Wszystkim czytelnikom tego blogu ogromnie polecam
wspaniały wywiad Katarzyny
Skrzydłowskiej -Kalukin o ciężkich
zaszłościach polsko- ukraińskich z wielokrotnie nagradzanym kompozytorem muzyki
współczesnej i jazzowej, wybitnym skrzypkiem Krzesimirem Dębskim. Wywiad zatytułowany: „To cud, że jestem na
świecie” : ukazał się w najnowszym numerze „Wprost” z 20 czerwca 2016 r.
Należałoby go wpisać do sztambucha wszystkim upartym wybielaczom rzezi na Wołyniu i w Małopolsce wschodniej na 150
tysiącach Polaków w czasie wojny. Oto
szczególnie istotne fragmenty tego wywiadu : K. Skrzydłowska - Kalukin: „Przebacza Pan?”- Krzesimir Dębski: Jak można przebaczyć, jeżeli ktoś prosi o to w nieszczery i pokrętny sposób?
K. Skrzydłowska - Kalukin : „Ukraińscy duchowni, politycy i Intelektualiści
ogłosili apel do Polaków, w którym proszą o przebaczenie za popełnione zbrodnie
i krzywdy, przywołując tragedię Wołynia. Podpisali się pod nim między innymi
dwaj byli prezydenci. Co w tym jest
nieszczerego i pokrętnego ? –K. Dębski: „Niektórzy doszukują się tu
analogii do listu biskupów polskich do niemieckich z 1966 r. Nie ma analogii,
to jest zupełnie inna historia. Na końcu tej deklaracji Ukraińcy zaznaczają ,że
będą czcić swoich bohaterów i oczekują, że nie będziemy ich za to krytykować.
Formułują to oczywiście w dyplomatycznym języku i piszą: „Polska myśl
winna w pełni uznać samodzielność
ukraińskiej tradycji narodowej jako sprawiedliwej i godnej szacunku walki o
własną państwowość i niepodległość’ –K. Skrzydłowska-
Kalukin: „A cóż w tym złego? –K.Debski :’ A to, że ich walka o własna
państwowość oznaczała rzeź, jaką Ukraińska Powstańcza Armia wykonała na
ludności polskiej. To było ludobójstwo, metodyczne oczyszczenie terenów Wołynia
i Galicji Wschodniej z narodowości polskiej. Na Wołyniu zginęli moi dziadkowie, rodzice ledwo przeżyli. To cud, że
jestem na świecie. Dlatego nie przebaczam tym, którzy z oprawców robią
bohaterów. (Podkr.- J.R.N.). Od
dawna różne ukraińskie środowiska mówią o wspólnym wybaczeniu, a tak naprawdę
negują fakt rzezi. Zbrodniarzy z UPA nazywa się bohaterami, stawia się im
pomniki, dzień powstania UPA jest na Ukrainie świętem narodowym. A kiedy mówi
się o Wołyniu, nie mówi się o zbrodni,. Tylko o bratobójczych walkach miedzy
Polakami a Ukraińcami (… ) nie było tam mowy o równej walce. Na Wołyniu było tylko 15 proc. Polaków (…) tezy o
bratobójczych walkach są nieprawdziwe. Prawda jest taka, że w wyniku mordów
organizowanych przez UPA na Wołyniu przestała istnieć polska grupa narodowościowa,
a wcześniej UPA brała udział w likwidacji Żydów (…)
11 lipca
1943 r. to dzień nazwany później krwawą
niedzielą na Wołyniu. Tego dnia nacjonaliści z UPA napadli na 99 polskich
,miejscowość i, część ataków przeprowadzili na kościoły (…) Świadkowie opisali
to, co się działo 11 lipca i później, w
następnych miesiącach. Opisują, jak zabijano dzieci, wrzucając je do studni,
albo rozłupując ich głowy siekierami.
Jak palono ludzi żywcem w stodołach, zakłuwano na śmierć widłami, podrzynano
gardła mężczyznom(…)
Ja nie chcę żadnych przeprosin. Chcę, żeby
fakty nie były fałszowane. Żeby w ukraińskich podręcznikach było napisane, co
robiła UPA na tamtejszych terenach. Niech Ukraińcy poznają pisma Bandery. I dowiedzą się, że to była
nacjonalistyczna organizacja wzorowana na niemieckich nazistach. W Niemczech
była NSDAP, a na Ukrainie OUN, organizacja nacjonalistów ukraińskich, która
miała zbrojne ramię UPA, a to z kolei
dzieliło się na banderowców i
melnykowców, jak SS i SA. I że była polityczna wola oczyszczenia
terytorium ukraińskiego ze wszystkich obcych, głównie Polaków i Żydów. I że z
tego powodu nastąpiła rzeź (…) „
Krzesimir
Dębski wystąpił za tym, by wreszcie przerwano tak niechlubną zasłonę milczenia,
którą przez wiele dziesięcioleci
przykrywano ukraińskie ludobójcze mordy na Polakach, stwierdzając m.in.
: „(…) Nigdy nie można było mówić o tym, co się wydarzyło na Wołyniu. W PRL był
to temat zakazany, bo Wołyń leżał wtedy na terenie Związku Radzieckiego, a o
ZSRR można było przecież mówić tylko dobrze. Kiedy nadeszła wolność znowu nie
wolno było mówić w imię budowania dobrych relacji z budującą swoją państwowość
Ukrainą. Później nadal nie wolno było w
imię polskiej racji stanu. Teraz mówi się, że temat zbrodni UPA, jest
wodą na młyn propagandy rosyjskiej. W naszym kraju jest też duża grupa ukrainofilów,
którzy nie przyjmują do wiadomości tego, że taki romantyczny naród jak Ukraińcy
mógłby robić coś złego. Przecież oni tak pięknie śpiewają! (…) Jeśli Ukraińcy
czuja się Europejczykami, muszą spełniać normy europejskie, czyli nie fałszować
historii i nie traktować nacjonalistów jak bohaterów.(….) Nie wyważone są
nieustanne próby tłumienia świadomości Ukraińców, którzy nie wiedzą o skali
zbrodni nacjonalistów. To jest zakłamanie, a nie budowanie czytelnej
ukraińskiej tożsamej na prawdzie (…) Uważam,
ze 11 lipca powinien być dniem pamięci o
ludobójstwie na Wołyniu. Taka pojedyncza data
przemawia do ludzi – tego dnia można wspominać, budować pamięć i
świadomość.(Podkr.- J.R.N.) (…) Czołowe polskie gazety słusznie wspominają
masakrę w Srebrenicy, która także zaczęła się 11 lipca, pogrom w Jedwabnem 10 lipca, a o Wołyniu w rocznicę
krwawej niedzieli zazwyczaj milczą(…)”.
W innym artykule
o sprawach stosunków polsko-ukraińskich na
łamach tego samego numeru „Wprost” z 2o czerwca 2016 r. red. Eliza
Olczyk ( w tekście ‘Rzeź i polityka” zacytowała m.in. opinię posła PiS Michała
Dworczyka w związku z listem 13 osobistości ukraińskich z początku czerwca
br.. Jak pisała E. Olczyk::„Według Dworczyka,
który jest przewodniczącym polsko-ukraińskiej grupy bilateralnej, ten list jest
wyrazem zaniepokojenia Ukraińców inicjatywami polskimi związanymi z rocznica
rzezi wołyńskiej. – Problem polega na
tym, że Ukraina prowadzi dzisiaj określoną politykę historyczną, która- co
stwierdzam z przykrością – polega na budowaniu tożsamości narodowej na historii
UPA- mówi poseł PiS. My jako polscy politycy musimy zwracać uwagę na
konsekwencje takich działań.. Jeżeli gloryfikowane są osoby odpowiedzialne za
ludobójstwo, to za kilka lat może się okazać, że pokolenie młodych Ukraińców w
ogóle nie będzie rozumiało, czego chcą Polacy w związku z tym Wołyniem. A to
przełoży się na nieporozumienie we wzajemnych relacjach.(Podkr.-J.R.N.)Według
Dworczyka już zderzyliśmy się z tym
problemem, bo z powodu poprawności politycznej część naszych elit przez lata
nie wspominała o Wołyniu i teraz dużą część elity ukraińskiej nie bardzo
rozumie, dlaczego akurat teraz o tym mówimy.- Na to nakłada się narracja ukraińskiego IPN, że w 1941 r. na
Wołyniu toczyła się wojna polsko-ukraińska i po obu stronach były ofiary, my na
taką symetrię nie możemy się zgodzić, bo to jest niezgodne z prawdą historyczną
– mówi Dworczyk .(Przypominam, że na czele ukraińskiego IPN stoi wielbiciel Bandery i zajadły wróg Polski Wołodymuyr Wiatrowicz- J.R.N.). Poseł PiS zwraca też uwagę na niebezpieczeństwa
związane z najnowszymi pomysłami, które się pojawiają na Ukrainie , np. karania
za kwestionowanie bohaterstwa bojowników UPA. A to może zablokować badania
historyczne nad tamtymi wydarzeniami.- Nie możemy stać z założonymi rekami i
udawać, że nic się dzieje”.. A kto udaje- głównie minister W. Waszczykowski! W
kontekście powyższej wypowiedzi posła Michała Dworczyka pozwolę sobie zadać
pytanie, dlaczego polskie MSZ oficjalnie nie zaprotestowało w związku z uchwałą
ukraińskiego parlamentu, zakładającą karanie za kwestionowanie bohaterstwa
bojowników UPA. Kolejny jakże wymowny dowód, że minister Waszczykowski jeszcze mocno śpi snem zimowym.
Agnieszka Romaszewska- Guzy kręci
Ceniłem
Agnieszkę Romaszewską – Guzy za wiele jej tekstów i zawsze pamiętałem o jej zasługach w dawnej anty-PRL-owskiej
opozycji. Z dużą przykrością jednak czytałem jej najnowszy wywiad o sprawach
polsko-ukraińskich pt. „Wołyń to nasz kościotrup w szafie”, udzielony Elizie
Olczyk i Joannie Miziołek w najnowszym „Wprost” (nr z 20 czerwca 2016 ). Nie
podobał mi się jej sprzeciw wobec ustanowienia święta w rocznicę rzezi
wołyńskiej i różne uszczypliwości wobec
organizacji kresowych. Trzeba być dużo bardziej jednoznacznym w tej tak ważnej
dla Polaków sprawie. A swoją drogą
to już druga rzecz., która nie podoba mi się w zachowaniach red.
Romaszewskiej- Guzy w ostatnich tygodniach. Z miesiąc temu zdumiała i zasmuciła mnie wieść, że owa redaktorka krytykowała tak potrzebne usunięcie Jerzego
Sosnowskiego z funkcji szefa
publicystyki „Trójki”. Przypomnijmy, że Sosnowski, były dziennikarz
„Gazety Wyborczej” „wsławił się” atakami
na środowiska patriotyczne i chrześcijańskie. Jako szef publicystyki „Trójki”
był f faktycznie reprezentantem „nowej
cenzury” i doprowadził do usunięcia
m.in... red. Wojciecha Reszczyńskiego i Tomasza Sakiewicza. Nie rozumiem
jak redaktor A.. Romaszewska – Guzy
mogła występować w obronie tak bardzo nieciekawej postaci?!
A
skrajny wybielacz działań Ukrainy
Paweł Kowal znów nas zachęca do siedzenia cicho.
Paweł Kowal
dał już w przeszłości bardzo wiele dowodów na skrajne wybielanie Ukrainy i swoją troskę o to, żebyśmy zanadto nie przypominali
sobie o ludobójstwie popełnionym na Polakach na Wołyniu. A potem gorzko uskarża
się już w tytule swego wywiadu, udzielonego Anicie Czupryn („Polska the Times”
z 20 czerwca 2016 r :”Są tacy, którzy widząc mnie w TV, mówią „banderowiec”. A
ja z kolei ubolewam, że taki nieudacznik i szkodnik polityczny jak Paweł Kowal
jest o wiele za często pokazywany w różnych telewizjach. We wspomnianym wywiadzie dla Anity Czupryn Kowal krytykuje
kresowiaków za to, że „zasłaniają się pamięcią ofiar Wołynia”(!!!) Co więcej
wzywa Polskę, by wykazywała „strategiczną
cierpliwość” wobec Ukrainy.
Przecież to jest chore. Ileż razy wykazywaliśmy tę „cierpliwość” wobec gloryfikacji
ludobójców S. Bandery i R. Suchewicza przez W. Juszczenkę. A teraz mamy
to samo robić wobec gloryfikacji UPA przez cynicznego oligarchę P. Poroszenkę.
Jacek Kurski znów dał plamę
Z ogromną satysfakcją
intelektualną czytałem w
najnowszej „Do Rzeczy” ( nr. z 20 czerwca) długi wywiad z Andrzejem Rosiewiczem. Od wielu lat
śledziłem ze współczuciem perypetie i blokady, jakie uderzały w tak
znakomitego nonkonformistycznego piosenkarza. Oby ten wywiad, przeprowadzony
przez Błażeja Torańskiego,
zatytułowany „Cierpię” stał się impulsem
do przełamania izolacji tak wspaniałego twórcy także nowej „reformowanej” przez Jacka Kurskiego
telewizji. Czytelnikom mego blogu szczególnie polecam końcowy fragment wywiadu z Rosiewiczem. Prowadzący wywiad B. Torański
skomentował : „Nie ma urzędowej cenzury, ale jest pan na indeksie. Nie można
pana słuchać ani w radiu ani w telewizji. Co najwyżej w Telewizji Trwam i Radiu Maryja”. W odpowiedzi
Rosiewicz stwierdził, z wyraźną goryczą: „Przez ostatnie osiem lat władza wycięła mnie z mediów. Śpiewałem „Pytasz mnie”, piękną piosenkę o
Polsce, która wzruszała miliony Polaków na całym świecie. Nasza kochana misyjna
telewizja publiczna nie była nią w ogóle zainteresowana. Tylko Telewizja Trwam.
To świadczy o tym jak „patriotyczna” była poprzednia ekipa rządowa.
W PRL było
tak, że trochę mnie ukarano, ale dawano mi żyć. Teraz skazany jestem na śmierć
medialną. Żeby mnie choć zaproszono na benefis w Opolu. Mam fajną piosenkę :
„Opole, Ole!” Ale nie! Zewsząd słyszę, że to jest skandal. Mój kolega wysłał do Jacka Kurskiego, który rządzi Telewizją Polska,
SMS, pisząc, że proszę o kontakt. Nie oddzwonił .(Podkr.- J.R.N.) Zatelefonowałem
do wiceministra kultury, Jarosława
Sellina. Przyjemny, kulturalny, myślę sobie: „Może dotrę do właściwego
człowieka”. Przedstawiłem sie, a sekretarka : „Ale pan minister ma umówione
spotkania na najbliższe dwa tygodnie”.
Proszę pani, na mojej lewej klapie wisi medal Gloria Artis , zasłużony dla
kultury. Nie powinno to ułatwić?” Ona: „Proszę zostawić numer telefonu”. Nie
oddzwoniła. Ja, który żyję duchem II Rzeczpospolitej,
wartościami : „Bóg, honor, ojczyzna i kultura”, cierpię”.
Mniejsza z Sellinem, ale zlekceważenie Rosiewicza przez Kurskiego zdenerwowało
mnie absolutnie. Bo to już nie pierwszy przykład takiego
idiotycznego zadufania nowych rządców telewizji, bardzo fatalnego z punktu widzenia widzów. Przypomnę, że nowa „reformowana” (?)
przez Kurskiego telewizja wcześniej odrzuciła możliwość dania programu Wojciechowi
Cejrowskiemu i Maxowi Kolonce. Byli
traktowani jak „trędowaci” za rządów PO
i dalej traktuje się ich w ten sam
sposób. Może nie trzeba się temu wszystkiemu dziwić, bo, jak wszystkie wróble
ćwierkają, Kurski już dawno po cichu
dogadał się z warszawskim Salonem i liczy na to, że za wstrzemięźliwość
wobec tak „niepokornych” postaci jak Rosiewicz tym mocniej będą go hołubić za
kolejnego politycznego rozdania. Bo jak inaczej wytłumaczyć zachowanie Jacka
Kurskiego wobec Andrzeja Rosiewicza, pychą, kabotynizmem? Może wiceminister
kultury Krzysztof Czabański pokaże
szybkie odpowiednie działanie w
sprawie Rosiewicza, tak dziwnie
traktowanego „per noga” w IV Rzeczypospolitej ! A przy okazji upomnę się o red. Wojtka
Reszczyńskiego, wyraźnie niedocenionego
przez nowe szefostwo Radia.(Sam
Wojtek niestety jest zupełnie nie
przebojowy w sprawach osobistej kariery, nad czym mocno ubolewam.). Zapytam szefów Radia jak długo trzymać będą tak
świetnego radiowca (założyciela Radia Wa-Wa, kierującego nim przez 15 lat) na
zesłaniu z audycją po północy (tak, tak,
od 24-ęj!). Cóż Wojtek się umie się upomnieć, a wysokie stołki w Radiu zajmują
ostatnio coraz liczniejsi publicyści prasowi, bez żadnej wprawy w publicystyce radiowej. Czy to wszystko jest
normalne?
Jest doskonala ksiazka na ten temat: Tadeusz Piotrowskiego GENOCIDE AND RESCUE IN WOLYN. Zebe zobaczyc moja recenzja tej pracy, prosze kliknac na mojim imieniu tutaj.
OdpowiedzUsuńGdy PIS wybral Kurskiego bylem - musze powiedziec nieco zdziwiony , jakby nie bylo kogos bardziej nastawionego na dobra zmiane .
Usuńps. dziekuje Panu Peczkisowi za konentarze do ksiazek na Amazon- sa dla mnie bardzo uzyteczne.
Hehehe......zobacz gdzie mają Twoje ordery......poczytaj A.Schopenhauera tam znajdziesz odpowiedz
OdpowiedzUsuń