(Fragment z
pamiętników „Wichry życia”)
W przygotowywanym
do druku pierwszym tomie pamiętników „Wichry życia” sporo piszę o moim dość
barwnym pobycie w warszawskim akademiku przy ul. Kickiego. Ileż przyjaciół
pozostało mi z tego okresu Był to akademik dość biedny, ale pełen humoru i
zabawnych historii. Oto jedna z nich.
Akademicka nuda na
Kicu skłaniała tym łatwiej też do robienia innych wygłupów, tzw. robienia w
konia. Najsłynniejsza pod tym względem była historia repatrianta z Rosji, który
wystąpił z podaniem o Nagrodę Nobla. Jak do tego wszystkiego doszło? Otóż w
Rosji Sowieckiej przez cały czas stalinowski, a i przez pierwsze lata rządów N.S.
Chruszczowa, nie pisano o jakiejś tam burżuazyjnej nagrodzie Nobla. Biedny
repatriant z Rosji miał więc prawo nie wiedzieć, czym jest taka nagroda Nobla.
Studiował jednak już przez dwa lata w Polsce na filologii rosyjskiej, i gdyby
choć trochę czytał, to by na pewno czegoś się dowiedział o Nagrodzie Nobla i
noblistach. Było dokładnie inaczej i biedaczyna strasznie zapłacił za swą
niewiedzę gdzieś na jesieni 1957 roku. Któregoś wieczoru, grupa studentów, jak
zwykle, pitrasiła coś przy kuchenkach gazowych, wykorzystując czas do gorących
dyskusji politycznych. Akurat chodziło o nagrodę Nobla dla Borysa Pasternaka
za powieść „Doktor Żywago”. Sowieccy oficjele rozpoczęli straszną nagonkę na
Pasternaka, określając powieść jako wyraz antysowieckiego szaleństwa. Sam
Chruszczow nazwał Pasternaka świnią, niewdzięczną Rosji za chleb, który zjada.
Pasternaka zmuszono w końcu nawet do rezygnacji z przyjęcia słynnej Nagrody.
Studenci właśnie gorąco dyskutowali przy kuchenkach o całej sprawie, gdy
podszedł student repatriant – nazwijmy go Henio Zwierzchowski (imię i nazwisko
zmyślone), i nie wiedząc o co chodzi, zapytał, a co to jest ta nagroda Nobla?
Wszyscy zorientowali się od razu, że mają do czynienia ze znakomitą ofiarą do
przyszłego dowcipu. Zgodnie zawołali – „Jak to, Heniu, to ty nie dostałeś tej
nagrody? To przecież zasiłek dla najuboższych, a zwłaszcza repatriantów.
Zobacz, jaką niesprawiedliwość popełniono wobec ciebie! Pasternak, syn bogatych
badylarzy z Milanówka, co mają Mercedesa, dostał tego Nobla, a ciebie pominęły
te cholery. Musisz interweniować jak najszybciej w dziekanacie, w Zrzeszeniu
Studentów, etc., bo ci cała ta tak zasłużona nagroda przepadnie. A zresztą,
pomożemy Ci” – i w mig podyktowali mu piękne podanko do prodziekan wydziału
filologii prof. Janiny Kulczyckiej-Saloni, skądinąd świetnej specjalistki od
Żeromskiego i Prusa. W podanku stwierdzano: „Ja, Henryk Zwierzchowski, proszę o
przyznanie mi jak najszybciej Nagrody Nobla, która mi się słusznie należy.
Dostał ją przecież tak niesprawiedliwie Borys Pasternak, syn bogatych badylarzy
z Milanówka, tych co mają Mercedesa. Uprzejmie proszę Panią dziekan o
naprawienie tej tak rażącej krzywdy”. Prof. Kulczycka-Saloni, przeczytawszy
podanko, natychmiast wyrzuciła biednego Henia za drzwi, grożąc mu, że długo
popamięta tak niewczesne głupie żarty. Cały dowcip okazał się niestety dość
okrutny w skutkach dla niedoszłego noblisty. Gdy tylko pojawiał się w stołówce
uniwersyteckiej lub przed gmachem Biblioteki UW, zaraz znajdował się ktoś, kto
wołał: „Ty, noblista, pożycz kolegom coś z Twej nagrody. Nie bądź taką
sknerą!”. Biedny Henio w końcu musiał przenieść się na studia do innego miasta.
PS. Bardzo proszę o skontaktowanie się ze mną Roberta Jakubowskiego, świetnego kompana z Kica, i przez rok współmieszkańca pokoju w akademiku, z którym od dziesięcioleci utraciłem kontakt, a teraz serdecznie pozdrawiam, Robert Nowak.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz