(Fragment
przygotowywanych do druku na wrzesień 1916 r. moich pamiętników
„Wichry życia”)
Etyczne
łamańce Adama Michnika
Podobny
jak u Kuronia lekceważący stosunek do podstawowych zasad etycznych
dominował również u innego czołowego przedstawiciela tzw.
opozycyjnej lewicy laickiej Adama Michnika. Wypaplał na ten
temat najlepszy przyjaciel Michnika J. Kuroń, w wywiadzie dla „Res
Publiki” z marca 1996 r. pt. „Na trzy sposoby”. (s.51). Mówiąc
o Michniku ,Kuroń powiedział: „Adaś jest książkowym wariatem.
Swego czasu wylansował modę na kradzież książek. Kradł, to
znaczy brał u kogoś z półki i sobie zabierał”. Jarosław
Kaczyński, opisując kiedyś zachowanie Michnika, podkreślał
jego niebywałą skłonność do kłamstwa, to , że potrafił łżeć
w żywe oczy, dosłownie iść w zaparte. Trzeba przyznać, że
prawdziwe szczyty łgarstwa zdobywał Michnik przy opisach rodowodu
swojej rodziny. Kiedy na przykład starał się maksymalnie wybielić
postać swego ojca Ozjasza Szechtera, członka Komitetu
Centralnego Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy. Mówił o swym
ojcu, iż czuł się on jak „absolutnie polski Polak” (Por.
„Między Panem a Plebanem”, Kraków 1995,s.50). Nie wyjaśnił
tylko, co ten „absolutnie polski Polak” szukał w dążącej do
rozbicia i rozbioru Polski Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy i
jak zawędrował na sam jej wierzchołek z tą swoją rzekomą „dumą
z polskiej tożsamości”.(Por.tamże,s.50). Innym przykładem
ordynarnych kłamstw A. Michnika było wybielanie przez niego swego
brata Stefana Michnika –„sądowego mordercy”, który wydał
szereg wyroków śmierci w sfabrykowanych procesach.
Usprawiedliwiając wydanie przez jego brata tych wyroków, Michnik
stwierdził: „Kiedy zapadały najgorsze wyroki, Stefan był
dwudziestoparoletnim człowiekiem,. który niewiele rozumiał z
tego, co się działo”.(Por. Między panem…op.cit.,s.48)
Wyjaśnijmy więc, że młody porucznik Stefan Michnik sam
gorączkowo rwał się do sądzenia w sfabrykowanych procesach
wojskowych nad dużo wyższymi od niego w hierarchii wojskowej
majorami czy pułkownikami, bo widział w tym szanse błyskawicznego
przyspieszenia swojej kariery. I rzeczywiście ulega ona radykalnemu
przyspieszeniu .Dzięki serwowanym przez niego nikczemnym wyrokom
śmierci. Michnik już w wieku 27 lat zawansował na kapitana, choć
nie miał nawet matury.
Niewdzięczność,
to jego hobby
W
poświęconym A. Michnikowi obszernym rozdziale „Eurołgarz” w
książce ‘Czarny leksykon” (Warszawa 1998,ss.162-165) szerzej
opisałem inną trwałą cechę Michnika, jego absolutną
niewdzięczność wobec swych dobroczyńców, od redaktora paryskiej
„kultury” Jerzego Giedroycia począwszy po ks.
prałata Henryka Jankowskiego. Tu skupię się tylko na tej
ostatniej sprawie. Otóż w latach osiemdziesiątych, kiedy jeszcze
Michnik czuł się dosyć słabym politycznie, ogromnie przymilał
się do księdza (wówczas kanonika) Henryka Jankowskiego. Przede
wszystkim dlatego, że u ks. Jankowskiego składali wizyty niemal
wszyscy czołowi zachodniacy, odwiedzający Polskę, od premier
Margaret Thatcher po któregoś z rodu Kennedych. Michnik tym
chętniej więc przybywał na sute bankiety urządzane na rzecz
zachodnich gości przez księdza H. .Jankowskiego. Chętnie
odwdzięczał mu się też obfitymi pochlebstwami, w których był
prawdziwym mistrzem. W bogatym księgozbiorze księdza prałata
Henryka Jankowskiego znalazłem już przed laty dwie książki A.
Michnika z jakże wymownymi dedykacjami. Na książce: „Z dziejów
honoru w Polsce” widniała dedykacja jej autora- Michnika:
„Kochanemu ks. kanonikowi Henrykowi Jankowskiemu z przyjaźnią
oraz wdzięcznością, marzec 1987,Gdańsk, Adam”. Na książce
„Szanse polskiej demokracji” Michnik złożył jeszcze bardziej
entuzjastyczną dedykację: „Kochanemu ks. Henrykowi Jankowskiemu,
memu Przyjacielowi i Mentorowi z pogańską pokorą, maj 1988 r.). Z
dziesięć lat temu miałem jakiś kolejny wykład w kościele Św.
Brygidy w Gdańsku w obecności m.in. córki gen. Fieldorfa-Marii,
słynnego partyjnego reformatora T. Fiszbacha i b.
przewodniczącego „Solidarności” w Stoczni Gdańskiej A.
Szablewskiego. W obecności kilkuset zebranych przeczytałem
powyższą dedykację Michnika i zwracając się do ks. Jankowskiego
powiedziałem: „Patrz Henryku. Michnik nazwał cię swoim Mentorem
(Wychowawcą)..Aleś ty tego Michnika wychował”. Sala wybuchnęła
rzęsistym śmiechem.
W
latach 90-tych, kiedy wsparcie ks. Jankowskiego nie było
Michnikowi już do niczego potrzebne, podle odpłacił się swemu
byłemu dobroczyńcy, organizując przeciw niemu wielką nagonkę
medialną. Ogromnie mocno przyczyniła się ona do pogorszenia stanu
psychicznego i fizycznego księdza prałata. Można powiedzieć, że
ks. Jankowski sobie wyhodował żmiję. Michnik walił w „kochanego
księdza Jankowskiego”, ile wlezie, .Podczas jakiegoś sympozjum w
Stanach Zjednoczonych nazwał ks. Jankowskiego nawet „głupcem”.
W przygotowanym przez mnie i wydanym w 2002 r. w Pelplinie wyborze
homilii, wywiadów i polemik ks. prałata Jankowskiego pt. „Ksiądz
Jankowski na przekór kłamstwom” (s.67) . pisałem o czerpaniu
przez Michnika swoistego wzorca wdzięczności od samego Josifa
Wisarionowicza Stalina. Wypracował on dość szczególną
interpretację pojęcia „wdzięczność”. W odpowiedzi na pytanie
usuniętego przezeń i bezwzględnie tępionego Grigoruika K.
Zinowjewa, który kiedyś tak mocno pomógł mu w walce o
władzę: „Czy towarzysz Stalin wie, co to jest wdzięczność?”,
Stalin odpowiedział bez zmrużenia oka: „Dobrze wiem. To jest psie
uczucie!”.
W
1992 r. Michnik dość szczególnie zdefiniował lansowane przez
siebie wzorce wychowawcze, pisząc na łamach „Gazety Wyborczej”
z 31 grudnia 1992 r. : „Zwycięski Bill Clinton, który w
młodości palił „trawkę”, nie chciał walczyć w Wietnamie i
ponoć nawet miał pozamałżeńska kochankę, będzie – być może
– i dla nas propozycja jakiegoś innego wariantu amerykańskiego
mitu, jakiejś innej, bardziej nowoczesnej propozycji
cywilizacyjnej”. Oto propozycje „cywilizacyjne’ na miarę
„nowoczesnego „ wychowawcy A. Michnika: „palenie trawki”,
niechęć do walczenia w narodowej armii i niewierność małżeńska.
Jest to oczywiście pewien dość konsekwentny styl życia. Cóż to
ma jednak wspólnego ze wzorcami wychowawczymi? Tym bardziej
groteskowy wydaje się więc fakt, że immoralista Michnik kilka lat
temu został uhonorowany przez krakowski Uniwersytet Pedagogiczny
(!) tytułem doktora honoris causa.
Michnika
poznałem dobrze jak zły grosz już w pierwszej połowie lat
sześćdziesiątych. Kiedyś w 1965 r. rozmawiałem z nim przez całą
noc w jego ogromniastym mieszkaniu przy ul. Przyjaciół. Chciał
mnie wtedy na trwałe pozyskać do swych poglądów. Nie wyszło, bo
nie mogłem się pogodzić z jego wówczas już aż nadto wyraźną
nienawiścią do Prymasa Tysiąclecia, którego określał jako
„anachronicznego nacjonalistę”. Dziś widzę tegoż Michnika
jako największego szkodnika transformacji po 1989r., jako człowieka,
który poprzez swa zajadłą wrogość do Kościoła i Narodu wszedł
w haniebne sojusze z Kwaśniewskim, Jaruzelskim i
Kiszczakiem i niezwykle mocno osłabił siły reform w
Polsce. A przecież ten sam Michnik z jego wielkim i talentami i
erudycją mógł się stać nawet jednym z czołowych przywódców
demokratycznej Polski po 1989 r. Dziś jest coraz bardziej izolowanym
i ma szansę na trwałe przejść do lamusa historii z fatalną
opinią Naczelnego Destruktora. Jak komentował Bronisław
Wildstein w w świetnym tekście ‘Koniec świata Michnika’
(„Wprost z 16 października 2005 ) : „W nowej rzeczywistości
teksty Michnika wydają się wywoływać więcej zażenowania niż
rezonansu,. .Można o nim powiedzieć top, co mówiono o francuskich
reakcjonistach ;”Nic nie zapomniał, niczego się nie nauczył”.
Z
drugiej strony podsumowując ilość strasznych głupot, jakie
zrobił lub wypowiedział Adam Michnik, trudno nie ukryć zdumienia,
że taki ktoś mógł być wywindowany po 1989 r. do roli czołowego
Autorytetu. Jak mu się to udało – dojść do takiej pozycji?
Patrząc na dziesięciolecia jego działań myślę, że główna
role w trym jego awansie odegrały niebywałe zakłamanie i
wyrafinowane lizusostwo wobec wszystkich, na których poparciu w
danej chwili mu szczególnie zależało, od Lecha Wałęsy po księdza
Henryka Jankowskiego. Smutne, że takie rzeczy mogły tak silnie
pomóc w przyspieszeniu kariery.
Według
donosu z lat sześćdziesiątych Michnik kiedyś zwierzając się na
mój temat powiedział, iż „Roberta Nowaka bardzo ceni jako
twardego i zdecydowanego. Robert za bardzo tylko nieufnie odnosi się
do dzieci dygnitarzy, a przecie nie można ich odrzucać".(Por.’Marzec
1968 w dokumentach MSW’.Tom I. Niepokorni, IPN,.Warszawa
2008,s.465) )Muszę przyznać, że ta tak dawno zauważona przez
Michnika moja cecha utrzymała się po dziś dzień. Dotąd nie mam
zbytniego zaufania do wszelkich synalków i dynastii.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
B.
walterówka i komandoska Irena Lasota, która zerwała z
michnikowcami
Nigdy
nie twierdziłem i nie twierdzę, że wszystkie osoby, które
przeszły przez hufiec walterowców i i szeregi komandosów-
michnikowców były osobami cynicznymi i skrajnie nastawionymi na
wspieranie monolitycznego lewicowego modelu władzy. Szczególnie
pięknym wyjątkiem pod tym względem była i jest Irena Lasota,
świetna publicystka,wydawca i działacz społeczny. Znana jest z
tego min., że założyła w 1984 r. fundację (.Institute for
Democracy in Eastern Europe (IDEE) (1984). Inicjatywy tej
fundacji skutecznie wspierały część opozycji w Polsce, a i po
1989 przyczyniały się do rozwoju demokracji. I.Lasota stanowczo
zerwała z Michnikiem, niejednokrotnie oskarżając go o
totalitaryzm myślenia, nazywając go wręcz „postrachem
wolności słowa”.
W
rozmowie z Robertem
Mazurkiem w
„Plus-Minus” w marcu 2015 r. I. Lasota stwierdziła, że
„Michnik ma
totalitarną mentalność, z nim nie można prowadzić
dialogu, tylko wysłuchiwać – We wspomnianej rozmowie
Lasota akcentowała: „Tak było zawsze, tak jest teraz w
sprawie Putina
- jeszcze półtora roku temu Michnik był apologetą prezydenta
Rosji. Teraz, kiedy zmienił zdanie, jego oddziały prześcigają
się w udowadnianiu, jakim to Putin jest
zbrodniarzem, ale to się oczywiście może zmienić.
Odejdzie Putin, przyjdzie jakiś Kutin, zmienią się dekoracje, ale
„Wyborcza” wróci do zachwytów (…) Były podziały
towarzyskie. Jednak jeszcze w 1969 roku, przed wyjazdami,
zaczęły się klarować podziały na tych wiernych lewicy i
tych, którzy, jak ja, stają się antykomunistami. To
o mnie Michnik powiedział „zoologiczny antybolszewik, który
przypomina bolszewika”. Nakładał się na to inny
podział: ja byłam zwolenniczką otwarcia na inne środowiska,
bardzo przywiązaną do pluralizmu, a Michnik był
bardzo elitarny.(Cyt.za:
wpolityce.pl/.../237297-irena-lasota-michnik-ma-totalitarna-mentalnosc-jesli-naczelny...15.03.2015).
Lasota
niejednokrotnie krytycznie
wypowiadała się o zagrożeniach dla wolności słowa w Polsce,
jakie jej zdaniem stanowią pozwy sądowe Adama Michnika. 2 kwietnia
2010 pisała w Salonie 24 w tekście zatytułowanym: „Adam
Michnik postrachem wolności słowa”: „Uważam, ze już (dawno)
nadszedł czas by powstał po angielsku tekst o zagrożeniach dla
wolności słowa w Polsce. Coś w rodzaju "Czarnej Księgi Adama
Michnika", w której, krotko ale dokładnie opisane byłyby
wszystkie przypadki, kiedy Michnik podawał, skutecznie czy nie,
dziennikarzy i autorów do sądu żądając przeprosin i odszkodowań.
Tę "Czarną Księgę" należałoby wysłać do różnych
organizacji dziennikarskich i wolnościowych na świecie z prośbą o
zajęcie stanowiska. Gdyby coś takiego powstało, zgłaszam swoją
gotowość do pilotowania tego co najmniej do kilku znanych
organizacji.”(…) Od kilkunastu lat Adam Michnik pozywa do sądu
dziennikarzy i komentatorów, redaktorów i naukowców. W każdym
normalnym kraju nazywałoby się to zastraszaniem ("intimidation"),
nakładaniem kagańca ("muzzling free speech") i wywołałoby
zorganizowany protest organizacji dziennikarskich i organizacji
broniących praw człowieka. Zwłaszcza, że jest to pozywanie przez
bogatego człowieka, za którym stoi przebogate przedsiębiorstwo
"Agora", ludzi, którzy nie tylko są niezamożni, bo
zajmują się pracą naukową, ale i mają trudności z zarabianiem
swoim piórem, będąc często na czarnej liście.”.
Nader
ciekawy był również inny tekst Ireny Lasoty, poświęcony krytyce
pseudo-autorytetów moralnych. W tekście tym umieszczonym na portalu
„Salon 24” 18 marca 2008 r. I. Lasota pisała m.in.:
„Nadawaliśmy tytuły „autorytetów moralnych” ludziom, którzy
często szybko popadali z sobą nawzajem w konflikty (jeśli nie
wojny słowne) i wymyślali sobie od najgorszych (sprawdź listę
Komitetu Obywatelskiego). Co mają robić obywatele gdy autorytety
moralne nazywają się nawzajem karłami moralnymi?”.
Warto
tu przypomnieć, że pierwszy nazwał Michnika „totalitarystą”
nieodżałowany Kisiel (Stefan Kisielewski) już na początku
lat 90-tych na łamach gdańskiej „Młodej Polski”. (Por. szerzej
J. R.. Nowak : „Czarny leksykon”, Warszawa 1998,s.171). Tym
bardziej znaczący jest fakt, że to samo tak negatywne określenie
pada pod adresem Michnika spod pióra jego dawnej towarzyszki
opozycyjnej Ireny Lasoty.
Brak
jednoznaczności w stosunku michnikowców do Związku Sowieckiego i
jego sojuszników
Jedną
z największych różnic między naszą opozycyjną grupą
patriotyczną a michnikowcami było to, że my nie mieliśmy żadnych
złudzeń co do komunizmu i Związku Sowieckiego i jako ostateczny
cel uważaliśmy udział w tworzeniu warunków, które umożliwią
„wybicie się Polski na niepodległość”. Uważając sowiecki
totalitaryzm za największe zagrożenie dla Polski i świata, gorąco
kibicowaliśmy wszystkim siłom, które walczyły przeciw komunizmowi
w różnych krajach świata. Stąd byliśmy zdecydowanymi wrogami
zarówno rządów Castro na Kubie, jak i komunistycznych wojsk
walczących przeciw Amerykanom w Wietnamie, Kambodży czy Laosie.
Dokładnie odwrotna była postawa michnikowców i samego Michnika.
Wspominałem już o jego udziale w antyamerykańskiej manifestacji
po stronie reżimu Castro na Kubie. Szczególnie radykalnie
antyamerykański był krąg opozycyjnych lewicowych „komandosów”
skupionych wokół Henryka
Szlajfera
syna Ignacego
Szlajfera,
wrocławskiego ubeka, a później warszawskiego cenzora. (Por.
szerzej tekst :”Hańba Henryka Szlajfera” w mojej książce
‘Czerwone Dynastie”, Warszawa 2013, tom 2,ss.108-112.). Do kręgu
Szlajfera należał m.in. obecny zastępca przewodniczącego
Stowarzyszenia Autorów ZAIKS Michał
Komar,
syn Wacława
Komara,
w Komunistycznej Partii Polski specjalisty od wykonywania wyroków
śmierci na zlecenie partii,
a
w latach 1945-1947 szefa II Oddziału Sztabu Generalnego WP
(1945–1947), czyli wywiadu wojskowego.
Głupoty
antyamerykańskich i prowietnamskich wystąpień lewackich
„opozycyjnych’ komandosów
Krąg
Szlajfera był szczególnie zaangażowany we wspieranie walki
komunistycznego Wietnamu przeciw Amerykanom. W 1 maja 1966 r. po
pochodzie 1-majowym ludzie z tego kręgu zorganizowali manifestację
protestacyjną przed ambasadą amerykańską, w lutym 1967 r. po
spotkaniu z ambasadorem komunistycznego Wietnamu w Sali Kongresowej
skutecznie zaagitowali na rzecz pochodu protestacyjnego pod ambasadę
USA. W maju 1967 r. demonstrowali przed ambasadami Grecji i Stanów
Zjednoczonych. (Wszystkie dane o tych prowietnamskich
zaangażowaniach podaję za: ksiązką lewicowego historyka
Andrzeja
Friszke
: „Opozycja polityczna w PRL: 1945-198)”, Warszawa 1994,s 232).
Dla naszej .patriotycznej i jednoznacznie antykomunistycznej grupy
tego typu wystąpienia to nie była żadna opozycja, lecz przejaw
skrajnej głupoty i ślepoty.. Trudno nam było współdziałać z
ludźmi organizującymi tego typu manifestacje..
Prawdziwym
szczytem głupoty pseudo-opozycji komandosów była wyprodukowana
przez nią w październiku 1967 r..antyamerykańska i prowietnamska
ulotka. Roiło się od niej od zwrotów pełnych apoteozy dla walki
komunistycznego Wietnamu w stylu : „(…) Od kilku lat mały
samotny kraj walczy o niepodległość, dowodząc swym przykładem,
że czołgi i napalm nie zawsze są skuteczną bronią w walce z
rewolucyjnym ludem (…) W tej sytuacji, my, polska lewica, nie
możemy milczeć (…) Nie
możemy milczeć dlatego, że sprawa,
za którą oddał życie Che Guevara, za którą codziennie
giną ludzie w Ameryce Łacińskiej i w Wietnamie
(wytłuszczonym
drukiem
podaję
fragment w kompromitujący sposób opuszczony w książce A.
Friszkego-J.R.N.) jest sprawą wolności każdego małego kraju
w starciu z wielkim mocarstwem, że
walcząc o suwerenny i socjalistyczny Wietnam, walczymy o suwerenną
i socjalistyczną Polskę (…) Dlatego jesteśmy solidarni z lewica
amerykańską, która walcząc o pokój i wolność dla Wietnamu,
walczy o prawa człowieka i demokrację we własnym kraju”. (Cyt.
za: A. Friszke :op.cit.,s.238). Jak z tego widać w owej lewackiej
ulotce wyrażano hołd zarówno agresywnemu komunistycznemu
Wietnamowi, który napadł na Wietnam Południowy, jak i skrajnemu
komunistycznemu terroryście Che Guevarze. Przypomnijmy, ze Che
Guevara odegrał wręcz zbrodniczą rolę przy tłumieniu opozycji
antycastrowskiej. To on, nie Castro, jako pierwszy wpadł na pomysł
zorganizowania na półwyspie Guanacha w 1960 r. pierwszego
komunistycznego obozu ciężkich robót na Kubie.
Jako komendant więzienia La Cabana, uznawał tylko dwa rodzaje
wyroków - rozstrzelanie lub ciężkie roboty. Doprowadził do
egzekucji licznych byłych towarzysz broni, którzy nadal pozostali
demokratami. M.in. był odpowiedzialny za egzekucję rannego podczas
jednego ze starć Jezusa Carrerasa, dawnego przywódcy partyzantki
antybatistowskiej.
(Por. szerzej: : Pascal
Fontain:
Che Guevara, odwrotna strona mitu w „Czarnej księdze komunizmu”,
Warszawa 1999,ss. 609-6110. W rozpowszechnianiu tej tak głupawej
prokomunistycznej ulotki brał udział m.in. Adam Michnik.
Przypomnijmy, że ta „walka o wolność dla Wietnamu” skończyła
się strasznym komunistycznym terrorem w Wietnamie i ucieczką setek
tysięcy zdesperowanych Wietnamczyków przez morze (tzw. boat
people).
Idealizowanie
przez michnikowców czasów Lenina
Niejednokrotnie
spotykałem się u michnikowców z wręcz głupawym idealizowaniem
czasów Lenina, w tym z panegirycznym wręcz przedstawianiem
pierwszych leninowskich lat w sferze kultury. Sprzyjała temu
skrajnie idealizująca tamte lata w Rosji Sowieckiej twórczość
jednego z idolów opozycyjnej lewicy laickiej - poety i pisarza
Wiktora Woroszylskiego, autora biografii W. Majakowskiego i S.
Jesienina. (Warto przypomnieć, że Woroszylski należący w swoim
czasie do grupy tzw. „pryszczatych”, głoszącej pochwałę
twardej rozprawy z wszelkimi „wrogami ludu”. W grudniu 1949 r.
Woroszylski opublikował obrzydliwy pean na cześć „dzielnych”
towarzyszy ze Służby Bezpieczeństwa „Czuwającym w noc
noworoczną”.) Prowadziłem przez pewien czas ( z przerwami)
dziennik wydarzeń. Dość wymowny jest w nim opis spotkania z
Woroszylskim w dniu 4 listopada 1967 r. w jednym klubów (chyba w
„Hybrydach’) W spotkaniu m.in.. uczestniczyli Michnik, Karol
Modzelewski i z dziesiątka ich sympatyków. Woroszylski niezwykle
ciepło, wręcz panegirycznie nakreślił obraz rozwoju sowieckiej
literatury w latach 20-tych. Dość brutalnie przerwałem tę
apologetykę kilku niesfornymi pytaniami, bardzo ostrymi w zamyśle.
Najpierw zapytałem o egzekucję dokonaną przez czelistów w 1921 r.
na świetnym poecie rosyjskim Nikołaju
Gumiłowie,
przewodniczącym
oddziału Związku Poetów w Petersburgu.
Później zapytałem o
sprawę listu Lenina z 1919 r. .do Gorkiego
z ogromną pogardą wyrażającego się o intelektualistach
bezpośrednio po aresztowaniu kilkudziesięciu wybitnych uczonych,
rosyjskich przez bolszewików. Dodałem do tego sprawę aresztowania
i wydalenia z Rosji stu sześćdziesięciu znanych intelektualistów,
pisarzy, filozofów i historyków w sierpniu 1922 r.. Zapytałem też
o okoliczności zaszczucia i samobójstwa słynnego poety
Siergieja
Jesienina
w 1925 r. Woroszylski próbował w tej sytuacji jakoś wybraniać
rosyjską politykę kulturalną lat 20-tych, powoływać się na
Anatolija
Łunaczarskiego,
etc., ale jakoś mu to nie bardzo szło. Michnikowscy zaś byli
zupełnie skonsternowani i milczeli, bo nie bardzo mieli jakieś
argumenty. Najbardziej rozzłoszczony był Michnik. Według
ówczesnej relacji W.
Kuczyńskiego skomentował moje dość „prowokacyjne" pytania wobec
Woroszylskiego słowami : „Nowak w piętkę goni”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz