(Fragment
przygotowywanych do druku na wrzesień 2016 r. moich pamiętników
„Wichry życia”)
Fundamentalne
różnice między naszymi wzorcami i ideałami a wzorcami
michnikowców
Istniały
dosłownie kolosalne różnice miedzy wzorcami etycznymi i twórczymi,
,pielęgnowanymi przez nas i michnikowców. Niewiele osób wyobraża
sobie rozmiary tych różnic, a były to jakby dwa odrębne światy.
U michnikowców dalej panowały wzorce różnych sowieckich, polskich
i zachodnich marksistów (typu Gramsciego).My zdecydowanie
odrzucaliśmy te wzorce, sięgając do uważanych przez nich za
„reakcjonistów” postaci typu Feliksa
Konecznego,
Mariana
Zdziechowskiego i o. Maksymiliana Kolbe.
I do myśli największego żyjącego autorytetu Prymasa Tysiąclecia
Stefana
kardynała Wyszyńskiego.
W historii filozofii naszym nauczycielem był wspaniały profesor
Władysław
Tatarkiewicz,.
Dla michnikowców alfą i omegą był Leszek
Kołakowski,
tak skompromitowany w czasach stalinizmu, ale także i później swa
walką z religią. Dość typowy pod tym względem był jego tekst:
Nauka przed sądem Ciemnogrodu, publikowany w „Myśli
Filozoficznej” (nr 2 z 1953 r.). Warto przypomnieć, ze w czasach
stalinizmu Kołakowski z fanatyczną zajadłością walczył z
„reakcyjną ” profesurą, napadając na profesorów na wykładach,
przerywając wywody Tatarkiewicza czy Ajdukiewicza
i grożąc, że „jeżeli będą mówić takie głupstwa, to partia
ich nauczy”. (Cyt. za tekstem słynnego socjologa prof. Adama
Podgóreckiego
: Nie mam rozliczeń osobistych, „Rzeczpospolita” z 14 lipca
1998).. Synowa prof. Tatarkiewicza Anna
przypomniała:
„Mój teść, prof. Władysław Tatarkiewicz, podobnie jak prof.
,prof. Ingarden
i Kotarbiński
–
za sprawą młodych fanatyków, m.in. Leszka Kołakowskiego- był
zawieszony w funkcjach profesorskich”. (Por. „Przegląd
Tygodniowy:, nr 1 z 1988 r.)
Fanatyczne
i antykościelne dywagacje Kołakowskiego wcale nie zakończyły się
wraz z upadkiem stalinizmu i nadejściem tzw. „Odwilży”. Jeszcze
w wiele lat później zadziwiał skrajnością swych antyreligijnych
dywagacji, co jak widać wcale nie przeszkadzało we wpatrującego
się w niego jak w Boga michnikowcom. Przypomnijmy tu choćby
stwierdzenia Kołakowskiego z książki „Świadomość religijna i
więź kościelna” (Warszawa 1965,ss.483,484). Pisał tam m.in. z
absolutną pogardą dla religii: „Przypadki intelektualistów
poszukujących gorączkowo autorytetu i i gotowych z ostentacyjną
perwersją zaprzeć się własnej wiedzy i własnego rozumu, aby
ukorzyć się przed barbarzyństwem
objawienia, przed szaleństwem wiary
(podkr.- J.R.N.) znane są w chrześcijaństwie od najdawniejszych
czasów. (…) Ludzie uczeni (…) korzą
się nagle z owym szczególnym masochizmem intelektualistów przed
prostacką mową Ewangelii (podkr.-
J,.R.N.),
zapierając
się manifestacyjnie swojej ludzkiej mądrości wysilają umysł,
aby w owych z gruba ciosanych
i
pełnych
sprzeczności tekstach wykryć tajemnicze a zawrotne głębie
boskiego objawienia”. Dość znamienne, że początkujący Adam
Michnik nie wahał się sięgnąć po protektora dla swego Klubu
Poszukiwaczy Sprzeczności do osoby tak zakłamanej jak czołowy
„inkwizytor” w nauce polskiej w dobie stalinizmu – filozof
profesor Adam
Schaff. Przypomnijmy,
że jeszcze w 1953 r, w drugim numerze „Myśli Filozoficznej”
Schaff opłakiwał śmierć Stalina w słowach: „Odszedł od nas
Stalin- gigant myśli i czynu”.
Nader
znaczące były różnice między autorytetami z nauki historycznej,
do których sięgaliśmy my i michnikowcy. Na nas największe
oddziaływanie miały książki starych profesorów takich jak
Władysław
Konopczyński, Henryk Wereszycki, Władysław Pobóg Malinowski czy
Marian
Kukiel.
Dla michnikowców liczyli się głównie marksistowscy uczeni typu
Jerzego
Holzera,
Henryka
Samsonowicza
czy nawet tak skompromitowanej swymi donosami dobie stalinizmu
(ksywa :Ksenia) Marii
Turlejskiej.
W dziedzinie ekonomii dla nas autorytetami byli tak wybitni naukowcy
jak prof. Adam
Krzyżanowski
z powodu „reakcyjnych” poglądów przedwcześnie przeniesiony na
emeryturę w grudniu 1948 r. Dla michnikowców głównym mentorem
był dawny stalinowski „naukowiec” prof. Włodzimierz
Brus.
Tenże już w wieku dwudziestu kilku lat został majorem
stalinizowanego Wojska Polskiego, a mając 28 lat –po oddelegowaniu
go na uczelnię – uzyskał tytuł profesora Szkoły Głównej
Planowania i Statystyki. Nie miał w owym czasie na swym koncie
żadnej liczącej się pracy ekonomicznej, lecz za to sporo broszur
–niewybrednych paszkwili na Drugą Rzeczpospolitą i pełnych
chwalb Związku Sowieckiego jako gospodarczego „raju” na ziemi.
Dodajmy do tego wszystkiego innego guru michnikowców socjologa
Zygmunta
Baumana.
skompromitowanego w dobie stalinizmu jako oficera w Korpusie
Bezpieczeństwa Publicznego (w latach 1945-1953) oraz jako agenta
osławionej Informacji Wojskowej o pseudonimie „Semjon”.
W
literaturze naszym ideałem była krystalicznie czysta postać
Zbigniewa
Herberta
i
twórczość
tak znienawidzonego przez część michnikowców Józefa
Mackiewicza
(m.in. „Kontra” i „Zwycięstwo prowokacji”). Podawaliśmy
sobie z rąk do rąk przemyconą do Polski wspaniałą satyrę
polityczną Sergiusza
Piaseckiego
na Związek Sowiecki : „Zapiski oficera Armii Czerwonej”. Dla
michnikowców wzorcami byli przeróżni twórcy skompromitowani w
dobie stalinizmu, od Wiktora
Woroszylskiego
i Tadeusza
Konwickiego,
poprzez Jana
Kotta
do Mariana
i Kazimierza
Brandysów.
Michnik osobiście prze całe dziesięciolecia upajał się faktem,
że był w latach 1972-1976 sekretarzem Antoniego
Słonimskiego.
Przypomnijmy, więc, że Słonimski też miał długi kompromitujący
epizod w dobie stalinowskiej Napisał m.in. jeden z najbardziej
serwilistycznych panegiryków na cześć Bolesława
Bieruta
„Portret Prezydenta”. Bohdan
Urbankowski
nie bez racji nazwał ten wiersz „szczytem polsko-sowieckiej poezji
dworskiej”.(Por. szerzej mój obszerny tekst o „Autorytetach” w
Polsce w „Encyklopedii Białych Plam”, Radom 2000,ss.143-144).
Przypomnę, że Słonimski był w PRL-u wielkim mistrzem działającej
w ukryciu masonerii polskiej. Z pisarzy zagranicznych szczególnie
ceniliśmy antykomunistycznych twórców typu Johna
Dos Passosa,
Johna
Steinbecka,
Ignazio
Silone
i przede wszystkim wspaniałego Alberta
Camusa.
Dla Michnika wzorcem był prosowiecki poputczik Jean
Paul Sartre.
A.
Michnik – pupilkiem słynnego prosowieckiego „pożytecznego
idioty” Jeana Paula Sartre’a
W
1976 r. zaprosił Michnika na roczny pobyt i gościł go w Paryżu
Jean
Paul Sartre,
wówczas już skrajnie zesklerociały ponad 70-letni lewak. Sartre,
choć tak bardzo znany w świecie w jako filozof i pisarz, w
rzeczywistości od pierwszych lat powojennych chronicznie zachowywał
się jak leninowski „pożyteczny idiota”. Na dowód dość
przypomnieć kilkanaście faktów z jego działań i wypowiedzi od
lat 50-tych aż do śmierci w 1980 r. Już w czasie przełomu lat
40-tych i 50 -tych, odnosząc się ze skrajną niechęcią do USA
optował za porozumieniem z komunistami. Gwałtownie sprzeciwił się
dążeniom słynnego pisarza Alberta Camusa do publicznego ujawnienia
i potępienia stalinowskich łagrów. Sprzeciw ten uzasadniał
argumentem, że „robotników z Billancourt nie wolno pozbawiać
nadziei”. W
1950 roku należał do grupy prosowieckich intelektualistów,
którzy kłamliwie oskarżyli Koreę Południową o agresję przeciw
Korei Północnej. (wg. tekstu Jean-Louisa
Margolina
w „Czarnej księdze komunizmu”, Warszawa 1999,s.517.) W 1952 r.
uroczyście zadeklarował: „Antykomunista jest psem, nie popuszczę
mu”. Wstąpił do opanowanego przez komunistów Ruchu Obrońców
Pokoju. W czasie uczestnictwa w zjeździe światowego ruchu pokoju w
Wiedniu w grudniu 1952 roku wprost płaszczył się przed służalczym
stalinowskim pisatielem Aleksandrem
Fadiejewem.
Czesław
Miłosz
komentował po latach w tekście „Camus w różnych odsłonach”
(„Rzeczpospolita’ z 23-26 grudnia 1995 r.: „Argument Sartre’a
(kto krytykuje Związek Sowiecki, pomaga – „obiektywnie” –
imperializmowi amerykańskiemu) należą dzisiaj do muzeum curiosów.
Jego
zachowanie się w tamtym okresie trudno nazwać inaczej niż
nikczemnym”.(Podkr.-
J.R.N.)Jak widać to wszystko nie przeszkodziło Michnikowi w
pośpieszenie na gościnę u słynnego prosowieckiego
pisarza-służalca.
Po
wizycie w ZSRS w lipcu 1954 r. Sartre udzielił obszernego wywiadu
dla francuskiego prokomunistycznego periodyku „Liberation”. Było
to jedno z najbardziej absurdalnych i bełkotliwych wyznań
prosowieckich, udzielonych kiedykolwiek przez intelektualistów. Były
tam prawdziwe bęcwalstwa.
Sartre
wspomniał w nim np., że sowieccy obywatele nie podróżują za
granicę; robią tak jednak nie dlatego, że jest to im zakazane, ale
tylko dlatego, że nie mają żadnej chęci oddalenia się nawet na
krótki czas ze swego cudownego kraju.
(Podkr.- J.R.N.). Wychwalając panującą w ZSRS rzekomą swobodę,
Sartre stwierdził, że sowieccy obywatele krytykują swój rząd
dużo bardziej efektywnie, niż my to robimy”. (Zwłaszcza w
łagrach na Workucie!- J.R.N.) W latach 1962-1963 r. Sartre wraz ze
swą partnerką Simone de Beauvoir kilkakrotnie przybywali do ZSRS,
gdzie bywali gorąco goszczeni i fetowani. Po wizycie w słynnym
miejscu kultu religijnego Zagorsku Sartre uznał, że system
komunistyczny zapewnia bardzo wielkie swobody Kościołowi. I dodał:
„Jeśli po tym wszystkim ktoś przyjdzie do mnie z tym, że w
Związku Sowieckim prześladuje się religię, to rozbiję mu
pysk”.(Cyt. za: Ahogy a KGB látta (Jak to widziała KGB),
węgierski miesięcznik „Világosság” nr 2 z 1992 r.) Podczas
wizyty Sartre popisał się maleńkim donosem. Stwierdził, że
władze sowieckie źle dobierają sojuszników. Na dowód skrytykował
reżysera Felliniego,
mówiąc, że jego spojrzenie na świat całkowicie przesyca
chrześcijańska ideologia.
W
latach 60-tch Sartre m.in.. chwalił rządy Castro
na Kubie za wprowadzenie „bezpośredniej demokracji” i wychwalał
komunistyczne eksperymenty Mao-tse-tunga.
Hałaśliwie piętnował „zbrodnie” Amerykanów w Wietnamie,
których porównywał do hitlerowców. Totalnie skompromitował się
swym porównaniem de
Gaulle’ a
do hitlerowców, „zapomniawszy”, że De Gaulle walczył z nimi w
tym samym czasie, gdy Sartre wystawiał bez żenady swe sztuki na
scenach okupowanego Paryża. Wiosną 1970 r. Sartre przystąpił do
niebywale skrajnej lewackiej formacji –anytyinteligenckiego. Ruchu
Proletariackiej Lewicy, który powstał jako spóźniona próba
adaptowania osławionej chińskiej rewolucji kulturalnej w Europie.
Zgodził się nawet zostać naczelnym redaktorem dziennika skrajnej
lewicy „Cause du people”, gazety,. która wzywała do
linczowania posłów do parlamentu. Popierał
studencki ruch maoistyczny i. . interweniował na rzecz uwolnienia
przywódcy lewackiej terrorystycznej Frakcji Czerwonej Armii
Andreasa
Baadera.
Patronował nawet koncepcjom afrykańskiego ideologa Franza
Farona,
twórcy koncepcji nowoczesnego czarno-afrykańskiego rasizmu. W
swej przedmowie do głównego dzieła Farona „Les dames de la
terre” (1961), będącej apologią skrajności i gwałtu ,Sartre
okazał się jeszcze bardziej krwiożerczy od reklamowanego dzieła.
Napisał, że dla czarnego człowieka „zastrzelić Europejczyka, to
tyle, co trafić dwa ptaki za jednym rzutem kamienia, zniszczyć
ciemiężcę i człowieka, który ciemięży”. Jak pisał autor
słynnych „Intelektualistów” Paul
Johnson:
„Pomagając Fanonowi podpalić Afrykę, Sartre przyczynił się do
wojen domowych i masowych morderstw, które ogarnęły większą
część tego Kontynentu od polowy lat sześć dzieciatych do dziś
dnia”. Swą pozycję rozdmuchanego Autorytetu Sartre wykorzystywał
do bezustannego uwodzenia kobiet, zwłaszcza studentek. W jednym z
listów do S. Beauvoir zdobył się jednak na samokrytyczną uwagę
o sobie: „Cham
małego lotu, a w dodatku profesorek sadysta i Don Juan dla ubogich,
że aż rzygać się chce’.(Podkr.,-J.,R.N.)
Chwatit
. Ileż żałosnych bredni nawypowiadał w czasie swego żywota
super fetowany francuski intelektualista_- prokomunistyczny fellow
traveller., którego gościem przez rok był nasz dzielny lewicowiec
A. Michnik.
Dla
porównania przypomnę, że ja, będąc chłopakiem wywodzącym się
z głębokiej prowincji (Terespola nad Bugiem) już w wieku 23 lat
właściwie oceniłem nicość lewackich poglądów politycznych
późnego Sartre’a, pisząc, ostatecznie wstrzymany, bardzo ostro
atakujący go tekst do studenckiego „Nowego Medyka” („Sartrowskie
bzdrum-bzdrum”). Już wtedy całkowicie stałem po stronie
prawdziwie wolnościowego intelektualisty wspaniałego Alberta Camusa
w jego sporze z Sartrem i potępiałem oszczercze insynuacje
partnerki Sartre’a Simony
Beauvoir
na temat Camusa w jej książce „Mandaryni”. Natomiast 30-letni
Michnik, wychowany na warszawskich lewicowych Salonach w 1976 r.
był gościem Sartre’a w okresie jego największego lewackiego samo
ogłupienia.. Trzeba przyznać, że Michnik znalazł sobie dość
szczególnego protektora. Okazuje się, że głupawe sympatie
Michnika do Sartre’ a dotąd nie minęły.
Jeszcze w 1996 r. zwietrzał się red. Barbarze M. Łopieńskiej z
„Res Publiki Nowej”: „Zawsze ceniłem Sartre'a, a dziś jestem
ostatnim pewnie człowiekiem, który otwarcie mówi, że Sartre był
wielkim pisarzem. Już nikt nie mówi takich rzeczy, a ja mówię”.
Cóż ograniczoność Michnika wyraźnie nie ma granic.
Zawsze
antynarodowi
Cytowałem
już w pierwszej części tego tekstu fragmenty świetnego
opracowania Andrzeja
Mencwela
pokazujące skalę oderwania się michnikowców od Narodu i siłę
jego nihilizmu narodowego. Antynarodowe uprzedzenia kazały
michnikowcom patrzeć z podejrzliwością na słynny patriotyczny
program „Dziś do Ciebie przyjść nie mogę”, czy w ogóle
wszelkie przejawy kultu tradycji narodowych, w tym Powstania
Warszawskiego. Była walterówka i komandoska Irena
Lasota
(Hirszowicz)
konstatowała po latach: „Nie
potrafiłam zupełnie zrozumieć,
dlaczego dowodem na falę nacjonalizmu i powodem do strachu ma być
to, że śpiewają piosenki powstańcze czy legionowe. A w środowisku
komandosów było to przyjęte jako pewnik. (Podkr.-
J.R.N.). Zupełnie nie pojmowałam, co jest złego w tym, że w
radiu można usłyszeć „Czerwone maki na Monte Cassino:”. ( Por.
rozmowa Roberta
Mazurka
z Ireną Lasotą: Nie bywałam u Michnika, „Plus –Minus” 14-15
marca 2015 r.
No
cóż - jak mówi przysłowie : „Czym skorupka za młodu
nasiąknie...” Trudno się w tej sytuacji dziwić ewolucji licznych
komandosów w kierunku antypolskim i antychrześcijańskim.
Nieprzypadkowo
Jan
Tomasz Gross
stał
się najsłynniejszym polakożercą świata, a zarazem skrajnym
oszczerca antykatolickim.. Inny głośny komandos Henryk Szlajfer
aż nadto wyraziście wyraziście reprezentował zawsze nurt
antychrześcijański i antynarodowy. W 1992 r. był współautorem
zjadliwego oszczerczego tekstu antykatolickiego, drukowanego w „East
European Reporter” (nr z maja-czerwca 1992). Tekst publikowany
pod tytułem „Is the Catholic Church threat to Demokracy? (Czy
Kościół katolicki jest zagrożeniem dla demokracji?) zawierał
grubiańskie fałsze na temat roli Kościoła katolickiego Polsce.
Tenże Szlajfer .był również autorem wydanej w 2003 r.
paszkwilanckiej książki „Polacy
– Żydzi: zderzenie stereotypów”.
Dodajmy,
że Michnik i jego „ideowi” kompani mieli wyraźną skłonność
do szkalowania Drugiej Rzeczpospolitej. Jeszcze w 1993 roku Michnik
„popisał się” szczególnie haniebnym oszczerczym „donosem na
Polskę” w rozmowie ze znanym niemieckim lewicowym socjologiem
Jürgenem Habermasem. Posunął się w niej do stwierdzenia:
„Zanim tu Hitler . przyszedł, myśmy założyli własny
obóz koncentracyjny w Berezie Kartuskiej” .(Por.”Polityka” ,nr
47 z 1993 r.) Skandalicznym był sam fakt porównania hitlerowskich
obozów zagłady z miejscem odosobnienia w Berezie Kartuskiej, który
służył do bezwzględnego odizolowywania na pewien czas
przeciwnikowi politycznych, ale nie do ich wyniszczenia. Kiedy takie
stwierdzenie Michnika ukazało się na łamach prasy niemieckiej, a
później amerykańskiej (w prestiżowym „New York Times Review of
the Book”, niewątpliwie sprzyjało potwierdzeniu najgorszych
oszczerstw o „polskich obozach koncentracyjnych”. Znamienne, że
w kierowanej przez Michnika „Gazecie Wyborczej” ukazał się w
lipcu 1994 roku źródłowy artykuł Andrzeja Misiaka o
obozie w Berezie Kartuskiej, zakończony słowami: „Porównywanie
Berezy z hitlerowskimi obozami koncentracyjnymi, powtarzające się w
historiografii radzieckiej, służyło przede wszystkim zafałszowaniu
obrazu państwa polskiego”.(Podkr-J.R.N.) Rozmowa Michnika z
Habermasem udowodniła, że wcale nie trzeba sięgać do
historiografii radzieckiej, by znaleźć przykłady zafałszowywania
obrazu państwa polskiego. Dosłownie pod ręką mamy bowiem
odpowiednie teksty gorliwego ucznia radzieckiej historiografii A.
Michnika. Warto przypomnieć również, że stary kompan A.
Michnika, znany działacz Unii Wolności i domorosły historyk (a
fizyk z zawodu) Henryk Wujec zaatakował Drugą Rzeczpospolitą
jako „ustrój niesprawiedliwości społecznej’ (na łamach
„Tygodnika Powszechnego” z 13 sierpnia 1989 r.).
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Oderwanie
michnikowców od społeczeństwa. Dużo głębsze od michnikowców
protesty studenckie na prowincji.
Cały
czas negatywne skutki wywierało skrajne oderwanie michnikowców,
pochodzących z prominenckich zamożnych rodzin, od zwykłego
normalnego życia i prostego szarego człowieka. Przytaczałem na
ten temat już jakże celne uwagi ze świetnego opracowania Andrzeja
Mencwela z 1968 r. Oderwanie to sprawiło, że nie zdobyli się
na wysunięcie żadnego głębszego programu zmian gospodarczych i
społecznych, bo to ich w ogóle nie rajcowało. Pod tym względem
bardzo mocno odstawali od wystąpień studenckich w różnych
częściach kraju w 1968 r. N Niestety przez wiele lat historia
Marca 1968r uległa zmitologizowaniu przez michnikowców,
reprezentujących stosunkowo nie największy element całego buntu
z marca 1968 r. ale kreujących się na niemal jedynych buntowników.
Tym bardziej należy odkłamać Marzec 1968 r. i pokazać jego
prawdziwy zasięg w kraju. W tym kontekście szczególnie cenne są
uwagi wspomnieniowe b. walterówki i komandoski publicystki Ireny
Lasoty, rozbijające ukształtowane przez michnikowców mity.
W
cytowanym już nieco wcześniej przez mnie wywiadzie Ireny Lasoty
dla „Plus-Minus” z 12-14 marca 2015 mówiła ona m.in.: „Proszę
jednak pamiętać, że równocześnie z komandosami w Marcu 68
buntowali się, i to na większą skalę, ludzie, którzy walczyli o
chleb, i ci, którym brakowało niepodległości, którzy chcieli
oddać hołd polskim bohaterom. Ale to nie było nasze środowisko.
(Podkr.-J.R.N.) (…) Przecież Marzec to (…) kilkadziesiąt
protestów nie tylko we wszystkich ośrodkach akademickich, ale i w
miastach, w których żadnej szkoły wyższej nie było. To strajki w
akademikach, zakładach pracy, demonstracje. Wśród 2,5 tysiąca
zatrzymanych było znacznie więcej robotników niż studentów (…)
Niech pan zwróci uwagę, że hasła protestu na prowincji były
dużo ostrzejsze niż nasze, jednoznacznie antykomunistyczne”.
Patrząc
z perspektywy lat na młodzieńcze wyczyny
„intelektualno-polityczne” A. Michnika i całego kręgu
michnikowców można się tylko dziwić do jakiego stopnia ci
lewicowi opozycjoniści byli ograniczeni w swym stosunku do Narodu
i Kościoła, oraz oderwani od społeczeństwa, w którym żyli. Co
najgorsze, jak się okazało po 1989 r. faktycznie niewiele się
nauczyli ze swych błędów. Jakże wymownie świadczy o tym,
to, co robili począwszy od 1989 r. dla podważania patriotyzmu i
Kościoła w Polsce, dla zahamowania rozwoju prawdziwego pluralizmu
politycznego, przy równoczesnych próbach zmonopolizowaniu sceny
politycznej, dla zahamowania głębszych przemian dekomunizacyjnych.
Totalitarysta Michnik i jego koledzy dowiedli, że tak
akcentowane przez nich w latach 70-tych i 80-tych zbliżenie do
Kościoła i zwrot ku polskiemu patriotyzmowi były tylko i wyłącznie
bardzo zręcznym kamuflażem, mającym na celu ukrycie swych
prawdziwych antynarodowych i antyreligijnych poglądów, w czasie,
gdy byli słabi. Całą działalność „Gazety Wyborczej”
po 1989 r., z jej zatrutym jadem, wymierzonym w polskość i
tradycyjny katolicyzm, we wszystkich inaczej myślących od Michnika
pokazuje prawdziwe oblicze tego „guru” .i jego wyznawców.
Przegrana
opcji patriotycznej na uczelniach w 1967 r. i pyrrusowy triumf
michnikowców
W
1967 r. stopniowo nasza grupa patriotyczna się rozpadła. Była
zbyt niesporna i podzielona. Na jej działaniu fatalnie odbił się
spor między ekonomistą Antkiem Zambrowskim, a socjologiem
Bernardem (później przechrzcił się na Bolesława) Tejkowskim.
Przypuszczalnie na początkach tego sporu początkowo odbiła się w
jakim stopniu osobista rywalizacja o to, kto będzie liderem grupy.
Później jednak stopniowo wygrywało zacietrzewienie. Myślę tu
wyłącznie o zacietrzewieniu ze strony B. Tejkowskiego, który
walcząc z Zambrowskim wpadał w skrajną antyżydowskość,
wysuwając przeróżne podejrzenia o antypolskość, etc. przeciw
Antkowi. Były to autentyczne bzdury, bo Antek, zerwawszy ze
środowiskiem prominenckim, z którego się wywodził, przez całe
dziesięciolecia konsekwentnie występował w obronie patriotyzmu i
Kościoła. Płacił za to przez całe lata wegetacją i totalnym
bojkotem ze strony Michnika i jego kolegów, którzy traktowali go
jak „renegata”. Nie pomogło też w umocnieniu naszej grupy, że
od początku miała w swym gronie bardzo zręcznego i niebezpiecznego
agenta SB Józefa Kosseckiego (ps. „X”, „Rybak”).
W
walce o rząd dusz na uczelniach z michnikowcami od początku byliśmy
na straconej pozycji. Oni mieli poparcie wielu wykładowców i
generalnie lewicowej „elitki”. Pochodzili z zamożnych
komunistycznych domów, podczas gdy większa część z nas była po
prostu ubogimi chłopakami, wyrosłymi w akademikach. Gdy wspominam
moją całonocną rozmowę z Michnikiem w 1965 r. w około 110
metrowym (jeśli dobrze pamiętam) mieszkaniu jego rodziny na Al.
Przyjaciół, to równocześnie myślę o swojej sytuacji w 1964
r., gdy po aresztowaniu przez SB obawiałem się skazania na pół
roku więzienia tylko za nielegalny pobyt w Warszawie ( z powodu
braku meldunku).To były nasze ograniczenia.
Cóż
z tego, że mieliśmy rację dosłownie we wszystkich sprawach
spornych z michnikowcami?
Jak mawiał pewien mój znajomy: „Można mieć rację i można z
nią umrzeć’. Przegraliśmy totalnie, a ja sam, widząc w 1967
r. skłócenie naszej grupy, i to, że byliśmy na uczelniach
absolutną ,mniejszością w stosunku do michnikowców, zdecydowałem
czasowo wycofać się z wszelkich działań politycznych oraz skupić
na pracy naukowej i publicystyce. Była to jedynie słuszna i realna
decyzja z mojej strony w ówczesnej sytuacji. Na wiele lat wybrałem
wallenrodyczną walkę w sferze publikacji prasowych i naukowych,
choć i ta często, aż nazbyt często, kończyła się bolesnymi,
miażdżącymi ciosami cenzury. Od
1968 r. do 1989 r. byłem jak się zdaje autorem z największą
ilością
zablokowanych
publikacji prasowych i książkowych.
Michnikowcy
zwyciężyli w rywalizacji z nami, ale było to pyrrusowe zwycięstwo.
Oderwanie Michnika i jego środowiska od przeważającej części
polskiego społeczeństwa przyniosło to fatalne skutki w 1968 roku.
Michnikowcy dali się wówczas wciągnąć w perfidną pułapkę
moczarowców i nieświadomie ułatwili ich grę dla umocnienia
polityki „twardej ręki w Polsce.. Najgorsze skutki przyniósł
fakt, że pochodzący z prominenckich rodzin michnikowcy nie
umieścili w swym programie z 1968 roku żadnych postulatów
gospodarczych i społecznych, które by mogły rzeczywiście
przyciągnąć i pociągnąć polskie społeczeństwo, zmęczone
wyrzeczeniami okresu późnego Gomułki (na zaledwie dwa lata przed
wybuchem społecznym na wybrzeżu).Zmiażdżenie ruchu studenckiego
„owocowało” represjami, w tym paruletnim uwięzieniem czołowych
michnikowców. Przy okazji rozprawiono się również z eminentnym
członkiem naszej grupy A. Zambrowskim, którego skazano na 2 lata
wiezienia. Szkoda, że na skutek prowokacji moczarowców opozycyjnym
studentom nie udało się dotrwać do czasu rozkwitu Praskiej Wiosny
w 1968 roku.
Napisalem recenzje szalonej ciekawej ksiazce o Michniku-Szechterowie, napisana prszez Rafala Ziemkiewicza. Zebe zobaczyc ta recenzje, prosze kliknac na mojim imienu tutaj.
OdpowiedzUsuń