Brawo Viktor Orbán!
Premier
Węgier Viktor Orbán podczas spotkania z polską
premier Beatą Szydło w dniu 22 września
2017 r. wystąpił z jednoznacznym
, bardzo mocnym poparciem polityki Polski. Zaakcentował m.in.: „Mniej Brukseli, więcej państw narodowych!
(Podkr.-JRN). Orbán potępił próby inkwizycji politycznej (podkr.-JRN) wobec Polski ze
strony czołowych państw UE. Powiedział wprost :„To, co się dzieje wobec Polski w
UE, to brak szacunku” i uznał, że działania UE wobec Polski są bezpodstawne.
Nazwał główne kraje Unii Europejskiej
„byłymi kolonialistami” i krajami imigranckimi, mówiąc o polityce Polski i Węgier
: „Nie chcemy być krajami
imigranckimi!./ i „Nie chcemy być
krajami o mieszanej ludności ze zmniejszającą się rolą chrześcijaństwa !
Jednoznacznie chwaląc wspólną drogę Polski i Węgier premier Orbán stwierdził
: - „Możemy powiedzieć, że Unia Europejska byłaby o wiele biedniejsza bez
Polski (...) Wyniki gospodarcze Polski, to jak lokomotywa dla całej Unii”. Zaznaczył
jednocześnie, że w tej dziedzinie Węgry „depczą Polsce po piętach”. Podkreślił,
że Polska i Węgry miały i mają bardzo udaną współpracę gospodarczą i będą ją
jeszcze rozwijać. - Rozmawialiśmy z premier Szydło o tym, że koniecznie
chcielibyśmy uruchomić w następnym okresie kilka dużych polsko-węgierskich
projektów. Jeżeli pozostałe kraje V4 się przyłączą, chętnie ich powitamy -
powiedział Orbán. Zaznaczył,
że chodzi mu o projekty o „dużej wadze ekonomicznej”. Obserwatorzy zwracali
uwagę na bardzo dobrą atmosferę spotkań premiera Orbána. z premier B. Szydło i prezesem PiS-u
Jarosławem Kaczyńskim. Słynny obrońca praw mniejszości polskiej w
Niemczech mecenas Hambura określił
wyrażane podczas tych spotkań bardzo mocne wyrazy solidarności polsko -
węgierskiej słowami „Duet polsko -węgierski łamie dominację niemiecką w Europie”!
(Podkr.- JRN). A swoją drogą dziwne, że prezydent Duda nie zdobył się dotąd na
przyznanie Orderu Orła Białego V. Orbánowi, choć przyznał go już kilku innym politykom z
zagranicy. Z czego wynika takie pomijanie premiera Viktora Orbána, najlepszego
przyjaciela Polski w Europie?
(Wszystkie czytelniczki i czytelników tego
blogu zapraszam na organizowaną przeze
mnie i red. Rafała Mossakowskiego
manifestację prze Ambasadą Węgier w Warszawie, przy rogu ul. Chopina i al. Ujazdowskich
w dniu 23 października w kolejną rocznicę wspaniałego Powstania Węgierskiego z
1956 r. Pragniemy, by ta manifestacja wyraziła polski hołd pamięci Powstania
Węgierskiego, a zarazem była wyrazem
wielkiej dzisiejszej wspólnoty politycznej Polski i Węgier i wyrazem naszego uznania dla przełomowych,
pionierskich reform węgierskich pod egidą premiera Viktora Orbána).
Prezydent Czech
przeciw napływowi imigrantów do Europy
Prezydent Czech
Milos Zeman nazwał masowy napływ
imigrantów „zorganizowaną, spontaniczną inwazją”. Dodał : „ O współczuciu można
mówić w przypadku osób starszych i
schorowanych oraz dzieci”. Stwierdził wprost, że młodzi mężczyźni z Syrii i
Iraku zamiast wyjeżdżać ze swoich krajów
powinni chwycić za broń i walczyć przeciw dżihadystom. Trudno nie przyznać
racji prezydentowi Zemanowi, widząc rozliczne zdjęcia pokazujące jak tłumy młodych. zdrowych byczków z
Bliskiego Wschodu przedzierają sie w poszukiwaniu szmalu do krajów Europy. To
żadni uchodźcy, to po prostu lenie i
naciągacze. Najbardziej groteskowe są pretensje niektórych z tych pseudouchodźców
w Niemczech”. Głośno skarżą się na brak seksu i wynikły stąd ból jąder.
Senator
Waldemar Bonkowski ostro o inwazji imigrantów na Europę:
Tam jest syf, kiła i
mogiła
22 września 2017r. doszło do bardzo ostrego
wystąpienia senatora PiS-u Waldemara
Bonkowskiego przeciw inwazji
muzułmańskich imigrantów z Bliskiego Wschodu na Europę. Senator Bonkowski powiedział: „Oni nawet nie
dadzą się zintegrować, bo im religia nie pozwala na to, żeby oni
się z nami integrowali. Jeśli wy mówicie, że można ich
tu przyjmować, to wy w ogóle nie macie
zielonego pojęcia”. Polemizując z twierdzeniami opozycji,
że „PiS straszy uchodźcami” podkreślił, że co prawda istnieją
nieliczne przypadki integracji uchodźców, których nikt nie neguje, ale
odwiedził kraje arabskie i afrykańskie i na własne oczy
zobaczył, jak wyglądają tamtejsze zwyczaje. i zaakcentował :”Jeśli ktoś mówi, że trzeba tutaj
sprowadzać uchodźców - jak ktoś z Platformy, zdaje się, że pani
Pomaska czy ktoś inny powiedział, że oni powinni przyjść do Polski
i powinniśmy się, jak to określiła, ubogacić kulturowo -
to ja bym proponował, żeby może Sejm zafundował opozycji totalitarnej
wycieczkę do Egiptu, do Kairu czy do Luksoru”. Porównał to. co zobaczył w tych krajach,
porównał do chlewni, zaznaczając. że nie chce obrażać polskich
chlewni, bo jest w nich czysto i porządek. A potem dorzucił szczególnie ostre słowa: „Pojedźcie sobie zobaczcie to.
Ja byłem tam kilka lat temu i byłem teraz - myślałem, że coś się
polepszyło, a tam jest jeszcze gorzej, jest brud, brud i brud.
A nawet powiem kolokwialnie: jest syf, kiła i mogiła. Tych ludzi nie
da się ucywilizować”. Dodał, że rząd PiS broni
honoru Polski i Polaków.
A Nycz znów jątrzy
Najbardziej ograniczony umysłowo z polskich
hierarchów kardynał Nycz kolejny raz
„zabłysnął” apelem o przyjecie
imigrantów w Polsce. Ten nieszczęsny duchowny, płynący pod prąd stanowisku
ogromnej części Polaków , niczego nie może się nauczyć. Powtarzam więc jeszcze raz moją dawniejszą sugestię.
Niech Nycz, tak kochający muzułmańskich przybłędów, sam wreszcie weźmie do swego
pałacu biskupiego z trzydziestu z nich.
A potem niech pilnie baczy, czuwając w dzień i w nocy, aby nie obrabowali mu
pałacu i nie zgwałcili gosposi i jego
samego. Taki hierarcha w roli arcybiskupa w stołecznej Warszawie, to prawdziwa obelga dla wierzących katolików i prezent dla ateistów !
Znakomity wywiad J.Kaczyńskiego dla tygodnika
„ w Sieci”
W najnowszym numerze tygodnika „w Sieci” ukazał się wywiad
naczelnego redaktora wspomnianego tygodnika Jacka Karnowskiego z Jarosławem
Kaczyńskim, niewątpliwie jeden z najlepszych tekstów prezesa PiS-u w ostatnich kilku latach. Oto
najważniejsze myśli zawarte w tej wypowiedzi:
Jarosław Kaczyński
o reparacjach od Niemiec:
„Ważne jest to, że sprawa pojawiła się publicznie, że stanęła jako
problem (...) Ja tej sprawy nie traktuję
jako beznadziejnej od strony finansowej, uważam, że mamy szanse. A ma
ona także inne zalety, ponieważ jest okazją do pokazania tego, co w Polsce
naprawdę się działo w czasie drugiej wojny światowej. To jest bardzo skuteczne odwrócenie tej
tendencji, która prowadziła do uznania nas za niemałże sojuszników ówczesnych
Niemiec. To jst wartość sama w sobie, wielka wartość.(Podkr.-JRN) (....)
Nie ma żadnych podstaw
prawnych, by Niemcy mogły nam odmówić reparacji; tu trzeba działać
konsekwentnie, dzieląc całą akcję na etapy, teraz jest etap sejmowy,
a więc jeszcze nie etap oficjalnego wystąpienia państwa polskiego. (…) Nie chodzi tylko o straty wynikające z działań
wojennych. Trzeba mówić o tych pociągach pełnych zrabowanych dzieł sztuki,
cennych przedmiotów, ale także rzeczy mniej cennych, zwykłego dobytku Polaków.
(...) Powtarzam: to będzie proces, który będzie sie rozwijał, w żadnym wypadku
nie mamy zamiaru z niego zrezygnować. A do tego pozwala on na bardzo
precyzyjna identyfikację „partii niemieckiej”
w Polsce, czyli ludzi, którzy odrzucają jakąkolwiek lojalność wobec naszego państwa. Wystarczy posłuchać polityków
opozycji, którzy gniewnie zwalczają postulat reparacji (...)”.
Odpowiadając na uwagę red. Karnowskiego,
że zdecydowana większość Polaków popiera postulat uzyskania reparacji, prezes PiS
powiedział: „To są wskaźniki na poziomie 70 proc., a to w mojej ocenie zbyt
mało. To powinno być co najmniej 95 proc. Na bardzo trafne pytanie, czy w
sprawie ewentualnych sankcji za
nieprzyjmowanie imigrantów trzeba stanąć po stronie polityków europejskich i
niemieckich, czy po stronie polskich władz, aż 20 proc. wskazuje na ośrodki zagraniczne. co pokazuje poziom wykorzenienia
wielu ludzi wychowanych w III Rzeczpospolitej, To są straszliwe zniszczenia
moralne. To jest „dorobek” III RP, zbudowany na tym, co wcześniej robiła PRL:”/
O relacjach z prezydentem Dudą
i prezydenckich wetach:
W najbliższym czasie musimy odpowiedzieć
na pytanie, o działanie prezydenta; musimy wiedzieć, czy możemy iść
do przodu, czy możliwe są kolejne zmiany, czy na razie więcej
nie zdołamy w Polsce naprawić.
O konsultacjach z prezydentem
Dudą ws. reformy wymiaru sprawiedliwości:
Pokazały, że możemy
rozmawiać. Jednocześnie jednak pokazało, że są daleko idące różnice
zdań. Czy da się je sprowadzić do jakiegoś wspólnego mianownika,
który pozwoliłby posunąć sprawę reformy sądownictwa naprzód, tego dziś nie
wiem. Zobaczymy, co dokładnie zaproponuje prezydent.
O relacjach ze Stanami
Zjednoczonymi i słowach Donalda Trumpa dot. patriotyzmu Polaków:
To jest duże wyróżnienie pokazujące także,
że polityka amerykańska jest bardzo Polsce przychylna. To również
ma znaczenie dla pozycji Polski w układach wewnątrz europejskich,
to umacnia naszą pozycję. Często słyszymy ze strony opozycji,
że Polska nie powinna być +amerykańskim lotniskowcem+, bo to się
kiedyś skończy. Wszystko się w historii kończy, ale dla nas 20,
30 lat amerykańskiego wsparcia - a mam nadzieję, że znacznie więcej
- to jest coś niezwykle ważnego i cennego.
O relacjach z Unią Europejską:
O relacjach z Unią Europejską:
Jeśli chcemy dogonić
europejskie centrum i stać się krajem równouprawnionym, to musimy
wytrzymać presję UE; jeśli tego nie zrobimy, zostaniemy
krajem peryferyjnym Wspólnoty. Jest to sytuacja trudna, ale trzeba sobie
jasno powiedzieć: jeśli chcemy wywalczyć sobie pełną niepodległość, jeśli
chcemy w okresie stosunkowo krótkim, np. jednego pokolenia, dogonić
europejskie centrum, stać się krajem realnie równouprawnionym, wyrównać nie
tylko poziom PKB, lecz i poziom zasobności,
to musimy mieć świadomość, że trzeba wytrzymać presję, a nawet
ostrzejsze działania Ale warto to zrobić, bo innej drogi nie ma. Jeśli
tego nie zrobimy, na zawsze zostaniemy krajem peryferyjnym . (...)” .( Por.
wywiad J. .Karnowskiego z J. Kaczyńskim: Musimy wiedzieć, czy prezydent jest z
nami, „ w sieci” z 25 września 2017 r. oraz
skrót wywiadu z Kaczyńskim w
portalu „w Polityce.pl”.)
Bardzo
ważny tekst red. J. Karnowskiego, krytyczny wobec pomysłów A. Dudy
W najnowszym numerze
tygodnika „w Sieci” ukazał… się
artykuł naczelnego redaktora tego tygodnika Jacka
Karnowskiego, świetnie podsumowujący pomysły prezydenta A. Dudy w sprawie
reformy sądownictwa. Karnowski pisał bez ogródek m.in.:
„Z moich informacji uzyskanych
od najważniejszych polityków partii rządzącej wynika, że propozycje
prezydenta uważane są za nie do przyjęcia. – To blamaż
legislacyjny, a do tego propozycja niekonstytucyjna – mówi
mi bardzo ważny polityk PiS. Sam
Jarosław Kaczyński miał określić prezydenckie ustawy jako
„horrendalne rozwiązanie”. (Podkr.- JRN)
Co konkretnie
nie podoba się kierownictwu PiS? Jednoznaczny sprzeciw budzi
propozycja odpowiedzi na pytanie, co zrobić, jeśli w parlamencie
nie uda się wybrać członków zreformowanej Krajowej Rady Sądownictwa większością
3/5, co jest przecież więcej niż prawdopodobne, zwłaszcza przy założeniu,
że będą to osoby wyróżniające się gotowością do wprowadzania
zmian, a nie nijakie lub bierne. W takiej sytuacji prezydent chce
osobiście wskazywać członków KRS. W rozmowie
z Jarosławem Kaczyńskim miał powiedzieć: „My się jakoś dogadamy”,
w domyśle co do decyzji personalnych. Taka deklaracja
to jednak dla PiS coś zbyt ulotnego. Tym bardziej że chodzi
o sprawę zasadniczą: które kręgi świata prawniczego będą podstawą kadrową
nowego rozdania. – Nie chodzi o to, żeby wstawić do KRS
„swoich”, bo „swoich” nie mamy. Sędzia pisowski to zjawisko
w przyrodzie nieznane, coś jak yeti. Ale są ludzie, którzy nie boją
się stawiać prawa ponad interes korporacyjny, i to na nich
chcemy się oprzeć – relacjonuje debaty w kierownictwie PiS
mój rozmówca.
Jest też inny
problem: przyznanie prezydentowi prawa wskazywania członków KRS
jest niemal na pewno niezgodne z konstytucją,
która jasno i konkretnie mówi, że głowa państwa ma w tej
kluczowej dla sądownictwa instytucji jednego przedstawiciela. Pozostałych
członków Rady prezydent „powołuje”, a nie wybiera. Gdyby uznać,
że może wskazać wszystkich członków KRS, zdaniem
wielu prawników konieczna byłaby kontrasygnata premiera lub ministra
sprawiedliwości, co sprowadzałoby całe rozwiązanie do absurdu. Według
PiS najlepsze byłoby powierzenie wyboru członków KRS –
w razie sejmowego pata – Senatowi. Mógłby on również stosować zasadę
3/5, tym bardziej że w izbie wyższej ryzyko klinczu
jest minimalne.
Nie do przyjęcia
są dla kierownictwa PiS również propozycje dotyczące Sądu Najwyższego.
Do zaakceptowania jest jedynie rezygnacja z zasady wygaszenia całego
składu SN i wprowadzenie w zamian zmian
w wieku emerytalnym sędziów; taka była pierwotna koncepcja Ministerstwa
Sprawiedliwości, zakładana jeszcze na etapie budowania ogólnych założeń
poprzednich ustaw, zarzucona później w parlamencie. Wątpliwości budzą
jednak szczegóły, które sprawiają, że swoje stanowisko zachowałaby
I prezes SN Małgorzata Gersdorf. (…) Swoje
miejsca pracy zachowałaby także większość sędziów SN –
według wyliczeń ośrodka prezydenckiego krótko po przyjęciu ustaw odeszłoby
ledwie 40 proc. sędziów. PiS ocenia, że byłoby to jeszcze mniej.
W tle jest spór, jak interpretować konstytucyjne umocowanie Sądu
Najwyższego. Prezydent uważa, że jest to sąd znajdujący się pod
szczególną ochroną konstytucji, bo taka była intencja autorów ustawy
zasadniczej. Kierownictwo PiS ma inny pogląd, wskazując, że intencją
autorów konstytucji było zabezpieczenie III RP przed wszelkimi istotnymi zmianami, i konsekwentne
stosowanie tego typu analizy historycznej wykluczałoby jakąkolwiek poważną
reformę. Do tego konstytucja w artykule mówiącym o możliwości
zmiany ustroju sądów nie wskazuje SN jako
podlegającego wyłączeniu, co oznacza, że parlament ma prawo
do daleko idących zmian.
(…)
Co więcej,
analizy PiS jednoznacznie wskazują, że propozycje prezydenta dają Sądowi
Najwyższemu pewien zakres kontroli konstytucyjnej, co jest nie
do zaakceptowania. Oznacza bowiem podważenie całej drogi
polityczno-prawnej związanej z bojami wokół Trybunału Konstytucyjnego. SN mógłby wówczas stać się realizatorem i patronem
tzw. rozproszonej kontroli ustaw. Nie byłoby żadnej gwarancji, że ustawy
przyjęte przez parlament i podpisane przez głowę państwa nie byłyby
podważane w sądach powszechnych. W rezultacie władza korporacji
prawniczej zamiast zostać ograniczona, mogłaby wzrosnąć. Cały sens zmian
zostałby podważony.
(…)
Jak będą wyglądały
kolejne kroki większości sejmowej? – Nie chcemy wojny
z prezydentem. Będziemy proponowali, by przyjął nasze projekty ustaw
poprawione w tych punktach, na których mu zależy, a które
są dla nas do przyjęcia – słyszę. Ale muszą to być takie ustawy,
które dadzą gwarancję, że sądownictwem, a także Sądem Najwyższym, pokierują
ludzie o dobrej reputacji, zdeterminowani, gotowi uzdrowić wymiar
sprawiedliwości. PiS jest także gotowe zaakceptować swego rodzaju
„autopoprawki” w projektach prezydenta, uwzględniające propozycje
ugrupowania Jarosława Kaczyńskiego.
Oznaczałoby to jednak de facto konieczność napisania ustaw prezydenckich
jeszcze raz, niemal od nowa, bo – tu znów cytat – „tego, co proponuje prezydent,
punktowo poprawić się nie da”. (Podkr.-JRN).
W tle sprawy
sądów są oczywiście kwestie bardziej zasadnicze, dotyczące przyszłej drogi
prezydenta i całego obozu dobrej zmiany.
Kierownictwo PiS zdecydowanie odrzuca polityczne uzasadnienie wet, które
publicznie prezentują doradcy prezydenta Dudy. Przywoływany przez prof.
Andrzeja Zybertowicza argument o zagrożeniu dobrej zmiany „wykolejeniem”
w wyniku protestów opozycji uznawany jest za błędną diagnozę. –
W krajach o ustabilizowanym systemie demokratycznym nawet ogromne
demonstracje nie wywracają władzy. Nawet milionowe marsze nie zmieniają decyzji
większości. Demonstracje poprzedzające weta do tego poziomu nawet się nie
zbliżyły. W szczytowym punkcie było to maksymalnie 20–25 tys.
ludzi. Dużo jak na Polskę, ale wielokrotnie za mało, by nam
zagrozić – słyszę od swojego rozmówcy z PiS. A co, jeśli
demonstracje przerodziłyby się w jakąś wersję polskiego Majdanu? –
To też nic by nie zmieniło. Mielibyśmy miasteczko namiotowe przez dwa
lub trzy tygodnie i tyle. Przy wysokim poparciu społecznym nie jest
to scenariusz szczególnie groźny – słyszę.
Obóz prezydencki weta
tłumaczył także groźbą znacznego pogorszenia wizerunku Polski, przyklejenia nam
łatki „drugiej Białorusi”. Dla przywódców PiS
to także nie jest usprawiedliwienie. Jarosław Kaczyński wielokrotnie
tłumaczył swoim współpracownikom, że każda próba naprawy Polski będzie się
wiązała z próbami izolowania kraju i budowania zagranicznej presji.
I że trzeba ten okres po prostu przetrzymać. Mówi to także
w bieżącym wywiadzie dla „Sieci”. Podmiotowość w relacjach
międzynarodowych jest bowiem nie tylko wartością samą w sobie, lecz także
warunkiem koniecznym rozwoju kraju. Uznanie, że zagranica ma prawo
weta, kończy się korkociągiem śmierci, rezygnacją z kolejnych szans,
oznacza utrwalanie peryferyjnej pozycji Polski. Paromiesięczny, a nawet
paroletni okres gorszych relacji z innymi krajami to cena, jaką
warto zapłacić.
Weta prezydenta
uważane są w kierownictwie PiS za wielki błąd polityczny,
za dowód braku doświadczenia politycznego głowy państwa. –
Ogłaszając swój warunek 3/5 jeszcze w trakcie prac sejmowych, Andrzej
Duda złamał fundamentalną zasadę polityki: dał przeciwnikowi nadzieję
na zwycięstwo, dał mu tlen – mówi mój kolejny rozmówca z PiS.
Inaczej mówiąc: obóz III RP uwierzył
w tamtym momencie, że może zwyciężyć, najpierw w tej bitwie,
a później w całej wojnie. A tej nadziei już im brakowało
po załamaniu się pierwszej fali rzeczywiście relatywnie dużych
demonstracji KOD i po fiasku próby
wykreowania chaosu wokół ustawy budżetowej.
W szerszym
planie pojawiają się obawy o zmarnowanie wielkiej, dziejowej wręcz szansy.
Kierownictwo PiS opisuje sytuację następująco: wskaźniki społeczne
i gospodarcze są doskonałe, mamy sukcesy międzynarodowe, w tym
wizytę Donalda Trumpa. I w takiej sytuacji Andrzej Duda decyduje się
na akcję, która może zablokować drogę do kolejnych sukcesów, która
wszystko może wysadzić w powietrze. Co gorsza, zagrożenie tym razem
wyszło z obozu IV RP,
z własnych szeregów. I nie bardzo wiadomo, jaki jest głębszy cel tego
wszystkiego. Prezydent ma bowiem podejmować działania politycznie
dwuznaczne, zarzuca mu się np. werbowanie młodych posłów PiS
z niezłymi wynikami wyborczymi jako pełnomocników ds. referendum
konstytucyjnego, co liderzy PiS jednoznacznie odczytują jako możliwy
zaczyn jakiegoś rodzaju struktury poziomej, rozbijanie obozu. Zauważane
są także bardzo silne zabiegi prezydenta o wciągnięcie „Solidarności”
w swoje akcje polityczne. Do tego dochodzą zmiany w otoczeniu
prezydenta odczytywane jako wypychanie lub degradowanie ludzi choćby
podejrzewanych o lojalność wobec PiS.
Uważnie analizowane
są wypowiedzi prezydenckiego rzecznika Krzysztofa Łapińskiego. (...)Łapiński nas wręcz nienawidzi,
a przecież dostał od nas sto szans. Dostawał kolejne, nawet wówczas
gdy poprzednie odrzucał lub porzucał – słyszę od bardzo ważnego
polityka PiS. (...)
Co więc, według PiS, jest
politycznym celem Andrzeja Dudy? Możliwość skutecznego kandydowania bez względu
na zgodę partii rządzącej, a nawet wbrew niej. Taka
taktyka jest odczytywana przez kierownictwo obozu jako skrajnie wręcz
egoistyczna, grożąca klęską, destrukcyjnam (...). To Andrzejowi Dudzie przypisuje
się odpowiedzialność za nie najlepsze relacje z prezesem PiS.
Do pierwszych zgrzytów doszło jeszcze w czasie kampanii wyborczej.
Jarosław Kaczyński uznał, że słynne zdanie Agaty Kornhauser-Dudy,
wypowiedziane niespełna tydzień przed drugą turą – „Panie prezesie, ja się
pana nie boję” – było dość impertynencką, niepotrzebną zaczepką (... )Jarosława
Kaczyńskiego irytowało także pomijanie jego roli w doprowadzeniu
do wyboru prezydenta przez różne osoby z otoczenia Andrzeja Dudy,
eksponujące w zamian wątki mesjanistyczne. (...)
Przełomem we wzajemnych relacjach był
jednak 10 kwietnia 2016 r., gdy bez konsultacji z Jarosławem
Kaczyńskim prezydent wygłosił przemówienie zawierające apel o wzajemne
wybaczenie. Prezes PiS odpowiedział wówczas, że „wybaczenie jest
potrzebne, ale po wymierzeniu kary”. Po tym zdarzeniu Kaczyński
uznał, że najsensowniejszą odpowiedzią na ambicjonalną postawę
prezydenta będzie ograniczenie kontaktów z nim do minimum.
Z perspektywy
kierownictwa PiS sprawy nie wyglądają więc dobrze. – Oni po prostu odjechali!
Co ważne, odjechali teraz, gdy jest szansa na prawdziwą
niepodległość, gdy mamy tyle sukcesów. I teraz wszystko próbuje się
rozwalić. Ręce opadają! – tak oceniana jest postawa głowy państwa przez liderów
PiS. Definiują sytuację następująco: trzeba szybko rozstrzygnąć dylemat – albo
prezydent jest z PiS i obóz idzie dalej, albo doszliśmy
do granicy tego, co możliwe w tej konstelacji. W tym drugim
wypadku do końca kadencji rząd nie będzie podejmował wielkich reform,
i skupi się na dobrym zarządzaniu oraz budowaniu poparcia. Wówczas
jednak historyczna odpowiedzialność
za to zaniechanie spadnie na głowę państwa.”
(Podkr.-JRN). Uważam oceny zachowań
prezydenta Dudy, przedstawione w artykule
red. .,Jacka Karnowskiego za całkowicie przekonywujące. Karnowski
stwierdza, że swego rodzaju „przełomem” negatywnym w stosunkach Duda -Kaczyński
był niczym nieuzasadniony apel prezydenta A. Dudy z 10 kwietnia 2016 r. o
wzajemnie przebaczanie, natychmiast jeszcze tego samego dnia ostro skontrowany
przez prezesa PiS-u. Przypomnę, że na tym blogu wielokrotnie ostro krytykowałem
ten apel pana Dudy jako niesamowitą „głupość”}
Bo, cóż u licha mają nam wybaczać SLD, PO, Nowoczesna, KOD tak bardzo winne degradacji III RP ?
Bo, cóż u licha mają nam wybaczać SLD, PO, Nowoczesna, KOD tak bardzo winne degradacji III RP ?
Redaktor Michał Karnowski dał jak dotąd chyba najciekawszy i najbardziej
przekonywujący komentarz do
przedstawionych dziś propozycji prezydenta Andrzeja Dudy w sprawie ustaw o sądownictwie: „(...) W takim napięciu oczekiwano
na zapowiedziany po niefortunnych prezydenckich wetach ruch
prezydenta czyli prezydenckie projekty ustaw. Niestety, to,
co prezydent zaproponował, budzi po analizie duże wątpliwości.
Chciałbym się mylić, ale odnoszę
wrażenie iż prezydent zgubił z oczu cel zasadniczy jakim jest reforma
tego systemu wielkiej niesprawiedliwości jaki dziś mamy i zapomniał,
że to sprawa dość pilna. Zamiast tego myśli przede wszystkim
kategoriami wizerunkowymi. (Pokr.-JRN).W efekcie otrzymaliśmy
propozycje w kilku miejscach sensowne jak pomysł powołania Izby Skargi
Nadzwyczajnej, w kilku mniej, ale trudno dopatrzyć się w niej jakiejś
innej zasadniczo wizji zmian. To w gruncie rzeczy pewna korekta ustaw
pisowskich, która możliwa była do osiągnięcia w ramach poprawek.
W tym kontekście dziwi, że prezydent wybrał w lipcu weto
a nie uczciwe negocjacje w obozie dobrej zmiany.
Mimo to, byłaby i teraz możliwość osiągnięcia
porozumienia. Postawienie jednak przez prezydenta warunku zmiany konstytucji
szanse na to niweczy. To jest
po prostu niemożliwe! (...Wydaje
się więc, że o ile możliwa jest dość szybka reforma Sądu Najwyższego,
to Krajowa Rada Sądownictwa, de facto decydująca o doborze kadr
na większość stanowisk, zdolna zatrzymać wszystkie reformy, pozostanie
niezmieniona. Sprawę pogarsza jeszcze fakt, że prezydent po raz
kolejny zdecydował się na zawężające pole negocjacji ultimatum: albo
zmienicie konstytucję, albo tej ustawy nie podpiszę. Wobec tego nie jest
możliwe żadne inne rozwiązanie, np. że w wypadku klinczu
w Sejmie przy wyborze członków KRS, prawo
to przechodzi na Senat.
Obraz mamy zatem taki: czas ucieka, to już półmetek kadencji Sejmu, morze nieszczęść
jakie wytwarza patologiczne sądownictwo z każdym miesiącem się zwiększa,
a prezydent rzuca na stół nierealną propozycję, której jedynym
efektem jest postawienie go (na chwileczkę) w centrum wydarzeń.
Naprawdę szkoda.” (Podkr.-JRN). (Cyt. za: „w Polityce.pl z25 września
2017 r.)
K. Feusette :Duda zachowuje się jak młodociany
gracz
Z ostrym
krytycznym komentarzem wobec propozycji A. Dudy wystąpił znany publicysta w Sieci” Krzysztof
Feusette. Pisał na blogu : „Nie sposób nie dostrzec, że w kwestii
ustaw sądowych zachowuje się Andrzej Duda, jak junior, który wbiega
na boisko z łopatką podczas meczu Ligi Mistrzów, a potem dziwi
się, że mama dała klapsa. W polityce trzeba cierpliwości, jego doradcy zaś cierpią na medialne ADHD. Za szybko, za naiwnie, za strachliwie
– panowie. (...) (Podkr.-JRN). Życzę
więcej zimnej krwi, szanowny panie Prezydencie.
I zmartwychwstania odwagi”.. (Cyt za : w Polityce .pl z 25 września 2017 r.)
Podpisuję się oburącz pod
obu wpisami. I dodam ze swojej strony krótkie
uogólnienie : „Cóż. Jak coś zrobi
butny Duda, to na pewno się nie uda!”
Kolejny odcinek
serialu z najbardziej pazerną katoliczką świata: Hanną Gronkiewicz -Waltz.
Urząd
skarbowy ukarał wreszcie pazerną prezydent Warszawy za konsekwentne sabotowaniem obrad nadzwyczajnej
komisji sejmowej w sprawie reprywatyzacji.
Z konta Waltzowej ściągnięto w końcu niewielką dla tej bogaczki sumę 12
tys. zł grzywny. Rozjuszona nawet tak maleńka karą Waltzowa butnie zadeklarowała,
że skarb państwa będzie musiał jej później zwrócić zabrane pieniądze z
odsetkami. Nie rozumiem dlaczego tak długo
ceregielą się z tym odrażającym babskiem? Czy już teraz nie ma dość dowodów,
żeby ją wreszcie zapuszkować do
więzienia i to na długo ?
Nie zgadzam się z panem JRN, że cała odpowiedzialność spadnie na AD. To JK i PiS wysunął kandydaturę AD na prezydenta absolutnie wiedząc, że jest to kret ubecji. Dzisiaj wydaje się, ze PiS zalany starymi komuchami i JK grają jakąś wspólną grę z ubekami. Gdyby PiS i JK byli uczciwi, to publicznie odżegnaliby się od AD nazywając go zdrajcą i zwróciliby się do Narodu o pomoc w obaleniu tego drania. Tymczasem PiS zamierza kolaborować po cichutku a skończy się to tak jak w 2007 roku.
OdpowiedzUsuń