))Zapraszamy na Oficjalną Stronę internetowa Jerzego Roberta Nowaka((

niedziela, 7 sierpnia 2016

Spór z michnikowcami (III)

(Fragment przygotowywanych do druku na wrzesień 2016 r. moich pamiętników „Wichry życia”)

Fundamentalne różnice między naszymi wzorcami i ideałami a wzorcami michnikowców

Istniały dosłownie kolosalne różnice miedzy wzorcami etycznymi i twórczymi, ,pielęgnowanymi przez nas i michnikowców. Niewiele osób wyobraża sobie rozmiary tych różnic, a były to jakby dwa odrębne światy. U michnikowców dalej panowały wzorce różnych sowieckich, polskich i zachodnich marksistów (typu Gramsciego).My zdecydowanie odrzucaliśmy te wzorce, sięgając do uważanych przez nich za „reakcjonistów” postaci typu Feliksa Konecznego, Mariana Zdziechowskiego i o. Maksymiliana Kolbe. I do myśli największego żyjącego autorytetu Prymasa Tysiąclecia Stefana kardynała Wyszyńskiego. W historii filozofii naszym nauczycielem był wspaniały profesor Władysław Tatarkiewicz,. Dla michnikowców alfą i omegą był Leszek Kołakowski, tak skompromitowany w czasach stalinizmu, ale także i później swa walką z religią. Dość typowy pod tym względem był jego tekst: Nauka przed sądem Ciemnogrodu, publikowany w „Myśli Filozoficznej” (nr 2 z 1953 r.). Warto przypomnieć, ze w czasach stalinizmu Kołakowski z fanatyczną zajadłością walczył z „reakcyjną ” profesurą, napadając na profesorów na wykładach, przerywając wywody Tatarkiewicza czy Ajdukiewicza i grożąc, że „jeżeli będą mówić takie głupstwa, to partia ich nauczy”. (Cyt. za tekstem słynnego socjologa prof. Adama Podgóreckiego : Nie mam rozliczeń osobistych, „Rzeczpospolita” z 14 lipca 1998).. Synowa prof. Tatarkiewicza Anna przypomniała: „Mój teść, prof. Władysław Tatarkiewicz, podobnie jak prof. ,prof. Ingarden i Kotarbiński – za sprawą młodych fanatyków, m.in. Leszka Kołakowskiego- był zawieszony w funkcjach profesorskich”. (Por. „Przegląd Tygodniowy:, nr 1 z 1988 r.)

Fanatyczne i antykościelne dywagacje Kołakowskiego wcale nie zakończyły się wraz z upadkiem stalinizmu i nadejściem tzw. „Odwilży”. Jeszcze w wiele lat później zadziwiał skrajnością swych antyreligijnych dywagacji, co jak widać wcale nie przeszkadzało we wpatrującego się w niego jak w Boga michnikowcom. Przypomnijmy tu choćby stwierdzenia Kołakowskiego z książki „Świadomość religijna i więź kościelna” (Warszawa 1965,ss.483,484). Pisał tam m.in. z absolutną pogardą dla religii: „Przypadki intelektualistów poszukujących gorączkowo autorytetu i i gotowych z ostentacyjną perwersją zaprzeć się własnej wiedzy i własnego rozumu, aby ukorzyć się przed barbarzyństwem objawienia, przed szaleństwem wiary (podkr.- J.R.N.) znane są w chrześcijaństwie od najdawniejszych czasów. (…) Ludzie uczeni (…) korzą się nagle z owym szczególnym masochizmem intelektualistów przed prostacką mową Ewangelii (podkr.- J,.R.N.), zapierając się manifestacyjnie swojej ludzkiej mądrości wysilają umysł, aby w owych z gruba ciosanych i pełnych sprzeczności tekstach wykryć tajemnicze a zawrotne głębie boskiego objawienia”. Dość znamienne, że początkujący Adam Michnik nie wahał się sięgnąć po protektora dla swego Klubu Poszukiwaczy Sprzeczności do osoby tak zakłamanej jak czołowy „inkwizytor” w nauce polskiej w dobie stalinizmu – filozof profesor Adam Schaff. Przypomnijmy, że jeszcze w 1953 r, w drugim numerze „Myśli Filozoficznej” Schaff opłakiwał śmierć Stalina w słowach: „Odszedł od nas Stalin- gigant myśli i czynu”.

Nader znaczące były różnice między autorytetami z nauki historycznej, do których sięgaliśmy my i michnikowcy. Na nas największe oddziaływanie miały książki starych profesorów takich jak Władysław Konopczyński, Henryk Wereszycki, Władysław Pobóg Malinowski czy Marian Kukiel. Dla michnikowców liczyli się głównie marksistowscy uczeni typu Jerzego Holzera, Henryka Samsonowicza czy nawet tak skompromitowanej swymi donosami dobie stalinizmu (ksywa :Ksenia) Marii Turlejskiej. W dziedzinie ekonomii dla nas autorytetami byli tak wybitni naukowcy jak prof. Adam Krzyżanowski z powodu „reakcyjnych” poglądów przedwcześnie przeniesiony na emeryturę w grudniu 1948 r. Dla michnikowców głównym mentorem był dawny stalinowski „naukowiec” prof. Włodzimierz Brus. Tenże już w wieku dwudziestu kilku lat został majorem stalinizowanego Wojska Polskiego, a mając 28 lat –po oddelegowaniu go na uczelnię – uzyskał tytuł profesora Szkoły Głównej Planowania i Statystyki. Nie miał w owym czasie na swym koncie żadnej liczącej się pracy ekonomicznej, lecz za to sporo broszur –niewybrednych paszkwili na Drugą Rzeczpospolitą i pełnych chwalb Związku Sowieckiego jako gospodarczego „raju” na ziemi. Dodajmy do tego wszystkiego innego guru michnikowców socjologa Zygmunta Baumana. skompromitowanego w dobie stalinizmu jako oficera w Korpusie Bezpieczeństwa Publicznego (w latach 1945-1953) oraz jako agenta osławionej Informacji Wojskowej o pseudonimie „Semjon”.

W literaturze naszym ideałem była krystalicznie czysta postać Zbigniewa Herberta i twórczość tak znienawidzonego przez część michnikowców Józefa Mackiewicza (m.in. „Kontra” i „Zwycięstwo prowokacji”). Podawaliśmy sobie z rąk do rąk przemyconą do Polski wspaniałą satyrę polityczną Sergiusza Piaseckiego na Związek Sowiecki : „Zapiski oficera Armii Czerwonej”. Dla michnikowców wzorcami byli przeróżni twórcy skompromitowani w dobie stalinizmu, od Wiktora Woroszylskiego i Tadeusza Konwickiego, poprzez Jana Kotta do Mariana i Kazimierza Brandysów. Michnik osobiście prze całe dziesięciolecia upajał się faktem, że był w latach 1972-1976 sekretarzem Antoniego Słonimskiego. Przypomnijmy, więc, że Słonimski też miał długi kompromitujący epizod w dobie stalinowskiej Napisał m.in. jeden z najbardziej serwilistycznych panegiryków na cześć Bolesława Bieruta „Portret Prezydenta”. Bohdan Urbankowski nie bez racji nazwał ten wiersz „szczytem polsko-sowieckiej poezji dworskiej”.(Por. szerzej mój obszerny tekst o „Autorytetach” w Polsce w „Encyklopedii Białych Plam”, Radom 2000,ss.143-144). Przypomnę, że Słonimski był w PRL-u wielkim mistrzem działającej w ukryciu masonerii polskiej. Z pisarzy zagranicznych szczególnie ceniliśmy antykomunistycznych twórców typu Johna Dos Passosa, Johna Steinbecka, Ignazio Silone i przede wszystkim wspaniałego Alberta Camusa. Dla Michnika wzorcem był prosowiecki poputczik Jean Paul Sartre.


A. Michnik – pupilkiem słynnego prosowieckiego „pożytecznego idioty” Jeana Paula Sartre’a

W 1976 r. zaprosił Michnika na roczny pobyt i gościł go w Paryżu Jean Paul Sartre, wówczas już skrajnie zesklerociały ponad 70-letni lewak. Sartre, choć tak bardzo znany w świecie w jako filozof i pisarz, w rzeczywistości od pierwszych lat powojennych chronicznie zachowywał się jak leninowski „pożyteczny idiota”. Na dowód dość przypomnieć kilkanaście faktów z jego działań i wypowiedzi od lat 50-tych aż do śmierci w 1980 r. Już w czasie przełomu lat 40-tych i 50 -tych, odnosząc się ze skrajną niechęcią do USA optował za porozumieniem z komunistami. Gwałtownie sprzeciwił się dążeniom słynnego pisarza Alberta Camusa do publicznego ujawnienia i potępienia stalinowskich łagrów. Sprzeciw ten uzasadniał argumentem, że „robotników z Billancourt nie wolno pozbawiać nadziei”. W 1950 roku należał do grupy prosowieckich intelektualistów, którzy kłamliwie oskarżyli Koreę Południową o agresję przeciw Korei Północnej. (wg. tekstu Jean-Louisa Margolina w „Czarnej księdze komunizmu”, Warszawa 1999,s.517.) W 1952 r. uroczyście zadeklarował: „Antykomunista jest psem, nie popuszczę mu”. Wstąpił do opanowanego przez komunistów Ruchu Obrońców Pokoju. W czasie uczestnictwa w zjeździe światowego ruchu pokoju w Wiedniu w grudniu 1952 roku wprost płaszczył się przed służalczym stalinowskim pisatielem Aleksandrem Fadiejewem. Czesław Miłosz komentował po latach w tekście „Camus w różnych odsłonach” („Rzeczpospolita’ z 23-26 grudnia 1995 r.: „Argument Sartre’a (kto krytykuje Związek Sowiecki, pomaga – „obiektywnie” – imperializmowi amerykańskiemu) należą dzisiaj do muzeum curiosów. Jego zachowanie się w tamtym okresie trudno nazwać inaczej niż nikczemnym”.(Podkr.- J.R.N.)Jak widać to wszystko nie przeszkodziło Michnikowi w pośpieszenie na gościnę u słynnego prosowieckiego pisarza-służalca.

Po wizycie w ZSRS w lipcu 1954 r. Sartre udzielił obszernego wywiadu dla francuskiego prokomunistycznego periodyku „Liberation”. Było to jedno z najbardziej absurdalnych i bełkotliwych wyznań prosowieckich, udzielonych kiedykolwiek przez intelektualistów. Były tam prawdziwe bęcwalstwa. Sartre wspomniał w nim np., że sowieccy obywatele nie podróżują za granicę; robią tak jednak nie dlatego, że jest to im zakazane, ale tylko dlatego, że nie mają żadnej chęci oddalenia się nawet na krótki czas ze swego cudownego kraju. (Podkr.- J.R.N.). Wychwalając panującą w ZSRS rzekomą swobodę, Sartre stwierdził, że sowieccy obywatele krytykują swój rząd dużo bardziej efektywnie, niż my to robimy”. (Zwłaszcza w łagrach na Workucie!- J.R.N.) W latach 1962-1963 r. Sartre wraz ze swą partnerką Simone de Beauvoir kilkakrotnie przybywali do ZSRS, gdzie bywali gorąco goszczeni i fetowani. Po wizycie w słynnym miejscu kultu religijnego Zagorsku Sartre uznał, że system komunistyczny zapewnia bardzo wielkie swobody Kościołowi. I dodał: „Jeśli po tym wszystkim ktoś przyjdzie do mnie z tym, że w Związku Sowieckim prześladuje się religię, to rozbiję mu pysk”.(Cyt. za: Ahogy a KGB látta (Jak to widziała KGB), węgierski miesięcznik „Világosság” nr 2 z 1992 r.) Podczas wizyty Sartre popisał się maleńkim donosem. Stwierdził, że władze sowieckie źle dobierają sojuszników. Na dowód skrytykował reżysera Felliniego, mówiąc, że jego spojrzenie na świat całkowicie przesyca chrześcijańska ideologia.

W latach 60-tch Sartre m.in.. chwalił rządy Castro na Kubie za wprowadzenie „bezpośredniej demokracji” i wychwalał komunistyczne eksperymenty Mao-tse-tunga. Hałaśliwie piętnował „zbrodnie” Amerykanów w Wietnamie, których porównywał do hitlerowców. Totalnie skompromitował się swym porównaniem de Gaulle’ a do hitlerowców, „zapomniawszy”, że De Gaulle walczył z nimi w tym samym czasie, gdy Sartre wystawiał bez żenady swe sztuki na scenach okupowanego Paryża. Wiosną 1970 r. Sartre przystąpił do niebywale skrajnej lewackiej formacji –anytyinteligenckiego. Ruchu Proletariackiej Lewicy, który powstał jako spóźniona próba adaptowania osławionej chińskiej rewolucji kulturalnej w Europie. Zgodził się nawet zostać naczelnym redaktorem dziennika skrajnej lewicy „Cause du people”, gazety,. która wzywała do linczowania posłów do parlamentu. Popierał studencki ruch maoistyczny i. . interweniował na rzecz uwolnienia przywódcy lewackiej terrorystycznej Frakcji Czerwonej Armii Andreasa Baadera. Patronował nawet koncepcjom afrykańskiego ideologa Franza Farona, twórcy koncepcji nowoczesnego czarno-afrykańskiego rasizmu. W swej przedmowie do głównego dzieła Farona „Les dames de la terre” (1961), będącej apologią skrajności i gwałtu ,Sartre okazał się jeszcze bardziej krwiożerczy od reklamowanego dzieła. Napisał, że dla czarnego człowieka „zastrzelić Europejczyka, to tyle, co trafić dwa ptaki za jednym rzutem kamienia, zniszczyć ciemiężcę i człowieka, który ciemięży”. Jak pisał autor słynnych „Intelektualistów” Paul Johnson: „Pomagając Fanonowi podpalić Afrykę, Sartre przyczynił się do wojen domowych i masowych morderstw, które ogarnęły większą część tego Kontynentu od polowy lat sześć dzieciatych do dziś dnia”. Swą pozycję rozdmuchanego Autorytetu Sartre wykorzystywał do bezustannego uwodzenia kobiet, zwłaszcza studentek. W jednym z listów do S. Beauvoir zdobył się jednak na samokrytyczną uwagę o sobie: „Cham małego lotu, a w dodatku profesorek sadysta i Don Juan dla ubogich, że aż rzygać się chce’.(Podkr.,-J.,R.N.)

Chwatit . Ileż żałosnych bredni nawypowiadał w czasie swego żywota super fetowany francuski intelektualista_- prokomunistyczny fellow traveller., którego gościem przez rok był nasz dzielny lewicowiec A. Michnik. Dla porównania przypomnę, że ja, będąc chłopakiem wywodzącym się z głębokiej prowincji (Terespola nad Bugiem) już w wieku 23 lat właściwie oceniłem nicość lewackich poglądów politycznych późnego Sartre’a, pisząc, ostatecznie wstrzymany, bardzo ostro atakujący go tekst do studenckiego „Nowego Medyka” („Sartrowskie bzdrum-bzdrum”). Już wtedy całkowicie stałem po stronie prawdziwie wolnościowego intelektualisty wspaniałego Alberta Camusa w jego sporze z Sartrem i potępiałem oszczercze insynuacje partnerki Sartre’a Simony Beauvoir na temat Camusa w jej książce „Mandaryni”. Natomiast 30-letni Michnik, wychowany na warszawskich lewicowych Salonach w 1976 r. był gościem Sartre’a w okresie jego największego lewackiego samo ogłupienia.. Trzeba przyznać, że Michnik znalazł sobie dość szczególnego protektora. Okazuje się, że głupawe sympatie Michnika do Sartre’ a dotąd nie minęły. Jeszcze w 1996 r. zwietrzał się red. Barbarze M. Łopieńskiej z „Res Publiki Nowej”: „Zawsze ceniłem Sartre'a, a dziś jestem ostatnim pewnie człowiekiem, który otwarcie mówi, że Sartre był wielkim pisarzem. Już nikt nie mówi takich rzeczy, a ja mówię”. Cóż ograniczoność Michnika wyraźnie nie ma granic.

Zawsze antynarodowi

Cytowałem już w pierwszej części tego tekstu fragmenty świetnego opracowania Andrzeja Mencwela pokazujące skalę oderwania się michnikowców od Narodu i siłę jego nihilizmu narodowego. Antynarodowe uprzedzenia kazały michnikowcom patrzeć z podejrzliwością na słynny patriotyczny program „Dziś do Ciebie przyjść nie mogę”, czy w ogóle wszelkie przejawy kultu tradycji narodowych, w tym Powstania Warszawskiego. Była walterówka i komandoska Irena Lasota (Hirszowicz) konstatowała po latach: „Nie potrafiłam zupełnie zrozumieć, dlaczego dowodem na falę nacjonalizmu i powodem do strachu ma być to, że śpiewają piosenki powstańcze czy legionowe. A w środowisku komandosów było to przyjęte jako pewnik. (Podkr.- J.R.N.). Zupełnie nie pojmowałam, co jest złego w tym, że w radiu można usłyszeć „Czerwone maki na Monte Cassino:”. ( Por. rozmowa Roberta Mazurka z Ireną Lasotą: Nie bywałam u Michnika, „Plus –Minus” 14-15 marca 2015 r.
No cóż - jak mówi przysłowie : „Czym skorupka za młodu nasiąknie...” Trudno się w tej sytuacji dziwić ewolucji licznych komandosów w kierunku antypolskim i antychrześcijańskim. Nieprzypadkowo Jan Tomasz Gross stał się najsłynniejszym polakożercą świata, a zarazem skrajnym oszczerca antykatolickim.. Inny głośny komandos Henryk Szlajfer aż nadto wyraziście wyraziście reprezentował zawsze nurt antychrześcijański i antynarodowy. W 1992 r. był współautorem zjadliwego oszczerczego tekstu antykatolickiego, drukowanego w „East European Reporter” (nr z maja-czerwca 1992). Tekst publikowany pod tytułem „Is the Catholic Church threat to Demokracy? (Czy Kościół katolicki jest zagrożeniem dla demokracji?) zawierał grubiańskie fałsze na temat roli Kościoła katolickiego Polsce. Tenże Szlajfer .był również autorem wydanej w 2003 r. paszkwilanckiej książki „Polacy – Żydzi: zderzenie stereotypów”.

Dodajmy, że Michnik i jego „ideowi” kompani mieli wyraźną skłonność do szkalowania Drugiej Rzeczpospolitej. Jeszcze w 1993 roku Michnik „popisał się” szczególnie haniebnym oszczerczym „donosem na Polskę” w rozmowie ze znanym niemieckim lewicowym socjologiem Jürgenem Habermasem. Posunął się w niej do stwierdzenia: „Zanim tu Hitler . przyszedł, myśmy założyli własny obóz koncentracyjny w Berezie Kartuskiej” .(Por.”Polityka” ,nr 47 z 1993 r.) Skandalicznym był sam fakt porównania hitlerowskich obozów zagłady z miejscem odosobnienia w Berezie Kartuskiej, który służył do bezwzględnego odizolowywania na pewien czas przeciwnikowi politycznych, ale nie do ich wyniszczenia. Kiedy takie stwierdzenie Michnika ukazało się na łamach prasy niemieckiej, a później amerykańskiej (w prestiżowym „New York Times Review of the Book”, niewątpliwie sprzyjało potwierdzeniu najgorszych oszczerstw o „polskich obozach koncentracyjnych”. Znamienne, że w kierowanej przez Michnika „Gazecie Wyborczej” ukazał się w lipcu 1994 roku źródłowy artykuł Andrzeja Misiaka o obozie w Berezie Kartuskiej, zakończony słowami: „Porównywanie Berezy z hitlerowskimi obozami koncentracyjnymi, powtarzające się w historiografii radzieckiej, służyło przede wszystkim zafałszowaniu obrazu państwa polskiego”.(Podkr-J.R.N.) Rozmowa Michnika z Habermasem udowodniła, że wcale nie trzeba sięgać do historiografii radzieckiej, by znaleźć przykłady zafałszowywania obrazu państwa polskiego. Dosłownie pod ręką mamy bowiem odpowiednie teksty gorliwego ucznia radzieckiej historiografii A. Michnika. Warto przypomnieć również, że stary kompan A. Michnika, znany działacz Unii Wolności i domorosły historyk (a fizyk z zawodu) Henryk Wujec zaatakował Drugą Rzeczpospolitą jako „ustrój niesprawiedliwości społecznej’ (na łamach „Tygodnika Powszechnego” z 13 sierpnia 1989 r.).

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Oderwanie michnikowców od społeczeństwa. Dużo głębsze od michnikowców protesty studenckie na prowincji.

Cały czas negatywne skutki wywierało skrajne oderwanie michnikowców, pochodzących z prominenckich zamożnych rodzin, od zwykłego normalnego życia i prostego szarego człowieka. Przytaczałem na ten temat już jakże celne uwagi ze świetnego opracowania Andrzeja Mencwela z 1968 r. Oderwanie to sprawiło, że nie zdobyli się na wysunięcie żadnego głębszego programu zmian gospodarczych i społecznych, bo to ich w ogóle nie rajcowało. Pod tym względem bardzo mocno odstawali od wystąpień studenckich w różnych częściach kraju w 1968 r. N Niestety przez wiele lat historia Marca 1968r uległa zmitologizowaniu przez michnikowców, reprezentujących stosunkowo nie największy element całego buntu z marca 1968 r. ale kreujących się na niemal jedynych buntowników. Tym bardziej należy odkłamać Marzec 1968 r. i pokazać jego prawdziwy zasięg w kraju. W tym kontekście szczególnie cenne są uwagi wspomnieniowe b. walterówki i komandoski publicystki Ireny Lasoty, rozbijające ukształtowane przez michnikowców mity.

W cytowanym już nieco wcześniej przez mnie wywiadzie Ireny Lasoty dla „Plus-Minus” z 12-14 marca 2015 mówiła ona m.in.: „Proszę jednak pamiętać, że równocześnie z komandosami w Marcu 68 buntowali się, i to na większą skalę, ludzie, którzy walczyli o chleb, i ci, którym brakowało niepodległości, którzy chcieli oddać hołd polskim bohaterom. Ale to nie było nasze środowisko. (Podkr.-J.R.N.) (…) Przecież Marzec to (…) kilkadziesiąt protestów nie tylko we wszystkich ośrodkach akademickich, ale i w miastach, w których żadnej szkoły wyższej nie było. To strajki w akademikach, zakładach pracy, demonstracje. Wśród 2,5 tysiąca zatrzymanych było znacznie więcej robotników niż studentów (…) Niech pan zwróci uwagę, że hasła protestu na prowincji były dużo ostrzejsze niż nasze, jednoznacznie antykomunistyczne”.

Patrząc z perspektywy lat na młodzieńcze wyczyny „intelektualno-polityczne” A. Michnika i całego kręgu michnikowców można się tylko dziwić do jakiego stopnia ci lewicowi opozycjoniści byli ograniczeni w swym stosunku do Narodu i Kościoła, oraz oderwani od społeczeństwa, w którym żyli. Co najgorsze, jak się okazało po 1989 r. faktycznie niewiele się nauczyli ze swych błędów. Jakże wymownie świadczy o tym, to, co robili począwszy od 1989 r. dla podważania patriotyzmu i Kościoła w Polsce, dla zahamowania rozwoju prawdziwego pluralizmu politycznego, przy równoczesnych próbach zmonopolizowaniu sceny politycznej, dla zahamowania głębszych przemian dekomunizacyjnych. Totalitarysta Michnik i jego koledzy dowiedli, że tak akcentowane przez nich w latach 70-tych i 80-tych zbliżenie do Kościoła i zwrot ku polskiemu patriotyzmowi były tylko i wyłącznie bardzo zręcznym kamuflażem, mającym na celu ukrycie swych prawdziwych antynarodowych i antyreligijnych poglądów, w czasie, gdy byli słabi. Całą działalność „Gazety Wyborczej” po 1989 r., z jej zatrutym jadem, wymierzonym w polskość i tradycyjny katolicyzm, we wszystkich inaczej myślących od Michnika pokazuje prawdziwe oblicze tego „guru” .i jego wyznawców.

Przegrana opcji patriotycznej na uczelniach w 1967 r. i pyrrusowy triumf michnikowców

W 1967 r. stopniowo nasza grupa patriotyczna się rozpadła. Była zbyt niesporna i podzielona. Na jej działaniu fatalnie odbił się spor między ekonomistą Antkiem Zambrowskim, a socjologiem Bernardem (później przechrzcił się na Bolesława) Tejkowskim. Przypuszczalnie na początkach tego sporu początkowo odbiła się w jakim stopniu osobista rywalizacja o to, kto będzie liderem grupy. Później jednak stopniowo wygrywało zacietrzewienie. Myślę tu wyłącznie o zacietrzewieniu ze strony B. Tejkowskiego, który walcząc z Zambrowskim wpadał w skrajną antyżydowskość, wysuwając przeróżne podejrzenia o antypolskość, etc. przeciw Antkowi. Były to autentyczne bzdury, bo Antek, zerwawszy ze środowiskiem prominenckim, z którego się wywodził, przez całe dziesięciolecia konsekwentnie występował w obronie patriotyzmu i Kościoła. Płacił za to przez całe lata wegetacją i totalnym bojkotem ze strony Michnika i jego kolegów, którzy traktowali go jak „renegata”. Nie pomogło też w umocnieniu naszej grupy, że od początku miała w swym gronie bardzo zręcznego i niebezpiecznego agenta SB Józefa Kosseckiego (ps. „X”, „Rybak”).

W walce o rząd dusz na uczelniach z michnikowcami od początku byliśmy na straconej pozycji. Oni mieli poparcie wielu wykładowców i generalnie lewicowej „elitki”. Pochodzili z zamożnych komunistycznych domów, podczas gdy większa część z nas była po prostu ubogimi chłopakami, wyrosłymi w akademikach. Gdy wspominam moją całonocną rozmowę z Michnikiem w 1965 r. w około 110 metrowym (jeśli dobrze pamiętam) mieszkaniu jego rodziny na Al. Przyjaciół, to równocześnie myślę o swojej sytuacji w 1964 r., gdy po aresztowaniu przez SB obawiałem się skazania na pół roku więzienia tylko za nielegalny pobyt w Warszawie ( z powodu braku meldunku).To były nasze ograniczenia.
Cóż z tego, że mieliśmy rację dosłownie we wszystkich sprawach spornych z michnikowcami? Jak mawiał pewien mój znajomy: „Można mieć rację i można z nią umrzeć’. Przegraliśmy totalnie, a ja sam, widząc w 1967 r. skłócenie naszej grupy, i to, że byliśmy na uczelniach absolutną ,mniejszością w stosunku do michnikowców, zdecydowałem czasowo wycofać się z wszelkich działań politycznych oraz skupić na pracy naukowej i publicystyce. Była to jedynie słuszna i realna decyzja z mojej strony w ówczesnej sytuacji. Na wiele lat wybrałem wallenrodyczną walkę w sferze publikacji prasowych i naukowych, choć i ta często, aż nazbyt często, kończyła się bolesnymi, miażdżącymi ciosami cenzury. Od 1968 r. do 1989 r. byłem jak się zdaje autorem z największą ilością zablokowanych publikacji prasowych i książkowych.

 Michnikowcy zwyciężyli w rywalizacji z nami, ale było to pyrrusowe zwycięstwo. Oderwanie Michnika i jego środowiska od przeważającej części polskiego społeczeństwa przyniosło to fatalne skutki w 1968 roku. Michnikowcy dali się wówczas wciągnąć w perfidną pułapkę moczarowców i nieświadomie ułatwili ich grę dla umocnienia polityki „twardej ręki w Polsce.. Najgorsze skutki przyniósł fakt, że pochodzący z prominenckich rodzin michnikowcy nie umieścili w swym programie z 1968 roku żadnych postulatów gospodarczych i społecznych, które by mogły rzeczywiście przyciągnąć i pociągnąć polskie społeczeństwo, zmęczone wyrzeczeniami okresu późnego Gomułki (na zaledwie dwa lata przed wybuchem społecznym na wybrzeżu).Zmiażdżenie ruchu studenckiego „owocowało” represjami, w tym paruletnim uwięzieniem czołowych michnikowców. Przy okazji rozprawiono się również z eminentnym członkiem naszej grupy A. Zambrowskim, którego skazano na 2 lata wiezienia. Szkoda, że na skutek prowokacji moczarowców opozycyjnym studentom nie udało się dotrwać do czasu rozkwitu Praskiej Wiosny w 1968 roku.

1 komentarz:

  1. Napisalem recenzje szalonej ciekawej ksiazce o Michniku-Szechterowie, napisana prszez Rafala Ziemkiewicza. Zebe zobaczyc ta recenzje, prosze kliknac na mojim imienu tutaj.

    OdpowiedzUsuń