))Zapraszamy na Oficjalną Stronę internetowa Jerzego Roberta Nowaka((

sobota, 6 sierpnia 2016

Spór z michnikowcami (II)

(Fragment przygotowywanych do druku na wrzesień 1916 r. moich pamiętników „Wichry życia”)

Etyczne łamańce Adama Michnika

Podobny jak u Kuronia lekceważący stosunek do podstawowych zasad etycznych dominował również u innego czołowego przedstawiciela tzw. opozycyjnej lewicy laickiej Adama Michnika. Wypaplał na ten temat najlepszy przyjaciel Michnika J. Kuroń, w wywiadzie dla „Res Publiki” z marca 1996 r. pt. „Na trzy sposoby”. (s.51). Mówiąc o Michniku ,Kuroń powiedział: „Adaś jest książkowym wariatem. Swego czasu wylansował modę na kradzież książek. Kradł, to znaczy brał u kogoś z półki i sobie zabierał”. Jarosław Kaczyński, opisując kiedyś zachowanie Michnika, podkreślał jego niebywałą skłonność do kłamstwa, to , że potrafił łżeć w żywe oczy, dosłownie iść w zaparte. Trzeba przyznać, że prawdziwe szczyty łgarstwa zdobywał Michnik przy opisach rodowodu swojej rodziny. Kiedy na przykład starał się maksymalnie wybielić postać swego ojca Ozjasza Szechtera, członka Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy. Mówił o swym ojcu, iż czuł się on jak „absolutnie polski Polak” (Por. „Między Panem a Plebanem”, Kraków 1995,s.50). Nie wyjaśnił tylko, co ten „absolutnie polski Polak” szukał w dążącej do rozbicia i rozbioru Polski Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy i jak zawędrował na sam jej wierzchołek z tą swoją rzekomą „dumą z polskiej tożsamości”.(Por.tamże,s.50). Innym przykładem ordynarnych kłamstw A. Michnika było wybielanie przez niego swego brata Stefana Michnika –„sądowego mordercy”, który wydał szereg wyroków śmierci w sfabrykowanych procesach. Usprawiedliwiając wydanie przez jego brata tych wyroków, Michnik stwierdził: „Kiedy zapadały najgorsze wyroki, Stefan był dwudziestoparoletnim człowiekiem,. który niewiele rozumiał z tego, co się działo”.(Por. Między panem…op.cit.,s.48) Wyjaśnijmy więc, że młody porucznik Stefan Michnik sam gorączkowo rwał się do sądzenia w sfabrykowanych procesach wojskowych nad dużo wyższymi od niego w hierarchii wojskowej majorami czy pułkownikami, bo widział w tym szanse błyskawicznego przyspieszenia swojej kariery. I rzeczywiście ulega ona radykalnemu przyspieszeniu .Dzięki serwowanym przez niego nikczemnym wyrokom śmierci. Michnik już w wieku 27 lat zawansował na kapitana, choć nie miał nawet matury.

Niewdzięczność, to jego hobby

W poświęconym A. Michnikowi obszernym rozdziale „Eurołgarz” w książce ‘Czarny leksykon” (Warszawa 1998,ss.162-165) szerzej opisałem inną trwałą cechę Michnika, jego absolutną niewdzięczność wobec swych dobroczyńców, od redaktora paryskiej „kultury” Jerzego Giedroycia począwszy po ks. prałata Henryka Jankowskiego. Tu skupię się tylko na tej ostatniej sprawie. Otóż w latach osiemdziesiątych, kiedy jeszcze Michnik czuł się dosyć słabym politycznie, ogromnie przymilał się do księdza (wówczas kanonika) Henryka Jankowskiego. Przede wszystkim dlatego, że u ks. Jankowskiego składali wizyty niemal wszyscy czołowi zachodniacy, odwiedzający Polskę, od premier Margaret Thatcher po któregoś z rodu Kennedych. Michnik tym chętniej więc przybywał na sute bankiety urządzane na rzecz zachodnich gości przez księdza H. .Jankowskiego. Chętnie odwdzięczał mu się też obfitymi pochlebstwami, w których był prawdziwym mistrzem. W bogatym księgozbiorze księdza prałata Henryka Jankowskiego znalazłem już przed laty dwie książki A. Michnika z jakże wymownymi dedykacjami. Na książce: „Z dziejów honoru w Polsce” widniała dedykacja jej autora- Michnika: „Kochanemu ks. kanonikowi Henrykowi Jankowskiemu z przyjaźnią oraz wdzięcznością, marzec 1987,Gdańsk, Adam”. Na książce „Szanse polskiej demokracji” Michnik złożył jeszcze bardziej entuzjastyczną dedykację: „Kochanemu ks. Henrykowi Jankowskiemu, memu Przyjacielowi i Mentorowi z pogańską pokorą, maj 1988 r.). Z dziesięć lat temu miałem jakiś kolejny wykład w kościele Św. Brygidy w Gdańsku w obecności m.in. córki gen. Fieldorfa-Marii, słynnego partyjnego reformatora T. Fiszbacha i b. przewodniczącego „Solidarności” w Stoczni Gdańskiej A. Szablewskiego. W obecności kilkuset zebranych przeczytałem powyższą dedykację Michnika i zwracając się do ks. Jankowskiego powiedziałem: „Patrz Henryku. Michnik nazwał cię swoim Mentorem (Wychowawcą)..Aleś ty tego Michnika wychował”. Sala wybuchnęła rzęsistym śmiechem.

W latach 90-tych, kiedy wsparcie ks. Jankowskiego nie było Michnikowi już do niczego potrzebne, podle odpłacił się swemu byłemu dobroczyńcy, organizując przeciw niemu wielką nagonkę medialną. Ogromnie mocno przyczyniła się ona do pogorszenia stanu psychicznego i fizycznego księdza prałata. Można powiedzieć, że ks. Jankowski sobie wyhodował żmiję. Michnik walił w „kochanego księdza Jankowskiego”, ile wlezie, .Podczas jakiegoś sympozjum w Stanach Zjednoczonych nazwał ks. Jankowskiego nawet „głupcem”. W przygotowanym przez mnie i wydanym w 2002 r. w Pelplinie wyborze homilii, wywiadów i polemik ks. prałata Jankowskiego pt. „Ksiądz Jankowski na przekór kłamstwom” (s.67) . pisałem o czerpaniu przez Michnika swoistego wzorca wdzięczności od samego Josifa Wisarionowicza Stalina. Wypracował on dość szczególną interpretację pojęcia „wdzięczność”. W odpowiedzi na pytanie usuniętego przezeń i bezwzględnie tępionego Grigoruika K. Zinowjewa, który kiedyś tak mocno pomógł mu w walce o władzę: „Czy towarzysz Stalin wie, co to jest wdzięczność?”, Stalin odpowiedział bez zmrużenia oka: „Dobrze wiem. To jest psie uczucie!”.

W 1992 r. Michnik dość szczególnie zdefiniował lansowane przez siebie wzorce wychowawcze, pisząc na łamach „Gazety Wyborczej” z 31 grudnia 1992 r. : „Zwycięski Bill Clinton, który w młodości palił „trawkę”, nie chciał walczyć w Wietnamie i ponoć nawet miał pozamałżeńska kochankę, będzie – być może – i dla nas propozycja jakiegoś innego wariantu amerykańskiego mitu, jakiejś innej, bardziej nowoczesnej propozycji cywilizacyjnej”. Oto propozycje „cywilizacyjne’ na miarę „nowoczesnego „ wychowawcy A. Michnika: „palenie trawki”, niechęć do walczenia w narodowej armii i niewierność małżeńska. Jest to oczywiście pewien dość konsekwentny styl życia. Cóż to ma jednak wspólnego ze wzorcami wychowawczymi? Tym bardziej groteskowy wydaje się więc fakt, że immoralista Michnik kilka lat temu został uhonorowany przez krakowski Uniwersytet Pedagogiczny (!) tytułem doktora honoris causa.

Michnika poznałem dobrze jak zły grosz już w pierwszej połowie lat sześćdziesiątych. Kiedyś w 1965 r. rozmawiałem z nim przez całą noc w jego ogromniastym mieszkaniu przy ul. Przyjaciół. Chciał mnie wtedy na trwałe pozyskać do swych poglądów. Nie wyszło, bo nie mogłem się pogodzić z jego wówczas już aż nadto wyraźną nienawiścią do Prymasa Tysiąclecia, którego określał jako „anachronicznego nacjonalistę”. Dziś widzę tegoż Michnika jako największego szkodnika transformacji po 1989r., jako człowieka, który poprzez swa zajadłą wrogość do Kościoła i Narodu wszedł w haniebne sojusze z Kwaśniewskim, Jaruzelskim i Kiszczakiem i niezwykle mocno osłabił siły reform w Polsce. A przecież ten sam Michnik z jego wielkim i talentami i erudycją mógł się stać nawet jednym z czołowych przywódców demokratycznej Polski po 1989 r. Dziś jest coraz bardziej izolowanym i ma szansę na trwałe przejść do lamusa historii z fatalną opinią Naczelnego Destruktora. Jak komentował Bronisław Wildstein w w świetnym tekście ‘Koniec świata Michnika’ („Wprost z 16 października 2005 ) : „W nowej rzeczywistości teksty Michnika wydają się wywoływać więcej zażenowania niż rezonansu,. .Można o nim powiedzieć top, co mówiono o francuskich reakcjonistach ;”Nic nie zapomniał, niczego się nie nauczył”.

Z drugiej strony podsumowując ilość strasznych głupot, jakie zrobił lub wypowiedział Adam Michnik, trudno nie ukryć zdumienia, że taki ktoś mógł być wywindowany po 1989 r. do roli czołowego Autorytetu. Jak mu się to udało – dojść do takiej pozycji? Patrząc na dziesięciolecia jego działań myślę, że główna role w trym jego awansie odegrały niebywałe zakłamanie i wyrafinowane lizusostwo wobec wszystkich, na których poparciu w danej chwili mu szczególnie zależało, od Lecha Wałęsy po księdza Henryka Jankowskiego. Smutne, że takie rzeczy mogły tak silnie pomóc w przyspieszeniu kariery.

 Według donosu z lat sześćdziesiątych Michnik kiedyś zwierzając się na mój temat powiedział, iż „Roberta Nowaka bardzo ceni jako twardego i zdecydowanego. Robert za bardzo tylko nieufnie odnosi się do dzieci dygnitarzy, a przecie nie można ich odrzucać".(Por.’Marzec 1968 w dokumentach MSW’.Tom I. Niepokorni, IPN,.Warszawa 2008,s.465) )Muszę przyznać, że ta tak dawno zauważona przez Michnika moja cecha utrzymała się po dziś dzień. Dotąd nie mam zbytniego zaufania do wszelkich synalków i dynastii.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
B. walterówka i komandoska Irena Lasota, która zerwała z michnikowcami
Nigdy nie twierdziłem i nie twierdzę, że wszystkie osoby, które przeszły przez hufiec walterowców i i szeregi komandosów- michnikowców były osobami cynicznymi i skrajnie nastawionymi na wspieranie monolitycznego lewicowego modelu władzy. Szczególnie pięknym wyjątkiem pod tym względem była i jest Irena Lasota, świetna publicystka,wydawca i działacz społeczny. Znana jest z tego min., że założyła w 1984 r. fundację (.Institute for Democracy in Eastern Europe (IDEE) (1984). Inicjatywy tej fundacji skutecznie wspierały część opozycji w Polsce, a i po 1989 przyczyniały się do rozwoju demokracji. I.Lasota stanowczo zerwała z Michnikiem, niejednokrotnie oskarżając go o totalitaryzm myślenia, nazywając go wręcz „postrachem wolności słowa”.
W rozmowie z Robertem Mazurkiem w „Plus-Minus” w marcu 2015 r. I. Lasota stwierdziła, że Michnik ma totalitarną mentalność, z nim nie można prowadzić dialogu, tylko wysłuchiwać – We wspomnianej rozmowie Lasota akcentowała: „Tak było zawsze, tak jest teraz w sprawie Putina - jeszcze półtora roku temu Michnik był apologetą prezydenta Rosji. Teraz, kiedy zmienił zdanie, jego oddziały prześcigają się w udowadnianiu, jakim to Putin jest zbrodniarzem, ale to się oczywiście może zmienić. Odejdzie Putin, przyjdzie jakiś Kutin, zmienią się dekoracje, ale „Wyborcza” wróci do zachwytów (…) Były podziały towarzyskie. Jednak jeszcze w 1969 roku, przed wyjazdami, zaczęły się klarować podziały na tych wiernych lewicy i tych, którzy, jak ja, stają się antykomunistami. To  o mnie Michnik powiedział „zoologiczny antybolszewik, który przypomina bolszewika”. Nakładał się na to inny podział: ja byłam zwolenniczką otwarcia na inne środowiska, bardzo przywiązaną do pluralizmu, a Michnik był bardzo elitarny.(Cyt.za: wpolityce.pl/.../237297-irena-lasota-michnik-ma-totalitarna-mentalnosc-jesli-naczelny...15.03.2015).

Lasota niejednokrotnie krytycznie wypowiadała się o zagrożeniach dla wolności słowa w Polsce, jakie jej zdaniem stanowią pozwy sądowe Adama Michnika. 2 kwietnia 2010 pisała w Salonie 24 w tekście zatytułowanym: „Adam Michnik postrachem wolności słowa”: „Uważam, ze już (dawno) nadszedł czas by powstał po angielsku tekst o zagrożeniach dla wolności słowa w Polsce. Coś w rodzaju "Czarnej Księgi Adama Michnika", w której, krotko ale dokładnie opisane byłyby wszystkie przypadki, kiedy Michnik podawał, skutecznie czy nie, dziennikarzy i autorów do sądu żądając przeprosin i odszkodowań. Tę "Czarną Księgę" należałoby wysłać do różnych organizacji dziennikarskich i wolnościowych na świecie z prośbą o zajęcie stanowiska. Gdyby coś takiego powstało, zgłaszam swoją gotowość do pilotowania tego co najmniej do kilku znanych organizacji.”(…) Od kilkunastu lat Adam Michnik pozywa do sądu dziennikarzy i komentatorów, redaktorów i naukowców. W każdym normalnym kraju nazywałoby się to zastraszaniem ("intimidation"), nakładaniem kagańca ("muzzling free speech") i wywołałoby zorganizowany protest organizacji dziennikarskich i organizacji broniących praw człowieka. Zwłaszcza, że jest to pozywanie przez bogatego człowieka, za którym stoi przebogate przedsiębiorstwo "Agora", ludzi, którzy nie tylko są niezamożni, bo zajmują się pracą naukową, ale i mają trudności z zarabianiem swoim piórem, będąc często na czarnej liście.”.

Nader ciekawy był również inny tekst Ireny Lasoty, poświęcony krytyce pseudo-autorytetów moralnych. W tekście tym umieszczonym na portalu „Salon 24” 18 marca 2008 r. I. Lasota pisała m.in.: „Nadawaliśmy tytuły „autorytetów moralnych” ludziom, którzy często szybko popadali z sobą nawzajem w konflikty (jeśli nie wojny słowne) i wymyślali sobie od najgorszych (sprawdź listę Komitetu Obywatelskiego). Co mają robić obywatele gdy autorytety moralne nazywają się nawzajem karłami moralnymi?”.

Warto tu przypomnieć, że pierwszy nazwał Michnika „totalitarystą” nieodżałowany Kisiel (Stefan Kisielewski) już na początku lat 90-tych na łamach gdańskiej „Młodej Polski”. (Por. szerzej J. R.. Nowak : „Czarny leksykon”, Warszawa 1998,s.171). Tym bardziej znaczący jest fakt, że to samo tak negatywne określenie pada pod adresem Michnika spod pióra jego dawnej towarzyszki opozycyjnej Ireny Lasoty.

Brak jednoznaczności w stosunku michnikowców do Związku Sowieckiego i jego sojuszników

Jedną z największych różnic między naszą opozycyjną grupą patriotyczną a michnikowcami było to, że my nie mieliśmy żadnych złudzeń co do komunizmu i Związku Sowieckiego i jako ostateczny cel uważaliśmy udział w tworzeniu warunków, które umożliwią „wybicie się Polski na niepodległość”. Uważając sowiecki totalitaryzm za największe zagrożenie dla Polski i świata, gorąco kibicowaliśmy wszystkim siłom, które walczyły przeciw komunizmowi w różnych krajach świata. Stąd byliśmy zdecydowanymi wrogami zarówno rządów Castro na Kubie, jak i komunistycznych wojsk walczących przeciw Amerykanom w Wietnamie, Kambodży czy Laosie. Dokładnie odwrotna była postawa michnikowców i samego Michnika. Wspominałem już o jego udziale w antyamerykańskiej manifestacji po stronie reżimu Castro na Kubie. Szczególnie radykalnie antyamerykański był krąg opozycyjnych lewicowych „komandosów” skupionych wokół Henryka Szlajfera syna Ignacego Szlajfera, wrocławskiego ubeka, a później warszawskiego cenzora. (Por. szerzej tekst :”Hańba Henryka Szlajfera” w mojej książce ‘Czerwone Dynastie”, Warszawa 2013, tom 2,ss.108-112.). Do kręgu Szlajfera należał m.in. obecny zastępca przewodniczącego Stowarzyszenia Autorów ZAIKS Michał Komar, syn Wacława Komara, w Komunistycznej Partii Polski specjalisty od wykonywania wyroków śmierci na zlecenie partii, a w latach 1945-1947 szefa II Oddziału Sztabu Generalnego WP (1945–1947), czyli wywiadu wojskowego.

Głupoty antyamerykańskich i prowietnamskich wystąpień lewackich „opozycyjnych’ komandosów

Krąg Szlajfera był szczególnie zaangażowany we wspieranie walki komunistycznego Wietnamu przeciw Amerykanom. W 1 maja 1966 r. po pochodzie 1-majowym ludzie z tego kręgu zorganizowali manifestację protestacyjną przed ambasadą amerykańską, w lutym 1967 r. po spotkaniu z ambasadorem komunistycznego Wietnamu w Sali Kongresowej skutecznie zaagitowali na rzecz pochodu protestacyjnego pod ambasadę USA. W maju 1967 r. demonstrowali przed ambasadami Grecji i Stanów Zjednoczonych. (Wszystkie dane o tych prowietnamskich zaangażowaniach podaję za: ksiązką lewicowego historyka Andrzeja Friszke : „Opozycja polityczna w PRL: 1945-198)”, Warszawa 1994,s 232). Dla naszej .patriotycznej i jednoznacznie antykomunistycznej grupy tego typu wystąpienia to nie była żadna opozycja, lecz przejaw skrajnej głupoty i ślepoty.. Trudno nam było współdziałać z ludźmi organizującymi tego typu manifestacje..

Prawdziwym szczytem głupoty pseudo-opozycji komandosów była wyprodukowana przez nią w październiku 1967 r..antyamerykańska i prowietnamska ulotka. Roiło się od niej od zwrotów pełnych apoteozy dla walki komunistycznego Wietnamu w stylu : „(…) Od kilku lat mały samotny kraj walczy o niepodległość, dowodząc swym przykładem, że czołgi i napalm nie zawsze są skuteczną bronią w walce z rewolucyjnym ludem (…) W tej sytuacji, my, polska lewica, nie możemy milczeć (…) Nie możemy milczeć dlatego, że sprawa, za którą oddał życie Che Guevara, za którą codziennie giną ludzie w Ameryce Łacińskiej i w Wietnamie (wytłuszczonym drukiem podaję fragment w kompromitujący sposób opuszczony w książce A. Friszkego-J.R.N.) jest sprawą wolności każdego małego kraju w starciu z wielkim mocarstwem, że  walcząc o suwerenny i socjalistyczny Wietnam, walczymy o suwerenną i socjalistyczną Polskę (…) Dlatego jesteśmy solidarni z lewica amerykańską, która walcząc o pokój i wolność dla Wietnamu, walczy o prawa człowieka i demokrację we własnym kraju”. (Cyt. za: A. Friszke :op.cit.,s.238). Jak z tego widać w owej lewackiej ulotce wyrażano hołd zarówno agresywnemu komunistycznemu Wietnamowi, który napadł na Wietnam Południowy, jak i skrajnemu komunistycznemu terroryście Che Guevarze. Przypomnijmy, ze Che Guevara odegrał wręcz zbrodniczą rolę przy tłumieniu opozycji antycastrowskiej. To on, nie Castro, jako pierwszy wpadł na pomysł zorganizowania na półwyspie Guanacha w 1960 r. pierwszego komunistycznego obozu ciężkich robót na Kubie. Jako komendant więzienia La Cabana, uznawał tylko dwa rodzaje wyroków - rozstrzelanie lub ciężkie roboty. Doprowadził do egzekucji licznych byłych towarzysz broni, którzy nadal pozostali demokratami. M.in. był odpowiedzialny za egzekucję rannego podczas jednego ze starć Jezusa Carrerasa, dawnego przywódcy partyzantki antybatistowskiej. (Por. szerzej: : Pascal Fontain: Che Guevara, odwrotna strona mitu w „Czarnej księdze komunizmu”, Warszawa 1999,ss. 609-6110. W rozpowszechnianiu tej tak głupawej prokomunistycznej ulotki brał udział m.in. Adam Michnik. Przypomnijmy, że ta „walka o wolność dla Wietnamu” skończyła się strasznym komunistycznym terrorem w Wietnamie i ucieczką setek tysięcy zdesperowanych Wietnamczyków przez morze (tzw. boat people).

Idealizowanie przez michnikowców czasów Lenina

Niejednokrotnie spotykałem się u michnikowców z wręcz głupawym idealizowaniem czasów Lenina, w tym z panegirycznym wręcz przedstawianiem pierwszych leninowskich lat w sferze kultury. Sprzyjała temu skrajnie idealizująca tamte lata w Rosji Sowieckiej twórczość jednego z idolów opozycyjnej lewicy laickiej - poety i pisarza Wiktora Woroszylskiego, autora biografii W. Majakowskiego i S. Jesienina. (Warto przypomnieć, że Woroszylski należący w swoim czasie do grupy tzw. „pryszczatych”, głoszącej pochwałę twardej rozprawy z wszelkimi „wrogami ludu”. W grudniu 1949 r. Woroszylski opublikował obrzydliwy pean na cześć „dzielnych” towarzyszy ze Służby Bezpieczeństwa „Czuwającym w noc noworoczną”.) Prowadziłem przez pewien czas ( z przerwami) dziennik wydarzeń. Dość wymowny jest w nim opis spotkania z Woroszylskim w dniu 4 listopada 1967 r. w jednym klubów (chyba w „Hybrydach’) W spotkaniu m.in.. uczestniczyli Michnik, Karol Modzelewski i z dziesiątka ich sympatyków. Woroszylski niezwykle ciepło, wręcz panegirycznie nakreślił obraz rozwoju sowieckiej literatury w latach 20-tych. Dość brutalnie przerwałem tę apologetykę kilku niesfornymi pytaniami, bardzo ostrymi w zamyśle. Najpierw zapytałem o egzekucję dokonaną przez czelistów w 1921 r. na świetnym poecie rosyjskim Nikołaju Gumiłowie, przewodniczącym oddziału Związku Poetów w Petersburgu.

Później zapytałem o sprawę listu Lenina z 1919 r. .do Gorkiego z ogromną pogardą wyrażającego się o intelektualistach bezpośrednio po aresztowaniu kilkudziesięciu wybitnych uczonych, rosyjskich przez bolszewików. Dodałem do tego sprawę aresztowania i wydalenia z Rosji stu sześćdziesięciu znanych intelektualistów, pisarzy, filozofów i historyków w sierpniu 1922 r.. Zapytałem też o okoliczności zaszczucia i samobójstwa słynnego poety Siergieja Jesienina w 1925 r. Woroszylski próbował w tej sytuacji jakoś wybraniać rosyjską politykę kulturalną lat 20-tych, powoływać się na Anatolija Łunaczarskiego, etc., ale jakoś mu to nie bardzo szło. Michnikowscy zaś byli zupełnie skonsternowani i milczeli, bo nie bardzo mieli jakieś argumenty. Najbardziej rozzłoszczony był Michnik. Według ówczesnej relacji W. Kuczyńskiego skomentował moje dość „prowokacyjne" pytania wobec Woroszylskiego słowami : „Nowak w piętkę goni”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz