(Garść przypadków groteskowych i
dramatycznych na przemian)
Historia ostatnich
kilku dziesięcioleci obfitowała w wiele przypadków dość niebywałych,
czasem bardzo zabawnych, czasem żałosno
smutnawych .Warto wydobyć je z zapomnienia.
Trzy story o cwaniactwie Adama Michnika
Stary
eurołgarz Adam Michnik był przez
dziesięciolecia mistrzem pochlebstw i
krętackich pomysłów, które miały służyć
jego celom. Oto kilka jakże wymownych przykładów. Danuta Wałęsowa tak zwierzała się red. Piotrowi Adamowiczowi z „Rzeczpospolitej” z 27-28 września 2003 na
temat lizusowskich metod przymilania się
Michnika.: „Wiele osób przychodziło na Polanki i do P{pałacu Prezydenckiego,
jak widziało jakieś korzyści. Nigdy nie miałam złudzeń co do tych ludzi.
Wiedziałam, że jest to mały kaliber ludzi, którzy jak trzeba będzie przyjdą i
nawet klękną przez Wałęsą.
- A kto klękał przed Wałęsą?
- Na przykład
Adam Michnik.
- Adam Michnik?
- Po powstaniu „Solidarności” wraz z częścią grupy
„korowskiej” krytykował męża. Po stanie wojennym jak wyszedł z więzienia,
przyjechał na Zaspę. Pamiętam jak klęczał. Dosłownie! I mówił „Wodzu! Miałeś
rację! Wszystko, co przewidywałeś, w
100 procentach się sprawdziło” A później robił, to co robił”.
Dzięki
informacjom „Gazety Wyborczej”. w końcu dowiedzieliśmy, ze to wcale nie Lech Wałęsa sam z siebie wpadł
na niebywale bzdurny pomysł ubiegania się o zostanie prezydentem zjednoczonej
Europy. Pomysł ten podsunął mu Adam Michnik już w 1990 roku. Chciał wówczas
skusić Wałęsę mirażem europejskiej prezydentury, aby tym łatwiej go zniechęcić
do rywalizowania z T. Mazowieckim i
kandydowania na prezydenta Polski. Tak wspominał o tym sam Mazowiecki w
kontekście rozmów prowadzonych z Wałęsą w 1990 r.: „Adam Michnik klęknął przed
Wałęsą: „Lechu, nie śpiesz się, będziesz prezydentem Europy, po co ci
prezydentura Polski? I długo mu tłumaczył, że powinien siebie zachować na
prezydenta Europy. Milczałem”. (Wg. wywiadu udzielonego Teresie Torańskiej przez Tadeusza Mazowieckiego :Na początku jest
pustka, „Gazeta Wyborcza” z 18-19 września
2004 r.)
Każdy chyba
pamięta jak mocno nagonka „Gazety
Wyborczej”, kierowanej przez A. Michnika, przyczyniła się do psychicznego i
fizycznego zniszczenia ks. prałata Henryka
Jankowskiego w latach 90-tych. Dużo mniej się pamięta za to, jak mocno, A.
Michnik w latach 80-tych zabiegał o fawory księdza Jankowskiego. Miał ku temu liczne powody. Najważniejszym
było to, że .u ks. Jankowskiego na słynnych kolacjach opozycja mogła się
spotykać z najwybitniejszymi przedstawicielami Zachodu, przybywającymi do
Polski (premier M. Thatcher, młody Kennedy ,etc.). Zachowały się dowody niebywałego lizusostwa Michnika wobec
ks. Jankowskiego wobec Wałęsy, choćby
dedykacje Michnika na książkach wręczanych księdzu.. W połowie lat 90-tych na
jednym z moich wykładów w kościele św. Brygidy zebrało się około 300 osób, w
tym córka gen. Fieldorfa, słynny reformator partyjny T. Fiszbach. W pewnym momencie pokazałem zebranym darowaną ks.
Jankowskiemu książkę Adama Michnika: „Szanse polskiej demokracji”. Była
opatrzona arcyciekawą dedykacją
Michnika: „Kochanemu ks. Henrykowi Jankowskiemu, mojemu Przyjacielowi i Mentorowi, z pogańską pokorą
Adam Michnik, maj 1988 r. Gdańsk. Przeczytałem 300 zebranym tę dedykacją
i natychmiast ja skomentowałem, zwracając się do ks. Jankowskiego: „Patrz
Henryku ,Michnik nazwał Cię Mentorem, czyli wychowawcą. Aleś ty tego Michnika
wychował!” Sala wybuchła śmiechem. Przy okazji warto dodać, że ateista Michnik
w latach 8o-tych dał ochrzcić swego synka Antosia ks. Jankowskiemu. Ojcem
chrzestnym był Lech Wałęsa.
Jak Wałęsa zgłupiał, chcąc kupić bombę
atomową
Znany
publicysta Witold Bereś, przez lata
związany z ‘Tygodnikiem Powszechny”, a później z „Gazetą Wyborczą” opowiedział
kiedyś niesamowitą historię o Lechu Wałęsie, relacjonując:: „(…) Pamiętam, że
Lech Wałęsa powiedział mi, że chce zdobyć bombę atomową z Ukrainy,. Jako
prezydent planował,, przy pomocy służb specjalnych ukraść, kupić,
porwać bombę atomową. Nie był to zbyt mądry pomysł delikatnie mówiąc (…)”.
(Por. W. Bereś: Chcę zdobyć Amerykę książkami o Polakach, „Polska the Times” 9
maja 2016 r.)
Jak „zrobiono w konia” ministra Tadeusza
Syryjczyka
Tadeusz
Syryjczyk niewątpliwie należał do
najgorszych ministrów w rządzie Tadeusza
Mazowieckiego. Był jednym z największych szkodników doby transformacji po 1989 r,
mocno przyczyniając się do destrukcji polskiego przemysłu Często padał ofiarą
złośliwych żartów. Jeden z nich opisała Małgorzata Subotic w tekście: Komu
premier cała całusa, „Rzeczpospolita” z 31 sierpnia 1993 r.: „Na placu boju
przed domem kultury pozostał doradca premiera Tadeusz Syryjczyk. – „Czy jest
pan za tym, by usunąć z rządu aferzystów
i i ludzi skorumpowanych?-„Oczywiście- odpowiedział energicznie minister
Syryjczyk, zdziwiony trochę, że dostał łatwe pytanie.- To dlaczego jest pan w
rządzie? Takiego faula minister się nie
spodziewał”.
O Tusku
Ciekawe, że
po kaszubsku słowo Tusk oznacza kundla. Po chorwacku podobno słowo to oznacza
„utrapienie”. Zamiłowanym w astrologii dodam, że Tusk urodził się 22 kwietnia, tj. tego samego dnia, co
Włodzimierz Uljanow Lenin. W przeciwieństwie do jakże dynamicznego w swym
ludobójczym okrucieństwie przywódcy bolszewików Tusk odznacza się niebywałym
lenistwem. W wywiadzie udzielonym w 1991 r. zwierzał się : „Tak w ogóle to
lubię poleniuchować, nie mam manii prześladowczej, że ciągle muszę coś robić.
Na przykład lubię leżeć w łóżku i patrzeć bezmyślnie w sufit”. (Cyt. za: R. Kalukin
w ‘Gazecie Wyborczej” z 15-16 października 2005 ).Szkoda tylko, że także teraz
Tusk wciąż epatuje swoim „bezmyślnym leniuchowaniem” w Unii Europejskiej, na
szkodę obrazu Polski, która wydała na świata takiego lenia. Warto przypomnieć
również zbyt mało spopularyzowane jakże
szczere wyznanie żony Tuska o swoim mężu: „On bywa mendowaty. Chodzi i
mendzi”.( Z jej wywiadu w „Tygodniku Solidarność” z 17 kwietnia 1992 r.)
Jak barczysty Murzyn zgwałcił „postępowego”
polskiego dyplomatę
Wydawca moich
pierwszych książek Alicja Tejchma, szefowa serii „Omega” w "Wiedzy Powszechnej" żona
słynnego liberała w Biurze Politycznym KC PZPR Józefa Tejchmy ,była osobą ogromnie bezpośrednią, nacechowaną
żywiołowym wręcz humorem. Kiedyś nader barwnie opisała mi historię ówczesnego dyrektora PISM , profesora N. Okazało
się, że kiedyś przez swą lekkomyślność przeżył on bardzo ciężką chwilę, będąc
zastępcą ambasadora PRL w Waszyngtonie. Pewnego dnia postanowił udać się na
zwiedzanie murzyńskiej dzielnicy Harlemu. Na próżno usilnie go przestrzegano
przed takim krokiem, mówiąc o ryzyku
takiej wizyty. „Postępowiec’ N. uznał te ostrzeżenia za rasistowskie mrzonki i energicznie ruszył na zwiedzanie
Harlemu. Sam był dość wysoki i
barczystym. Wyraźnie spodobał się równie wysokiemu i barczystemu Murzynowi,
który błyskawicznie zgwałcił go na rogu ulicy. Sprawa była smutna, ale jeszcze
się smutniejszą stała się dla dyplomaty N. w konsekwencji jego następnych
nieprzemyślanych działań. Pomimo ostrzeżeń kolegów postanowił wyrównać sobie
finansowo straty moralne wynikłe ze zgwałcenia i zwrócił się ze skargą do
Departamentu Stanu,. domagając się 10
tysięcy dolarów odszkodowania. I to okazało się prawdziwą katastrofą dla
amerykańskiego wizerunku naszego dyplomaty,. O sprawie natychmiast dowiedzieli
się wszyscy dyplomaci z korpusu dyplomatycznego. Powszechnie dworowano sobie z
N., że „ochoczo dał d. Murzynowi i jeszcze domagał się zapłaty”.
Wracając do Alicji Tejchmowej.. Była to przemiła osoba
i zupełnie nietypowa jak na żonę bardzo wysokiego dygnitarza partyjnego. Kiedyś
opowiadała mi z dużym przerażeniem w
oczach o tym, co zrobiła, potencjalnie
bardzo groźnego dla kariery jej męża. Okazało się, że w wydawnictwie „Wiedza Powszechna” bawił z wizytą jakiś wysoki rangą
Rosjanin z sowieckich kręgów
wydawniczych. Podejmowała go Alicja. W pewnym momencie wpadła na dość szczególny fantazyjny pomysł.. Mocno zapiła
się wraz z rosyjskim gościem i razem z koleżanką zabrały go na Powązki. A potem
kazały mu stawiać i zapalać świeczki na grobach z przeprosinami za Katyń. Po otrzeźwieniu
Ala przeżywała straszne chwile strachu, że Rosjanin doniesie na nią i tym samym
zniszczy karierę jej męża. Na szczęście obawy te okazały się bezzasadne.
(Fragmenty z przygotowywanego do druku mego pamiętnika ‘Wichry życia”.)
Leniwy flegmatyk Mirek B. I Janusz Korwin- Mikke
Wśród
znajomych z akademika na Kickiego miałem niemało zabawnych osób, czasem wręcz groteskowych. Należał do nich m.in. strasznie leniwy i
flegmatyczny student filologii klasycznej Mirek B. Po latach opowiadał mi swoją
dość szczególną „przygodę” z czasu, gdy wykładał łacinę studentkom na Akademii Medycznej w Gdańsku.
Okazało się że usnął w czasie własnego wykładu, prowadzonego na stojąco. Dotąd nie
wiem, jak mu się udał taki wyczyn. Na początku lat osiemdziesiątych Mirek
wyemigrował do Stanów Zjednoczonych. Przyjechał dopiero w 1989 r. i odwiedził
mnie w moim mieszkaniu na Belwederskiej.
Był niebywale rozczarowany swym pobytem w USA.
Jako straszny leniwiec narzekał
wciąż, na to, że Amerykanie ciągle tylko harują i harują, a na dodatek wciąż
głoszą kult pieniądza.. Nagle wpadł do
nas w gościnę niezapowiedzianą Janusz
Korwin Mike. Mieszkał bardzo blisko na Stępińskiej, z jakąś panią ,której pieska wciąż wyprowadzał
na spacery. Kiedyż wpadł do nas z tym
pieskiem i spowodował katastrofę. Piesek niespostrzeżenie wpadł do
kuchni i pożarł cały ogromnawy tort
imieninowy Przerażony Korwin - Mikke natychmiast wyprowadził pieska na trawnik
i długo usilnie zmuszał go do zwymiotowania, bojąc się, że wielki tort
zaszkodzi ulubieńcowi jego Pani. W każdym razie sąsiedztwo Korwina – Mikke było
bardzo miłe i zabawne.
Niespodziewane wpadniecie Korwina do nas w czasie wizyty Mirka
doprowadziło do niebywale zajadłej
kłótni. Mirek z obrzydzeniem piętnował
amerykański kult pieniądza, a Korwin Mikke, zgodnie ze swym zwyczajem określał pieniądz jako najlepsze remedium na
wszystko Obaj panowie kłócili się
zażarcie przez parę godzin, a ich spór
wywoływał u mnie i żony niebywały chichot, wręcz pokładaliśmy się ze
śmiechu,. W końcu mocno rozjuszony sporem Mirek, któremu wyraźnie brakowało
argumentów wobec błyskotliwego Korwina ,przerwał kłótnię, mówiąc, ze musi
natychmiast jechać do teatru Ateneum na Jaracza
na godz. 19-tą .- Korwin na to: „Jak dobrze się składa, bo ja też jadę
do tego samego teatru na 19-tą. Podwiozę Pana’. Mirek jednak szorstko odrzucił
ofertę, nie chcąc już ani minuty dłużej spędzić z Korwinem. Gorzko popamiętał
ten swój spór z Korwinem i rozwścieczony na mnie jako świadka sporu już nigdy nie odezwał się do mnie przez 27
lat. Biedaczyna! (Fragment z „Wichrów
życia).
Jak profesor S. Kurowski bronił się przez
zarzutami antysemityzmu.
Ogromnie
lubiłem ekonomistę profesora Stefana Kurowskiego Był moim prawdziwie wielkim
przyjacielem. Kurowski był jedynym
opozycyjnym ekonomistą w latach sześćdziesiątych, a po 1989 r.
faktycznie największym polskim ekonomista, chociaż strasznie
marginalizowanym, bo od początku nieubłaganie zwalczał plan Sorosa- Sachsa
–Balcerowicza. Prof. Kurowski zdecydowanie poparł partię Jarosława
Kaczyńskiego „Porozumienie Centrum” i pewien czas był jednym z członków jej najwyższego
gremium- Rady Naczelnej, wybranym jedną z największych ilości głosów. Miał
bardzo duże poczucie humoru. Kiedyś opowiedział mi bardzo zabawne zdarzenie,
jakie przytrafiło mu się na posiedzeniu Rady. W czasie jakiejś dyskusji
powiedział, że „w tym :Międzynarodowym Funduszu Walutowym jest wielu facetów o
egzotycznej urodzie”.- „To antysemityzm”- wykrzyknął zdenerwowany prezes PC. J.
Kaczyński. – Jaki antysemityzm?- odparł Kurowski.- Tam jest wielu Hindusów!”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz