Po
1989 r. dzięki prymatowi Unii Demokratycznej, vel Unii Wolności i
SLD w mediach przez dziesięciolecia dominowała w publicystyce i w
nauczaniu historii ponura, masochistyczna „pedagogika wstydu”.
Dopiero od 2015 r. po zwycięstwie Zjednoczonej Prawicy staramy się
z nią uporać dzięki nowej polityce historycznej. Jest to jednak
rzeczą bardzo trudną, bo nawet po 1989 r. zamiast wreszcie podnieść
Naród z klęczek i przywrócić mu godność i dumę dalej
szkalowano go na ogromną skalę. (Por. na ten temat moje książki:
„Zagrożenia dla Polski i polskości”, Warszawa 1998, t.I.,ss.36
-100, „Czarna legenda dziejów Polski”, Warszawa 2000,ss.59-145,
„Spory o historię Polski i współczesność”, Warszawa
2000,ss.13-146., „Żeby Polska...Historia Polski 1733-1039,t.II
(1861-1905),ss.77-290)
Niestety na obrazie naszej najnowszej historii ogromnie mocno odbiła się śmierć w ciągu ostatniego półwiecza przeważającej części wybitnych historyków: W. Konopczyńskiego, F. Konecznego, O. Haleckiego, M. Kukiela, W. Poboga - Malinowskiego, P. Wandycza, S. Kieniewicza, H. Wereszyckiego, J. Łojka, J. Skowronka i in. Puste miejsce po zmarłych historykach wykorzystało paru bardzo zręcznych publicystów - manipulatorów na czele z polonistą R. A. Ziemkiewiczem. Na ogół byli oni bardzo nieoczytani w problematyce historycznej, nie znali ogromnej ilości faktów, ale mieli za to tym więcej buty, pewności siebie i dezynwoltury. Trudno wręcz przecenić, jeśli chodzi o mącenie w głowach czytelnikom - negatywną rolę wydanej w 2004 r. książki Rafała A. Ziemkiewicza „Polactwo”. Zapoczątkowała ona nowy nurt pesymizmu, czy raczej masochizmu narodowego, zwalania głównie na Polaków winy za wszystkie nieszczęścia i katastrofy, jakie spotkały Polskę w ostatnich paruset latach. Ziemkiewicz kontynuował swoje bezwzględne, krzywdzące rozliczanie z polską historią i z Polakami jako Narodem w paru następnych książkach: „ :Jakie piękne samobójstwo” i „Złowrogi cień Marszałka”. Szybko znalazł również zdolnego kontynuatora idei masochizmu narodowego w młodym skandaliście P. Zychowiczu, robiącym karierę medialno-wydawniczą na kłamliwych książkach, opluwających historię Polski. Zamierzam, na blogu umieścić kilka tekstów, szczegółowo analizujących deformacje i uprzedzenia Ziemkiewicza. W jednym z nich pokażę jak ten lawirant przeszedł bardzo negatywną „ewolucję” w imię zyskania względów kosmopolitycznego Salonu w kwestii żydowskiej. Ewolucję od tekstów krytykujących żydowski antypolonizm w książce z 1995 r. do prożydowskiego lizusostwa w okresie od 2004 r.(Vide, atak na największego patriotę polonijnego prezesa KPA E. Moskala za rzekomy „antysemityzm”, skrajne pokłony na rzecz S. Weissa i in.)
Chciałbym, aby moje najnowsze teksty krytyczne o niegodnej roli R. A. Ziemkiewicza stały się początkiem wojny kulturowej w obronie historii i godności Polaków.
II. Bez Honoru (cd).
Kontynuuję
zawartą w pierwszym odcinku mojego poprzedniego tekstu na blogu
krytykę bzdurnych twierdzeń R. A. Ziemkiewicza o „targowiczaninie
„ Wielopolskim jako rzekomym „patriocie”
i „jednej z
najwybitniejszych postaci polskiej historii”.
Spory wokół postaci Wielopolskiego (1945-1989 )
Ogromna
część polskich powojennych historyków i publicystów (za
wyjątkiem iście kolaboranckich książek Ksawerego
Pruszyńskiego, Aleksandra Bocheńskiego i paru innych)
zdecydowanie potępiała margrabiego Wielopolskiego.
Przypomnijmy, jak bezwzględnie potępiał Wielopolskiego
najwspanialszy powojenny historyczny publicysta i eseista Paweł
Jasienica. W książce „Polska anarchia” Jasienica pisał
m.in. : „Nasze, a nie inne dzieje znają światowy chyba rekord
nadużycia władzy. Mam na myśli postępowanie Aleksandra
Wielopolskiego w roku 1862 i 1863. (Podkr.-JRN) Zamiast spełnić
słuszne żądania ogółu, zamiast skorzystać z jego pojednawczych
przeważnie nastrojów, margrabia postanowił oddać opornych w
rekruty. Wypuścił na własny naród upiora, który już i w Rosji
ówczesnej złożony został do grobu, przebity osikowym kołem.
Wielopolski to istne wcielenie polskich tradycji magnackich, wcale
nie wrodzonych”. (Por. P. Jasienica: „Polska anarchia”,
Warszawa 1988,s.67). Wiele stron dalej Jasienica przytoczył fakty
druzgocące dla nimbu rzekomego „patrioty” Wielopolskiego,
podsycanego przez takich niedouczków jak Ziemkiewicz. Jak pisał
Jasienica: „Nasze dzieje znają taki przykład nadużycia władzy,
że czegoś podobnego darmo szukać w rocznikach innych państw.
Bohaterem wydarzenia był Aleksander Wielopolski. Mógł on zapobiec
powstaniu, uwłaszczając chłopów, czyli spełniając główne i
oczywiście słuszne żądanie Czerwonych. Nie uczynił tego. Sam
car Aleksander II ostrzegał margrafa, że za mało polskiemu
włościaninowi daje. Na próżno (...)
W roku (...) 1862 omawiano w Rosji kwestię koronowania Konstantego Mikołajewicza na króla polskiego. Projekt popierali wielcy książęta, car, odpowiedzialni politycy. Wielopolski zgadzał się także. Ale przedtem - wywodził - należy kraj oczyścić, przeprowadzić proskrypcyjny pobór do wojska.
Koronacja brata cesarskiego zabezpieczałaby niejaką odrębność Królestwa interesami samej dynastii. Polityk nie zaślepiony pychą magnacka byłby oburącz uchwycił się projektu, ze wszystkich sił parł do jego realizacji. Wielopolski inaczej. Chciał rozmawiać z narodem „z pozycji siły” (podkr.-JRN), (którą w praktyce rozporządzał nie on, lecz carscy generałowie, zwolennicy przerobienia Polski na jeden wielki żłób. Dawał narodowi mniej, niż zgadzali się dać Rosjanie. (Podkr.-JRN). (...) Polacy są narodem przekornym i do rządzenia trudnym. Wbrew zdaniu Wielopolskiego można się z nimi dogadać i dobrze współpracować, ale chcąc to osiągnąć, trzeba uważać na metody (...) Metody brutalne i bezprawne nie opłacają się w Polsce”.(Por. P. Jasienica: op.cit.,ss.138-139,141). A uważającego tych metod brutalnych wobec Narodu do spółki z wojskami cara za patriotę uważa tylko Ziemkiewicz.
Warto przypomnieć, że Jasienica niejednokrotnie ostro piętnował oszczerców Powstania Styczniowego. Np. w książce ‘Tylko o historii” (Warszawa 1962,s. 185 ) Jasienica pisał: „Program porozumienia z Rosją jest na pewno słuszny, ale kto doń doszedł nie koniecznie musi zaczynać od powieszenia paru piesków na powstaniu styczniowym. Czy naprawdę wiecznie tak ma być, że wiedza o historii pada ofiarą aktualnych zabiegów politycznych. (Podkr.-JRN). Jasienica - prorok jakiś! Przewidział pojawienie się Ziemkiewicza z jego głupawymi oszczerstwami przeciw Powstaniu Styczniowemu!
Do sprawy tej zaprzepaszczonej z winy Wielopolskiego koronacji Konstantego na króla Polski nawiązał za pamiętnikiem Władysława Czartoryskiego historyk idei Marcin Król. W swej książce „Konserwatyści a niepodległość” (Warszawa 1985,s.239) Król opisywał: „26 marca 1863 Napoleon III opowiadał W. Czartoryskiemu, że „wielki książę Konstanty myśli być królem niepodległej Polski. Roku zeszłego była sekretna rada u cesarza, w której uczestniczyli wielcy książęta Michał i Konstanty oraz margrabia Wielopolski. Na tej radzie dyskutowano projekt Polski niepodległej, tej pod berłem w. ks. Konstantego. Wielcy książęta projekt potwierdzili. Margrabia Wielopolski zapytany oświadczył się z radością za nim, lecz jednocześnie dodał, że należy pierwej oczyścić kraj z czerwieńców i anarchistów. To była pierwsza myśl rekrutacji”.(Por. M. Król: „Konserwatyści a niepodległość”, Warszawa 1985, s. 239).
Wspomniany eseista i publicysta Marcin Król w wydanej wraz z Wojciechem Karpińskim w Krakowie w 1974 r. książce „Sylwetki polityczne XIX wieku” nakreślił arcyciekawy portret margrabiego A. Wielopolskiego. Czytamy tam (na s. 82-83 ) m.in.: „ Zapominano, i do dzisiaj zapominamy o tym, że działalność Wielopolskiego, jakkolwiek godna podziwu, wielce rozumna w szczegółach, była skrajnie nieskuteczna. Przecież margrabia osiągnął o wiele mniej na dłuższą metę niż owi nieroztropni romantycy. Powstanie styczniowe i represje popowstaniowe zniszczyły wszystkie jego dzieła. Więc cóż to za realizm i mądrość, cóż to za skuteczność i trzeźwość, skoro tak mało po ich zastosowaniu zostało. (Podkr.-JRN). Powstanie niczego nie tłumaczy. Wielopolski znakomicie zdawał sobie sprawę z takiej ewentualności i nie potrafił jej zapobiec.
Na porażkę margrabiego, oprócz wspomnianych powodów, złożyły się dwa zasadnicze błędy, wynikające właśnie, jak sądzę, z owej przesadnej wiary w samego siebie i w rację rozumu. Przeceniał plastyczność społeczeństwa. Sądził, że skoro pokazana właściwa, rozumna droga, to oświecony ogół natychmiast nią podąży. Mniemał, że można z zewnątrz narzucać społeczeństwu nowe sposoby zachowania, nowe reakcje uczuciowe i nowe obyczaje (...) Nie doceniał ogromu pracy niezbędnej do społecznej i politycznej edukacji )...) Megalomania narodowa łączyła się z lekceważeniem tradycji, siły przeszłości oraz świadomości społecznej (...) Nie rozumiał, że reformy narzucone są czasem złem większym niż brak reform. Przeceniał także Wielopolski cierpliwość i wytrwałość społeczeństwa. Sądził, że gotowe jest ono zaczekać na odległe owoce jego starań, że nie grozi mu nic szczególnie złego, że rusyfikacja i moralny rozkład nie będą czynić postępów. Dlatego tylko mógł popełniać tak wielki błąd, jakim było wprowadzenie reform przy pomocy, a czasem nawet wsparciu siłą przez zaborcę, przez wroga. (Podkr.-JRN). Wielopolski nie doceniał obronnych instynktów społecznych powstałych dzięki kilkusetletniej tradycji politycznej. Nie był więc właściwie konserwatystą, trudno bowiem tym mianem opatrzyć myśliciela nie rozumiejącego roli tradycji i społecznych automatyzmów”.
Warto w kontekście tych błędów Wielopolskiego przypomnieć refleksje profesora Tadeusza Łepkowskiego, pisane w 1963 r. jako reakcja na ówczesne wystąpienia koniunkturalnych gromicieli polskich „szaleństw” powstańczych (tak jak to dziś robi Ziemkiewicz): „Gdybyśmy byli realistami”, takimi jak obywatele państw ustabilizowanych i znajdujących się w korzystnych warunkach geopolitycznych, to nie byłoby naszego narodu. Prawdziwy „realista”w Polsce musi być kapitulantem. Może osiągnąć przetrwanie narodu, ale bez duszy, ludu niewolników (podkr.- JRN), mówiących lepiej czy gorzej po polsku, państwa fasadowego, pozornej rzeczywistości narodowo-państwowej. Nic więcej”.
Warto przypomnieć, jak oceniał postać Wielopolskiego najwybitniejszy z powojennych historyków- badaczy Powstania Styczniowego profesor Stefan Kieniewicz. Był on autorem słynnej wielgaśnej monografii tego powstania. Zdaniem Kieniewicza pełne zwycięstwo Wielopolskiego w latach 1862-1863 niekoniecznie musiało prowadzić do zbawienia Polski., Mogło również być i tak, że doprowadziłoby do utrwalenia się systemu konserwatywnej Polski, stanowczo antychłopskiej Polski, i co więcej mogłoby pociągnąć za sobą rusyfikację górnych warstw społeczeństwa. Przypomniał też Kieniewicz ocenę, określającą Wielopolskiego jako „ostatniego szlachcica”, ostatniego obrońcę szlacheckiej Polski”, Stwierdził o Wielopolskim, że był on „człowiekiem starego reżimu, który w kompromis z tym nowym nie umiał wchodzić, tak jak umieli to czynić jego genialni i szczęśliwi rówieśnicy: Bismarck czy Cavour, którzy właśnie ratowali swój dawny przedrewolucyjny świat, wchodząc na spotkanie nowym ideałom”. (Por. J.R. Nowak: Pamięć powstania, krakowskie „Zdanie”, nr 7-8 z 1984 r. i J. R. Nowak :„Spory o historię i współczesność”, Warszawa 2000,ss.36-37). W swej podstawowej monografii „Powstanie Styczniowe” prof. Kieniewicz stwierdził wprost: „Wielkiemu mężowi stanu udaje się niekiedy narzucić własną koncepcję wpływowej nawet i aktywnej opozycji - pod warunkiem, że znajdzie oparcie w szerokich masach narodu. Tego oparcia Wielopolskiemu zabrakło z bardzo prostej przyczyny: był konserwatystą, niezdolnym do oderwania się od interesów własnej klasy”. (Por. S. Kieniewicz : „Powstanie Styczniowe”, Warszawa 1983,s.545).
Słynny nonkonformistyczny historyk, profesor Henryk Wereszycki, pisząc o tym, jak błędna była decyzja branki, podjęta przez Wielopolskiego, stwierdził o nim:: „Popełnił błąd tragiczny, a można powiedzieć - i zbrodniczy ze stanowiska narodowego. (Podkr.-JRN). Nie zdawał sobie sprawy z tego, że zarówno on ,jak i jego polityka są rządowi carskiemu tak długo potrzebni, jak długo będą mogli uchronić carat przed polską insurekcja. Skoro ona wybuchła, stał się od razu niepotrzebny”. (Por. H. Wereszycki: Dzieło o powstaniu styczniowym, „Tygodnik Powszechny”, 27 sierpnia 1972 r.) Nawet bardzo przychylny Wielopolskiemu autor jego trzytomowej biografii prof. Adam Skałkowski przyznał w związku z zachętą margrabiego dla syna, by szukał protekcji u Murawiewa Wieszatiela: „Gotowość szukania protekcji nawet u „Wieszatiela” szła w parze z chorobliwym już prawie wstrętem do rodaków. (Podkr.-JRN) (...)” .
Z.
Stankiewicz o wstecznictwie A. Wielopolskiego, sprzecznym z „dobrem
narodu”.
Ostro krytykował ogólny bilans polityki Wielopolskiego historyk Zbigniew Stankiewicz, autor wydanej w 1967 r. bardzo ciekawej syntetycznej monografii „Dzieje wielkości i upadku Aleksandra Wielopolskiego”. Stankiewicz przyznawał, że Wielopolski „był człowiekiem nieprzeciętnej miary, ale niepochlebnie osądzał wstecznictwo i egoizm stanowy Wielopolskiego. Pisał: „Wielopolski był zagorzałym obrońcą interesów klasowych arystokracji i szlachty, To decydowało o kierunku jego polityki (...) Aby zachować możliwie niezmienioną konfigurację społeczną, margrabia nie cofnął się przed rezygnacją z niezawisłości państwowej. Uznał za najwłaściwsze rozwiązanie współpracę Polaków każdego zaboru z odpowiednim państwem rozbiorowym i dlatego można go uważać za prekursora późniejszego kierunku trójlojalizmu.(...) Giętkość polityczną (Wielopolskiego-JRN) ograniczały ramy interesów obszarniczych. W sprawie najistotniejszej z tego punktu widzenia, w reformie chłopskiej, margrabia nie potrafił się zdobyć na większą elastyczność. I to stało się jednym z głównych powodów jego klęski (...) Ugoda, głoszona programowo i realizowana przez Wielopolskiego, zagradzała niewątpliwie drogę postępowi. Współpraca polskich klas uprzywilejowanych z zacofanym politycznie i społecznie caratem mogła jedynie zahamować rozwój kapitalizmu w Polsce (...) Program reform margrabiego był skierowany przeciwko emancypacji politycznej niższych klas społecznych (...) Carat posłużył się nim jako narzędziem dla swych własnych celów.(Podkr.-JRN). (...) Dramat „ostatniego szlachcica” polegał na tym, iż działalność owego pana z panów, arystokraty z pochodzenia i z przekonań, postępującego zgodnie ze swym sumieniem, kolidowała z dobrem narodu, pojmowanym jako interes szerokich mas ludowych”. (Por. Z. Stankiewicz: „Dzieje wielkości i upadku Aleksandra Wielopolskiego”, Warszawa 1967,ss.268,269-270).
Myślę, że można zgodzić się z tymi, którzy źródła fatalnej przegranej programu margrabiego szukają w jego całkowitym oderwaniu od swego narodu. (Por. prof. Eligiusz Kozłowski w „Kontrastach”, nr 1 z 1983 r.). Można się zgodzić z tymi, którzy wskazują, że Wielopolski świadomie prowokował obóz rewolucyjny, by go zdusić siłą. Publicysta Lesław Kula oceniał, iż: „Margrabia miał jasną koncepcję reform, ale działał bez łączności ze społeczeństwem. Nie przekonywał, po prostu brutalnie łamał i narzucał swą wolę innym (...) Ostatnim posunięciem Wielopolskiego była sprawa branki, która stała się bezpośrednią przyczyną powstania (...) Znane jest jego nieodpowiedzialne powiedzenie, że gdy powstanie wybuchnie, stłumi je w tydzień (...)”. (Por. L. Kula: Aleksander Wielopolski - Tragiczny ugodowiec, „Ład” z 22 maja 1982 r.). W ocenie L. Kuli Wielopolski sam skompromitował swą politykę, i „za sobą nie miał nikogo, przeciw sobie wszystkich. Nie czuł nastrojów społeczeństwa i nie rozumiał go... Zrażał ludzi do siebie swoim konserwatyzmem, wyniosłością i uporczywym reprezentowaniem w swych reformach interesów warstwy szlacheckiej. Już współcześni zarzucali mu, że zatrzymał się w połowie drogi, nie wykorzystał groźby powstania dla nacisku na Rosję w kierunku dalszych ustępstw, lecz tragicznie spowodował jego wybuch (...). (Por. L. Kula: op.cit.). Świetny eseista Włodzimierz Pawłowski konstatował, że „fiasko całej polityki Wielopolskiego (podkr.-JRN) wydaje się na coś wskazywać - ani Polacy nie są skłonni zadowalać się byle czym, ani car nie miał ochoty dawać coś naprawdę poza papierem”.(Por. W. Pawłowski: Stańczycy: paradoksy myśli politycznej, „Życie Literackie” 5 czerwca 1983).
Kolaboranci
W. Jaruzelskiego przeciw powstaniom i za Wielopolskim.
Najwięcej głosów za Aleksandrem Wielopolskim pojawiło się w specyficznej atmosferze jaruzelszczyzny po wprowadzeniu stanu wojennego. W oficjalnych mediach dominowała wówczas wyraźnie fala antypowstańczych uogólnień. Komunistyczne władze, chcąc duchowo ubezwłasnowolnić Naród tym chętniej sięgały do wypróbowanego grona pomiatającego tradycjami narodowymi, a zwłaszcza powstańczymi i polskim patriotyzmem, od J. Urbana po K. T. Toeplitza (KTT), Z. Kałużyńskiego, J. Roszkę i K. Koźniewskiego. Zaczęła się prawdziwa kanonada ataków na rzekomą „głupotę” historii Polski, bezsensowne, „szaleńcze” „rzucania się” przeciw Rosji. Miało to bardzo aktualna wymowę. Były to zarazem próby zniechęcania Narodu do bardziej zdecydowanego oporu wobec aktualnej komunistycznej władzy. Reżimowi historycy i publicyści z zapałem upowszechniali wizje Polaków jako narodu o tradycyjnie ugruntowanych ogromnych wręcz przywarach, narodu wiecznie anarchicznego i kłótliwego, choć nie zdobyli się jeszcze na „pionierskie” określenie autorstwa Ziemkiewicza -„polactwo”. Na łamach paryskiej „Kultury”, skądinąd jakże często niechętnej tradycyjnym wzorom polskości, wyraziście pokazano metody upokarzania i zniesławiania Polaków, stosowane przez czołowych propagandzistów z ekipy gen. Jaruzelskiego: „Oto - wmawiają nam od lat „urbanowcy”- Polacy pozbawieni są „instynktu państwowego”, kultury politycznej i etosu pracy, obciążeni swą niesławną przeszłością, kiedy to przez anarchię i warcholstwo zgubili sami siebie. Polacy są narodem, który nie rozumie własnej racji stanu. WS gruncie rzeczy zatem swą obecną sytuację, ów rzeczywiście tragiczny kryzys, naród polski zawdzięcza sam sobie”.(Por. K. Kruk: Karli realizm, paryska „Kultura” z sierpnia 1985 r.). Czytelnikom tego blogu polecam pilną lekturę paszkwilu Ziemkiewicza „Polactwo” (op.cit.,ss.9-12.) Znajdą tam prawdziwą kalkę tych wypowiedzi „urbanowców”!
I właśnie wtedy w dobie jaruzelszczyzny, w różnych kolaboranckich publikacjach, nie wartych nawet wymienienia, od Aleksandra Bocheńskiego po J. Roszkę występował jako prawdziwy idol Aleksander Wielopolski. Jako niebywały mędrzec polityczny, który wciąż niezłomnie próbował wbrew „głupocie Polaków” forsować program porozumienia się z Rosją.
PRL-owska
cenzura przeciw próbom obalania prozaborczych kłamstw
W czasie, gdy społeczeństwo polskie wciąż karmiono papką z najbardziej absurdalnych kłamstw „urbanowców”, zniechęcających do narodowych dziejów, cenzura troskliwie zabiegała o to, by blokować lub kaleczyć publikacje prostujące kark narodowi, głoszące prawdę o tak zniesławianych powstaniach. Jakże znamienny był fakt, że jeszcze w 1988 r. cenzura zadbała o odpowiednie okaleczenie tekstu Josepha Conrada z 1919 roku „Zbrodnia rozbiorów”, drukowanego na łamach „Przeglądu Katolickiego”. Tekstu występującego z jednoznaczną obroną cech i zachowań narodu polskiego wobec zaborców. Przykładów tego typu ingerencji cenzury w teksty historyczne było nadto wiele - sam znam różne tego przykłady z autopsji, bo byłem niewątpliwie w ówczesnej oficjalnej prasie autorem najczęściej występującym w obronie powstań narodowych (w krakowskim „Zdaniu” i w „Radarze”). W 1982 r. musiałem na przykład przerwać druk przygotowanego dla tygodnika „Radar” większego wyboru ciekawych tekstów z polskiej myśli politycznej XIX wieku. Już bowiem na samym początku cyklu cenzorzy spowodowali usunięcie dwóch kolejnych tekstów wyszłych spod pióra czołowego polskiego pozytywisty Aleksandra Świętochowskiego : „Po siedemdziesięciu pięciu latach” i „Nie bójcie się!”. PRL-owskim cenzorom najwyraźniej nie podobało się, że Świętochowski w 1905 roku z wyraźnym zrozumieniem odniósł się do powstań narodowych, nawet pomimo ich braku sukcesu. Ale - jak pisał Świętochowski - i to zdaje się najbardziej zdenerwowało PRL-owskich cenzorów AD 1982: „Być może, iż bez rewolucji w roku 30 i 63 naród nasz doskonale by się utuczył i ważyłby dużo, ale prawdopodobnie byłby dziś tylko spasionym wieprzem (...) Po rozbiorach Polacy mieli do wyboru dwie drogi: albo wynaturzyć się, znikczemnieć, posłużyć za karm dla swych zaborców, albo nie bacząc na wszystkie straty, porażki, ruiny, ratować swoje życie ciągłym buntem przeciw gwałtom”. (Podkr.- JRN). Czy ktoś dziwi się, że PRL-owska cenzura wycięła tekst z tak aktualnym nieprawomyślnym zdaniem?
Walczyłem uparcie w trudnych warunkach jaruzelszczyzny przeciwko antypowstańczym uogólnieniom różnych „urbanowców” i dlatego będę konsekwentnie zwalczał także dzisiejszych kontynuatorów ich majaczeń typu Ziemkiewicza i Zychowicza.
Ciemny
obraz Wielopolskiego w przeważającej części publikacji z lat
80-tych
Poza wspomnianymi publicystami - kolaborantami z jaruzelszczyzną, wspieranymi przez PRL-owską cenzurę, w ówczesnym pisarstwie historycznym niemal całkowicie dominował ciemny obraz „dokonań” A. Wielopolskiego. Poza przytaczanymi już częściej przez mnie krytykującymi go autorami warto wspomnieć o negatywnym obrazie postaci Wielopolskiego w tekstach rozlicznych polskich naukowców krajowych, począwszy od profesorów Eligiusza Kozłowskiego i prof. Jerzego Skowronka po takich autorów emigracyjnych jak profesorzy Marian Kukiel i Piotr Wandycz. Badacz Powstania Styczniowego i autor paru książek poświęconych jego tematyce prof. Eligiusz Kozłowski mówił w bardzo obszernym wywiadzie o Wielopolskim: „On chciał realizować swój program społeczny bez narodu (...) Swoją politykę chciał prowadzić w oderwaniu od społeczeństwa (...) Mogę powołać się na opinię wybitnego historyka Adama Szelągowskiego (profesora uniwersytetu we Lwowie, sympatyzującego z endecją-JRN) i jego znakomite nadal studium o powstaniu styczniowym : „naród w 1861,62,63 był chory na politykę, a Wielopolski chciał go leczyć administracją”. I to była jego klęska”. Prof. Kozłowski podkreślił, że Wielopolski w ogóle nie szukał sojuszników - „on właściwie był sam” (...) Już w kwietniu 1861 masakra demonstracji na Placu Zamkowym odstraszyła od niego ludzi. I wówczas -gdy jak mówił - uratował porządek w krwawym starciu -był chyba politycznie przegrany (...) Wielopolski (...) Musiał przegrać, gdy społeczeństwo było chore na politykę, a on mu oferował drobne ustępstwa”. )Por. wywiad Janusza Stankiewicza z doc. dr. hab. Eligiuszem Kozłowskim: Słoje narodowego drzewa, „Kontrasty, nr 1 z 1983 r.,s.4).
Niektórzy wybitni historycy polscy, jak między innymi słynny badacz historii XIX wieku profesor Jerzy Skowronek, zarzucali margrabiemu skrajny minimalizm programowy, niezrozumienie, że „nadchodzą czasy, gdy wskutek aktywizacji społeczeństwa polskiego i destabilizacji dotychczasowego reżimu również caratowi być może będzie potrzebny partner dysponujący wpływami wśród rodaków, gdy trzeba będzie nimi rządzić bez stanu wojennego, nie tylko, przy pomocy carskich generałów”. (Por. J. Skowronek: Aleksander Wielopolski. Tragedia polityka. Tragedia narodu, „Kierunki” 13 lutego 1983 r.). Podsumowując swą krytykę Wielopolskiego, prof. Skowronek uznał, że nie był on dobrym politykiem, bo „Nie miał cech absolutnie koniecznych dla polityka poszukującego kompromisu: umiejętności wysłuchania opinii partnerów i ogromnej cierpliwości w oczekiwaniu na ich pozyskanie” (Tamże). Warto dodać to, co pisał prof. Skowronek, skądinąd autor najlepszych wówczas podręczników szkolnych, w podręczniku historii dla siódmej klasy szkoły podstawowej pt. „Do Niepodległej” (Warszawa 1987, s.110). Prof. Skowronek pisał tam o Wielopolskim m.in. : „)...) Nie miał wielu przyjaciół, gdyż zrażał swą apodyktycznością i otwartym demonstrowaniem pełnej ugody z Rosja. Stanowczo coraz bardziej osamotniony wśród rodaków, nie zmienił swego programu. Głównym współpracownikiem uczynił syna- Zygmunta, co także wywołało krytyczne komentarze”. Prof. Skowronek zacytował potem (na s. 115) na temat Wielopolskiego dość wymowny fragment zeznań jednego z przywódców konspiracji Karola Majewskiego przed carską Komisją Śledczą: „Co do margrabiego Wielopolskiego opinia narodowa streszczała się w tej znanej frazie, że margrabia chce przyłączyć Kongresówkę do Ordynacji Pińczowskiej (tzn. swych posiadłości). Naturalnie więc kraj na innych drogach szukał punktu oparcia”.
Do najciekawszych opinii o Wielopolskim w latach 80-tych należał publikowany w „Przeglądzie Katolickim” z 3 maja 1987 r. osąd znanego publicysty Jana Skórzyńskiego, później przez lata zastępcy naczelnego redaktora „Rzeczpospolitej”. Zdaniem Skórzyńskiego : „Powołanie do rządu margrabiego Wielopolskiego- Polaka, cieszącego się zaufaniem władzy- mogło stać się wydarzeniem opatrznościowym. Margrabia nie podjął się jednak roli pośrednika pomiędzy rządzonymi a rządzącymi, nie przełożył narodowych postulatów na język cesarskiego dworu. Rozwiązując Towarzystwo Rolnicze rozpoczął bezmyślną walkę z opinią tych kręgów społeczeństwa polskiego, które stanowiły jego naturalne zaplecze polityczne i były z pewnością do pozyskania dla zamierzonego przezeń dzieła reform. W miejsce kompromisu i dialogu, który - jak wiadomo - wymaga partnera, wybrał więc wariant reform oktrojowanych, realizowanych odgórnie i poprzedzonych pacyfikacją kraju.
Żadnych z tych celów nie udało mu się osiągnąć. Prześladując środowiska umiarkowane, umocnił żywioły radykalne, których sił i możliwości wyraźnie nie doceniał. Próba ich poskromienia w postaci branki zaowocowała wybuchem insurekcji. Skory do mocnych ocen Kozłowski nazywa tę decyzję Wielopolskiego zbrodnią. Za Talleyrandem ocenić ją wypada w innych kategoriach: to gorzej niż zbrodnia, to błąd. Błąd polityczny, który Polsce przyniósł tragiczne, przedwczesne powstanie, a margrabiemu koniec błyskotliwej kariery. W tej perspektywie pojąć nie sposób, dlaczego do dzisiaj pokutuje mniemanie o realizmie Wielopolskiego, polityka tak ostentacyjnie lekceważącego krajową rzeczywistość (podkr.-JRN), na którą w równej mierze składa się siła carskich bagnetów, jak i polskie narodowe aspiracje (...) Wielopolskiemu zabrakło jednak politycznej wyobraźni, aby szukać sojuszników w pogardzanych rodakach (...)”. (Por. J. Skórzyński : Czas przeszły niedokonany, „Przegląd Katolicki”, 3 maja 1987 r.)
(W następnym tekście napiszę o jedynym znaczącym obrońcy postaci Wielopolskiego w latach 80 - tych historyku żydowskiego pochodzenia Jerzym W. Borejszy. Zaakcentuję tam również bardzo ciekawą sprawę motywów, jakimi kierują się różni żydowscy autorzy, pisząc o historii Polski.)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz