))Zapraszamy na Oficjalną Stronę internetowa Jerzego Roberta Nowaka((

poniedziałek, 25 września 2017

Minęło parę tygodni (II)


Brawo Viktor Orbán!

Premier Węgier Viktor Orbán podczas spotkania z polską premier Beatą Szydło w dniu 22 września    2017 r. wystąpił z   jednoznacznym , bardzo mocnym poparciem polityki Polski. Zaakcentował m.in.: „Mniej Brukseli, więcej państw narodowych! (Podkr.-JRN).  Orbán potępił próby inkwizycji politycznej (podkr.-JRN) wobec Polski ze strony czołowych państw UE. Powiedział wprost :„To, co się dzieje wobec Polski w UE, to brak szacunku” i uznał, że działania UE wobec Polski są bezpodstawne. Nazwał  główne kraje Unii Europejskiej „byłymi kolonialistami” i krajami imigranckimi, mówiąc o polityce Polski i Węgier : „Nie chcemy być krajami  imigranckimi!./  i „Nie chcemy być krajami o mieszanej ludności ze zmniejszającą się rolą chrześcijaństwa ! Jednoznacznie chwaląc wspólną drogę Polski i Węgier premier Orbán stwierdził : - „Możemy powiedzieć, że Unia Europejska byłaby o wiele biedniejsza bez Polski (...) Wyniki gospodarcze Polski, to jak lokomotywa dla całej Unii”. Zaznaczył jednocześnie, że w tej dziedzinie Węgry „depczą Polsce po piętach”. Podkreślił, że Polska i Węgry miały i mają bardzo udaną współpracę gospodarczą i będą ją jeszcze rozwijać. - Rozmawialiśmy z premier Szydło o tym, że koniecznie chcielibyśmy uruchomić w następnym okresie kilka dużych polsko-węgierskich projektów. Jeżeli pozostałe kraje V4 się przyłączą, chętnie ich powitamy - powiedział Orbán. Zaznaczył, że chodzi mu o projekty o „dużej wadze ekonomicznej”. Obserwatorzy zwracali uwagę na bardzo dobrą atmosferę spotkań premiera Orbána.  z premier B. Szydło i prezesem PiS-u Jarosławem Kaczyńskim. Słynny obrońca praw mniejszości polskiej w Niemczech  mecenas Hambura określił wyrażane podczas tych spotkań bardzo mocne wyrazy solidarności polsko - węgierskiej słowami  „Duet polsko -węgierski łamie dominację niemiecką w Europie”! (Podkr.- JRN). A swoją drogą dziwne, że prezydent Duda nie zdobył się dotąd  na przyznanie Orderu Orła Białego V. Orbánowi, choć przyznał go już kilku innym politykom z zagranicy. Z czego wynika takie pomijanie premiera Viktora Orbána, najlepszego przyjaciela Polski w Europie?
   (Wszystkie czytelniczki i czytelników tego blogu zapraszam  na organizowaną przeze mnie i  red. Rafała Mossakowskiego manifestację prze Ambasadą Węgier w Warszawie, przy rogu ul. Chopina i al. Ujazdowskich w dniu 23 października w kolejną rocznicę wspaniałego Powstania Węgierskiego z 1956 r. Pragniemy, by ta manifestacja wyraziła polski hołd pamięci Powstania Węgierskiego, a zarazem była wyrazem  wielkiej dzisiejszej wspólnoty politycznej Polski i Węgier  i wyrazem naszego uznania dla przełomowych, pionierskich reform węgierskich pod egidą premiera  Viktora Orbána).

Prezydent  Czech przeciw napływowi imigrantów do Europy

Prezydent  Czech Milos Zeman nazwał masowy napływ imigrantów „zorganizowaną, spontaniczną inwazją”. Dodał : „ O współczuciu można mówić w przypadku  osób starszych i schorowanych oraz dzieci”. Stwierdził wprost, że młodzi mężczyźni z Syrii i Iraku  zamiast wyjeżdżać ze swoich krajów powinni chwycić za broń i walczyć przeciw dżihadystom. Trudno nie przyznać racji  prezydentowi  Zemanowi, widząc  rozliczne zdjęcia pokazujące  jak tłumy młodych. zdrowych byczków z Bliskiego Wschodu przedzierają sie w poszukiwaniu szmalu do krajów Europy. To żadni uchodźcy, to  po prostu lenie i naciągacze. Najbardziej groteskowe są pretensje niektórych z tych pseudouchodźców w Niemczech”. Głośno skarżą się na brak seksu i wynikły stąd ból jąder.

Senator  Waldemar Bonkowski  ostro o inwazji  imigrantów na Europę: 

Tam jest syf, kiła i mogiła

22  września 2017r. doszło do bardzo ostrego wystąpienia senatora PiS-u Waldemara Bonkowskiego przeciw inwazji  muzułmańskich imigrantów z Bliskiego Wschodu na Europę.  Senator Bonkowski powiedział: „Oni nawet nie dadzą się zintegrować, bo im religia nie pozwala na to, żeby oni się z nami integrowali. Jeśli wy mówicie, że można ich tu przyjmować, to wy w ogóle nie macie zielonego pojęcia”. Polemizując z twierdzeniami opozycji, że „PiS straszy uchodźcami” podkreślił, że co prawda istnieją nieliczne przypadki integracji uchodźców, których nikt nie neguje, ale odwiedził kraje arabskie i afrykańskie i na własne oczy zobaczył, jak wyglądają tamtejsze zwyczaje. i zaakcentował :”Jeśli ktoś mówi, że trzeba tutaj sprowadzać uchodźców - jak ktoś z Platformy, zdaje się, że pani Pomaska czy ktoś inny powiedział, że oni powinni przyjść do Polski i powinniśmy się, jak to określiła, ubogacić kulturowo - to ja bym proponował, żeby może Sejm zafundował opozycji totalitarnej wycieczkę do Egiptu, do Kairu czy do Luksoru”. Porównał to. co zobaczył w tych krajach, porównał do chlewni, zaznaczając. że nie chce obrażać polskich chlewni, bo jest w nich czysto i porządek.   A potem dorzucił szczególnie ostre słowa: „Pojedźcie sobie zobaczcie to. Ja byłem tam kilka lat temu i byłem teraz - myślałem, że coś się polepszyło, a tam jest jeszcze gorzej, jest brud, brud i brud. A nawet powiem kolokwialnie: jest syf, kiła i mogiła. Tych ludzi nie da się ucywilizować”. Dodał, że rząd PiS broni honoru Polski i Polaków.
     
A Nycz znów jątrzy
    
 Najbardziej ograniczony umysłowo z polskich hierarchów kardynał Nycz  kolejny raz  „zabłysnął” apelem o przyjecie  imigrantów w Polsce. Ten nieszczęsny duchowny, płynący pod prąd stanowisku ogromnej części Polaków , niczego nie może się nauczyć. Powtarzam  więc jeszcze raz moją dawniejszą sugestię. Niech Nycz, tak kochający muzułmańskich przybłędów, sam wreszcie weźmie do swego pałacu biskupiego z  trzydziestu z nich. A potem niech pilnie baczy, czuwając w dzień i w nocy, aby nie obrabowali mu pałacu i nie zgwałcili  gosposi i jego samego. Taki hierarcha w roli arcybiskupa w stołecznej Warszawie, to  prawdziwa obelga dla  wierzących katolików i  prezent dla ateistów !

 Znakomity wywiad J.Kaczyńskiego dla tygodnika „ w Sieci”

 W najnowszym numerze  tygodnika „w Sieci” ukazał się wywiad naczelnego redaktora wspomnianego tygodnika Jacka Karnowskiego z Jarosławem Kaczyńskim, niewątpliwie jeden z najlepszych tekstów  prezesa PiS-u w ostatnich kilku latach. Oto najważniejsze myśli zawarte w tej wypowiedzi:

Jarosław Kaczyński o reparacjach od Niemiec:

„Ważne jest to, że sprawa pojawiła się publicznie, że stanęła jako problem (...) Ja tej sprawy nie  traktuję jako beznadziejnej od strony finansowej, uważam, że mamy szanse. A ma ona także inne zalety, ponieważ jest okazją do pokazania tego, co w Polsce naprawdę się działo w czasie drugiej wojny światowej. To  jest bardzo skuteczne odwrócenie tej tendencji, która prowadziła do uznania nas za niemałże sojuszników ówczesnych Niemiec. To jst wartość sama w sobie, wielka wartość.(Podkr.-JRN) (....)
Nie ma żadnych podstaw prawnych, by Niemcy mogły nam odmówić reparacji; tu trzeba działać konsekwentnie, dzieląc całą akcję na etapy, teraz jest etap sejmowy, a więc jeszcze nie etap oficjalnego wystąpienia państwa polskiego. (…)  Nie chodzi tylko o straty wynikające z działań wojennych. Trzeba mówić o tych pociągach pełnych zrabowanych dzieł sztuki, cennych przedmiotów, ale także rzeczy mniej cennych, zwykłego dobytku Polaków. (...) Powtarzam: to będzie proces, który będzie sie rozwijał, w żadnym wypadku nie mamy zamiaru z niego zrezygnować. A do tego pozwala on na bardzo precyzyjna  identyfikację „partii niemieckiej” w Polsce, czyli ludzi, którzy odrzucają jakąkolwiek lojalność wobec  naszego państwa. Wystarczy posłuchać polityków opozycji, którzy gniewnie zwalczają postulat reparacji (...)”.
     Odpowiadając na uwagę red. Karnowskiego, że zdecydowana większość Polaków popiera postulat uzyskania reparacji, prezes PiS powiedział: „To są wskaźniki na poziomie 70 proc., a to w mojej ocenie zbyt mało. To powinno być co najmniej 95 proc. Na bardzo trafne pytanie, czy w sprawie ewentualnych  sankcji za nieprzyjmowanie imigrantów trzeba stanąć po stronie polityków europejskich i niemieckich, czy po stronie polskich władz, aż 20 proc. wskazuje na  ośrodki zagraniczne. co pokazuje poziom wykorzenienia wielu ludzi wychowanych w III Rzeczpospolitej, To są straszliwe zniszczenia moralne. To jest „dorobek” III RP, zbudowany na tym, co wcześniej robiła PRL:”/

O relacjach z prezydentem Dudą i prezydenckich wetach:

W najbliższym czasie musimy odpowiedzieć na pytanie, o działanie prezydenta; musimy wiedzieć, czy możemy iść do przodu, czy możliwe są kolejne zmiany, czy na razie więcej nie zdołamy w Polsce naprawić.

O konsultacjach z prezydentem Dudą ws. reformy wymiaru sprawiedliwości:

Pokazały, że możemy rozmawiać. Jednocześnie jednak pokazało, że są daleko idące różnice zdań. Czy da się je sprowadzić do jakiegoś wspólnego mianownika, który pozwoliłby posunąć sprawę reformy sądownictwa naprzód, tego dziś nie wiem. Zobaczymy, co dokładnie zaproponuje prezydent.



O relacjach ze Stanami Zjednoczonymi i słowach Donalda Trumpa dot. patriotyzmu Polaków:

To jest duże wyróżnienie pokazujące także, że polityka amerykańska jest bardzo Polsce przychylna. To również ma znaczenie dla pozycji Polski w układach wewnątrz europejskich, to umacnia naszą pozycję. Często słyszymy ze strony opozycji, że Polska nie powinna być +amerykańskim lotniskowcem+, bo to się kiedyś skończy. Wszystko się w historii kończy, ale dla nas 20, 30 lat amerykańskiego wsparcia - a mam nadzieję, że znacznie więcej - to jest coś niezwykle ważnego i cennego.

 O relacjach z Unią Europejską:

Jeśli chcemy dogonić europejskie centrum i stać się krajem równouprawnionym, to musimy wytrzymać presję UE; jeśli tego nie zrobimy, zostaniemy krajem peryferyjnym Wspólnoty. Jest to sytuacja trudna, ale trzeba sobie jasno powiedzieć: jeśli chcemy wywalczyć sobie pełną niepodległość, jeśli chcemy w okresie stosunkowo krótkim, np. jednego pokolenia, dogonić europejskie centrum, stać się krajem realnie równouprawnionym, wyrównać nie tylko poziom PKB, lecz i poziom zasobności, to musimy mieć świadomość, że trzeba wytrzymać presję, a nawet ostrzejsze działania Ale warto to zrobić, bo innej drogi nie ma. Jeśli tego nie zrobimy, na zawsze zostaniemy krajem peryferyjnym . (...)” .( Por. wywiad J. .Karnowskiego z J. Kaczyńskim: Musimy wiedzieć, czy prezydent jest z nami, „ w sieci” z 25 września 2017 r. oraz  skrót wywiadu z Kaczyńskim  w portalu „w Polityce.pl”.)

Bardzo ważny tekst red. J. Karnowskiego, krytyczny wobec pomysłów A. Dudy
  W najnowszym numerze tygodnika „w Sieci” ukazał… się  artykuł  naczelnego redaktora  tego tygodnika   Jacka Karnowskiego, świetnie podsumowujący pomysły prezydenta A. Dudy w sprawie reformy sądownictwa. Karnowski pisał bez ogródek m.in.:
 „Z moich informacji uzyskanych od najważniejszych polityków partii rządzącej wynika, że propozycje prezydenta uważane są za nie do przyjęcia. – To blamaż legislacyjny, a do tego propozycja niekonstytucyjna – mówi mi bardzo ważny polityk PiS. Sam Jarosław Kaczyński miał określić prezydenckie ustawy jako „horrendalne rozwiązanie”. (Podkr.- JRN)
Co konkretnie nie podoba się kierownictwu PiS? Jednoznaczny sprzeciw budzi propozycja odpowiedzi na pytanie, co zrobić, jeśli w parlamencie nie uda się wybrać członków zreformowanej Krajowej Rady Sądownictwa większością 3/5, co jest przecież więcej niż prawdopodobne, zwłaszcza przy założeniu, że będą to osoby wyróżniające się gotowością do wprowadzania zmian, a nie nijakie lub bierne. W takiej sytuacji prezydent chce osobiście wskazywać członków KRS. W rozmowie z Jarosławem Kaczyńskim miał powiedzieć: „My się jakoś dogadamy”, w domyśle co do decyzji personalnych. Taka deklaracja to jednak dla PiS coś zbyt ulotnego. Tym bardziej że chodzi o sprawę zasadniczą: które kręgi świata prawniczego będą podstawą kadrową nowego rozdania. – Nie chodzi o to, żeby wstawić do KRS „swoich”, bo „swoich” nie mamy. Sędzia pisowski to zjawisko w przyrodzie nieznane, coś jak yeti. Ale są ludzie, którzy nie boją się stawiać prawa ponad interes korporacyjny, i to na nich chcemy się oprzeć – relacjonuje debaty w kierownictwie PiS mój rozmówca.

Jest też inny problem: przyznanie prezydentowi prawa wskazywania członków KRS jest niemal na pewno niezgodne z konstytucją, która jasno i konkretnie mówi, że głowa państwa ma w tej kluczowej dla sądownictwa instytucji jednego przedstawiciela. Pozostałych członków Rady prezydent „powołuje”, a nie wybiera. Gdyby uznać, że może wskazać wszystkich członków KRS, zdaniem wielu prawników konieczna byłaby kontrasygnata premiera lub ministra sprawiedliwości, co sprowadzałoby całe rozwiązanie do absurdu. Według PiS najlepsze byłoby powierzenie wyboru członków KRS – w razie sejmowego pata – Senatowi. Mógłby on również stosować zasadę 3/5, tym bardziej że w izbie wyższej ryzyko klinczu jest minimalne.

Nie do przyjęcia są dla kierownictwa PiS również propozycje dotyczące Sądu Najwyższego. Do zaakceptowania jest jedynie rezygnacja z zasady wygaszenia całego składu SN i wprowadzenie w zamian zmian w wieku emerytalnym sędziów; taka była pierwotna koncepcja Ministerstwa Sprawiedliwości, zakładana jeszcze na etapie budowania ogólnych założeń poprzednich ustaw, zarzucona później w parlamencie. Wątpliwości budzą jednak szczegóły, które sprawiają, że swoje stanowisko zachowałaby I prezes SN Małgorzata Gersdorf. (…) Swoje miejsca pracy zachowałaby także większość sędziów SN – według wyliczeń ośrodka prezydenckiego krótko po przyjęciu ustaw odeszłoby ledwie 40 proc. sędziów. PiS ocenia, że byłoby to jeszcze mniej. W tle jest spór, jak interpretować konstytucyjne umocowanie Sądu Najwyższego. Prezydent uważa, że jest to sąd znajdujący się pod szczególną ochroną konstytucji, bo taka była intencja autorów ustawy zasadniczej. Kierownictwo PiS ma inny pogląd, wskazując, że intencją autorów konstytucji było zabezpieczenie III RP przed wszelkimi istotnymi zmianami, i konsekwentne stosowanie tego typu analizy historycznej wykluczałoby jakąkolwiek poważną reformę. Do tego konstytucja w artykule mówiącym o możliwości zmiany ustroju sądów nie wskazuje SN  jako podlegającego wyłączeniu, co oznacza, że parlament ma prawo do daleko idących zmian.
(…)
Co więcej, analizy PiS jednoznacznie wskazują, że propozycje prezydenta dają Sądowi Najwyższemu pewien zakres kontroli konstytucyjnej, co jest nie do zaakceptowania. Oznacza bowiem podważenie całej drogi polityczno-prawnej związanej z bojami wokół Trybunału Konstytucyjnego. SN mógłby wówczas stać się realizatorem i patronem tzw. rozproszonej kontroli ustaw. Nie byłoby żadnej gwarancji, że ustawy przyjęte przez parlament i podpisane przez głowę państwa nie byłyby podważane w sądach powszechnych. W rezultacie władza korporacji prawniczej zamiast zostać ograniczona, mogłaby wzrosnąć. Cały sens zmian zostałby podważony.
(…)
Jak będą wyglądały kolejne kroki większości sejmowej? – Nie chcemy wojny z prezydentem. Będziemy proponowali, by przyjął nasze projekty ustaw poprawione w tych punktach, na których mu zależy, a które są dla nas do przyjęcia – słyszę. Ale muszą to być takie ustawy, które dadzą gwarancję, że sądownictwem, a także Sądem Najwyższym, pokierują ludzie o dobrej reputacji, zdeterminowani, gotowi uzdrowić wymiar sprawiedliwości. PiS jest także gotowe zaakceptować swego rodzaju „autopoprawki” w projektach prezydenta, uwzględniające propozycje ugrupowania Jarosława Kaczyńskiego. Oznaczałoby to jednak de facto konieczność napisania ustaw prezydenckich jeszcze raz, niemal od nowa, bo – tu znów cytat – „tego, co proponuje prezydent, punktowo poprawić się nie da”. (Podkr.-JRN).
W tle sprawy sądów są oczywiście kwestie bardziej zasadnicze, dotyczące przyszłej drogi prezydenta i całego obozu dobrej zmiany. Kierownictwo PiS zdecydowanie odrzuca polityczne uzasadnienie wet, które publicznie prezentują doradcy prezydenta Dudy. Przywoływany przez prof. Andrzeja Zybertowicza argument o zagrożeniu dobrej zmiany „wykolejeniem” w wyniku protestów opozycji uznawany jest za błędną diagnozę. – W krajach o ustabilizowanym systemie demokratycznym nawet ogromne demonstracje nie wywracają władzy. Nawet milionowe marsze nie zmieniają decyzji większości. Demonstracje poprzedzające weta do tego poziomu nawet się nie zbliżyły. W szczytowym punkcie było to maksymalnie 20–25 tys. ludzi. Dużo jak na Polskę, ale wielokrotnie za mało, by nam zagrozić – słyszę od swojego rozmówcy z PiS. A co, jeśli demonstracje przerodziłyby się w jakąś wersję polskiego Majdanu? – To też nic by nie zmieniło. Mielibyśmy miasteczko namiotowe przez dwa lub trzy tygodnie i tyle. Przy wysokim poparciu społecznym nie jest to scenariusz szczególnie groźny – słyszę.

Obóz prezydencki weta tłumaczył także groźbą znacznego pogorszenia wizerunku Polski, przyklejenia nam łatki „drugiej Białorusi”. Dla przywódców PiS to także nie jest usprawiedliwienie. Jarosław Kaczyński wielokrotnie tłumaczył swoim współpracownikom, że każda próba naprawy Polski będzie się wiązała z próbami izolowania kraju i budowania zagranicznej presji. I że trzeba ten okres po prostu przetrzymać. Mówi to także w bieżącym wywiadzie dla „Sieci”. Podmiotowość w relacjach międzynarodowych jest bowiem nie tylko wartością samą w sobie, lecz także warunkiem koniecznym rozwoju kraju. Uznanie, że zagranica ma prawo weta, kończy się korkociągiem śmierci, rezygnacją z kolejnych szans, oznacza utrwalanie peryferyjnej pozycji Polski. Paromiesięczny, a nawet paroletni okres gorszych relacji z innymi krajami to cena, jaką warto zapłacić.

Weta prezydenta uważane są w kierownictwie PiS za wielki błąd polityczny, za dowód braku doświadczenia politycznego głowy państwa. – Ogłaszając swój warunek 3/5 jeszcze w trakcie prac sejmowych, Andrzej Duda złamał fundamentalną zasadę polityki: dał przeciwnikowi nadzieję na zwycięstwo, dał mu tlen – mówi mój kolejny rozmówca z PiS. Inaczej mówiąc: obóz III RP uwierzył w tamtym momencie, że może zwyciężyć, najpierw w tej bitwie, a później w całej wojnie. A tej nadziei już im brakowało po załamaniu się pierwszej fali rzeczywiście relatywnie dużych demonstracji KOD i po fiasku próby wykreowania chaosu wokół ustawy budżetowej.

W szerszym planie pojawiają się obawy o zmarnowanie wielkiej, dziejowej wręcz szansy. Kierownictwo PiS opisuje sytuację następująco: wskaźniki społeczne i gospodarcze są doskonałe, mamy sukcesy międzynarodowe, w tym wizytę Donalda Trumpa. I w takiej sytuacji Andrzej Duda decyduje się na akcję, która może zablokować drogę do kolejnych sukcesów, która wszystko może wysadzić w powietrze. Co gorsza, zagrożenie tym razem wyszło z obozu IV RP, z własnych szeregów. I nie bardzo wiadomo, jaki jest głębszy cel tego wszystkiego. Prezydent ma bowiem podejmować działania politycznie dwuznaczne, zarzuca mu się np. werbowanie młodych posłów PiS z niezłymi wynikami wyborczymi jako pełnomocników ds. referendum konstytucyjnego, co liderzy PiS jednoznacznie odczytują jako możliwy zaczyn jakiegoś rodzaju struktury poziomej, rozbijanie obozu. Zauważane są także bardzo silne zabiegi prezydenta o wciągnięcie „Solidarności” w swoje akcje polityczne. Do tego dochodzą zmiany w otoczeniu prezydenta odczytywane jako wypychanie lub degradowanie ludzi choćby podejrzewanych o lojalność wobec PiS.

Uważnie analizowane są wypowiedzi prezydenckiego rzecznika Krzysztofa Łapińskiego.  (...)Łapiński nas wręcz nienawidzi, a przecież dostał od nas sto szans. Dostawał kolejne, nawet wówczas gdy poprzednie odrzucał lub porzucał – słyszę od bardzo ważnego polityka PiS. (...)

Co więc, według PiS, jest politycznym celem Andrzeja Dudy? Możliwość skutecznego kandydowania bez względu na zgodę partii rządzącej, a nawet wbrew niej. Taka taktyka jest odczytywana przez kierownictwo obozu jako skrajnie wręcz egoistyczna, grożąca klęską, destrukcyjnam (...). To Andrzejowi Dudzie przypisuje się odpowiedzialność za nie najlepsze relacje z prezesem PiS. Do pierwszych zgrzytów doszło jeszcze w czasie kampanii wyborczej. Jarosław Kaczyński uznał, że słynne zdanie Agaty Kornhauser-Dudy, wypowiedziane niespełna tydzień przed drugą turą – „Panie prezesie, ja się pana nie boję” – było dość impertynencką, niepotrzebną zaczepką (... )Jarosława Kaczyńskiego irytowało także pomijanie jego roli w doprowadzeniu do wyboru prezydenta przez różne osoby z otoczenia Andrzeja Dudy, eksponujące w zamian wątki mesjanistyczne. (...)
    
 Przełomem we wzajemnych relacjach był jednak 10 kwietnia 2016 r., gdy bez konsultacji z Jarosławem Kaczyńskim prezydent wygłosił przemówienie zawierające apel o wzajemne wybaczenie. Prezes PiS odpowiedział wówczas, że „wybaczenie jest potrzebne, ale po wymierzeniu kary”. Po tym zdarzeniu Kaczyński uznał, że najsensowniejszą odpowiedzią na ambicjonalną postawę prezydenta będzie ograniczenie kontaktów z nim do minimum.

Z perspektywy kierownictwa PiS sprawy nie wyglądają więc dobrze. – Oni po prostu odjechali! Co ważne, odjechali teraz, gdy jest szansa na prawdziwą niepodległość, gdy mamy tyle sukcesów. I teraz wszystko próbuje się rozwalić. Ręce opadają! – tak oceniana jest postawa głowy państwa przez liderów PiS. Definiują sytuację następująco: trzeba szybko rozstrzygnąć dylemat – albo prezydent jest z PiS i obóz idzie dalej, albo doszliśmy do granicy tego, co możliwe w tej konstelacji. W tym drugim wypadku do końca kadencji rząd nie będzie podejmował wielkich reform, i skupi się na dobrym zarządzaniu oraz budowaniu poparcia. Wówczas jednak historyczna odpowiedzialność za to zaniechanie spadnie na głowę państwa.” (Podkr.-JRN). Uważam  oceny zachowań prezydenta Dudy, przedstawione w artykule   red. .,Jacka Karnowskiego za całkowicie przekonywujące. Karnowski stwierdza, że swego rodzaju „przełomem” negatywnym w stosunkach Duda -Kaczyński był niczym nieuzasadniony apel prezydenta A. Dudy z 10 kwietnia 2016 r. o wzajemnie przebaczanie, natychmiast jeszcze tego samego dnia ostro skontrowany przez prezesa PiS-u. Przypomnę, że na tym blogu wielokrotnie ostro krytykowałem ten apel pana Dudy jako niesamowitą „głupość”}
 Bo, cóż  u licha mają nam wybaczać SLD, PO, Nowoczesna, KOD  tak bardzo winne degradacji  III RP ?

M. Karnowski „Żadna zmiana konstytucji nie jest dziś możliwa. Prezydencka propozycja w sprawie KRS to kolejne stracone miesiące”
  
Redaktor Michał Karnowski  dał jak dotąd chyba najciekawszy i najbardziej przekonywujący  komentarz do przedstawionych dziś propozycji prezydenta Andrzeja Dudy  w sprawie ustaw o sądownictwie: „(...)  W takim napięciu oczekiwano na zapowiedziany po niefortunnych prezydenckich wetach ruch prezydenta czyli prezydenckie projekty ustaw. Niestety, to, co prezydent zaproponował, budzi po analizie duże wątpliwości. Chciałbym się mylić, ale odnoszę wrażenie iż prezydent zgubił z oczu cel zasadniczy jakim jest reforma tego systemu wielkiej niesprawiedliwości jaki dziś mamy i zapomniał, że to sprawa dość pilna. Zamiast tego myśli przede wszystkim kategoriami wizerunkowymi. (Pokr.-JRN).W efekcie otrzymaliśmy propozycje w kilku miejscach sensowne jak pomysł powołania Izby Skargi Nadzwyczajnej, w kilku mniej, ale trudno dopatrzyć się w niej jakiejś innej zasadniczo wizji zmian. To w gruncie rzeczy pewna korekta ustaw pisowskich, która możliwa była do osiągnięcia w ramach poprawek. W tym kontekście dziwi, że prezydent wybrał w lipcu weto a nie uczciwe negocjacje w obozie dobrej zmiany.

Mimo to, byłaby i teraz możliwość osiągnięcia porozumienia. Postawienie jednak przez prezydenta warunku zmiany konstytucji szanse na to niweczy. To jest po prostu niemożliwe!  (...Wydaje się więc, że o ile możliwa jest dość szybka reforma Sądu Najwyższego, to Krajowa Rada Sądownictwa, de facto decydująca o doborze kadr na większość stanowisk, zdolna zatrzymać wszystkie reformy, pozostanie niezmieniona. Sprawę pogarsza jeszcze fakt, że prezydent po raz kolejny zdecydował się na zawężające pole negocjacji ultimatum: albo zmienicie konstytucję, albo tej ustawy nie podpiszę. Wobec tego nie jest możliwe żadne inne rozwiązanie, np. że w wypadku klinczu w Sejmie przy wyborze członków KRS, prawo to przechodzi na Senat.

Obraz mamy zatem taki: czas ucieka, to już półmetek kadencji Sejmu, morze nieszczęść jakie wytwarza patologiczne sądownictwo z każdym miesiącem się zwiększa, a prezydent rzuca na stół nierealną propozycję, której jedynym efektem jest postawienie go (na chwileczkę) w centrum wydarzeń. Naprawdę szkoda.” (Podkr.-JRN). (Cyt. za: „w Polityce.pl z25 września 2017 r.)
     
K. Feusette :Duda zachowuje się jak młodociany gracz

Z  ostrym  krytycznym komentarzem wobec propozycji A. Dudy wystąpił znany publicysta   w Sieci” Krzysztof Feusette. Pisał na blogu : „Nie sposób nie dostrzec, że w kwestii ustaw sądowych zachowuje się Andrzej Duda, jak junior, który wbiega na boisko z łopatką podczas meczu Ligi Mistrzów, a potem dziwi się, że mama dała klapsa. W polityce trzeba cierpliwości, jego doradcy zaś cierpią na medialne ADHD. Za szybko, za naiwnie, za strachliwie – panowie. (...) (Podkr.-JRN).  Życzę więcej zimnej krwi, szanowny panie Prezydencie. I zmartwychwstania odwagi”.. (Cyt za : w Polityce .pl z 25  września 2017 r.)

Podpisuję się oburącz pod obu wpisami. I dodam ze swojej strony krótkie  uogólnienie : „Cóż. Jak coś zrobi butny Duda, to na pewno się nie uda!”

Kolejny odcinek serialu z najbardziej pazerną katoliczką świata: Hanną Gronkiewicz -Waltz.

 Urząd skarbowy  ukarał wreszcie  pazerną prezydent Warszawy za  konsekwentne sabotowaniem obrad nadzwyczajnej komisji sejmowej w sprawie reprywatyzacji.  Z konta Waltzowej ściągnięto w końcu niewielką dla tej bogaczki sumę 12 tys. zł grzywny. Rozjuszona nawet tak maleńka karą Waltzowa butnie zadeklarowała, że skarb państwa będzie musiał jej później zwrócić zabrane pieniądze z odsetkami. Nie  rozumiem dlaczego tak długo ceregielą się z tym odrażającym babskiem? Czy już teraz nie ma dość dowodów, żeby ją wreszcie zapuszkować do   więzienia i to na długo ?

1 komentarz:

  1. Nie zgadzam się z panem JRN, że cała odpowiedzialność spadnie na AD. To JK i PiS wysunął kandydaturę AD na prezydenta absolutnie wiedząc, że jest to kret ubecji. Dzisiaj wydaje się, ze PiS zalany starymi komuchami i JK grają jakąś wspólną grę z ubekami. Gdyby PiS i JK byli uczciwi, to publicznie odżegnaliby się od AD nazywając go zdrajcą i zwróciliby się do Narodu o pomoc w obaleniu tego drania. Tymczasem PiS zamierza kolaborować po cichutku a skończy się to tak jak w 2007 roku.

    OdpowiedzUsuń