Oskarżam
Bogdana Borusewicza! (II)
A
oto dalszy rejestr oskarżeń pod adresem B. Borusewicza za jego
nikczemne zachowania w kręgach solidarnościowego podziemia.
Parę
miesięcy później w liście do Kolegium Instytutu Pamięci
Narodowej wystosowanym 12 lipca 2007 przez A. Gwiazdę i jego żonę
Joannę, również niegdyś znaną działaczką podziemia
solidarnościowego, można było przeczytać m.in.: „Informacje o
zamiarze Bogdana Borusewicza ubiegania się o stanowisko prezesa IPN
przyjęliśmy ze zdumieniem i najwyższym niepokojem, Naszym zdaniem
Borusewicz jest wyjątkowo nieodpowiednim kandydatem i to z wielu
powodów. Przez cały okres naszej znajomości, to jest od 1977 roku,
Borusewicz postępował nielojalnie, prowadził podwójne gry ze
szkodą dla opozycyjnej działalności. W realizacji swoich
prywatnych lub, co gorzej, nieznanych grupowych celów, nie cofał
się przed kłamstwem i rzucaniem najcięższych oskarżeń na swoich
współpracowników. Szczególnie niepokojącą cechą Borusewicza,
dyskwalifikującą go jako pracownika IPN jest skłonność do
przejmowania i ukrywania ważnych dokumentów. Uważamy, że
Borusewicz na stanowisku prezesa byłby gwarantem nierzetelności
IPN, gwarantem naginania prawdy do własnych potrzeb (...) Wobec
stałego braku materiałów poligraficznych za własne dolary, przy
pomocy znajomego marynarza, sprowadziliśmy z Zachodu pakiet matryc
do powielacza. Matryce te skryliśmy w trzech miejscach, uprawniając
Borusewicza do skorzystania z nich w przypadku naszego uwięzienia.
Kiedy matryce były potrzebne, okazało się, że wszystkie nasze
schowki są puste. Borusewicz zabrał je następnego dnia po
przedstawieniu go gospodarzom naszych konspiracyjnych mieszkań (…)
Po
dyskusyjnym spotkaniu WZZ, na którym Lech Wałęsa opowiadał,
jak w 1970 roku pomagał SB identyfikować uczestników grudniowej
rewolty, Borusewicz pożyczył od nas taśmę magnetofonową, na
której (za zgodą uczestników) nagrane było całe spotkanie.
Borusewicz nie wierzył, że Wałęsa mógł się przyznać, chciał
taśmę odsłuchać, zrobić kopię i oddać. Nie oddał, mimo
licznych monitów, dzięki czemu może do tej pory wierzyć w
niezłomność Wałęsy, a my mogliśmy tylko gołosłownie oskarżać
Wałęsę. Mimo, to wciąż staraliśmy się być wobec Borusewicza
lojalni, tłumacząc jego „dziwactwa” kompleksami, małym
wzrostem, nieporadnością organizacyjną, a także brakiem
jakichkolwiek osobistych doświadczeń w pracy zawodowej (...) Gdy
wyszedłem z więzienia w 1985 roku, wielu kolegów z Solidarności
przepraszało mnie, że nie mogą się ze mną kontaktować, ponieważ
Borusewicz kategorycznie im tego zakazał. Borusewicz przeprowadził
w tym czasie spektakularną akcję dezintegrującą środowisko
opozycji - ogłosił, że Marek Kubasiewicz jest agentem SB.
Według zgodnych relacji ludzi związanych z RKK, Kubasiewicz był
organizatorem i kierownikiem sieci kolportażu, uczestniczył w
zebraniach RKK, znał wszystkie drukarnie, redakcje, kolporterów i
tzw. skrzynki, czyli miejsca przekazywania materiałów i
wydrukowanych pism. Po „zdemaskowaniu” „agenta” nie nastąpiła
żadna wpadka ani w sieci RKK ani w ugrupowaniach niezależnych.
(...) Gdy wyszedłem z wiezienia, „osądzenie” Marka Kubasiewicza
już się dokonało. Borusewicz , jako uzasadnienie oskarżenia,
podawał ludziom rozmaite dowody, dostosowane do środowiska, w
którym miały być przekonujące. W sumie zebrałem 16 takich
„dowodów”. Część z nich nawzajem się wykluczała, część
była sprzeczna ze względu na czas i miejsce, część oparta na
zdarzeniach, które nie miały miejsca, a jeszcze inne wprost
wykluczały agenturalność Marka Kubasiewicza. Ci wszyscy, którzy
nie uznali tych oskarżeń za prawdziwe, zostali wykluczeni z
wszelkiej współpracy z RKK. Objęło to Ewę Kubasiewicz, Magdę
i Marka Czachorów, moją żonę, mnie i szereg innych osób. W
stanie wojennym Borusewicz oskarżył o współpracę z SB Bożenę
Ptak-Kasprzyk, członka Zarządu Regionu. (...) Tego typu
niedopowiedziane oskarżenia w szczególny sposób trwale
dezintegrowały środowisko, ponieważ nigdy nie zostały
rozstrzygnięte ani wycofane. Pomijam inne oskarżenia, rzucane na
ludzi nieznanych mi osobiście. O bezpodstawności tych oskarżeń
mogę sądzić tylko na podstawie skutków - ujawnienie domniemanego
agenta nie wywoływało dekonspiracji grupy, w skład której
wchodził.
Podobny
charakter miały działania Borusewicza w dziedzinie poligrafii. Np.
Borusewicz polecił Andrzejowi Kołodziejowi, aby zabrał
Karolowi Krementowskiemu powielacz, ponieważ „Walentynowicz
lub Gwiazdowa będą coś na nim drukować". Rzeczywiście
Gwiazdowa drukowała, a powielacz był prywatną własnością
Krementowskiego (ściśle mówiąc został ukradziony z POP PZPR w
Unimorze). Jak twierdził A. Kołodziej, jego jedynym zajęciem w
czasie ukrywania się było okresowe przewożenie dużych ilości
powielaczy z jednego magazynu do innego. Rozmawiałem z delegacją
norweskich związkowców, którzy dostarczyli w stanie wojennym do
Gdańska 70 kserokopiarek - pytali, jak je wykorzystaliśmy.
Sprawdziłem - żadne z gdańskich lub okolicznych ugrupowań,
również struktury RKK nigdy tych kopiarek nie otrzymały. Podobnie
było z innym sprzętem - Borusewicz magazynował powielacze i
offsety, a tzw. podziemie drukowało za pomocą ręcznych wałków i
rakli. Wiem tylko o jednym powielaczu przekazanym dla "Robotnika
Lęborskiego" wydawanego przez Marka Balickiego przez
dłuższy czas w skutecznej konspiracji. Pierwsza próba użycia
powielacza skończyła się wejściem SB i aresztowaniem redakcji -
drukarni. Ekipa z pelengatorami wykryła miejsce (w powielaczu
zainstalowany był nadajnik). Znany mi jest jeszcze los kilkunastu
offsetów, które wpadły pod koniec stanu wojennego w transporcie z
Gdańska do Elbląga.
Być
może, gdyby takie postępowanie było wynikiem nie złej woli, lecz
indolencji organizacyjnej, nieporadności politycznej i atrofii
moralnej, byłoby to podstawą do wybaczenia, lecz z pewnością nie
jest podstawą do powierzenia kierownictwa jednej z najważniejszych
instytucji w Polsce (...) Mamy nadzieję, że Kolegium odrzuci
kandydaturę Bogdana Borusewicza i uchroni IPN od kompromitacji”.
(Por. szerzej fragmenty listu otwartego J. i A. Gwiazdów do IPN-u w
mojej książce „Platforma Obłudników” , Warszawa 2009 ,ss.
122-126 ).
List
otwarty Gwiazdów miał doniosły skutek. Przerażony wyliczonymi w
nim faktami Borusewicz pospiesznie wycofał się z kandydowania na
prezesa IPN-u, pomimo tego, że miał za sobą poparcie wszystkich
partii w Sejmie, od PiS-u (naiwny PiS!) i PO do SLD. Borusewicz
najwyraźniej wystraszył się po liście Gwiazdów do IPN, że nagle
coraz więcej osób zacznie badać sprawę jego „dziwnych”,
niczym nie wytłumaczonych, a wielce podejrzanych zachowań z
przeszłości, które ujawnili Gwiazdowie.
Szczególnie
krytyczne sądy o Borusewiczu wypowiadała niejednokrotnie znana
działaczka solidarnościowa z Wybrzeża Ewa
Kubasiewicz-Houeé,
w czasie stanu wojennego skazana najwyższym wyrokiem wśród
kobiet, bo aż na 10 lat więzienia. W wywiadzie z 2009 r.
powiedziała m.in.: „ Zwróciłam się do Bogdana Borusewicza z
prośbą, żeby mi udostępnił jakąś maszynę, abym mogła
drukować gazetę i ulotki. Spotkałam się jednak z odmową,
ponieważ, jak się później okazało, Bogdan nie zamierzał pomagać
konstruktywnej opozycji. Ci, którzy mieli bardziej niezależne
poglądy nie mogli liczyć na niego, choć dysponował jako szef
podziemnej gdańskiej Solidarności olbrzymią pomocą z Zachodu.
Maszyny drukarskie i powielacze chowane były w piwnicach, a ludzie
nie mieli na czym pracować. W ten sposób zniknęła prawie cała
podziemna prasa na Wybrzeżu. Borusewicz mówił zresztą otwarcie,
że nie chce, aby ludzie Gwiazdy mieli na czym drukować. Myślę, że
nie chodziło tylko o moją osobę, ale o ubezwłasnowolnienie całego
Gwiazdozbioru” (Por. .E. Kubasiewicz- Houeé:
Dziesięć lat za ulotkę, „Dziennik Zachodni” 9 stycznia 2009
r.).
Ewa
Kubasiewicz- Houeé
ukazała bardzo negatywny obraz roli Borusewicza również w swej
wspomnieniowej książce: „Bez prawa powrotu” (Wrocław 2007).
Pisała tam m.in. (s.138): „ Z czasem docierało do mnie coraz
więcej sygnałów, że Borusewicz uprawia jakąś sobie tylko znana
politykę, spycha na margines i nie dopuszcza do działania ludzi,
którzy byli bardzo aktywni w „Solidarności” przed stanem
wojennym”. Ewa Kubasiewicz piętnowała również Borusewicza za
rzucone przeciw jej mężowi „oskarżenie celowo wyssane z
palca”.)(Por. E .Kubasiewicz: op. cit, s. 153). Z ostrą krytyką
oszczerczych oskarżeń Borusewicza pod adresem Marka Kubasiewicza
kilkakrotnie występował dr hab. Marek
Czachór,
profesor Politechniki Gdańskiej, który pewien czas, od 1987 r.
kierował Oddziałem Trójmiasto Solidarności Walczącej jako Michał
Kaniowski. (Por M. Czachór : „List otwarty do Andrzeja
Friszke
www.sw.org.pl/relacje/friszke.html
19
wrz 2005). Z krytyczną ocen zachowania Borusewicza wystąpiła
również znana działaczka opozycji w PRL-u dziennikarka Wiesława
Kwiatkowska,
m.in. autorka wydanej w podziemiu książki „Grudzień 1970 w
Gdyni”. W wystosowanym 20 września 2005 r. liście do profesora
Andrzeja Friszke z IPN Kwiatkowska określiła jako prawdziwy
„skandal” pomawianie Marka Kubasiewicza przez Borusewicza o
współpracę z SB.
Nader
krytyczną opinię o Borusewiczu wypowiedział jeden z czołowych
działaczy solidarnościowych Wybrzeża Andrzej
Kołodziej,
zastępca Wałęsy w Prezydium Międzyzakładowego Komitetu
Strajkowego, jeden z sygnatariuszy porozumień sierpniowych 1989
roku, w listopadzie 1987, po aresztowaniu Kornela
Morawieckiego
przewodniczący „Solidarności Walczącej”, honorowy obywatel
miasta Gdańska i honorowy obywatel miasta Gdynia, a; w czerwcu 2016
kandydat PO na członka Kolegium IPN z ramienia Senatu RP. W swym
wywiadzie - rzece opublikowanym w książce Alfreda
Znamierowskiego
„Zaciskanie pięści” Kołodziej stwierdził m..in.: „Z wieloma
rzeczami zacząłem się od razu nie zgadzać (...) Raził mnie
również brak zainteresowania kierownictwa „Solidarności”
losami ludzi, którzy działali, wpadli, a teraz wyszli z więzienia.
Większość z nich zostawiano samym sobie (...) Wielu z tych
pozostawionych na uboczu podejmowało decyzje o emigracji.
Wielokrotnie wiec zwracałem uwagę, na to, że nie wystarczy
krytykować tych, co emigrują, trzeba móc im cos zaoferować. Wtedy
mówiłem Bogdanowi (Borusewiczowi- JRN), że jeśli dalej tak
będzie, to w końcu pozostanie tylko on i będzie musiał wszystko
robić sam. On nie tylko, że miał inne niż ja zdanie na ten temat,
ale także nie podobały mu się inicjatywy niezależne..Nie tylko je
krytykował, lecz nawet starał się je hamować (...) (Podkr.-JRN).
Szalę przeważyła sprawa starego powielacza. Bogdan kazał mi go
odebrać od naszego wspólnego znajomego, któremu kiedyś go
zostawiłem. Dlaczego mam go odebrać? Masz za mało sprzętu?
Przecież, o ile wiem to sprzętu mamy dosyć, a ten powielacz nie
jest najlepszej jakości - Nie chodzi o brak sprzętu. Zależy
mi po prostu, aby ludzie ze środowiska Gwiazdów nie mieli, na czym
pisać.
(Podkr.-JRN).
Bogdan
nie chciał nic wyjaśniać. Po prostu zależało mu na tym, żeby
inni nie drukowali bibuły. A powielaczami tymi drukowano dwie
gazetki zakładowe i gazetkę „Solidarności” Regionu
Białostockiego... Stanowiskiem Bogdana byłem zaszokowany i wtedy na
na dobre postanowiłem zakończyć współpracę. Miałem zresztą
już wrażenie, że odizolowanie mnie od innych mogło stanowić dla
niego gwarancję, że nie podejmę innej działalności. Stąd moje
czekanie tygodniami na niego, na jego propozycje, czy decyzje, stąd
całkowite uzależnienie od tego, co postanowi i co mi zleci (...)”.
(Cyt. za: A. Znamierowski: „Zaciskanie pieści”, Paryż 1998
,s.82-84).
Ewa
Kubasiewicz szerzej opisała „dziwne” zachowanie Borusewicza
wobec Kołodzieja Pisała, że po wyjściu po 21 miesiącach z
czeskiego więzienia Kołodziej nawiązał kontakt z Borusewiczem i
czekał na przydzielenie mu jakichś zadań do pracy w podziemnej
„Solidarności”. Czekał kilka miesięcy bez żadnego efektu. Jak
napisała E .Kubasiewicz ( op.cit.,s.144): „Andrzej wyznaje mi, że
nie może dłużej siedzieć w ukryciu, bo wbrew obietnicom Bogdana
niczego nie dano mu do roboty i dostaje po prostu szału od tej
bezczynności”. Skomentowała tę sprawę pytaniem, czy
Borusewiczowi nie chodziło o zmarginalizowanie znanego działacza
solidarnościowego, który mógł konkurować z nim pod względem
popularności w „Solidarności”?
Ostro
brzmi osąd Borusewicza ze strony innego czołowego działacza
„Solidarności” Krzysztofa
Wyszkowskiego,
wypowiedziany w wywiadzie udzielonym Andrzejowi
Fickowi
w lutym 2016 r.: „Moim zdaniem Bogdan Borusewicz to nieudolny,
nieumiejętny, człowiek który był manipulowany przez SB, bo
otoczono go agenturą i kontrolowano bez jego wiedzy. Za to
publicznie jest prezentowany jako niesłychanie zdolny przywódca
podziemia solidarności. On był przekonany że działa skutecznie i
tajnie, ale agenci w jego otoczeniu powodowali, że był tak naprawdę
tylko pożytecznym idiotą dla SB i aparatu władzy”. Z wywiadu K.
Wyszkowskiego, udzielonego Andrzejowi Fickowi, dowiadujemy sie
również, że: „Gdy Borusewicz był szefem komisji która
dokonywała weryfikacji funkcjonariuszy dawnej SB w województwie
pomorskim i gdy tworzono Urząd Ochrony Państwa, wtedy doszło do
czegoś dziwnego. Otóż Gdańsk, gdzie aparat SB był szczególnie
rozbudowany, i szczególnie zasłużony w negatywnym tego słowa
znaczeniu, to właśnie w Gdańsku największy procent
funkcjonariuszy przeszedł pozytywną weryfikację. A ponadto w
Gdańsku w największym stopniu zniszczono archiwa SB. Można odnieść
wrażenie , że tutaj w Gdańsku gdy Bogdan Borusewicz kierował
tworzeniem nowych służb, dla niepodległej wolnej Polski, SB
najwięcej na tym skorzystała. Tak jakby on ułatwił sprawę
przemiany SB-eków w funkcjonariuszy UOP”. (Por.S-pl.pl
- Bogdan Borusewicz to nieudolny, nieumiejętny, człowiek który
...www.s-pl.pl/?id=951216
lut 2016 -). Pytanie, czy ten typ łagodnej weryfikacji esbeków na
Wybrzeżu dzięki Borusewiczowi był całkowicie przypadkowy? A w
ogóle, czy w świetle tak wielu podejrzanych informacji o zachowaniu
Borusewicza w podziemiu solidarnościowym nie należałoby temu
jegomościowi wstrzymać korzystanie z immunitetu i poddać
śledztwu?
Manipulacje
B. Borusewicza w sprawie utajnienia spraw zabójstw działaczy
solidarnościowych J. Samsonowicza i T. Szczepańskiego
Uczestnik
strajku sierpniowego w Stoczni Gdańskiej Zenon
Kwoka
zarzucił Borusewiczowi, że świadomie przeszkadzał w ujawnieniu
sprawy zabójstwa przez bezpiekę związanego z „Solidarnością”
dziennikarza Jana
Samsonowicza.
Był on przewodniczącym „Solidarności” w gdańskiej Akademii
Medycznej i jednym z sygnatariuszy odezwy o powołaniu ROPCIA. Kwoka
oskarżył w swym wywiadzie filmowym B. Borusewicza o utajnienie
sprawy zamordowania Samsonowicza. Przypomniał, że Borusewicz wraz
z B.
Lisem, A. Hallem i M. Świtkiem byli
wówczas największą władzą w regionie „Solidarności”
Wybrzeża i właśnie oni rozpatrywali śmierć J. Samsonowicza i ją
utajnili. Czyli maja
jakby moralny obowiazek wytłumaczenia się z tego, dlaczego tę
sprawę utajnili, wręcz odwrotnie potwierdzili wersję ubeka.
(Podkr.-JRN
(...) Dla
mnie Borusewicz, mój kolega zresztą, z którym siedziałem w
podziemiu, traci wiarygodność. No ja uważam,
że ukrywa zbrodnię, wtedy ukrywał zbrodnię (Podkr.-JRN).
Por. portret filmowy Z. Kwoki w książce J. Zalewskiego:: „Pod
prąd. Przewodnik po IV Rzeczpospolitej”, Warszawa 2014, s. 316) .
Kwoka
ujawnił też, że Borusewicz chodził na tajne rozmowy z
przedstawicielami władzy. A Jan Samsonowicz był niebezpieczny
dlatego, iż w czasie, gdy rozpoczęły sie tajne rozmowy części
działaczy „Solidarności” z Wybrzeża z SB Samsonowicz jako
zwolennik absolutnej jawności wszystkich negocjacji jawił się jako
autentyczna przeszkoda. (Por. tamże,ss.313-314). Z. Kwoka w swych
wspomnieniach powołał się na opinię emigracyjnego dziennikarza
Andrzeja
Jarmakowskiego.
Zdaniem Jarmakowskiego: „Jan ( Samsonowicz- JRN) poniósł śmierć,
bo domagał się rozliczeń finansowych „Solidarności”,, a
pieniądze były niemałe, bo to było parę milionów dolarów”.(
Por. tamże, s.314). Trudno dziś podać motywy ,dlaczego Borusewicz
tak mocno upierał się przy wersji zaprzeczającej zabójstwu
Samsonowicza przez ubeków i podtrzymywał wymyśloną przez nich
wersję o jego samobójstwie? Być może chodziło o bardzo źle
rozumiany przez Borusewicza interes polityczny KOR- u, tj. niechęci
do nagłaśniania śmierci działacza z konkurencyjnego dla KOR-u
nurtu - ROPCIA, który mógłby być uznany za politycznego
męczennika.
Świadome
zaniechania Borusewicza są widoczne również w sprawie wyjaśnienia
kulisów śmierci w styczniu 1980 r. w podejrzanych okolicznościach
(prawdopodobnie zamordowania przez SB) innego działacza związkowego
Tadeusza Szczepańskiego. Lech
Wałęsa,
do którego zwróciła się rodzina T. Szczepańskiego o wyjaśnienie
sprawy jego śmierci skierował całą kwestię do Borusewicza,
wówczas wiceministra spraw wewnętrznych. Wałęsa zeznał później
podczas przesłuchania w tej sprawie: „Zachęcałem do wyjaśnienia
tej sprawy Bogdana Borusewicza, który był wiceministrem spraw
wewnętrznych. Niczego się jednak od niego nie dowiedziałem”
(Cyt. za: Paweł
Zyzak:
„Lech Wałęsa..Idea i historia”, Kraków.2009,ss.194-195).
Ciekawe,
że nawet Lech Wałęsa w wypowiedzi z 20 maja 2013 r .wyraził
wątpliwości co do prawdziwej roli Borusewicza, stwierdzając: - „W
swojej dzisiejszej wypowiedzi w jednej z telewizji informacyjnych
stawiałem pytania, dotyczące sposobów działania mojego
współpracownika Bogdana Borusewicza w okresie Strajku Sierpniowego
w 1980 roku. Pytałem otwarcie, jak rozumieć jego niektóre
niezrozumiałe, niejasne lub nietrafione propozycje działań z
tamtego okresu, które wcale nie pomagały. Pytałem otwarcie, czy
był prowokatorem, agentem czy może był słaby i nie znał się na
rzeczy, ale nie podpowiadałem żadnej odpowiedzi na te pytania”.
Wcześniej w rozmowie z dziennikarzami TVN, dopytywany, czy sugeruje
powiązania marszałka senatu z SB, Wałęsa mówił: - „Nie wiem.
Pójdźcie tą drogą, dlatego, że wszystkie jego akcje były
fatalne. Jest tych akcji dużo więcej. Nie chciałbym na razie dużo
ujawniać, ale jak będzie trzeba, będę powoli następne sprawy
ujawniał. To wy macie znaleźć te informacje. Ja mam wystarczająco
dużo, ale nie będę wam pomagał - deklarował noblista. Mówił
też, że gdyby podczas strajku postąpił zgodnie z sugestiami
Borusewicza, zostałby aresztowany”.(Por. „Bogdan Borusewicz był
agentem?” Oświadczenie Lecha Wałęsy
wiadomosci.wp.pl/kat,1342,title,Bogdan-Borusewicz-byl-agentem-Oswia.
Na
temat powikłanych związków L. Wałęsy z B. Borusewiczem zob
szerzej moj portret B.Borusewicza w książce „Platforma
Obłudników”,
Warszawa 2009,ss. 138-141).
Pytanie,
czy polityk, którego rolę w przeszłości tak negatywnie oceniają
liczni wybitni działacze byłej solidarnościowej opozycji, może
być uważany za „autorytet”, a nawet „legendę
Solidarności”?
Solidarności”?
Szczególnie podłe, wręcz nie do wybaczenia były świadomie
rzucane przez Borusewicza fałszywe oskarżenia o współpracę z
SB, które m.in. zniszczyły małżeństwo Kubasiewiczów. Borusewicz
w świetle tak haniebnych fragmentów jego przeszłości nie
powinien być dalej wicemarszałkiem Senatu, a nawet senatorem. Niech
to przemyślą władze PiS-u ! I
kolejne pytanie na koniec .Dlaczego w telewizji publicznej spod
znaku J. Kurskiego mówiąc o oszczerczym porównaniu przez
Borusewicza J. Kaczyńskiego do WRON-u W. Jaruzelskiego nie
przypomina się równocześnie nikczemnych działań Borusewicza dla
zniszczenia nie-Korowskiej części opozycji? Czy dzieje się tak
przez niepamięć, czy oportunizm i miękkość?
Jako
pierwszy zebrałem w jednym tekście poświęcone Borusewiczowi
fragmenty relacji wybitnych działaczy solidarnościowych z Wybrzeża:
Anny Walentynowicz, Joanny i Andrzeja .Gwiazdów, Ewy
Kubasiewicz-Houee, Krzysztofa Wyszkowskiego, Andrzeja Kołodzieja,
prof. Marka Czachora dziennikarki Wiesławy Kwiatkowskiej, Lecha
Wałęsy oraz paru szeregowych działaczy związkowych. Są one w
swej wymowie oskarżycielskiej prawdziwie przerażające i stanowią
dowody pokazujące nikczemność Borusewicza i całkowicie zrzucające
go z piedestału. Większość z tych relacji pochodzi z okresu po
2005 r. i niestety nie mógł ich znać świętej pamięci prezydent
RP Lech Kaczyński, gdy poparł decyzję o wytypowaniu Borusewicza
na marszałka Senatu. Musiał znać jednak te relacje obecny
marszałek Senatu Stanisław
Karczewski
z PiS-u i można się tylko dziwić, że zgodził się na objęcie
stanowiska wicemarszałka Senatu przez takiego niegodziwca. Najwyższy
czas, by zmienić tę decyzję!. Apeluję do czytelników tego blogu
o przygotowanie specjalnego listu otwartego na rzecz usunięcia
Borusewicza z funkcji, na którą w żadnym razie nie zasługuje!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz