Wieloletnia
polityka kundlizmu RP wobec Niemiec (1989-2015 (II)
Niemcy, rzekomy adwokat
Polski, coraz częściej zmieniają się w naszego prokuratora
Wpływowe lewicowe i
liberalne media przez lata urabiały mit Niemiec jako naszego
najlepszego adwokata na forum międzynarodowym. Dziwnie nie zauważano
jak rzekomy „adwokat” coraz bardziej zmieniał się w naszego
prokuratora. Od
ponad dwudziestu lat w Niemczech coraz bardziej upowszechnia się
twierdzenia o Niemcach jako ofierze wojny, która szczególnie mocno
ucierpiała w rezultacie wysiedleń od Polaków, nagłaśnia się ten
pogląd w rozlicznych publikacjach. Już 6 lipca 2003 r. znany badacz
drugiej wojny światowej prof. Tomasz
Szarota pisał na
łamach „Tygodnika Powszechnego”: „Paradoks
polega na tym, że podczas gdy w Polsce debatujemy o naszej
kolaboracji, Niemcy dyskutują o sobie jako narodzie ofiar”.
(Podkr.- J.R.N.) Inny znawca Niemiec, od wielu lat profesor na
uniwersytecie w Bremie, Zdzisław
Krasnodębski pisał
już 22 czerwca 2002 r. . na łamach „Rzeczpospolitej” w tekście
‘Polskie milczenie’: „Republika
Federal;na zmierzała przez ostatnie 12 lat w odwrotnym kierunku niż
Polska. Gdy w Polsce słabły narodowe uczucia, w Niemczech się
nasilały. Gdy w Polsce dokonywano krytycznej rewizji historii, w
Niemczech pojawiła się wyraźna tendencja, aby widzieć w niej
rzeczy pozytywne’.
(Podkr.- J.R,.N.).W Niemczech szczególnie mocno wyeksponowano
książkę Jana
Tomasza Grossa
„Sąsiedzi”, publikując na jej temat kilkaset recenzji,
dowodzących, że Polacy byli nie tylko ofiarami wojny, lecz katami.
Związek Wypędzonych przestał być organizacją marginesową, a
jego dwa miliony członków stawały się coraz bardziej języczkiem
u wagi w różnych niemieckich przetasowaniach przedwyborczych.
Antypolskim wynurzeniom Eriki
Steinbach i
Rudiego Pawelki
coraz częściej wtórowały jednoznaczne w swej twardej wymowie
oświadczenia niemieckich środowisk rządzących. Już 29 maja 1998
r. Bundestag jednogłośnie przyjął uchwałę akcentującą, że
wypędzenie Niemców było sprzeczne z prawem międzynarodowym. Pięć
lat później - 6 września 2003 r. prezydent Niemiec Johannes
Rau powiedział na
Zjeździe Ziomkostwa Śląskiego, że "akt wypędzenia był
czynem bezprawnym". 26 maja 2009 r. rządząca CDU, kierowana
przez kanclerz Angelę
.Merkel oraz
bawarska CSU w specjalnej uchwale przed wyborami do Parlamentu
Europejskiego zażądały "międzynarodowego potępienia
wypędzeń", co jednoznacznie godzi w Polskę. Przypomnijmy, że
w Konstytucji Niemiec wciąż utrzymywany jest godzący w
integralność Polski 116 artykuł z zapisem o tym, że Niemcy
istnieją w granicach z 1937 roku.
Trzeba przyznać, że
Niemcy systematycznie od wielu lat konsekwentnie realizują w Polsce
politykę tworzenia silnej proniemieckiej grupy interesów prawdziwie
"nowej władzy", zwłaszcza na ziemiach zachodnich, o
której pisał już w 1992 r. cytowany przeze mnie niemiecki profesor
Christophe Royen.
Wyraża się to przede wszystkim w opanowywaniu przez Niemców
strategicznie ważnych przedsiębiorstw, zwłaszcza w dziedzinie
energetyki. ( Można by sobie wyobrazić jak wyglądałaby nasza
wojna z Niemcami w 1939 r., gdyby już wówczas polska energetyka w
tak wielkim stopniu jak dziś znajdowałaby się w rękach Niemców).
Trudno wykluczyć ukryte niemieckie działania przez swych "ludzi
wpływu" w Polsce w doprowadzeniu do upadku polskich stoczni,
niegdyś tak konkurencyjnych wobec stoczni niemieckich.
Po naszym wejściu do UE
okazało się, że to właśnie Niemcy są największymi zwolennikami
długoletnich ograniczeń zatrudniania polskich pracowników. Niemcy
stały się też głównymi beneficjentami traktatu lizbońskiego,
który zapewnił im dużo lepszą pozycję wobec Polaków niż
postanowienia w Nicei. O tym, jakie miejsce dla Polski przewidywali
już od dawna niektórzy "mocni" ludzie w Niemczech
najlepiej świadczyła bardzo szczera wypowiedź Heinricha
Weissa, prezesa
Związku Przemysłowców Niemieckich: "Aby Polska stała się
"atrakcyjna i zachęcająca" dla niemieckich inwestorów,
musiałaby zacząć od spłacenia odsetek od długów, których nie
płaci, przedstawić program oszczędzania oraz utrzymać ceny i
zarobki na niskim poziomie. Na zawsze." (Wypowiedź Weissa
referuję za korespondencją P. Cywińskiego z Bonn we "Wprost"
z 12 kwietnia 1992 r. .pt. "Toast za Adenauera"). Piotr
Cywiński
skomentował tę dość szczególną wypowiedź prominenta
niemieckiej gospodarki słowami: "Polska musiałaby na wieki
pozostać Europą "b", by nie powiedzieć „niewolniczym
folwarkiem krajów wysokorozwiniętych". Niedawno finansista
Jerzy Bielewicz, prezes stowarzyszenia „Przejrzysty Rynek”
zapytywał: „Na
jakiej zasadzie jedna z najbogatszych niemieckich rodzin otrzymała
preferencyjne kredyty na łączną kwotę 900 milionów dolarów z
Banku Światowego i Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju na
pomnożenie w Polsce liczby swoich sklepów wielkopowierzchniowych
pod marką Lidl i Kaufland?
Czy mogła dostać
takie wsparcie od instytucji, na które łoży polski podatnik, bez
politycznego zaangażowania Berlina? Ta sama bogata niemiecka rodzina
otrzymuje w naszej ocenie od lat pomoc publiczną pod płaszczykiem
niezwykle korzystnych rozwiązań podatkowych. Rozumiemy, że odpłaca
wypychaniem niezbywalnych w Niemczech towarów do krajów Europy
Środkowej i Wschodniej”.
W bardzo wielu sferach
życia zaznaczają się wyraźne przejawy niemieckiej nieczystej gry
wobec Polski. Niemcy wciąż występują wobec Polski z
indywidualnymi roszczeniami materialnymi osób wysiedlonych z Polski
po 1945 r., a także o zwrot niemieckich dzieł kultury, m.in.
rękopisów niemieckich muzyków z dawnych zbiorów Pruskiej
Biblioteki Państwowej. Występująca o te zwroty strona niemiecka
"dziwnie" milczy o dużo większej ilości polskich dzieł
kultury zagrabionych w czasie wojny w Polsce przez Niemców i dotąd
nam nie zwróconych. Oprócz zrabowanych ,nieraz bezcennych, dzieł
polskiej sztuki ciągle czekają na zwrot wywiezione przez Niemców
polskie archiwalia, m.in. akta Pomorza, Wielkopolski, Śląska z
okresu staropolskiego, czasów zaborów i wojny. Szczególnie
godzącym w Polskę od lat przejawem nierzetelnej gry Niemiec jest
podjęcie wspólnie z Rosją godzącego w nas projektu budowy
gazociągu na dnie Bałtyku.
Podsumowując fakty na
temat nieczystej gry "niemieckiego adwokata spraw Polski",
warto przypomnieć celną wypowiedź red. Stanisława
Michalkiewicza na
ten temat. Jego zdaniem ta rola Niemiec jako "adwokata Polski"
zbytnio może się kojarzyć z pewną optymistyczną wiadomością,
jaką jakiś adwokat przekazał swemu klientowi: "wygrał Pan
sprawę, trzeba tylko zapłacić i odsiedzieć!”.
Niemiecka dominacja w
polskich mediach
Szczególnie niebezpieczne dla
Polski jest opanowanie przez Niemców ogromnej części prasy na
Pomorzu, Śląsku i Mazurach, a więc na terenach ciągłych roszczeń
niemieckich. Niemcy "dziwnie" nie starają się jakoś o
opanowywanie prasy w białostockim czy rzeszowskim. Już w 1995 r. (w
numerze z 16 czerwca) dziennikarka "Tygodnika Solidarność"
Teresa Kuczyńska
pisała szerzej o bardzo negatywnych skutkach zdominowania polskiej
prasy przez kapitał zagraniczny, akcentując: „Kiedy naczelny
dostaje parę tysięcy dolarów pensji, przestaje zwracać uwagę na
to, czy to co promuje jego gazeta jest dobre dla kraju, zgodne z
polską racją stanu. Będzie z całą mocą występował za
całkowitą, niczym nie skrępowaną wolnością dla zagranicznego
kapitału, za najszerszym otwarciem granic dla bezcłowego importu,
będzie ośmieszał nurty niepodległościowe w gazetach znajdujących
się jeszcze w rękach polskich, będzie zwalczał z pianą na ustach
NSZZ Solidarność, która sieje niepokój i nacjonalizm (.) Albo jak
to czynią gazety wychodzące na Śląsku, należące do Passauer
Neue Presse, będzie ośmieszać prawa Polski do tych ziem".
W tymże 1995 r. ukazał
się bardzo interesujący tekst byłego redaktora naczelnego
"Przeglądu Tygodniowego" Artura
Howzana,
przytaczający długą listę przykładów manipulowania
czytelnikami, czy też niewłaściwego oddziaływania gazet
znajdujących się w obcych rękach na polską opinię publiczną.
Howzan zilustrował swą tezę m.in. jakże wymownym przykładem z
łam "Trybuny Śląskiej", która dostała się w
niemieckie ręce, po odkupieniu jej przez Neue Passauer Presse od
francuskiego magnata prasowego Roberta
Hersanta. Tuż po
trudnej wizycie wicepremiera Grzegorza
Kołodki na Śląsku
"Trybuna Śląska" (nr 263 z 12-13 listopada 1994 )
wydrukowała taki oto list (?) czytelnika: "Czytam relację z
wizyty premiera Kołodki w Katowicach i zastanawiam się: Piłsudski
nie chciał Śląska, PRL traktowała Śląsk jak Katangę,
dzisiejsze władze też go nie lubią. To może niech zostawią sobie
Księstwo Warszawskie, a Śląsk, takie niepotrzebny i sprawiający
tyle kłopotów, oddadzą Niemcom". Przytaczając ten fragment z
"Trybuny Śląskiej" Howzan dodawał : „autorem tego
zgrabnie, po dziennikarsku napisanego "listu" jest jak
podpisano M. Kasperczyk z Bytomia. Zadałem sobie trud, by go
odnaleźć. Nie udało się".( Cyt. za tekstem A. Howzana w
"Polityce" z 4 lutego 1995).
Inny przykład. Czy można
uznać za normalny fakt, że na łamach wydawanego w Polsce "Głosu
Pomorza" można było przeczytać pełną niemieckiej buty
wypowiedź straszącą mniejszymi szansami na zdobycie pracy tych,
którzy będą "tylko" Polakami. Jej autorem był prezes
powstałego w Słupsku Związku Ludności Pochodzenia Niemieckiego
Detlev Rach.
Zapewnił on czytelników "Głosu Pomorza": "Wkrótce
zjednoczy się Europa. Znajdzie się w niej Polska i Pomorze. Przyjdą
niemieccy pracodawcy, którzy będą chcieli mieć niemieckich
pracowników".(Cyt. za: Szot: Na zdrowy rozum, "Rzeczpospolita"z
11 lutego 1995).
Rozkwit
„stronnictwa pruskiego” w Polsce
Bardzo wzmacnia się
„stronnictwo pruskie" w nauce i mediach, dzięki kaperowaniu
polskich naukowców i dziennikarzy dobrze płatnymi wykładami,
odczytami i stypendiami. Nie kto inny jak znany korespondent
niemiecki w Warszawie Klaus
Bachmann przyznawał
już sporo lat temu, że „duża
część polskiej myśli politycznej wspierana jest przez
niemieckich sponsorów”.
(Podkr.- J.R.N.) Mamy sytuację, w której od wielu lat rozrasta się
u nas bardzo prężne proniemieckie lobby prasowo-kulturalne, piejące
prawdziwe panegiryki na cześć "europejskich" Niemiec,
przeciwstawianych polskiemu "zaściankowi". Lobby to
złożone jest w dużej części z ludzi, którzy przez wiele lat
korzystali z różnych bogatych niemieckich stypendiów, hojnie
serwowanych nagród i innego rodzaju "premii" za swą
germanofilską „koncyliacyjność".(Vide np. casus Władysława
. Bartoszewskiego,
obdarzonego w Niemczech oryginalnym przydomkiem PreisJaeger",
tj. "łowca nagród". Bartoszewski bez żenady przyjął
nawet złoty medal ku czci najzajadlejszego wroga Polski w Niemczech
Weimarskich- ministra Gustava.
Stresemanna. (Por.
szerzej: J. R. Nowak: „O Bartoszewskim bez mitów", Warszawa
2007,s.55-75) . Bardzo mało osób w Polsce zdaje sobie sprawę z
tego, że różne niemieckie fundacje na czele z Fundacją Adenauera
sponsorowały w Polsce wydanie setek książek głównie o
charakterze proniemieckim. Jest to prawdziwa gratka dla wszelkiego
typu grafomanów i grafomanek, które mogą błyskawicznie
"zabłysnąć" nowymi książkami, w których wylewają łzy
nad strasznym losem Niemców, których wypędzano z Polski po 1945
roku, etc. "Stronnictwo pruskie" w nauce i mediach robi, co
tylko może dla "poprawiania" historii w duchu
proniemieckim, wybielania Krzyżaków, przedstawiania Bolesława
Chrobrego jako
"awanturnika", bo walczył z Niemcami, zaprzeczania
niemieckiej prowokacji w czasie "krwawej niedzieli"
bydgoskiej. Doszło do tego, że w katalogu wystawy "1000 lat
Wrocławia", wydanym przez opłacane z polskich pieniędzy
publicznych Muzeum Miasta Wrocławia na 15 stron tekstu o Fryderyku
II (s.175-190)
dominowało wychwalanie tego despoty za czyny zaborcze, przy
całkowitym przemilczeniu jego roli inicjatywnej w I rozbiorze
Polski, fałszowaniu polskiej monety, zajadłej polityki
germanizatorskiej.( Por. świetny szkic krytyczny prof. Tadeusza
. Marczaka w
"Naszym Dzienniku" z 1 sierpnia 2009 r.) Autorem
poświęconego Fryderykowi II tekstu w katalogu wystawy jest skrajny
germanofil Maciej
Łagiewski,
dyrektor Muzeum Miasta Wrocławia, od lat zafałszowujący w duchu
proniemieckim obraz wzajemnej historii.
Niezwykle ostrą ocenę
„stronnictwa pruskiego” w Polsce znajdujemy w znakomitej
obszernej (ponad 400 stron) syntezie polskiej polityki zagranicznej
po 1989 roku „MSZ polski czy antypolski?” pióra Krzysztofa
Balińskiego (Warszawa
2013 r.). Baliński pisał: „W
Polsce istniał i istnieje prawdziwy front obrony niemieckich
interesów.
(Podkr.- J.R.N.) Są to z jednej strony aktywa niemieckich służb
specjalnych (także te odziedziczone po Stasi). Są
również ludzie o żebraczym usposobieniu, którzy egzystują za
niemieckie pieniądze, przedkładają własne interesy nad interesami
kraju, w którym i z którego żyją. Udają polskich dyplomatów,
uczonych lub obiektywnych publicystów i nieustannie, na zasadzie
wyłączności, zabierają głos w sprawach niemieckich. To również
cała wataha ludzi, którzy w imię pojednania, wykazują ogromną
polityczną naiwność i postawę „pożytecznych idiotów”.
Niektóre przypadki bezkrytycznego zaangażowania na rzecz owego
polsko-niemieckiego pojednania są- powiedzmy to wprost-kupione za
niemieckie srebrniki. W rezultacie pojednanie jest fasadą zbudowaną
przez wąskie grupy pojednaniem zadekretowanym na rozkaz”.
(Podkr.- J.R.N.) (Por. K. Baliński : op.cit. s. 280).
Do jakiego stopnia
służalczości wobec Niemiec posuwali się niektórzy polscy
politycy ( Włodzimierz Cimoszewicz i J. Reiter) świadczy historia
z 2004 r. przytoczona przez Balińskiego : „10 września 2004 r.
Sejm uchwala rezolucje ws. Reparacji od Niemców ( w reakcji na
pogróżki ze strony Powiernictwa Pruskiego), a w niej jasne
stwierdzenie, że to nie Polacy są winni Niemcom zadośćuczynienie
finansowe za rezultaty II wojny. Niemcom z odsieczą pośpieszają
przedstawiciele polskiego rządu, w tym znany „ekspert od Niemiec”
–Reiter. Cimoszewicz uchwałę Sejmu nazywa politycznym
awanturnictwem. Jego ( i jego kauzyperdy Truszczyńskiego)
argumentacja przeciw uchwale sprowadza się do obrony stanowiska,
jakie 50 lat temu zajął w tej sprawie komunistyczny rząd Bieruta.
Spichcone na tę okazję przez MSZ oświadczenie, odrzuca rezolucję
Sejmu i stwierdza, że sprawa wzajemnych roszczeń nie istnieje”.
(Por. K. Baliński : op.cit.,s.284),. Dodajmy, że również ówczesny
premier Marek Belka wystąpił przeciw wspomnianej rezolucji Sejmu.
Przypomnijmy, że Polsce należałyby się prawdziwie wielkie sumy za
rozmiary zniszczeń spowodowanych przez Niemcy nazistowskie. Jak
pisał na ten temat jeden z czołowych polskich znawców spraw
międzynarodowych prof. Tadeusz
Marczak: „Łączne
straty wojenne Polski zostały obliczone w 1947 roku na kwotę 49,2
mld dolarów, według wartości dolara z 1938 roku. Uwzględniając
spadek wartości dolara od tego roku
suma strat wojennych w dzisiejszej walucie amerykańskiej przekracza
850 mld dolarów,
bez wliczania odsetek bankowych”.(Por. T.Marczak: Polska na
geopolitycznej i geocywilizacyjnej mapie świata, „Polityka Polska”
nr 3-4,sierpień 2015, s.59).
„Pełzająca
germanizacja” Śląska i Pomorza
W wielu miastach
Pomorza, Górnego i Dolnego Śląska obserwujemy przejawy "pełzającej
germanizacji". Władze tych miast w zamian za ochłapy od
Niemców (różnego typu dotacje i kontrakty ) chętnie zmieniają
nazwy ulic i placów na niemieckie, zgadzają się na umieszczanie
tablic szczególnie mocno eksponujących niemieckie postacie czy
wydarzenia z przeszłości, przy równoczesnym zaniedbywaniu
miejscowych polskich tradycji. Na pewno najbardziej zagrożona akcją
„pełzającej germanizacji” jest Opolszczyzna. Zaraz potem idzie
w kolejności Szczecin. Od ośmiu lat widzę coraz poważniejsze
zagrożenia regermanizacyjne we Wrocławiu. (Por, moja 335
–stronnicowa książka: „Pełzająca germanizacja Wrocławia”,
Warszawa 2010.) W czasie kampanii przeciw Grossowi w 2006 r.
zauważyłem po drodze ze Słupska pięknie oświetlony hotel
"Bismarck" w Bytowie, Dąbie, w województwie pomorskim.
Zapytaliśmy w recepcji, kto jest właścicielem tego hotelu,
mającego przyciągnąć niemieckich turystów już poprzez swoja
nazwę. Okazało się, że hotel był własnością Polaka. Ciekawe,
czy ten Polak wie, że tak uhonorowany przez niego kanclerz Rzeszy
Otto von Bismarck
był śmiertelnym wrogiem Polski i już 26 marca 1861 r. pisał w
liście do siostry: "Bijcie Polaków, ażeby aż o życiu
zwątpili. Mam wielką litość dla ich położenia, ale jeśli
chcemy istnieć, to nie pozostaje nam nic innego jak ich wytępić
(ausrotten)".Czy miejscowy urząd w Bytowie nie powinien
odpowiednio "uhonorować" właściciela hotelu noszącego
nazwę śmiertelnego wroga Polski prawdziwie wysoką grzywną za jego
wybryk?!
Dyskryminowanie polskiej
mniejszości narodowej w Niemczech
Innym przejawem nieczystej gry Niemiec wobec Polski jest występujące w Niemczech na każdym kroku dyskryminowanie dwumilionowej mniejszości polskiej. Jest ona bardzo często dyskryminowana pod względem wydatków na polską oświatę i kulturę ( są one o wiele niższe od polskich wydatków na podobne cele dla niemieckiej mniejszości w Polsce, co niejednokrotnie przypominał profesor Piotr Małoszewski, współtwórca Chrześcijańskiego Centrum Krzewienia Kultury, Tradycji i Języka Polskiego w Niemczech (m.in. na łamach „Niedzieli” „Naszego Dziennika” i w Radiu Maryja).. W audycji Radia Maryja z 5 maja 2011 r. pt. „Rząd chce świętować dyskryminację Polaków” :stwierdzano m.in.: „Prof. Małoszewski wskazuje, że tylko z budżetu polskiego Ministerstwa Edukacji Narodowej w ostatnich czterech latach zwiększono o 30 mln zł środki na edukację w języku niemieckim. – Tymczasem na prośby Polonii, by resort dofinansował choć o 1-2 mln zł polskich nauczycieli w RFN, którzy uczą dzieci w ramach zajęć edukacyjnych prowadzonych przez organizacje polonijne – red.], urzędnicy ministerstw odpowiadają, że nie mają pieniędzy – mówi przewodniczący Konwentu. – Pełnomocnik rządu niemieckiego ds. kultury i mediów zamiast wspierać, torpeduje wszelkie projekty z dziedziny kultury polonijnej. W efekcie nie ma pieniędzy ani na edukację dzieci, ani na projekty kulturalne, ani na media polonijne – skarży się prof. Małoszewski.”
Podczas
pikiety pod konsulatem Republiki Federalnej Niemiec w Opolu w
czerwcu 2011 r. członkowie i sympatycy tamtejszego klubu „Gazety
Polskiej” w Opolu zwrócili uwagę władz niemieckich na
nierównomierne wypełnianie zawartego 20 lat wcześniej traktatu o
stosunkach dobrosąsiedzkich między Polską i Niemcami. W
oświadczeniu odczytanym podczas pikiety stwierdzano m.in. :
„Mniejszość
polska w Niemczech boryka się z ogromnymi trudnościami i
przeszkodami. Polacy w Niemczech otrzymują ze strony niemieckiego
rządu zaledwie 1.2 mln zł rocznie. Jest to kwota stanowiąca
niewiele więcej niż 1% wsparcia jakie nasz rząd ponosi na rzecz
Niemców Polsce. Władze niemieckie utrudniają starania Polaków o
możliwość nauczania języka polskiego jako ojczystego w
niemieckich szkołach. Wydatki
na jedno dziecko polskie w Niemczech wynoszą 4 euro podczas gdy w
Polsce wydatki na jedno dziecku niemieckie to prawie 10 razy więcej
. Czas
skończyć z tą rażącą asymetrią”. (Por.
niezalezna.pl/12183-czas-na-rowne-traktowanie-polakow-w-niemczech
18.06.2011).
Ciekawe, że nawet
postkomunistyczny wicepremier, a później m.in. marszałek Sejmu
Marek Borowski
stwierdził w tekście „Dobre sąsiedztwo’ m.in.:”Z
Traktatu wynika (…) że obie mniejszości powinny być traktowane
tak samo. Niestety, tak nie jest. W
Polsce mamy kilkaset szkół i przedszkoli specjalnie dostosowanych
do potrzeb mniejszości niemieckiej, w których naukę pobiera 32
tys. dzieci, tj. 80- 90% zainteresowanych.
(Podkr.- J.R.N.) Rząd finansuje gazety w języku niemieckim.
Przywilejem, niespotykanym w innych krajach, jest zwolnienie
mniejszości narodowych z obowiązku przekraczania 5% progu
wyborczego, dzięki czemu przedstawiciele mniejszości niemieckiej
(tylko ona z tego przywileju korzysta) są od 18 lat obecni w Sejmie.
Nakłady polskiego rządu na edukację, działalność
społeczno-kulturalną mniejszości niemieckiej oraz dostęp do
mediów wynoszą 15 600 tys. euro rocznie.
W Niemczech języka polskiego uczy się w szkołach publicznych 3,5- 4 tys. dzieci, tj. tylko 2% zainteresowanych. (Podkr.- J.R.N.) Wydatki rządu federalnego na edukację i na rzecz polskich organizacji wynoszą 1,5 mln euro, czyli są 10 razy mniejsze dla 10-krotnie liczniejszej diaspory polskiej. Organizacje polskie nie mają dostępu do mediów”.(Por. www.marekborowski.pl/publikacje/publikacja_383.html).
W Niemczech języka polskiego uczy się w szkołach publicznych 3,5- 4 tys. dzieci, tj. tylko 2% zainteresowanych. (Podkr.- J.R.N.) Wydatki rządu federalnego na edukację i na rzecz polskich organizacji wynoszą 1,5 mln euro, czyli są 10 razy mniejsze dla 10-krotnie liczniejszej diaspory polskiej. Organizacje polskie nie mają dostępu do mediów”.(Por. www.marekborowski.pl/publikacje/publikacja_383.html).
Co gorsza sądy
niemieckie częstokroć stosują praktykę ograniczania użycia
języka polskiego przez dzieci w małżeństwach mieszanych, co jest
jaskrawym przejawem łamania praw człowieka. Faktycznie polska
mniejszość narodowa w Niemczech nie ma w ogóle żadnych praw
mniejszości narodowej. W "Rzeczypospolitej" pisano kiedyś
o tej mniejszości jako o "dwóch milionach nieobecnych".
Fatalne dla polskiej mniejszości i dla Polski rozstrzygnięcia
zapadły z winy K.
Skubiszewskiego w
polsko-niemieckim traktacie z 1991 r. Zaniedbując przyznanie dla
społeczności polskiej w Niemczech praw mniejszości narodowej,
zgodzono się na wytrącenie nam z rąk wielkiego atutu, jakim byłoby
istnienie nad Łabą i Renem dwumilionowego polonijnego lobby.
Wystarczy przyjrzeć się jak mocno wykorzystuje swe prawa, a nawet
przywileje (brak progu wyborczego) stu kilkudziesięciotysięczna
mniejszość niemiecka w Polsce. W odróżnieniu od niej Polacy w
Niemczech są dyskryminowani, a nawet zastraszani. Zdarzało
się- jak wspominał kiedyś ówczesny prezes "Wspólnoty
Polskiej" prof. Andrzej Stelmachowski - że odbierano
obywatelstwo niemieckie pod pretekstem "niedostatecznego
związania z kulturą niemiecką", z odpowiednimi skutkami
materialnymi dla osoby nagle pozbawianej obywatelstwa.
O ile wiem dotąd nie zniesiono nawet sygnowanego przez Hermanna
Goeringa hitlerowskiego
rozporządzenia z 1940 r., nakazującego likwidację polskiej
mniejszości narodowej jako takiej i. Co więcej nie zwrócono
zagrabionego wówczas przez nazistów, po wymordowaniu rozlicznych
działaczy polonijnych, mienia polskiej organizacji mniejszościowej.
.
Co najgorsza mniejszość
polska w Niemczech (największa polska mniejszość narodowa w
Europie, licząca dwa miliony osób) na ogół niewiele mogła
skorzystać ze wstawiennictwa ambasadorów RP. Przedstawiciele
Polonii w Niemczech nadsyłali mi wiele przykładów rażącej
bierności tamtejszej ambasady polskiej. Jeden z ambasadorów RP
Janusz Reiter był
wręcz oskarżany o skrajną usłużność wobec władz niemieckich.
(Por. T. Kosobudzki : „MSZ od A do Z", Warszawa
1997,s.230-232).Rzecz znamienna, że dyplomatyczni przedstawiciele
odległej Turcji potrafią dużo lepiej zabiegać o interesy rzesz
swych ziomków pracujących w Niemczech. Pozycję mniejszości
tureckiej w Niemczech dobrze ilustruje fakt, że Turcy założyli 3
banki w Niemczech, wycofując swe oszczędności z banków
niemieckich. W odróżnieniu od Turków w Niemczech, zawsze mogących
liczyć na wsparcie przedstawicieli swego rządu, tamtejsi Polacy, od
wielu lat opuszczeni przez kolejne polskie rządy, są bezbronni i
całkowicie uzależnieni od widzimisię niemieckich władz. Nie
wspierając Polonii Niemieckiej tracimy szanse budowy silnego
propolskiego lobby w Niemczech.
Co najgorsze, w Niemczech
od dłuższego czasu nasilają się uczucia skrajnej niechęci do
Polaków, a więc proces wręcz przeciwny do bardzo wyraźnej poprawy
stosunku do Niemców w Polsce. Ksenofobia panuje wśród dużej
części młodych Niemców. W ankiecie tygodnika "Der Spiegel"
z lata 1994 r. aż 47 % młodych Niemców odpowiedziało twierdząco
na pytanie, czy czują się lepsi od innych narodów. Z tych 47 % aż
87% podało, że uważają się za lepszych od Polaków. (Wg. tekstu
młodego niemieckiego historyka z Hamburga J.Puhla, "Życie
Warszawy" z 26 stycznia 1995 r.) Upowszechnianiu pogardliwego
stosunku do Polaków sprzyjała ogromna popularność antypolskich
programów telewizyjnych głośnego showmana telewizyjnego Haralda
Schmidta. I właśnie
ten antypolski nienawistnik został za swe zjadliwe Polen-Witze
uhonorowany najważniejszą nagrodą niemieckich
Prawdziwa kulminacja
skundlenia polityki Warszawy wobec Berlina nastąpiła za rządów
PO. Zaczęło się od osławionego„hołdu berlińskiego” ministra
spraw zagranicznych Radosława
Sikorskiego, gdy
publicznie apelował on do Niemiec o dominację w Europie! A później
przyszło jakże wiele przejawów serwilistycznego usługiwania
Niemcom przez Donalda
Tuska nie
przypadkowo odznaczonego przez kanclerz A. Merkel medalem ku czci
największego niemieckiego wroga Polski na początku lat
dwudziestych XX wieku ministra spraw zagranicznych Walthera
Rathenau. Tusk
ustępliwie reagował na najgorsze nawet wybryki Niemiec wobec
Polski. Choćby na budowę gazociągu niemieckiego-rosyjskiego na
dnie Bałtyku kosztem polskiego portu w Świnoujściu. I doczekał
się z łaski kanclerz A. Merkel mianowania na przewodniczącego
Rady Europejskiej,.
Można by długo wyliczać
fakty wskazujące jak bardzo kiwani byliśmy przez cały okres po
1989 r. przez naszych niemieckich „przyjaciół. W każdym razie
nowy rząd PiS przejął od PO stosunki polsko-niemieckie w fatalnym
stanie – na niekorzyść z Polski. Jak z tego wybrnął? Niestety
dotąd nie wybrnął, głównie dzięki skrajnej indolencji ministra
spraw zagranicznych Witolda Waszczykowskiego. Ale o tym w następnym
tekście.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz