żydowskiego pochodzenia
Władysława Szpilmana. Pisał on
m.in.: Przekupieni wartownicy tracili po prostu o określonej godzinie wzrok, a
wtedy tuż przed ich nosem i pod ich milczącym nadzorem przejeżdżały przez bramę
getta całe kolumny wozów wypełnione żywnością, drogimi trunkami, luksusowymi
smakołykami, tytoniem prosto z Grecji czy też francuskimi ubraniami i
kosmetykami. Wystawę tego towaru mogłem podziwiać codziennie w „Nowoczesnej”
(kawiarni przy ul. „Nowolipki”, gdzie Szpilman grywał wieczorami - J.R.N.).Tam
przychodzili ci bogaci, obwieszeni złotem, błyszczący od brylantów, i tam też
jaskrawo uszminkowane „damy” przy zastawionych łakociami stołach, w rytm
strzelających korków od szampana proponowały swe usługi spekulantom wojennym.
Tam też straciłem dwa złudzenia: jedno - o powszechnie panującej solidarności i
drugie - o muzykalności Żydów.
Przed „Nowoczesną” nie wolno było ustawiać się
żebrakom. Tędzy portierzy przeganiali ich pałkami. W podjeżdżających tu
rikszach rozpierali się wytworni mężczyźni i kobiety, którzy zimą ubrani byli w
drogie wełny, latem zaś przywdziewali drogie kapelusze i francuskie jedwabie.
Aby dotrzeć do przestrzeni chronionej pałkami portierów musieli, z wyrazem
oburzenia na wykrzywionych twarzach, torować sobie drogę laskami przez zgraję
żebraków. Nie rozdawali nigdy jałmużny.” (Por. W. Szpilman: „Pianista”, Kraków,
wyd. z.2001r.,ss.62-63). Nieco wcześniej Szpilman nakreślił
dramatyczną scenę opisującą zastrzelenie przez niemieckiego żandarma młodego
żydowskiego chłopca, który próbował przemycić do getta odrobinę żywności. (Por.
tamże,ss. 61-62)
Isaiah
Trunk: „Żydowscy policjanci w getcie w Grodnie „bogacili się, żyjąc pełnią
życia” „w czasie, gdy głodowały setki Żydów”
W wielu gettach żydowscy policjanci byli
środowiskiem, które najbardziej wzbogaciło się kosztem innych, wykorzystując
swoją uprzywilejowana sytuację. Typowa pod tym względem była sytuacja w getcie
w Grodnie. W żydowskim świadectwie z Grodna czytamy : „Dzięki stosunkom ( z
niemiecka strażą getta ) żydowska policja była w pozycji, w której mogła
ułatwiać szmuglowanie. Robiła to jednak tylko w celu wyciągania z tego wielkich
dochodów dla siebie. Żydowscy policjanci bogacili się, żyjąc pełnią życia. Z
nielicznymi wyjątkami to głównie oni byli klientami drogich restauracji,
rozrzutnie wykupywali żywność i alkohole w czasie, gdy głodowały setki Żydów”.
(Por. Isaiah Trunk: „Judenrat….,s.503)..
Cywia
Lubetkin : Żydzi w getcie umierali z głodu , podczas gdy kanalie nurzały się w
dobrobycie”
Niesamowicie ponury kontrast bogatych
Żydów, ucztujących w getcie i setek tysięcy głodnych mieszkańców getta wyłania
się w książce Cywii Lubetkin „Zagłada
i powstanie”. Publikacja ta jest tym ważniejszym dokumentem epoki, iż jej
autorka była jedną z czołowych postaci powstania w getcie warszawskim wiosną
1943 roku. Według Cywii Lubetkin:„(...)Wydarzenia w getcie potoczyły się tak,
jak przewidywaliśmy. Z chwilą jego utworzenia 15 listopada 1940 r. skończyły
się wszelkie możliwości zarobkowania. Zapanował straszliwy głód. Wszechwładnym
strachem napawał nawet cień Niemca, który może wpaść do getta i wyczyniać z
Żydami, co mu się żywnie podoba. Na domiar złego wtłoczono za mury Żydów z
prowincji. Nieszczęśnikom wyrwanym z domostw getto zrazu wydawało się wymarzonym
schronieniem. Wytęsknione miejsce rychło zmieniało się w piekło. Rzuceni
zostali do getta warszawskiego bez żadnego dobytku. Dobrze pamiętam straszne
obrazy na ulicach. Tysiące Żydów spuchniętych z głodu leżą na chodnikach, bez
dachu nad głową; tysiące innych wyciągają ręce po jałmużnę. Nie ma, komu ich
ratować, udzielić pomocy. Gdy po godzinie policyjnej ustawał na ulicach ruch, a
za murami zalegała przerażająca cisza, chór śmierci stawiał się na nocną
zmianę. Nigdy nie zapomnę owych piekielnych wieczorów. Ze wszystkich stron w
wygłodzonym mieście wznosił się płacz i lament pięcio i sześcioletnich dzieci:
A sztikełe brojt! A sztikełe brojt! (okruszynę chleba!).
Opowiadano w getcie w owe straszne dni, że jakaś
oszalała z głodu matka zjadła ciało swego zmarłego dziecka. Gdy głód się
wzmagał, a w jego szponach znalazły się tysiące, dziesiątki tysięcy, a potem
setki tysięcy ofiar, nic już nie można było pomóc. Jakże okropne było to
uczucie niemocy i bezradności. Ogarniała nas rozpacz na widok niewysłowionej
męki wygłodzonych ludzi. Nie starczało sił, aby znosić te okropności. Wzięliśmy
się jednak w karby i usiłowaliśmy działać. Ostatkiem sił i w miarę naszych
możliwości nieśliśmy pomoc.
W tym samym
czasie wystawy niektórych sklepów pęczniały od wszelakiego dobra. Byli, bowiem
w getcie i syci Żydzi. Ukształtowała się nowa klasa. Stanowili ją Judenrat i
jego kamaryla - policja żydowska, spekulanci i przemytnicy(...) Do tej kompanii
należy jeszcze zaliczyć tę garstkę Żydów, którzy zaprzedali się gestapo. Jedni
i drudzy stanowili nową klasę wyrosłą w murach getta. (Podkr.-JRN).Pędzili z rodzinami życie wystawne,
żarli i żłopali kosztem swych nękanych braci. Z nędznej dziennej racji chleba z
marmoladą, którą Niemcy przydzielali mieszkańcom getta, niewiele dla nich zostawało,
gdyż na ich nędzy żerowała „kompania”. Żydzi
w getcie umierali z głodu, podczas gdy kanalie nurzały się w dobrobycie,
spędzając dni i noce w kawiarniach i restauracjach (Podkr. –JRN)(...)”.
(Por. Cywia
Lubetkin „Zagłada i powstanie”, Warszawa ,ss.. 30,31,32).
Ruta Sakowska o „nowej elicie” na tle nędzy w getcie
W wydanej przez Żydowski Instytut Historyczny książce Ruty Sakowskiej „Ludzie z dzielnicy zamkniętej” czytamy następującą charakterystykę nowej elity żydowskiej, ukształtowanej po 1939 r. w getcie warszawskim:
„(...) Jedną z cech charakterystycznych przemian
społecznych okresu okupacji był rozpad przedwojennej burżuazji żydowskiej i
utworzenie tzw. nowej elity finansowej. Grupa ta składała się z właścicieli
przedsiębiorstw koncesjonowanych i firm nakładczych, wzbogaconych na dostawach
dla Wehrmachtu, wielkich przedsiębiorców szmuglu itd. „Nowa elita”, po części
wywodząca się z burżuazji przedwojennej, kształtowała się w cieniu
hitlerowskiej grabieży, w atmosferze ryzyka i kantu, uprawianego zwykle do
spółki z Niemcami, w warunkach wczesnokapitalistycznych form wyzysku. Zasilali
ją również ludzie z rodzin drobnomieszczańskich i robotniczych, jak i z tzw.
marginesu społecznego, oswojeni z hazardem i obdarzeni swoistą odwagą i
fantazją.„Nową elitę” szacowano w getcie
na ok. 10 000 rodzin (ok. 30 000 osób) (Podkr. – J.R.N.) Do tej grupy zbliżała się wysokością dochodów Służba Porządkowa,
czerpiąca znaczne zyski ze szmuglu, jak też krąg dorobkiewiczów mniejszego
kalibru. W tym właśnie kręgu Polacy, Żydzi i Niemcy robili interesy do spółki.
Przedstawiciele „nowej elity” i ich „aryjscy” wspólnicy stanowili stałą
klientelę nocnych restauracji i domów gry w zamkniętej dzielnicy.
„Nowa elita” i grupy do niej zbliżone rażąco odcinały
się trybem życia na tle zabiedzonej i głodującej dzielnicy. Łatwość zarobków i
niepewność jutra sprawiały, że ludzie ci - według określenia jednego z
pamiętnikarzy getta - „rozkoszowali się namiastką życia”, szukając zapomnienia
w hucznej zabawie. Typowym przedstawicielem „nowej elity” był pracownik
„Trzynastki” - Moryc Kon z
osławionej spółki Kon i Heller (omnibusy konne i wielkie interesy z Gestapo).
Młody, przystojny, ulubieniec kobiet rywalizujących o jego względy, z
wielkopańskim gestem finansował filantropijne imprezy, bawiąc się w mecenat
wobec zabiedzonych rabinów, aktorów i muzyków. Obok gładkich światowców typu
Kona i wykształconych, młodych ludzi ze Służby Porządkowej, wypłynęła na
powierzchnię życia społecznego zamkniętej dzielnicy jeszcze jedna postać -
wzbogaconego woźnicy czy tragarza.(...)”
(Por.
Ruta Sakowska, „Ludzie z dzielnicy zamkniętej. Żydzi w Warszawie w okresie
hitlerowskiej okupacji 1939 - marzec 1943” , Warszawa 1975, ss. 103-105).
Stanisław
Różycki o „oazach luksusu” w getcie „wśród bagna głodu, chorób, niewoli i
czarnej niedoli”.
Do najbardziej przygnębiających porównań szokujących
kontrastów społecznych należało przygotowane przez Stanisława Różyckiego dla „Archiwum Ringelbluma” opracowanie
„Kawiarnie”. Różycki pisał m.in. : „ L’ Ours- jest to największa, najładniej
urządzona i najpopularniejsza kawiarnia. Choć lokal jest ogromny, kilku salowy,
od 10.00 bez przerwy panuje tam ruch, ścisk, tłok, przepełnienie (…) Widać
właścicieli sklepów spożywczych, policjantów, trochę lekarzy, dużo młodzieży
(…) Którzy spekulują, biorą łapówki, kradną, przekupują, handlują z Niemcami,
zdradzają rodaków (...) To prawdziwa oaza luksusu, wygody, sybarytyzmu i
beztroski wśród bagna głodu, chorób, niewoli i czarnej niedoli (…)
„(...)
Jest moc restauracji, w których odbywają się gastronomiczne orgie. (Podkr.
– JRN). Majonezy, ryby, sardynki, śledzie, kury, indyki, kompoty, wina, owoce -
takie obiady, kolacje to dziś największa atrakcja i dlatego te przede wszystkim
lokale, a raczej lokaliki, zarabiają najwięcej. Piekarze, rzeźnicy,
koncesjonariusze towarów monopolowych, szmuglerzy, policjanci, dygnitarze
gminni, przedwojenni bogacze i nowobogaccy, donosiciele, gestapowcy,
spekulanci, paskarze i pośrednicy - codziennie wydają setki złotych nie w
kawiarniach, barach czy teatrach, ale przede wszystkim w restauracjach na
obiady czy kolacje. (...)
Jak na to wszystko reagują masy, lud, ulica (...)?
Nikt jeszcze nie zdemolował żadnego lokalu, ale każdy żebrak, biedak, nędzarz,
dziecko ulicy - zgrzytają zębami, gdy widzą tych burżujów, którzy, nażarłszy
się do syta i wydawszy kilkadziesiąt złotych, mają odwagę na prośbę o jałmużnę
odpowiedzieć, że nie mają drobnych, że nie mogą nic dać (...)” (Por. „Archiwum
Ringelbluma. Dzień pod dniu Zagłady”, Warszawa 2008,ss. 113, 114,.115).
Porównajmy te pisane na bieżąco w czasie Zagłady
uwagi Stanisława Różyckiego o „oazach luksusu” w getcie ze współczesnymi
kłamliwymi interpretacjami najbardziej wpływowego żydowskiego „historyka” z
ŻIH-u Andrzeja Żbikowskiego. W luksusowo wydanej, już po raz drugi, książce
„Żydzi” (Wrocław 2005 ) Żbikowski pisał pod ilustracją na s.245: „Kawiarnia w
getcie warszawskim – było ich sporo, lecz kogo było na nie stać”
(podkr.- JRN). A przecież Różycki, bezpośredni świadek wydarzeń, pisał- jak
przytaczałem wyżej - : o kawiarni „L’ Ours” „choć lokal jest ogromny, kilku
salowy (…) bez przerwy panuje tam ruch, ścisk, tłok, przepełnienie (…) Jest moc
restauracji, w których odbywają się gastronomiczne orgie”. Żbikowski jako
rzekomy naiwny nieświadomy zapytywał”: „lecz kogo było na nie stać ?”.
Odpowiedź jest bardzo prosta. Wystarczy by Żbikowski zajrzał do przytaczanego
przeze mnie tekstu prawdziwie rzetelnej historyczki Ruty Sakowskiej (rel.)
Dowiedziałby się tam, że: „Nową elitę” szacowano w getcie na ok. 10 000 rodzin
(ok. 30 000 osób). Do tej grupy zbliżała się wysokością dochodów Służba
Porządkowa, czerpiąca znaczne zyski ze szmuglu, jak też krąg dorobkiewiczów
mniejszego kalibru(…) Przedstawiciele „nowej elity” i ich „aryjscy” wspólnicy
stanowili stałą klientelę nocnych restauracji i domów gry w zamkniętej
dzielnicy”.
Kontrasty
społeczne w getcie częstochowskim
Herta Lustiger opisała formowanie się nowych warstw w
getcie częstochowskim, stwierdzając m.in.:
„(...)Elitą gettowego towarzystwa byli przede wszystkim furmani i pupile
Niemców, rekrutujący się po największej części z różnych mętów społecznych:
Jankiel, furman, czarny Lajzer, Helenka, Eda, słynna Sarka. Furmani przewozili
towary z getta, byli oni wspólnikami do wszystkich transakcji, jakich
dokonywano, Mamlok i Lajzer zajmowali się wynajdywaniem „bunkrów”, w których
nieraz znajdywali i przywłaszczali sobie drogocenne przedmioty. Mieli
pieniądze, mieli wpływ. Mamlok zagrasował dla siebie budynek w głębi naszego
podwórka i urządzał w nim, co wieczór hulanki. Eda mieszkała razem z Helenką,
Hauptmann zarekwirował dla niej cały dom i urządzał go, jak na warunki gettowe,
okazale.
Na następnym szczeblu towarzyskim znajdowali się kierownicy placówek i
policja żydowska. Ci mieli wpływy i dochody znacznie mniejsze od furmanów,
tylko sumy, które inkasowali za przyjęcie na placówkę lub za przydział do
lżejszej czy intratniejszej pracy.(...)”
(Por. Żydzi i
zagłada)
Profesor Ludwik Hirszfeld o „nowej elicie Żydów” w getcie
W pamiętnikach prof. Ludwika Hirszfelda znajdujemy
fragment poświęcony wielkim kontrastom społecznym w getcie warszawskim. Czytamy
tam m.in.:„Tak wyglądało życie w dzielnicy. Skrajna nędza, ale z drugiej strony
uderzały liczne restauracje i cukiernie. Na wystawach cukierni obfitość
ciastek. Bo w tym czasie wytworzyła się nowa elita Żydów, którzy szmuglowali i
handlowali z Niemcami. Okazało się, że naród panów posiadał dwa typy
specjalistów: tych, co Żydów nienawidzą i zabijają, i takich, którzy wspólnie z
nimi ubijają interesy i eksploatują tę ostatnią nędzę.” .(Por. Ludwik
Hirszfeld: „Historia jednego życia”, Warszawa 1957, s. 291).