(Fragmenty
przygotowywanych do druku na wrzesień 2016 r. pamiętników „Wichry
życia”)
Chciałbym
tu szerzej scharakteryzować przynajmniej dwie postacie z naszej
opozycyjnej grupy „bogoojczyźnianej”, ścierającej się w
połowie lat sześćdziesiątych z michnikowcami, niechętnymi
Kościołowi i patriotyzmowi: mec. Karola Głogowskiego i
publicystę Antka Zambrowskiego.
Niegodnie
przemilczany opozycjonista Karol Głogowski
Adwokat
Karol Głogowski z Łodzi był niewątpliwie najzdolniejszą i
najciekawszą zarazem postacią spoza Warszawy w naszej opozycyjnej
grupie patriotycznej. Ciągle z ogromnym oburzeniem myślę o
rozmiarach marginalizacji i przemilczeń w III RP w stosunku do
tego tak znakomitego niepodległościowego działacza opozycyjnego,
w czasach gdy ponad miarę wychwalano A. Michnika, J. Kuronia i
ludzi z ich grupy. Karola Głogowskiego pomijano i podawano
przemilczeniom, bo przez całe życie był konsekwentnym
opozycjonistą narodowym, wrogo odnoszącym się do wszelkich
przejawów antypolonizmu i nihilizmu narodowego. Przypomnę tu
choćby fakt, o którym pisałem już 18 lat temu w mojej książce
„Zagrożenia dla polski i polskości" (Warszawa 1998,.t.I., s.
163). Opisałem tam ohydne znieważenie postaci bohaterskiego Tadeusza Rejtana przez osławioną profesor Marię Janion,
niegdyś stalinówkę i członkinią PZPR (1949-1979), a po 1989 r.
głównym guru Kazimiery Szczuki i innych szalonych
feministek. W 1989 r. Janion pozwoliła sobie na próbę ośmieszenia
Rejtana poprzez umieszczenie go na okładce swej książki „Wobec
zła” jako „patriotę wariata”, z wyszczerzonymi kłami wampira
zamiast zębów. Mecenas Karol Głogowski, reagując na te zohydzenie
Rejtana na okładce książki Janion niezwłocznie powiadomił o tym
prokuraturę, sugerując, że takie znieważenie postaci słynnego
patrioty ma znamiona przestępstwa. Prokuratura całkowicie
zignorowała doniesienie Głogowskiego. (Por.”Puls” ,nr 48 z 1991
r.) Czy prokuratorów tak zobojętnianych na troskę o dobre imię
polskich bohaterów nie należałoby natychmiast usuwać z pracy?
Warto chociaż przypomnieć, kim był ten niegodziwiec ! Ale wracajmy
do postaci Karola Głogowskiego.
W
okresie października 1956 r. zaledwie 23-letni wówczas Karol
Głogowski był jednym z założycieli niepodległościowego
Związku Młodych Demokratów Organizacja ta w krótkim czasie
skupiła kilkanaście tysięcy członków. 30 listopada .1956 r.
został przewodniczącym Tymczasowego Zarządu Głównego tej
organizacji i pełnił tę funkcję aż do wymuszonego
samorozwiązania się ZMD w styczniu 1957
r.
Rzecznik Stowarzyszenia Ruch Wolnych Demokratów Adam
F. Wojciechowski pisał;
„Krótkie, bo kilkutygodniowe istnienie ZMD nie poszło jednak na
marne,. Powstała pierwsza jawna organizacja opozycyjna w bloku
sowieckim miedzy Kamczatką, a Berlinem Wschodnim, kwestionująca
otwarcie hegemonię polityczna partii komunistycznej w
państwie”.(Por. A. F. Wojciechowski: Adwokat suwerenności,
„Tygodnik Solidarność" z 8 grudnia 2006 r.) Po rozwiązaniu
ZMD Głogowski kontynuował dalej działalność opozycyjną w formie
tajnych spotkań grup samokształceniowych. W marcu 1964 esbecy
aresztowali go podczas jednego z tych spotkań. Po znalezieniu w
czasie rewizji w jego mieszkaniu rękopisu pracy krytycznej wobec
ustroju został oskarżony o przestępstwo z art. 23 tzw. małego
kodeksu karnego, czyli o „rozpowszechnianie
fałszywych informacji mogących wyrządzić szkodę interesom PRLW
lipcu 1964 ówczesny minister sprawiedliwości zawiesił go w prawach
wykonywania zawodu adwokata. 29 września 1964 został uniewinniony
przez sąd I instancji, a kilkanaście dni później przywrócono mu
prawo wykonywania zawodu adwokata. Jednak prokuratura odwołała się
od tego wyroku. 5 marca 1965 Sąd Wojewódzki w Łodzi częściowo
uchylił wyrok I instancji, uznając go winnym przechowywania, ale
nie rozpowszechniania fałszywych informacji. W czerwcu 1965 r.
Ministerstwo Sprawiedliwości w niosło do Sądu Najwyższego w
niosek o rewizję wyroku.. W lutym 1966, podobnie jak wcześniej
Łódzki Sąd Wojewódzki, sąd w Warszawie nie uznał wprawdzie
Karola Głogowskiego winnym rozpowszechniania fałszywych informacji,
ale uznał winnym ich przechowywania, zaś w poczet kary zaliczył mu
okres przebywania w areszcie, dzięki czemu Karol Głogowski nie
musiał przebywać w więzieniu. Prokuratura jeszcze raz odwołała
się od tego wyroku, jednak Sąd Wojewódzki w Warszawie podtrzymał
w maju 1966 wyrok sądu I instancji. Po krótkim czasie wykonywania
zawodu adwokata jesienią 1966 r. pod naciskiem wiceministra
sprawiedliwości został skreślony z listy palestry. Niedługo potem
znów wznowiono sprawę sadową Głogowskiego. Skazano go na karę 9
miesięcy pozbawienia wolności, na szczęście uchylona dzięki
amnestii z 1969 roku. W
1968 roku Karol został ostatecznie skreślony z listy adwokatów,
przez kilka lat pozostawał bez pracy, zaś jego piękna żona -
śpiewaczka Opery Łódzkiej nie wytrzymała trudów takiego życia i
popełniła samobójstwo.
Dr
Leszek Skonka we wspomnieniu na temat Głogowskiego, zamieszczonym w
Internecie, przytoczył nader barwną anegdotę z jego życiorysu.
Podobno w latach pięćdziesiątych do Głogowskiego zwrócił się
jeden z sekretarzy partii zakładu dziewiarskiego, w którym
robotnicy dokonywali drobnych kradzieży, by przeprowadził
umoralniającą pogadankę i przekonał ludzi by nie kradli, bo hańbą
jest okradanie zakładu pracy, który jest własnością całego
społeczeństwa. Głogowski rzeczywiście przekonywał pracowników,
posługując się rożnymi argumentami prawnymi, społecznymi,
moralnymi, o niewłaściwości ich postępowania i zakończył radą,
że jeśli są niezadowoleni z zarobków, domagają się deputatów w
postaci produkowanych przez nich wyrobów, to niech tego domagają
się w inny sposób: protestują lub strajkują, ale niech nie
poniżają się do kradzieży. Na te słowa gwałtownie zareagował
sekretarz partii, zwracając się do prelegenta: panie mecenasie, to
już niech nadal kradną, niż mieliby protestować lub strajkować.
(Por. Mec. Karol Głogowski- nie zyje- Polskie niezależne Media -
Artykuł zaprasza.net/a_y.php?article_id=7892).
Po
skreśleniu z palestry przez Izbę Adwokacką Głogowski nie mógł
wykonywać zawodu adwokata aż do 19 maja 1981, gdy go ponownie
wpisano n a listę adwokatów. kiedy to Naczelna Rada Adwokacka na
wniosek Izby Łódzkiej uznała decyzję z 1966 za bezprawną i ponownie wpisała go na listę adwokatów. W latach
1968-1970 był bezrobotny, zaś w latach 1970-1976 pracował jako
radca prawny w kilku łódzkich przedsiębiorstwach państwowych. Przez cały ten okres prowadził mniej lub bardziej aktywną
działalność opozycyjną. W latach 1965 -1966 działał w naszej
grupie patriotycznej. W 1975 współredagował i podpisał list do
Sejmu PRL przeciw zmianom w Konstytucji PR..W 1977 założył
opozycyjny Ruch Wolnych Demokratów. Ruch ten wkrótce wszedł w
skład Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela. W trakcie rozłamu
w ROPCiO poparł Leszka Moczulskiego i wszedł w skład Rady ZINO.
Jesienią 1980 był jednym z doradców „Solidarności” w
regionie łódzkim. Na początku 1981 był doradcą łódzkiego
strajku studenckiego, który wywalczył rejestrację. Zrzeszenia
Studentów. Według cytowanego już Adama F. Wojciechowskiego:
„Trzeba go też nazwać ojcem duchowym Niezależnego Związku
Studentów (NZS) (…) w decydującej mierze przyczynił się do
zwycięstwa strajkujących oraz powstania Związku”. (Podkr.-
J.R.N.)( Por. A. F. Wojciechowski :op.cit.)
Był
internowanym od styczna do marca 1982. Po wypuszczeniu z internowania
pracował jako adwokat. W 1983 został wybrany na członka
Naczelnej Rady Adwokackiej, pełnił też funkcję sędziego w
Wyższym Sądzie Dyscyplinarnym tej Rady.
Zmarginalizowanie
K. Głogowskiego po 1989r.
Po
1989 r. Głogowskiego całkowicie zmarginalizowano. Ze swymi
narodowymi poglądami nie pasował do czasów, gdy ton nadawali
nowi prominenci typu Geremka, Kuronia czy Michnika.
Według przewodniczącego Zarządu Głównego Stowarzyszenia Ruchu
Wolnych Demokratów Adama Pleśniara Głogowski „reprezentował
zbyt pryncypialną ideowo, mało polityczną postawę. A przecież
byłby znakomitym parlamentarzystą i być może sumieniem
obywatelskim wciąż niedojrzałej klasy politycznej”.(Cyt. za A.
F. Wojciechowski : op.cit.). Warto przypomnieć, że Głogowski na
przełomie 1998 i 1999 był obrońcą Kazimierza Świtonia w
procesie o postawienie krzyży na Żwirowisku Auschwitz –
Birkenau. Przejściowo próbowano wysunąć kandydaturę Głogowskiego
na szefa tworzącego się IPN-u, ale nic z tego nie wyszło. Za to
spotkała go pod koniec życia ogromna krzywda ze strony prezesa IPN-
Leona Kieresa,, który w sprawie Głogowskiego wdarł się na
sam szczyt podłości. W listopadzie 2003 kieresowski Instytut
Pamięci Narodowej bez uzasadnienia odmówił Głogowskiemu uznania
wniosku o przyznanie statusu pokrzywdzonego i wglądu do akt
zgromadzonych w tej instytucji. Głogowski odwołał się
od tej decyzji do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie.
Sąd uchylił postanowienie IPN, jednak IPN odwołał się od tego
wyroku do NSA. PO stronie Głogowskiego wystąpił Rzecznik Praw
Obywatelskich, domagając się szybkiego wyjaśnienia sprawy. 13
stycznia 2005 NSA ostatecznie oddalił kasację IPN, przyznając tym
samym Karolowi Głogowskiemu status pokrzywdzonego. Jakiż to był
niesamowity skandal, że Głogowskiego, tak zasłużonego dla
opozycji, i tak mocno prześladowanego w PRL-u, próbował poniżyć
Leon Kieres, człowiek bez żadnych zasług dla opozycji, za to
autor potwornej prokomunistycznej cegły o RWPG, wydanej w latach
70-tych. I to była sprawiedliwość III RP! Od 1989 r. kilkakrotnie
spotykałem się z Karolem. Akurat na parę miesięcy przed jego
śmiercią w 2005 r. umówiliśmy się telefonicznie, że wpadnie na
dłuższą swobodna rozmowę o przyszłej współpracy do
miejscowości pod Piotrkowem, gdzie znajdowało się rodzinne
mieszkanie mojej zony. Niestety nagle niespodziewanie zmarł 22
października 2005 r. Kieres z powodu swych bezczelnych i
nieuzasadnionych szykan wobec Głogowskiego w ostatnich paru latach
jego życia w pewnym sensie ma go na sumieniu. Ten sam Kieres, który
bezzasadnie, łamiąc prawo, przyznał status pokrzywdzonego
prawdziwemu agentowi Lechowi Wałęsie!
W
listopadzie 2006 r. uczestnicy międzynarodowego seminarium
popularno-naukowego z okazji 50-lecia ZMD wystąpili o przyznanie
Głogowskiemu pośmiertnie Orderu Orła Białego. Niestety do tej
pory nie uhonorowano go żadnym odznaczeniem państwowym. Stąd apel
do prezydent Andrzeja Dudy, by wreszcie naprawiono tę tak rażącą
niesprawiedliwość.
Postać
wspaniałego polskiego patrioty żydowskiego pochodzenia Juliana
Unszlichta
W
czasie, gdy nasza grupa wciąż spierała się z michnikowcami -
„internacjonalistami", totalnie lekceważącymi polskość
i polskie tradycje narodowe w duchu osławionej Róży
Luksemburg Karol Głogowski dostarczył mi bardzo cenne
argumenty przeciw naszym adwersarzom. Jestem mu
szczególnie wdzięczny za polecenie mi już w połowie lat
sześćdziesiątych lektury dwóch arcycennych książek wówczas
zupełnie zapomnianego Juliana Unszlichta, księdza
katolickiego i polskiego patriotycznego intelektualisty
pochodzenia żydowskiego. Warto tu o nim szerzej wspomnieć.
Unszlicht odegrał wielką rolę w walce przeciwko negującym ideę
niepodległości Polski „intemacjonalistom” z SDKPiL na czele z
Różą Luksemburg, występując w dwóch odrębnych książkach
przeciwko ich poglądom i działalności. Początkowo Julian
Unszlicht sam działał przez kilka lat w SDKPiL. Stopniowo jednak
całkowicie zniechęcił się do tej partii z rosnącym oburzeniem
obserwując fakty dowodzące skrajnej niechęci Różu Luksemburg i
jej otoczenia do spraw niepodległości Polski.
Unszlicht
był człowiekiem o bardzo wysokich standardach moralnych. Tym
bardziej nie mógł się więc pogodzić z tym, co uważał za
skrajną niewdzięczność części Żydów wobec Polski jako kraju,
który udzielił schronienia na swym terytorium prześladowanym Żydom
z całej Europy w jednym z najtrudniejszych okresów ich dziejów.
Szczególnie ostro piętnował postępowanie części Żydów, którzy
przybyli z Rosji, tzw. litwaków, uleganie przez nich nastrojom
prorosyjskim i antypolskim, nazywał ich „litwacką Targowicą”,
zagrażającą Polsce.
W
1911 roku Unszlicht opublikował w Krakowie pierwszą ze swych dwóch
obszernych publikacji książkowych poświęconych obronie Polski i
polskości przed żydowskim nacjonalizmem litwaków z SDKPiL
„Socjallitwactwo w Polsce”.Pisał w niej między innymi: „(…)
Sam będąc Polakiem „pochodzenia semickiego”, znając na wylot
drobno-mieszczańską inteligencję żydowską i różne prądy ją
nurtujące, szereg lat działałem w głównej organizacji wojującego
z Polską nacjonalizmu żydowskiego, tzw. SDKPiL (“Socjaldemokracja
Królestwa Polskiego i Litwy”). Przez długi czas nie mogłem sobie
zdać sprawy, skąd bierze się jej zaciekły rozpęd antypolski,
czemu zieje ona taką piekielną nienawiścią do najbardziej
uciemiężonego narodu na świecie i czemu zatruwa w duszy ludu
polskiego normalne uczucie poświęcenia i miłości dla swej
ojczyzny w niewoli (…)”..
Swą
krytykę antypolskich działań litwaków Unszlicht ilustrował
wieloma konkretnymi przykładami. Pisał: „(…) Do jakiej
czelności może się tu posunąć socjal-litwactwo świadczy fakt
następujący: na początku 1905 w chwili największego wybuchu
rewolucyjnego w Polsce socjallitwacki Sanhedryn (tzw. Zarząd Główny)
wypuścił w rocznicę »Proletariatu« odezwę, w której oznajmił
uroczyście, że »Polska, to trup, który winien być rzucony na
śmietnik«, i pogląd ten rozwałkowany na całą odezwę rzucił w
ogromnej ilości egzemplarzy w masy robotnicze polskie – pod
pretekstem, że to była ideologia »Proletariatu« (…)
Trzeba
było całej litwackiej arogancji i nienawiści do Polski, aby
podobnie plugawą odezwę wypuścić, przypominającą haniebne
odezwy czamosecińców rosyjskich przeciwko Żydom. (…) Utrwalić
najazd moskiewski—co prawda »zdemokratyzowany« w Polsce, oto
obiektywny cel nacjonalizmu żydowskiego u nas. Przykryć to wszystko
frazesem »socjalistyczny«— oto sposób otumanienia umysłów
robotników polskich, aby przy ich pomocy dobić »trupa«
znienawidzonej Polski i na nim organizację żydowską »narodową«
wybudować. Czas wielki, aby wreszcie przeciwko tej zgubnej i
rozszalałej furii antypolskiej bankrutującego social-litwactwa
ostro i energicznie zareagowały szerokie masy źydostwa, których
żywotne interesy są narażone przez to na szwank (Podkr.-
J.R.N.) (…) W ten sposób najlepiej żydostwo się przysłuży
wspólnej Ojczyźnie — Polsce, która zawsze mu przytułek i
gościnność dawała w najgorszych chwilach tego istnienia, a która
przez zjednoczone wysiłki ludu polskiego i żydowskiego wyzwolona
być winna (…)”.
W
1912 roku Julian Unszlicht wydał kolejną, prawie 400-stronnicową
książkę demaskującą antypolskie działania litwaków pt. „O
pogromy ludu polskiego. (Rola socjal-litwactwa w niedawnej
rewolucji)”. Szczególnie ostro potępił tam nieodpowiedzialne
działania liderów SDKPiL, nawołujących polskich robotników do
udziału w takich manifestacjach, którym z góry groziło rozbicie
przez oddziały carskiej armii lub żandarmerii. To lekkomyślne
pchanie robotników polskich pod kulę w imię swych własnych
politycznych celów Unszlicht nazywał prowokowaniem „pogromów
ludu polskiego”. Gwałtownej krytyce poddał Unszlicht również
godzące w polskość działania Róży Luksemburg i
„social-litwactwa” w Poznańskiem i na Górnym Śląsku,
zarzucając im podporządkowywanie Polaków niemieckiej partii
socjaldemokratycznej. Jak gdyby nie mieli oni prawa do własnego
narodowego organizowania się i narodowej niepodległości. Na jednej
ze stron napisał jakże wymowne słowa: „Poezja romantyczna
nazwała Polskę Chrystusem narodów. I w rzeczy samej żaden w
dziejach ludzkości znany naród nie przeszedł takiej martyrologii
na własnej ziemi i nie okazał się tak naiwnie szlachetny w
stosunku do swych wrogów i prześladowców’”.(Podkr.-
J.R.N.) (Por. J.Unszlicht:„O pogromy ludu polskiego (Rola
social-litwactwa w niedawnej rewolucji),Kraków 1912,s.373.)
Rzecz
ciekawa w owych latach Unszlicht bardzo mocno zaprzyjaźnił się z
Bolesławem Prusem, który w tamtym okresie całkowicie
stracił swe prożydowskie złudzenia z czasów pisania „Lalki” –
pod wpływem obserwacji wynikłych z zachowań rzezy litwaków w
Polsce i nieczystych metod ekspansji gospodarczej ze strony części
środowisk żydowskich. I tak np. w „Kronice Tygodniowej” z 6
listopada 1909 r. Prus pisał: „Stosunek niektórych grup
żydowskich do Polski jest nie tylko niegodziwy, ale wprost-
nieprzyzwoity(…) Litwacy odgrywają rolę rusyfikatorów, u nas,
nawet obrażają nas, a Żydzi poznańscy wręcz głoszą, że
zawsze walczyli przeciw polakom w interesie Niemców’. Z kolei w
„Kronice Tygodniowej” z 12 listopada 1910 r. Prus ubolewał :
„Kiedy cała imigracja niemiecka , choćby sprzed stu lat, stała
się naszą krwią, kością, sercem i dusza, masy żydowskie po
wielu wiekach są nam obcymi, więcej nawet – niektóre grupy
żydowskie przypominają armię, która toczy z nami walkę w celu
wytępienia czy wygnania większej części nas, a zamienienia
reszty na swoich lenników, jeżeli nie niewolników!”.
(Podkr.- J.R.N.) Prus i Unszlicht przez lata korespondowali ze sobą.
Rzecz zabawna – w pewnym momencie po tekstach Unszlichta, bardzo
ostro atakujących antypolską część Żydów, dobrotliwy Prus
nieco go mitygował, pisząc: dołożył już Pan mocno Żydom, niech
da Pan im trochę odsapnąć!
Julian
Unszlicht był bratem jednego z czołowych komunistów Józefa
Unszlichta, w 1920 roku wraz z F.Dzierżyńskim, F.
Konem i J. Marchlewskim, członka samozwańczego
pseudorządu proradzieckiego w Białymstoku. Podczas gdy Józef
Unszlicht pełnił szereg kierowniczych funkcji w bolszewickiej Rosji
(m.in. okrutnego zastępcy F. Dzierżynskiego w Czeka) aż do
stracenia w stalinowskich czystkach w 1938 roku.
Warto
dodać, że broniący z taką energią polskości Julian Unszlicht
przeszedł na katolicyzm, a później przez wiele lat pracował jako
kapelan w ośrodku emigracyjnym wśród polskich pracowników we
Francji. W 1936 roku Julian Unszlicht wydał w Paryżu wybór kazań
dla wychodźców. W książce tej Julian Unszlicht jako kapelan
uchodźstwa publicznie wyrażał dzięki Matce Boskiej, Królowej
Korony Polskiej za ocalenie narodu polskiego pod Warszawą od „hord
bolszewickich”. Jakiż niebywały przypadek .Julian Unszlicht
piętnował azjatyckie hordy bolszewickie, które chciały zająć
Warszawę, a na czele tych hord szedł jego brat, członek
samozwańczego antypolskiego „rządu” w Białymstoku. Nowoczesna
odmiana historii Abela i Kaina! Warto dodać, że nawet Jędrzej
Giertych, nie skłonny do idealizowania Żydów, uznał, że
Julian Unszlicht jednoznacznie nawrócił się na katolicyzm i na
polskość, i nie należy w to nawrócenie powątpiewać.
Poznanie
dzięki sugestii Karola Głogowskiego już w połowie lat
sześćdziesiątych tak pięknej postaci niezłomnego polskiego
patrioty żydowskiego pochodzenia jak Julian Unszlicht miało dla
mnie bardzo duże znaczenie na całe następne dziesięciolecia.
Wiedziałem, że należy zawsze starannie różnicować nasz
stosunek do różnych osób ze środowisk żydowskich. Bo obok takich
niezwykle groźnych szkodników jak Adam Michnik, wciąż podstępnie
podważających polskość i Kościół, można tam znaleźć i takie
perły jak Julian Unszlicht. I rzecz znamienna Z jednej strony chyba
nie było osoby, która po 1989 r. zrobiła więcej niż ja dla
zdemaskowania różnych polakożerców żydowskich typu Jana Tomasza
Grossa. Z drugiej strony jednak również nikt nie napisał ode mnie
więcej w Polsce o postaciach Żydów - polskich patriotów, którzy
na zawsze zjednoczyli się duchowo z Polską tak jak J. Unszlicht,
Wilhelm Feldman, Bernard Lauer, Michał Korenfeld,
Kazimierz Sterling, Mieczysław Grydzewski, Józef
Lichten, ,podporucznik AK Stanisław Aronson, żydowski
partyzant, a potem karmelita (ojciec Daniel) Oswald Rufeisen,
Marian Hemar czy Dora Kacnelson. Wydałem na ten temat
m.in. odrębną książeczkę „Przemilczani obrońcy Polski”.
Przy
okazji przypomnę jedną z najciekawszych postaci żydowskich,
oddanych sprawie polsko-żydowskiego zbliżenia, wręcz męczennika
tej sprawy (zabitego przez fanatycznego Żyda za swą propolskość)
rabina Abrahama Kohna.. Kiedyś przez miesiące starannie
przewertowałem wszystkie tak liczne roczniki Polskiego Słownika
biograficznego (PSB) i tam trafiłem na jego historię, której, o
ile wiem, nikt poza mną nie przypomniał po 1945 r. Rabin Kohn
(1807-1849), znienawidzony przez proaustriackich serwilistów i wciąż
denuncjowany do władz zaborczych, konsekwentnie głosił, że Żydzi,
żyjący od wieków wśród Polaków są dziećmi polskiej ziemi i
powinni obowiązkowo znać język polski. W pierwszą rocznicę
stracenia polskich emisariuszy: T. Wiśniowskiego i J.
Kapuścińskiego 31 sierpnia 1848 r. Kohn odprawił uroczyste
nabożeństwo w templum. Kohn wszedł jako przedstawiciel żydostwa w
skład polskiej Rady Narodowej we Lwowie. Przy różnych okazjach
donośnie występował publicznie za umacnianiem zbliżenia
polsko-żydowskiego. Zaakcentował to również w druku w „Listach
z Galicji”. Propolskie zaangażowanie rabina Kohna wzbudziło ku
niemu zajadłą nienawiść w kręgach żydowskich ortodoksów. Padł
jej ofiarą, podstępnie otruty arszenikiem, przez proaustriackiego
żydowskiego zamachowca B. Pilpela. Fanatyczny Pilpel
zdradziecko zakradł się do kuchni rabina w porze obiadowej pod
pozorem zapalenia fajki i wrzucił arszenik do rosołu. Zaledwie
42-letni rabin Kohn zmarł w strasznych męczarniach, podobnie jak
jego najmłodsza córeczka, resztę domowników udało się
odratować.(Por. opracowany przez K. .Lewickiego biogram A.
Kohna w XIII tomie PSB.).
Ja napisalem recenzje 1913 pracy Juliana Unszlichta, gdzie on surowo potepil niejalnosci Zydow Polskich--chociarz on sam by Zydem, i tylko latami pozniej sie nawrocil na Katolicyzm.
OdpowiedzUsuńZebe zobaczyc ta recenzje, prosze kliknac na moje imie tytaj, i zobacz pierwsze Comment (Koment).