Po co ten znaczek z W. Bartoszewskim?
Niedawno Poczta Polska wprowadziła do obiegu w nakładzie 300 tysięcy egzemplarzy znaczek pocztowy z Władysławem Bartoszewskim. O tym jak bardzo polityczną wymowę miało takie uhonorowanie Bartoszewskiego najlepiej świadczyło zachowanie Tomasza Lisa. Mocno zachwycił się on na portalu pomysłem na happening jednego z internautów. Miał on polegać na tym, żeby znaczki z Bartoszewskim naklejać na kartkę świąteczną i wysyłać z życzeniami do PiS-u.. Decyzja o umieszczeniu na znaczku podobizny tak kontrowersyjnej persony jak Bartoszewski była wręcz szokująca. W ostatnich latach Bartoszewski splamił się niezwykle stronniczym zaangażowaniem po stronie PO i starczymi jadowitymi wyzywaniami na PiS w stylu „dewianci” i „bydło” etc. Lubił mówić : „Warto jest przyzwoitym”. Czy jednak sam zachował się przyzwoicie w różnych sytuacjach?
Czy przyzwoitym było jego zachowanie w następujących sprawach?:
-Przyjęcie przez Bartoszewskiego z rąk ministra spraw zagranicznych Klausa Kinkela w dniu 15 listopada 1996 r. złotego medalu ku czci największego niemieckiego polakożercy lat dwudziestych Gustawa Stresemanna. Przypomnijmy, że Stresemann, niemiecki minister spraw zagranicznych w latach 1923-1929, był bardziej zachłanny w agresywnych roszczeniach terytorialnych wobec Polski niż Adolf Hitler w 1939 r. Hitler żądał od polski Gdańska i „korytarza” przez polskie Pomorze. Stresemann żądał od Polski zarówno Gdańska i „korytarza”, jak i polskiego Śląska i wielkiej części Wielkopolski. W 1925 r. wszczął wojnę celną z Polską, która szybko przekształciła się w wojnę gospodarczą dla wyniszczenia Polski. Historyk Bartoszewski musiał wiedzieć o złowieszczej roli Stresemanna wobec Polski, lecz nic jakoś nie powstrzymało go przed przyjęciem medalu ku czci tego polakożercy. (Por. szerzej uwagi na temat wrogości Stresemanna wobec Polski w mojej książce : „ O Bartoszewskim bez mitów”, Warszawa 2007, ss. 58 -73).
-Szokujące milczenie Bartoszewskiego w parlamencie izraelskim w czasie oficjalnej wizyty jako ministra spraw zagranicznych RP, gdy liczni posłowie izraelscy przez kilka godzin oszczerczo oskarżali Polskę jako rzekomo współwinną zagłady Żydów. A Bartoszewski milczał jak grób„ czy raczej – jak to mówi klasyk Lech Wałęsa: „-ani be , ani me, ani kukuryku”! Podczas gdy Bartoszewski nie przyzwoicie nie zdobył się na obronę Polski z oburzeniem o zachowaniu posłów izraelskich pisało szereg Żydów (m.in. Samuel Dombrowski z Düsseldorfu, Benjamin Anolik z Izraela.). (Por. szerzej : J.R. Nowak: „O Bartoszewskim… op.cit.,ss.86-93).
-Nieuzasadnione, bezprawne przeproszenie Niemców za wysiedlenie z Polski w przemówieniu W. Bartoszewskiego w Bundestagu 31 marca 1995 r. (Por. tamże,ss.39-41).
-Zaniżenie przez Bartoszewskiego we wspomnianym przemówieniu w Bundestagu ilości polskich ofiar wojny z 3 do 2 milionów.
-Nie zareagowanie przez Bartoszewskiego jako ministra spraw zagranicznych RP w 1995 r. na brutalne poturbowanie przez rosyjską milicję polskich wiernych katolickich, manifestujących, by odzyskać budynek polskiego kościoła w Moskwie. Bartoszewski zbagatelizował całą sprawę , określając ją jedynie jako „incydent na poziomie komisariatu”.. Na próżno protestowali w związku z jego biernością uczniowie klas maturalnych Katolickiego liceum Ogólnokształcącego im. Św. Augustyna w Warszawie. (Por. szerzej tamże,,ss .44-45 )
-Nie zareagowanie przez W. Bartoszewskiego jako ministra spraw zagranicznych w 1995 r. na brutalna obławę policyjną na 300 Polaków we Frankfurcie nad Odrą, obławę potępioną nawet przez 7 niemieckich posłów. (Por. tamże,ss.45-47),.
- Stwierdzenie przez Bartoszewskiego w wywiadzie dla Die Welt” w marcu 2011 r. : „ w czasie wojny bałem się bardziej Polaków niż Niemców”.
- Nie zrobienie nic przez Bartoszewskiego jako uznanego autorytetu w Niemczech i w Izraelu dla stanowczego potępienia używania oszczerczego nazewnictwa "polskie obozy koncentracyjne" i "polskie obozy zagłady”. Zrobił to dopiero kilka lat po jego szefowaniu MSZ-owi kolejny minister Adam Daniel Rotfeld. (Inna sprawa, że tenże Rotfeld skandalicznie milczał w czasie uzycia tegoż oszczerczego zwrotu przez prezydenta B. Obamę).
-Konsekwentne milczenie Bartoszewskiego w dziesięcioleciach po 1989 r. zamiast zaprotestowania przeciw używaniu (m.in. w tak bliskim mu "Tygodniku Powszechnym”) oszczerczych oskarżeń, jakoby Polacy radośnie bawili się na karuzeli w pobliżu ruin płonącego warszawskiego getta. Przypomnijmy tu, że jeszcze w 1985 r. Bartoszewski stanowczo prostował to kłamstwo na łamach paryskich „Zeszytów Historycznych” . Czyżby to żałosne milczenie należało tłumaczyć strachem przed narażeniem się wychwalającym go dotąd wpływowym kręgom w Niemczech i w Izraelu ?
-Wielokrotne wychwalanie przez Bartoszewskiego kanclerza Helmuta Kohla, znanego z niechęci do Polaków i z niezwykłym uporem opierającego się uznaniu przez Niemcy granicy na Odrze i Nysie. (Kohl ustąpił dopiero pod naciskiem USA i W.Brytanii.)
-Sprzeciw Bartoszewskiego w 2006 r. jako sekretarza kapituły Orła Białego przeciw przyznaniu Orderu Orła Białego (pośmiertnie) generałowi Augustowi E. Fieldorfowi i rotmistrzowi Witoldowi Pileckiemu.
-Przyjęcie przez Bartoszewskiego jako 83-letniego staruszka nie mającego zielonego pojęcia o lotnictwie , swoistej synekury –posady prezesa Rady Nadzorczej LOT-u, znajdującego się już wówczas w bardzo trudnej sytuacji finansowej. Prezesowanie Bartoszewskiego tylko pogłębiło trudności LOT-u .Spowodowało to usunięcie Bartoszewskiego ze wspomnianej prezesury za premierostwa J. Kaczyńskiego, co niesłychanie wzburzyło Bartoszewskiego i nastawiło go przeciw PiS-owi.
Na znaczku zamieszczono słowa Bartoszewskiego (od tytułu jego książki) : „Warto być przyzwoitym”. Jakoś nikt nie zauważył dotąd, że Bartoszewski splagiował te słowa, lekko zmieniając, z kazania Prymasa Tysiąclecia z 1863 r., poświęconego obronie Powstania Styczniowego. Prymas Stefan Wyszyński powiedział wówczas: „Wystarczy być tylko przyzwoitym człowiekiem”.
Zastanowienia wymaga znaczkowa polityka Poczty Polskiej. Być może w ślad za znaczkiem z Bartoszewskim i znaczkiem z T. Mazowieckim wydrukuje również znaczek poświęcony pamięci „wielkiego” B Geremka. Przypomnijmy, że ten guru Unii Demokratycznej był politykiem, który w największym stopniu przyczynił się do przeforsowania w Obywatelskim Klubie Parlamentarnym niszczącego polską gospodarkę planu Sorosa- Sachsa- Balcerowicza. Zapytajmy więc, jaką wiedzę o współczesnej gospodarce polskiej miał B. Geremek, słynny znawca francuskiego średniowiecza. Nie miał żadnej wiedzy, a za to doskonale znał zarobki paryskich kurew w XI-XII wieku, o czym rozpisywał się w swym głównym dziele. W swoim artykule: Polski układ nadziei, publikowanym w "Tygodniku Powszechnym z 17 czerwca 1990 r. Geremek pisał: „Szansą budowy gospodarki rynkowej jest ruina gospodarki Europy Środkowej”. (Podkr.–J. R .Nowak). I rzeczywiście bardzo skutecznie zrujnowali Polskę Geremek i jego przyjaciele z Unii Demokratycznej pod dyktando Sorosa i Sachsa. Dość pojeździć dłużej po Polsce, zaczynając rajd od największego niegdyś miasta przemysłowego Łodzi, gdzie padły wszystkie większe polskie zakłady.
Czy Bartoszewski był jednym z największych bohaterów polskich w drugiej wojnie światowej?
Jednym z najbzdurniejszych mitów upowszechnianych na temat Bartoszewskiego jest pisanie o jego wyjątkowym bohaterstwie w czasie wojny. Np. w książce – wywiadzie z Bartoszewskim pojawiło się twierdzenie S. Niesiołowskiego, jakoby Bartoszewski „zapisał piękną kartę walki o Polskę z bronią w ręku”, czemu sam Bartoszewski nie zaprzeczył.. Jakoś nie natrafiłem w żadnej lekturze na jakikolwiek dowód tej walki. W mojej książce o Bartoszewskim na próżno skierowałem pytania do Bartoszewskiego: W jakim oddziale Pan walczył”, „Przy jakiej uliczce? „ Jakich ma Pan świadków tej rzekomej walki”. Z tego, co dotąd wiem, w czasie Powstania Warszawskiego Bartoszewski nie walczył z bronią w ręku, lecz był redaktorem prasy powstańczej. Zwykł jednak ,tak jak Zagłoba, opowiadać o swych przewagach wojennych i osiągnął wręcz nadzwyczajny skutek, pewnie głównie dzięki telewizji.
Szokującą wręcz informację na temat rozmiarów zmitologizowania „wyczynów bojowych” Bartoszewskiego znalazłem w tekście Marcina Marczaka: Przegrana wojna o pamięć w "Newsweek”-u z 23 września 2009. Autor artykułu omawiał przedziwne wyniki sondażu „Newsweek”-u :”Kto jest największym polskim bohaterem II wojny światowej? (w proc.)., przeprowadzonego w 10 największych miastach kraju. Pierwsze trzy wyniki nie zaskakiwały: ”Kolbe- 13,7 proc., M. „Hubal” -9,6 proc., Jan Bytnar „Rudy”- 7,8 proc.. Z prawdziwym szokiem dowiedziałem się jednak, że już na czwartym miejscu” w sondażu wylądował jako „największy bohater” W. Bartoszewski z 7,4 proc. oddanych głosów. Okazało się, że Bartoszewski całkowicie zdystansował prawdziwych bohaterów wojny: gen. Władysława. Andersa- 6,3 proc. generała „Nila” Emila Fieldorfa- 4,8 proc., gen. Stanisława Maczka -3,`1 proc. i rotmistrza Witolda Pileckiego – zaledwie 1,2 proc. (!!!).
„Autorytety” bez wyższego wykształcania
Mało znany jest fakt, że kilka postaci bardzo eksponowanych jako „autorytety” nigdy nie uzyskało więcej niż w średnie wykształcenie. Wychwalany jako rzekomy wielki „autorytet” moralny ,tzw. „nasz premier” Tadeusz Mazowiecki zaczynał swą karierę dość paskudnie. Nie miał czasu na zakończenie studiów, ale już w wieku 25 lat – w 1952 r. „zabłysnął” napisaną wraz z Z. Przetakiewiczem służalczą wobec komunizmu książka „Wróg pozostał ten sam”. Już rok później jako 26-latek, tylko z maturą, został naczelnym redaktorem Pax-owskiego tygodnika „WTK”. Szybko odpłacił się władzom za zaufanie, pisząc we wrześniu 1953 r. obrzydliwy paszkwil na skazanego po sfabrykowanym procesie ks. biskupa Czesława Kaczmarka. Piętnował go tam jako rzekomego amerykańskiego szpiega, który sprzedał się za dolary.
Nigdy nie ukończył żadnych studiów kolejny „autorytet” -naczelny redaktor „Tygodnika Powszechnego” Jerzy Turowicz, choć w swoim czasie studiował na Politechnice Lwowskiej, a później na wydziale filozofii i historii UJ. Tylko maturą mógł również poszczycić się inny „autorytet” Władysław Bartoszewski, tak często bezprawnie tytułowany profesorem. Aby zostać profesorem, trzeba najpierw zostać magistrem, a później obronić doktora i habilitacje, a najsłynniejszy maturzysta RP W. Bartoszewski nigdy tych etapów nie przeszedł. Choć załatwiono mu prowadzenie zajęć na KUL-u, właśnie z powodu braku magisterium nie mógł egzaminować studentów. Bezprawnie przyznano mu natomiast prawo prowadzenia zajęć seminaryjnych dla magistrantów. Było to złamaniem zasad obowiązujących na studiach,, bo człowiek nie posiadający sam magisterium nie mógł prowadzić seminarium magisterskiego. Miałem napisać o tym w mojej książce „O Bartoszewskim bez mitów”, Odwiódł mnie jednak od tego pewien wybitny ksiądz profesor z KUL-u, wyrażając obawę, że opublikowane powyższego faktu może doprowadzić do pozbawienia tytułów magistrów wszystkie te osoby, które chodziły na seminarium magisterskie Bartoszewskiego. Nie było to jednak ścisłe, bo sprawa dawno uległa przedawnieniu.
Według Wikipedii studiów nie ukończyła również noblistka Wisława Szymborska. W poświęconym jej w Wikipedii tekście czytamy, że w 1945 roku Szymborska „podjęła studia polonistyczne na Uniwersytecie Jagiellońskim, by następnie przenieść się na socjologię. Studiów jednak nie ukończyła ze względu na trudną sytuację materialną”. To ostatnie twierdzenie nie wydaje mi się prawdziwe. Szymborska przerwała studia w 1948 r. , a więc w roku gdy wyszła za maż za Adama Włodka. A więc małżeństwo, a nie „trudna sytuacja materialna”’ zdają się być główną przyczyną przerwania studiów przez Szymborską.
Żadnych studiów wyższych nie ukończył nigdy b. senator OKP ,a wcześniej długoletni agent bezpieki pisarz Andrzej Szczypiorski, przez wiele lat lansowany przez ‘Gazetę Wyborczą” jako rzekomy „wielki autorytet moralny” Brak wykształcenia nie przeszkadzał mu mentorsko piętnować kiepsko wykształconych Polaków, uskarżając się w „Polityce” z 1 lipca 1995 r., że tylko „niespełna siedem procent obywateli posiada wyższe wykształcenie”. Skrajny niedouczek Szczypiorski mimo tego, czy może dlatego, stał się wojującym stachanowcem antypolonizmu. To on jako pierwszy polski renegat przypochlebił się Niemcom, głosząc, że Polacy są współodpowiedzialni za mordowanie Żydów w drugiej wojnie światowej. (Ten obrzydliwy zarzut wyraził na łamach niemieckiego czasopisma „Das Parlament:” z 7 maja 1993 r.).Żadnych studiów nie ukończył już nie autorytet ,ale bardzo wpływowy lewacki warchoł i szkodnik, Jerzy Urban.
Historie „celebrytek”- sióstr Młynarskich
Obie panie: Paulina i Agata Młynarska wiele zawdzięczają rozgłosowi ich ojca Wojciecha Młynarskiego. Przez dziesięciolecia był znakomitym piosenkarzem, teraz jednak głównie wyżywa się w zjadliwych tekstach przeciw PiS-owi. Taka już jest część naszych głośnych salonowców z „warszawki”. Agata Młynarska od początku była wyraźnym beztalenciem – tak mówiłem o jej niespodziewanej "karierze” już w styczniu 1992 r, na spotkanku prawicowego klubu Ruch Naprawy i Rozwoju, poświęconym sprawom telewizji. Największy rozgłos przyniosło jej podczepienie się pod popierany przez ówczesny Establishment program Owsiaka „Róbta, co chceta”. Potem zanudzała prowadzeniem różnych miałkich programów. Na ogół niczym się nie wyróżniła poza pozyskaniem kolejnych trzech mężów. Znacząco przebiła ją w tym względnie dużo ponętniejsza siostra Paulina Młynarska- Moritz, aktorka i feministka, która zdążyła już zawrzeć cztery śluby i przejść cztery rozwody. Taką ilość małżeństw Paulina Młynarska tłumaczyła tym, że to mężczyźni koniecznie chcieli się z nią ożenić. Piętnowała ich przy tym za alkoholizm. Skłaniało to do sugerowania, że być może także oświadczyli się jej , gdy byli na mocnym rauszu.
Ciekawostką jest fakt, że Paulina Młynarska skończyła tylko szkolę podstawową. Nie chciała zbytnio się uczyć i już w wieku 16 lat pojechała do Francji, gdzie wystąpiła w filmie erotycznym. W wywiadzie dla "Twojego Stylu” uskarżała się na Wajdę za zdeformowanie jej dzieciństwa, mówiąc m.in.: „ Moje dzieciństwo zakończyło się, gdy mając niecałe 15 lat, wystąpiłam w filmie Andrzeja Wajdy Kronika wypadków miłosnych. Zagrałam w słynnej rozbieranej scenie i mój świat legł w gruzach. To był koniec dzieciństwa. (…) Przy dzisiejszym stanie wiedzy i prawa ktoś by poszedł siedzieć (podkr.-JRN), ponieważ ja tę scenę zagrałam pod wpływem środków uspokajających i alkoholu, który dali mi dorośli. Poza tym to nie była jedyna scena rozbierana.(…) Dorośli z mistrzem Wajdą na czele nadużyli swojej pozycji (…) Skutki tego zdarzenia były dla mojej psychiki i dalszego życia opłakane. Naruszono moją intymność. Potem długo nie mogłam odzyskać szacunku do samej siebie. Nie potrafiłam się chronić, pozwalałam innym na zbyt wiele.”. Można tylko ubolewać, że Paulina Młynarska dość późno- po 24 latach, i być może tylko dla przypomnienia o sobie, ujawniła swe tragiczne doznania jako 15-latki i dość „szczególną” rolę A. Wajdy.
Ostatnio mimo nikłego wykształcenia Paulina Młynarska - Moritz popisała się domniemanym rozeznaniem w polityce. W grudniu 2015 roku szumnie zapowiedziała wszem i wobec, że nie będzie występować w telewizji publicznej po jej zreformowaniu przez PiS.
Wojciech Młynarski lubił chwalić się swym pokrewieństwem z Rubinsteinem. Tylko, że Artur Rubinstein zachował się ogromnie patriotycznie w 1945 r. podczas konferencji tworzącej ONZ w San Francisco. Wyraził oburzenie wobec braku flagi polskiej i ostentacyjnie zagrał hymn totalnie opuszczonej i zdradzonej Polski. Zapytajmy za to, co wspólnego z patriotyzmem mają agresywne ataki Wojciecha Młynarskiego na PiS, czy pogróżki Pauliny Młynarskiej, zapowiadającej zbojkotowanie telewizji publicznej.
Serdecznie panu dziękuję za wiele nieznanych,zapomnianych ale bardzo cennych dla mnie i mam nadzieję wielu Polaków informacji.
OdpowiedzUsuńPanieProfesorze myślę,że W.Młynarski jako polonista z wykształcenia powinien wiedzieć jaka jest różnica między POKEWIEŃSTWEM,a POWINOWACTWEM (które zachodzi między nim,a A.Rubinsteinem ).
OdpowiedzUsuńPozostaję z szacunkiem ,lecz ewentualnie
Wiktor Wrzos