Jak
pięć rozjuszonych megier zgwałciło 14-letniego Kazimierza Kutza
We
„Wprost” z 30 listopada 2003 r. (s.61) czytamy dramatyczną
historię przeżyć reżysera Kazimierza Kutza w jego
młodości: „Reżyser i senator Kazimierz Kutz opowiada, że w 1943
r., gdy miał 14 lat, został wywieziony na roboty przymusowe w
okolice dzisiejszego Bolesławca. Praktycznie wszyscy mężczyźni
byli na wojnie, więc kobiety przejęły ich role. Wokół miasta
grasowały gangi kobiet, które gwałciły, a nawet mordowały
mężczyzn. Sam Kutz padł ofiarą gwałtu piątki mieszkających w
sąsiedztwie kobiet”. Być może wywołany przez ten gwałt uraz
psychiczny zaciążył na trwałe na psychice Kutza. I to jest chyba
głównym źródłem jego jakże nienawistnych wynurzeń na temat
Polski. Przypomnę, że we wspólnie wydanej z J. Staniszkis
książce – wywiadzie : „To nie to… nie tak miało być”
(Warszawa 2004 z słynny reżyser bredzi że cały dorobek polskiego
życia umysłowego w XIX wieku „nadaje się do kosza” (s.21 ) i
kilkakrotnie „pieszczotliwie” porównuje Polskę do „wywłoki
wiejskiej” (por.ss.9,11,13, 14)/ .W tejże książce zapewnia )
(s.158 ),że „może być konieczny jakiś zarząd nad Polska, taki
swoisty treuhanderyzm”. Dla ,mnie tego typu uwagi Kutza są
wyrazem swoistego myślenia w duchu Targowicy. Najbardziej
szokowało mnie, że współautorka wywiadu prof. podobno
prawicowa prof. Jadwiga Staniszkis jakoś nie zaprotestowała
przeciw umieszczeniu wypocin Kutza obok tekstu jej zwierzeń!
Niesamowite
wyznanie miłosne Jacka Kuronia
Jacek
Kuroń w początku lat pięćdziesiątych był pełnokrwistym
stalinistą w stopniu graniczącym z fanatyzmem. Nader wymowne pod
tym względem było przypominanie w pamiętnikach Kuronia jego
wyznanie miłosne. Swej wybrance Kuroń powiedział z wielką werwą:
„Kocham Cię prawie tak bardzo jak partię”.
Jak
Wałęsa i Kuroń zamartwiali się tym, że wyborcza drużyna
„Solidarności” może uzyskać „zbyt wiele mandatów’ w
wyborach z 1989 r.
Red.
Krzysztof Wolicki przypomniał w rozmowie z b. ministrem
spraw wewnętrznych w rządzie Tadeusza Mazowieckiego Krzysztofem
Kozłowskim: pt. Długi cień Okrągłego Stołu („Tygodnik
Powszechny” nr, nr 19 z 1992 r.: „Czy pamiętacie wypowiedzi
przywódców drużyny Wałęsy podczas kampanii wyborczej? Jak Wałęsa
się bał żebyśmy – broń Boże – nie dostali więcej niż 22
procent mandatów. Kuroń mu basował, co to będzie za katastrofa,
jak dostaniemy więcej. To jest kolosalny brak wyczucia
społeczeństwa”.
Jak
Michał Kamiński świnił się antypolsko w Parlamencie Europejskim
W
opasłym dziele „Stosunki polsko-ukraińskie. „Głos Kresowian”,
otrzymanym w darze od nieodżałowanej pamięci obrońcy kresowej
polskości płk Jana Niewińskiego, znalazłem szokujący
wręcz fragment z debaty w Parlamencie Europejskim 1 grudnia 2006.
Świętej pamięci europoseł Filip Adwent (prawdopodobnie
zamordowany w rzekomej kraksie ) ,występując na forum Parlamentu
Europejskiego w dniu 1 grudnia 2004 i wyrażając poparcie dla
demokratycznej i niepodległej Ukrainy, przestrzegł równocześnie
przed pojawiającymi się w niej przejawami szowinizmu. Za stroną
internetową gazety ukraińskiej zacytował szokujący wręcz skalą
agresywnego nacjonalizmu tekst ulotki wyborczej rozdawanej na
Zachodniej Ukrainie przez niektórych zwolenników Juszczenki. Jak
opowiedział Filip Adwent : „Pod tytułem „Ukraina dla
Ukraińców” można przeczytać dosłownie, co następuje: Wiktor
Juszczenko w wypadku jego wybrania gwarantuje wprowadzenie dyktatury
narodowej..Wygonić z naszych ziem Moskali, Przeków (Polaków) i
Żydów… Nasza władza będzie straszna dla Moskala, Żyda, Polaka,
jeśli nie przyjmą naszego wyznania”.(Podkr.- J.R.N.)
Wystąpienie
F. Adwenta wywołało natychmiastową gniewną kontrę innego,
polskiego europosła Michała Kamińskiego, który stwierdził
m.in. „Chcę Państwu powiedzieć również, że kłamstwem i
ohydną prowokacją są powtarzane niestety także w tej Izbie
stwierdzenia, jakoby w ekipie prezydenta Juszczenki znajdowały się
elementy o charakterze szowinistycznym czy nacjonalistycznym. Szkoda,
że w tej Izbie są osoby gotowe przystać na tę prowokację. Ja
spędziłem dziesięć dni na ulicach Kijowa, stałem w tłumie ludzi
walczących o wolność i nie spotkałem ani jednego głosu, który
byłby głosem wymierzonym w Rosjan, Polaków i Żydów. A tym
kolegom w tej Izbie, którzy się troszczą o antysemityzm na
Ukrainie, powiem tak zatroszczcie się o antysemityzm w Polsce, bo
tam jest go więcej. (Podkr. – J.R.N.).
To
ostatnie zdanie było jawnym antypolskim oszczerstwem wymierzonym w
Polskę na międzynarodowym forum Parlamentu Europejskiego i było po
prostu całe z gruntu fałszywe - w Polsce na pewno jest dużo
mniejszy antysemityzm niż na Ukrainie. Polski europoseł, który tak
szkalował Polskę przed znaczącym forum zagranicznym , powinien
być już następnego dnia wyrzucony na zbity łeb z PiS-u. Nie
rozumiem, dlaczego tak się nie stało!
Patentowany
leń, ignorant i śpioch - kawalerem Orderu Orła Białego
Tę
postać mało kto dziś pamięta. Myślę o niejakim Janie
Kułakowskim, Po 50 latach na emigracji Kułakowski
już w 1990 r szybko zyskał świetną „fuchę”. W latach
1990–1996 zajmował stanowisko ambasadora nadzwyczajnego i
pełnomocnego oraz szefa Misji Rzeczypospolitej Polskiej przy
Wspólnotach Europejskich w Brukseli. W rządzie Jerzego Buzka . w
1998 r. objął nowo powstałe stanowisko sekretarza stanu w
Kancelarii Prezesa Rady Ministrów i pełnomocnika ds. negocjacji
Polski z Unią Europejską. Prawdziwie szokujący był opis jak
negocjował Kułakowski, przedstawiony 1 lutego 2003 w
‘Rzeczypospolitej (w tekście „Negocjatorzy”) przez Andrzeja
Stankiewicza i Jędrzeja Bieleckiego :” „Wybór
Kułakowskiego był ze wszech miar nietypowy. Żaden z pozostałych
krajów kandydujących nie powierzył odpowiedzialności, za swoje
najważniejsze interesy człowiekowi, który przez blisko
pięćdziesiąt lat przebywał poza krajem. Nikt także nie postawił
na czele ekipy negocjacyjnej człowieka
sześćdziesięciosiedmioletniego. Większość negocjatorów była
jak spod sztancy (…) technokraci znający na wyrywki brukselskie
dyrektywy. Dokładnie tacy, jak ich unijni partnerzy. On. był inny
– wolał wytyczać dalekosiężne cele, niż rozmawiać o kształcie
ogórków czy unijnych dyrektywach. Bywało, ,że nie pamiętał
tuż po sesji, jakiem rozdziały rokowań zawsze zamknął. Unijni
urzędnicy przyznają, że niejednokrotnie zdarzało mu się
zdrzemnąć podczas negocjacji” (Podkr.- J.R.N.)
A
ja bym osobiście takiego „śpiocha” już po pierwszym jego
zaśnięciu wziął za kark i raz na zawsze wyprowadził z sali.
Przez takich nierobów i ignorantów Polska „wytargowała”
fatalne warunki wejścia Unii Europejskiej. U nas jednak lenia
Kułakowskiego jeszcze nagrodzono za nieróbstwo, W 2002 został
odznaczony Orderem Orła Białego. 3 czerwca 2004 został wybrany do
Parlamentu Europejskiego jako bezpartyjny kandydat z listy Unii
Wolności. Przez takich gamoni Polska traciła miliardy złotych ,
czy nawet miliardy dolarów.
Polska
–Królestwem Świętego Biurokracego.
Szokujące
dane o rozmiarach rozrostu biurokracji w Polsce przynosił już w
1997 r. artykuł prof. Witolda Kieżuna o rozmiarach rozrostu
biurokracji w Polsce. (Por. W. Kieżun: Patologia reformowania,
„Rzeczpospolita” z 4-5 stycznia 1997 r.) Według tego tekstu w
1938 r. w Kancelarii Sejmu pracowało tylko 30 pracowników (a nie
było wtedy tak pomocnych faksów i komputerów- J.R.N.). Tymczasem w
1995 roku w kancelarii Sejmu pracowało już 1619 osób, czyli
przeszło dwa razy więcej niż w 1990 r., gdy było tam 649
zatrudnionych pracowników. Kancelaria Prezydenta RP ze stanu 193
etatów w 1990p r. wzrosła w roku 1995 do 466 etatów, a wiec
przeszło dwukrotnie,. Urząd Rady Ministrów zatrudniał w 1990 r.
646 pracowników, a w roku 1995 już 1832 osoby, a więc 2,83 razy
więcej.
Ciekawe
o ile wzrosło zatrudnienie w tych kancelariach od 1995 roku?!
Jak
psuto KUL „Dziwni” studenci i absolwenci katolickiej uczelni
Na
KUL-u przez lata panowała niebywała tolerancja wobec ateistów i
przeciwników Kościoła. Niewiele osób wie, że Jan Hartman
ukończył studia filozoficzne na KUL-u w 1990 r., i to, że
Seweryn Blumsztajn, znany ostatnio głównie z transparentu
:”pier., nie rodzę”, jest absolwentem Filozofii
Chrześcijańskiej KUL,. Na KUL-u studiował też Janusz Palikot
– na Wydziale Filozoficznym Nie wygląda na to, by studia na KUL-u
wywarły na tych panów jakiś wielki wpływ wychowawczy.
.
Jak
Z. Rurarz postraszył Biuro Polityczne i rząd groźbą powstawania
hormonów homoseksualnych w rezultacie jedzenia mięsnych konserw
W
wydanej w 1998 r. w Warszawie książce „Zagrożenia dla Polski i
polskości”(t.2,s.90) przytoczyłem zabawną historię,
opowiedzianą przez Zbigniewa Rurarza, niegdyś doradcę B, a
później ambasadora PRL w Japonii, który „wybrał wolność” po
wprowadzeniu w 1981 r. stanu wojennego w Polsce. Rurarz chwalił się
swym fortelem, którym utrącił dość nieszczęsny pomysł władz z
1976 r. Według Rurarza po tragicznym fiasku podwyżki cen z czerwca
1976 r. zasmęcone Biuro Polityczne KC PZPR i rząd długo naradzały
się, jak wybrnąć z trudnej sytuacji. I wtedy wicepremier
Mieczysław Jagielski miał wystąpić z „rewelacyjnym”
pomysłem, sugerując, ze należy całkowicie zlikwidować sprzedaż
świeżego mięsa pod jakimś pretekstem higienicznym. Całe mięso
miało być odtąd puszkowane, a wynikłą z tego zwyżkę cen będzie
się tłumaczyć „wysokimi kosztami puszek”. Wyglądało już na
to, że cały ten niesamowity pomysł przejdzie, gdy głos zabrał
Rurarz. Przypomniawszy sobie o jakimś artykule ze skandalizującego
pisma angielskiego powiedział, zwracając się do Jaroszewicza:
„Towarzyszu Premierze – wyczytałem w poważnym zachodnim piśmie,
że spożywanie mięsa konserwowanego chemicznie wpływa na wzrost
skłonności… homoseksualnych u konsumentów!” Głos Rurarza
wywołał prawdziwą konsternacje. Ponure milczenie przerwało po
minucie warknięcie Jaroszewicza: „No Mietek –pedałów to
ty z nas nie rób”. (Taka była ówczesna, dziś niedopuszczalna,
ordynarna stylistyka wypowiedzi komunistycznego premiera P.
Jaroszewicza). Ciekawe, że któryś z ekonomistów przytoczył
opowiedzianą przez Rurarza story jako dowód, że nawet
Jaroszewicza i Gierka można było czasem przekonać. I przeciwstawił
tej sytuacji obraz Leszka Balcerowicza jako upartego doktrynera,
pozbawionego nawet cienia elastyczności.
Pomysł
przyznania sto tysięcy złotych nagrody w quizie temu, kto dobrze
wytypuje inicjatorów wniosku o przyznanie Balcerowiczowi
ekonomicznej Nagrody Nobla.
W
Polsce ciągle za mało się wie, że wbrew mitowi „genialnego
Balcerowicza" b jego teoryjki były krytykowane przez licznych
wybitnych ekonomistów zagranicznych, m.in. przez noblistów z
dziedziny ekonomii : Miltona Friedmana, Gary Beckera , Josepha
Stiglitza i in. (Por. szerzej mój tekst w „Encyklopedii
Białych Plam” ,Radom 2000, ss.222-246): Balcerowicza planu krytyki
.Gdy się przypomina te krytyki czasem pada argument: „ No cóż,
wielka sprawa, przecież sam Balcerowicz był typowany do Nagrody
Nobla z ekonomii” .Media w Polsce robiły kiedyś wielki szum na
temat tego jak to Balcerowicza już wytypowano do Nagrody Nobla z
ekonomii, skrzętnie pomijały natomiast to, kto go do niej
wytypował. Dlatego lubiłem na moich spotkaniach zabawiać się
zapytaniem o tę ostatnia sprawę, mówiąc, że ten, kto udzieliłby
trafnej odpowiedzi, zasługiwałby na nagrodę stu tysięcy złotych
w jakimś teleturnieju. Padały przeróżne odpowiedzi ze strony
zebranych: Wałęsa! Kwaśniewski! Szoros!
,Geremek! A wtedy wyjaśniałem : Balcerowicza do Nagrody
Nobla wysunął polski Instytut Nauki i Sztuki w Nowym Jorku. W skład
jego zaś wchodzili tacy arcyznawcy ekonomii, tacy jak poeta
Czesław Miłosz, poeta Stanisław Barańczak, b.
kurier Jan Nowak- Jeziorański oraz grupa malarzy i
rzeźbiarzy.
Superhumor
w pamiętnikach Bronisława Wildsteina
Czytając
wydane w 2015 r. pamiętniki Bronisława Wildsteina „Cienie
moich przodków” podziwiałem wspaniały humor tego publicysty.
Dość przypomnieć jego barwną opowieść o straszliwie popijawie,
jaką przeżył będąc w Paryżu, po narodzinach syna
Dawida.(ss.336-337 Po opowieści o mozolnej wspinaczce w pijanym
widzie Wildstein doszedł do kulminacyjnego punktu swej opowieści,
pisząc: „Kiedy wreszcie, mimo wszystko, udaje mi się i docieram
pod własne drzwi, orientuję się, że nie mam w kieszeni klucza, co
właściwie mało mnie obchodzi, i zasypiam na wygodnej wycieraczce
pod brwiami, jakbym znalazł się już w środku. Musiało upłynąć
parę godzin. Budzę się i widzę przerażone oczy mojej młodej
sąsiadki. Uśmiecham się promiennie, zwłaszcza, że klucz, który
wcześniej ukrył się przede ,mną, wpycha mi się w-palce,
-
Comment ca va? - pytam grzecznie, gramoląc się z wycieraczki i
otwierając drzwi mieszkania, a widząc jak ogromnieje zdumienie
Niemki na widok tego, że w każdym momencie mogłem wejść do
środka , dodaję, że urodził mi się właśnie syn. Dziewczyna
kiwa głową i próbuje się uśmiechnąć, ale widzę, że trudno
jej pojąć sytuacje. Płuczę się nieco nad wanną i dochodzę do
wniosku, że nie mogę zostawić jej w tym poznawczym zawieszeniu.
Stukam do jej drzwi i już od przedpokoju zaczynam tłumaczyć, że w
Polsce istnieje obyczaj, który nakazuje ojcu, gdy urodzi mu się
pierwszy syn, noc spędzić na progu domu, aby nie wpuścić doń
złego. Jej oczy przez moment robią się jeszcze bardziej szerokie,
ale nieomal w tym samym momencie rozpromienia się. Zrozumiała.
-
Ach to tak, to w ten sposób- mówi nieco nieskładnie.- To takie,
takie wzruszające i …i piękne.
Patrzy
na mnie jak na bohatera, który, było nie było, w nieszczególnie
sprzyjających okolicznościach i narażony na prawdopodobne
niezrozumienie ze strony otoczenia, twardo trzyma się reguł swojej
tradycji. Ja sam także zaczynam czuć się jeszcze lepiej i doceniać
swoja wierność zasadom. To od tego czasu datuje się nasza
przyjaźń”.
Można
tylko podziwiać wspaniały refleks Wildsteina!
Jerzy
Zaruba opowiada historię popijawy Janusza Minkiewicza
Do
najwspanialszych zbiorów barwnych opowieści należy niestety dziś
już niemal całkowicie zapomniana książka Jerzego Zaruby
„ Z pamiętników bywalca”. Zacytuję chyba najpiękniejszą z
zawartych tam story (za trzecim wydaniem tej książki (Warszawa
1968r.,ss,156,157,158,159): „W listopadzie (1944 r,.)
przedstawiciel rządu ZSRR przy PKWN-ie generał Bułganin
wydał wielki bankiet z okazji rocznicy Rewolucji Październikowej.
Na bankiecie tym poza najznakomitszymi nazwiskami ze sfer oficjalnych
znaleźli się też liczni przedstawiciele sztuki. Wśród
zaproszonych byliśmy Janusz Minkiewicz (bardzo znany satyryk-
J.R.N.) i ja (…) Kiedy drzwi się otworzyły, ujrzeliśmy stoły
uginające się dosłownie pod wódkami, indykami, kawiorami i
tłustymi frykasami, (…) Zaczęły się przemówienia, co nie
przeszkadzało słuchaczom gorliwie atakować stojących przed nimi
frykasów. Mniej więcej po pół godzinie większość z obecnych
była już mocno „pod gazem”. Po sali kręcił się jakiś
„nasz’, porucznik z listą obecnych i kiedy zauważył , że ktoś
zbyt hałaśliwie się zachowuje albo niedostatecznie uważnie słucha
przemówień, stawiał przed nazwiskiem winowajcy krechę. Osoby z
krechą, jako nie umiejące się odpowiednio zachować były
skreślane z listy „:delegacji inteligencji polskiej do Moskwy”.(…)
Minio (Minkiewicz) nie dostał krechy. Leżał zalany pod stołem i
porucznik naturalnie go nie zauważył – dlatego pojechał do
Moskwy. Natomiast profesor K., który sobie grzeczniutko „kimał”,
pochrapując, dostał krechę i do Moskwy nie pojechał (Nie chcąc
opuścić śpiącego pod stołem Minia, usiłowałem go obudzić. Na
próżno, leżał jak zabity, ani ręką, ani nogą. Zwróciłem się
więc do jednego z gospodarzy w mundurze generalskim z prośba o
rade, co mam zrobić, gdyż przyjaciel mój, znakomity satyryk i
poeta,, „zasnął” pod stołem. Generał powiedział: - Poproszę
napisać jego adres na kartce i wsunąć ja do górnej kieszonki
marynarki – my go odstawimy do domu. Proszę się nie niepokoić(…)
Nazajutrz kolo południa udałem się do Minkiewicza, który mieszkał
na Krakowskim Przedmieściu u jakiejś swojej rozparcelowanej ciotki.
Kiedy mi otworzono, zapytałem o Minia. – Jest, jest- powiada
ciotka, ale proszę pana, co ja się nadenerwowałam! Okazało się,
że nad ranem obudziło ja walenie w drzwi. Światła nie było.
Drżąca ze strachu ciotka pyta: „kto tam?” – Enkawude- brzmi
odpowiedź. – Czy tu mieszka Janusz Minkiewicz? – Tak, mieszka –
odpowiada przerażona- ale go nie ma w domu.- Otwierajcie,
otwierajcie – on tu. Myśmy go tu przywieźli. Kiedy otworzyła,
weszli ostrożnie i położyli go na wskazanym łóżku”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz